DZIAŁ PIERWSZY:
TOWAR i PIENIĄDZ

Rozdział pierwszy: Towar

1. Dwa czynniki towaru: wartość użytkowa i wartość (substancja wartości, wielkość wartości)

Bogactwo społeczeństw, w których panuje kapitalistyczny sposób produkcji, występuje jako "olbrzymie zbiorowisko towarów"1, poszczególny zaś towar jako jego forma elementarna. Dlatego rozpoczynamy nasze badanie od analizy towaru.

Towar jest nasamprzód [zunachst] przedmiotem zewnętrznym, rzecze, która dzięki swoim własnościom zaspokaja Jakieś potrzeby ludzkie. Charakter tych potrzeb, czy np. pochodzą one z żołądka, czy tez z wyobraźni, nie odgrywa tu żadnej roli2. Nie chodzi tu też o to, w jaki sposób rzecz zaspokaja ludzką potrzebę — bezpośrednio, jako środek do życia, tzn. przedmiot spożycia, czy też drogą okólną, jako środek produkcji.

Wszelką rzecz użyteczną, jak żelazo, papier itd., należy rozpatrywać z dwojakiego punktu widzenia: od strony jakości i od strony ilości. Każda taka rzecz stanowi całokształt wielu własności i dlatego może być pożyteczna z różnych stron. Odkrycie tych różnych stron, a wraz z nimi rozmaitych sposobów użycia rzeczy, jest wynikiem rozwoju historycznego3. Było nim również wynalezienie społecznych miar ilości rzeczy użytecznych. Rozmaitość miar towarów wynika częściowo z różnego charakteru przedmiotów, które mają być mierzone, częściowo z umowy.

Użyteczność danej rzeczy czyni z niej wartość użytkową4. Ale ta użyteczność nie wisi w powietrzu. Uwarunkowana własnościami ciała towaru, poza nim nie istnieje. Samo więc ciało towaru, jak żelazo, pszenica, diament itd., jest wartością użytkową, czyli dobrem. Ten jego charakter nie zależy od tego, czy nadanie mu jego cech użytecznych kosztowało człowieka dużo, czy też mało pracy. Przy rozpatrywaniu wartości użytkowych zakładamy zawsze ich ilościową określoność, np. tuzin zegarków, łokieć płótna, tonę żelaza itd. Wartości użytkowe towarów są przedmiotem odrębnej gałęzi wiedzy — towaroznawstwa5. Wartość użytkowa urzeczywistnia się tylko przez użycie lub spożycie. Wartości użytkowe stanowią materialną treść [stofflichen Inhalt] bogactwa, niezależną od jego formy społecznej. W formie społecznej, którą mamy rozpatrywać, są one zarazem materialnymi reprezentantami wartości wymiennej.

Wartość wymienna występuje przede wszystkim jako stosunek ilościowy, proporcja, w jakiej wartości użytkowe jednego rodzaju wymieniane są na wartości użytkowe innego rodzaju 6 — stosunek zmieniający się nieustannie w zależności od czasu i miejsca. Stąd wartość wymienna wydaje się czymś przypadkowym i czysto względnym, a wartość wymienna wewnętrzna, immanentna towarowi (valeur intrinseque), wydaje się jakimś contradictio in adiecto7. Rozpatrzmy bliżej tę sprawę.

Jakiś towar, np. kwarter pszenicy, jest wymieniany na x pasty do obuwia albo na y jedwabiu, albo na z złota itd. — krótko mówiąc, na inne towary w najrozmaitszych proporcjach. Pszenica posiada więc różne wartości wymienne — nie jedną. Ale że x pasty do obuwia, podobnie jak y jedwabiu, podobnie jak z złota itd. stanowią wartość wymienną jednego kwarteru pszenicy, wobec tego x pasty do obuwia, y jedwabiu, z złota itd. muszą być wartościami wymiennymi, które mogą się wzajemnie zastępować, czyli równymi co do wielkości. Wynika stąd po pierwsze: odpowiednie wartości wymienne tego samego towaru wyrażają równą wielkość. Po wtóre zaś: wartość wymienna może być w ogóle tylko sposobem wyrażania, “formą przejawiania się" odmiennej od niej treści.

Weźmy teraz dwa towary, np. pszenicę i żelazo. Jakikolwiek będzie ich stosunek wymienny, zawsze można go przedstawić za pomocą równania, w którym daną ilość pszenicy przyrównuje się do pewnej ilości żelaza, np. l kwarter pszenicy = a centnarom żelaza. Cóż mówi to równanie? Że w dwóch różnych rzeczach, w kwarterze pszenicy i w a centnarów żelaza, tkwi coś wspólnego o tej samej wielkości. Obie rzeczy są więc równe jakiejś trzeciej, która sama w sobie nie jest ani jedną, ani drugą. Każda z nich — jako wartość wymienna — musi więc dać się sprowadzić do tej trzeciej.

Uzmysłowi nam to prosty geometryczny przykład. Aby wyznaczyć i porównać powierzchnię wszystkich wieloboków, dzielimy je na trójkąty. Sam trójkąt sprowadzamy do wyrazu zupełnie różnego od widzialnej jego postaci, mianowicie do połowy iloczynu jego podstawy przez wysokość. Podobnie wartości wymienne towarów należy sprowadzać do czegoś wspólnego, reprezentowanego przez nie w mniejszej lub większej części.

To wspólne nie może być geometryczną, fizyczną, chemiczną ani żadną inną przyrodzoną własnością towarów. Cielesne własności towarów o tyle tylko wchodzą w ogóle w rachubę, o ile czynią towary użytecznymi, a więc czynią je wartościami użytkowymi. Z drugiej zaś strony jest rzeczą oczywistą, że stosunek wymienny towarów polega właśnie na abstrahowaniu od ich wartości użytkowych. W obrębie tego stosunku jedna wartość użytkowa ma walor równy każdej innej, jeżeli tylko istnieje w odpowiedniej proporcji. Albo, jak mówi stary Barbon: “Jeden gatunek towaru jest równie dobry jak drugi, jeżeli ich wartość wymienna jest równej wielkości. Nie ma tu żadnej różnicy ani możności rozróżnienia między rzeczami o równej wartości wymiennej"8. Jako wartości użytkowe towary różnią się przede wszystkim jakością, jako wartości wymienne mogą różnić się tylko ilością, nie zawierają więc ani atomu wartości użytkowej.

Jeżeli więc pominiemy wartość użytkową ciał towarów, pozostaje im jedna tylko własność — ta mianowicie, że są produktami pracy. Lecz oto sam także produkt pracy uległ przeistoczeniu. Jeżeli abstrahujemy od jego wartości użytkowej, abstrahujemy też od jego cielesnych składników i kształtów, które czynią zeń wartość użytkową. Nie jest on już stołem, domem, przędzą czy jakąkolwiek inną rzeczą użyteczną. Znikły wszystkie jego zmysłowe przymioty. Nie jest on już także produktem pracy stolarza, murarza, przędzarza ani jakiejkolwiek innej określonej pracy produkcyjnej. Wraz z użytecznym charakterem produktów pracy znika użyteczny charakter reprezentowanych przez nie prac, znikają więc także różne konkretne postacie tych prac; prace te nie różnią się już od siebie, lecz są wszystkie sprowadzone do jednakowej pracy ludzkiej, do abstrakcyjnie ludzkiej pracy.

Rozpatrzmy teraz to residuum [resztę] produktów pracy. Pozostała z nich tylko owa widmowa przedmiotowość, czyste skrzepy niezróżnicowanej pracy ludzkiej, czyli wydatkowanej ludzkiej siły roboczej, bez względu na formę jej wydatkowania. Rzeczy te wyrażają już tylko to, że przy wytwarzaniu ich została wydatkowana ludzka siła robocza, że jest w nich nagromadzona ludzka praca. Jako kryształy tej wspólnej im substancji społecznej są one wartościami — wartościami towarów.

W samym stosunku wymiennym towarów ich wartość wymienna ukazała się nam jako coś zgoła niezależnego od ich wartości użytkowych. Jeżeli więc istotnie abstrahujemy od wartości użytkowej produktów pracy, otrzymujemy ich wartość, zgodnie z podanym właśnie określeniem. To wspólne, co znajduje wyraz w stosunku wymiennym, czyli w wartości wymiennej towarów, jest więc ich wartością. Dalsze badanie doprowadzi nas znów do wartości wymiennej jako koniecznego sposobu wyrażania czy też formy przejawiania się wartości, które jednak musimy wpierw rozpatrzyć niezależnie od tej formy.

Wartość użytkowa, czyli dobro, ma więc tylko dlatego wartość, że jest w nim uprzedmiotowiona, czyli zmaterializowana, abstrakcyjnie ludzka praca. Jakże więc mierzyć wielkość jego wartości? Ilością zawartej w nim “substancji wartościotwórczej", czyli pracy. Sama ilość pracy mierzy się długością jej trwania, a czas pracy posiada z kolei skalę w określonych jednostkach czasu, jak godzina, dzień itd.

Mogłoby się wydawać, że skoro wartość towaru jest określana przez ilość pracy wydatkowanej w czasie wytwarzania go, to im bardziej leniwy lub niezręczny jest człowiek, tym większą wartość będzie miał towar przezeń wytworzony, gdyż tym więcej czasu zużyje on na wytworzenie go. Lecz praca stanowiąca substancję wartości jest to jednorodna ludzka praca, wydatkowanie tej samej ludzkiej siły roboczej. Cała siła robocza społeczeństwa, reprezentowana w wartościach świata towarów, występuje tu jako jedna i ta sama ludzka siła robocza, jakkolwiek składa się z niezliczonych indywidualnych sił roboczych. Każda z tych indywidualnych sił roboczych jest tą samą ludzka siłą roboczą co inna, jeżeli posiada charakter społecznej przeciętnej siły roboczej i działa jako taka społeczna przeciętna siła robocza, a więc na wytworzenie danego towaru zużywa tylko przeciętnie niezbędny, czyli społecznie niezbędny czas pracy. Społecznie niezbędnym czasem pracy jest czas pracy potrzebny do wytworzenia jakiejś wartości użytkowej w istniejących społecznie normalnych warunkach produkcji i przy społecznie przeciętnym stopniu umiejętności i intensywności pracy. Np. po wprowadzeniu w Anglii krosna parowego wystarczyła może połowa tego czasu co dawniej do przetworzenia tej samej ilości przędzy w tkaninę. Angielski tkacz ręczny faktycznie nadal zużywał na to ten sam czas pracy, ale produkt jego indywidualnej godziny pracy reprezentował teraz już tylko pół społecznej godziny pracy i dlatego spadł do polowy swej dawnej wartości.

A więc tylko ilość społecznie niezbędnej pracy, czyli czas pracy społecznie niezbędny do wytworzenia jakiejś wartości użytkowej. określa wielkość jej wartości 9. Pojedynczy towar gra tu w ogóle tylko rolę przeciętnego egzemplarza swego rodzaju10. Towary, w których zawarte są równe ilości pracy, czyli takie towary, które można wytworzyć w ciągu tego samego czasu pracy, mają stąd jednakowe wielkości wartości. Między wartością jakiegoś towaru a wartością jakiegokolwiek innego zachodzi taki stosunek, jak między czasem pracy niezbędnym do wytworzenia jednego towaru, a czasem pracy niezbędnym do wytworzenia drugiego. “Jako wartości, wszystkie towary są tylko określonymi miarami zakrzepłego czasu pracy" 11.

Wielkość wartości towaru pozostawałaby więc stałą, gdyby czas pracy niezbędny do wytworzenia go był niezmienny. Jednakże ten czas pracy zmienia się z każdą zmianą siły produkcyjnej pracy. Silę produkcyjną pracy określają najrozmaitsze okoliczności, między innymi przeciętny poziom umiejętności robotnika, stopień rozwoju nauki i jej technologicznego zastosowania, społeczna organizacja procesu produkcji, rozmiary i efektywność środków produkcji oraz warunki naturalne. Ta sama ilość pracy wyraża się np. przy dobrym urodzaju w 8 buszlach pszenicy, przy złym — tylko w 4 buszlach. Ta sama ilość pracy dostarcza w bogatych w rudę kopalniach więcej kruszcu niż w ubogich, itd. Diamenty rzadko występują w skorupie ziemskiej, toteż znalezienie ich wymaga przeciętnie dużo czasu pracy. Dlatego w malej objętości reprezentują wiele pracy. Jacob powątpiewa, czy złoto kiedykolwiek opłacało pełną swą wartość. Jeszcze bardziej dotyczy to diamentu. Według Eschwegego, w roku 1823 cena całego produktu osiemdziesięcioletniej eksploatacji brazylijskich kopalń diamentów nie sięgała ceny przeciętnego półtorarocznego produktu brazylijskich plantacyj trzciny cukrowej i kawy, choć reprezentowała o wiele więcej pracy, a zatem więcej wartości. Gdyby kopalnie diamentów były bogatsze, ta sama ilość pracy znalazłaby wyraz w większej ilości diamentów, których wartość spadłaby. Gdyby się udało niewielkim nakładem pracy przemienić węgiel w diamenty, wartość ich mogłaby spaść poniżej wartości cegły. Mówiąc ogólnie: im większa jest siła produkcyjna pracy, tym krótszy jest czas pracy niezbędny do wytworzenia przedmiotu, tym mniejsza skrystalizowana w nim masa pracy, tym mniejsza jego wartość. Odwrotnie, im mniejsza siła produkcyjna pracy, tym dłuższy czas pracy niezbędny do wytworzenia przedmiotu, tym większa jego wartość. Wielkość wartości towaru zmienia się więc w prostym stosunku do ilości, a w odwrotnym do siły produkcyjnej pracy w nim ucieleśnionej.

Rzecz może być wartością użytkową, nie będąc wartością. Zachodzi to wtedy, gdy człowiek czerpie z niej pożytek bez pracy. Np. powietrze, dziewicza ziemia, naturalne łąki, drzewa dziko rosnące itd. Rzecz może być użyteczna i być produktem ludzkiej pracy, nie będąc towarem. Kto za pomocą swego produktu zaspokaja własną potrzebę, stwarza wprawdzie wartość użytkową, ale nie stwarza towaru. żeby wytworzyć towar, musi wytworzyć nie tylko wartość użytkową, ale wartość użytkową dla innych, wartość użytkową społeczną, (I nie wystarcza, że będzie to wartość użytkowa dla innych. Średniowieczny chłop produkował zboże na daninę dla pana feudalnego i na dziesięcinę dla klechy. Lecz ani danina w zbożu, ani dziesięcina w zbożu nie stały się towarem przez to, że zostały wytworzone dla innych. Aby stać się towarem, produkt musi przejść drogą wymiany do rąk tego, komu służy jako wartość użytkowa)11a. Wreszcie żadna rzecz nie może być wartością, jeżeli nie jest przedmiotem użytecznym. Jeżeli jest bezużyteczna, to i praca w niej zawarta jest bezużyteczna, nie wchodzi w ogóle w rachubę Jako praca i dlatego nie stwarza wartości.

2. Dwoisty charakter pracy zawartej w towarach

Początkowo towar wystąpił przed nami jako coś dwoistego. Jako wartość użytkowa i jako wartość wymienna. Potem okazało się, że i praca, o ile znajduje wyraz w wartości, nie posiada już znamion właściwych jej jako twórczyni wartości użytkowych. Ten dwoisty charakter pracy zawartej w towarze po raz pierwszy został krytycznie wykazany przeze mnie12. Ponieważ jest to punkt wyjścia do zrozumienia ekonomii politycznej, należy go tutaj bliżej oświetlić.

Weźmy dwa towary, choćby surdut i 10 łokci płótna. Przypuśćmy, że pierwszy ma wartość dwa razy większą od drugiego; jeżeli więc 10 łokci płótna = W, surdut = 2 W.

Surdut jest wartością użytkową, która zaspokaja pewną szczególną potrzebę. Sporządzenie go wymaga określonego rodzaju działalności produkcyjnej. Określa ją jej cel, sposób działania, przedmiot, środki i wynik. Pracę, której użyteczność znajduje w ten sposób wyraz w wartości użytkowej jej produktu, czyli w tym, że jej produkt jest wartością użytkową, nazwiemy krótko pracą użyteczną. Z tego punktu widzenia rozpatrujemy ją zawsze w związku z jej użytecznym efektem.

Podobnie jak surdut i płótno są jakościowo różnymi wartościami użytkowymi, tak samo prace powołujące je do istnienia są jakościowo różne — krawiectwo i tkactwo. Gdyby te rzeczy nie były jakościowo różnymi wartościami użytkowymi, a co za tym idzie, produktami jakościowo różnych prac użytecznych, w ogóle nie mogłyby występować wobec siebie jako towary. Surduta nie wymienia się na surdut, wartości użytkowej na tę samą wartość użytkową.

W zbiorowości rozmaitych wartości użytkowych, czyli ciat towarów, znajduje wyraz ogół tak samo rozmaitych prac użytecznych różniących się gatunkiem, rodzajem, rodziną, typem, odmianą, innymi słowy — społeczny podział pracy. Jest on warunkiem istnienia produkcji towarowej, chociaż na odwrót, produkcja towarowa nie jest warunkiem istnienia społecznego podziału pracy. W staroindyjskiej gminie praca jest podzielona społecznie, ale produkty nie stają się towarami. Albo — przykład nam bliższy — w każdej fabryce praca jest systematycznie podzielona, ale ten podział nie odbywa się w ten sposób, że robotnicy wymieniają między sobą swe indywidualne produkty. Tylko produkty samodzielnych i niezależnych od siebie prac prywatnych występują wobec siebie jako towary.

Widzieliśmy więc, że w wartości użytkowej każdego towaru tkwi pewna określona, celowa działalność produkcyjna, czyli użyteczna praca. Wartości użytkowe nie mogą występować wobec siebie jako towary, jeżeli nie tkwią w nich jakościowo różne prace użyteczne. W społeczeństwie, którego produkty przybierają powszechnie formę towarów, tzn. w społeczeństwie wytwórców towarów, ta jakościowa różnica prac użytecznych, wykonywanych niezależnie od siebie jako prywatne zajęcia samodzielnych wytwórców, rozwija się w wieloczłonowy system, w społeczny podział pracy.

Surdutowi jest zresztą obojętne, czy nosić go będzie krawiec, czy klient krawca. W obydwu wypadkach surdut funkcjonuje jako wartość użytkowa. Podobnie stosunek zachodzący między surdutem a pracą, która go wytworzyła, nie zmienił się jako taki przez to, że krawiectwo stało się odrębnym zawodem, samodzielnym członem w społecznym podziale pracy. Ilekroć przycisnęła go potrzeba odziania się, człowiek kroił i szył przez całe tysiąclecia, zanim stal się krawcem. Ale istnienie surduta, płótna, każdego składnika materialnego bogactwa [stofflichen Reichtums], nie będącego bezpośrednim darem przyrody, musiało być zawsze wynikiem specjalnej, celowej działalności produkcyjnej, przystosowującej poszczególne materiały dane przez przyrodę do poszczególnych potrzeb ludzkich. Jako twórczyni wartości użytkowych, jako praca użyteczna, jest tedy praca warunkiem istnienia człowieka, niezależnym od wszelkich ustrojów społecznych, jest wieczną, przyrodzoną koniecznością umożliwiającą wymianę materii między człowiekiem a przyrodą, a więc umożliwiającą życie ludzkie.

Wartości użytkowe: surdut, płótno itd., krótko mówiąc, ciała towarów, są połączeniami dwóch pierwiastków: materiału danego przez przyrodę i pracy. Jeżeli odjąć całkowitą sumę różnych użytecznych prac tkwiących w surducie, płótnie itd., zawsze zostanie jakiś materialny substrat dany przez przyrodę bez udziału człowieka. Wytwarzając, Człowiek może postępować tylko tak, jak postępuje przyroda, tzn. zmieniać tylko formy materii13. Co więcej: w samej tej pracy kształtowania jest on bezustannie wspomagany przez siły przyrody. Praca nie jest wiec jedynym źródłem wartości użytkowych przez nią wytwarzanych, jedynym źródłem materialnego bogactwa. Praca jest jego ojcem, jak mówi William Petty, a ziemia matką.

Przejdźmy teraz od towaru jako przedmiotu użytkowego do wartości towaru.

Według naszego założenia, surdut ma wartość dwa razy większą niż płótno. Lecz jest to tylko różnica ilościowa, która nas chwilowo nie interesuje. Przypominamy więc, że jeżeli wartość surduta jest dwa razy większa od wartości 10 łokci płótna, to 20 łokci płótna będzie miało tę samą wielkość wartości co l surdut. Jako wartości, surdut i płótno są rzeczami o tej samej substancji, są obiektywnymi wyrazami jednorodnej pracy. Ale krawiectwo i tkactwo są pracami różnymi jakościowo. Jednakże istnieją stosunki społeczne, w których ten sam człowiek na przemian szyje i tka, a więc oba te różne rodzaje pracy są tylko odmianami pracy tej samej jednostki, a jeszcze nie są odrębnymi, stałymi czynnościami różnych jednostek, podobnie jak surdut, który krawiec szyje dziś, i spodnie, które będzie szył jutro, są tylko odmianami tej samej pracy indywidualnej. Zwykła obserwacja wskazuje, że w naszym kapitalistycznym społeczeństwie, stosownie do zmian w zapotrzebowaniu na pracę, pewna część pracy ludzkiej dostarczana jest na przemian to w formie krawiectwa, to w formie tkactwa. Ta zmiana postaci pracy nie odbywa się gładko, ale musi się odbywać. Jeżeli pominąć określoność działalności produkcyjnej, a więc użyteczny charakter pracy, zostanie jej tylko ta cecha, że jest wydatkowaniem ludzkiej siły roboczej. Jakkolwiek krawiectwo i tkactwo są to czynności produkcyjne jakościowo różne, w obu wypadkach zachodzi jednak produkcyjne użytkowanie ludzkiego mózgu, mięśni, nerwów, rąk itd. — i w tym znaczeniu obie czynności są ludzką pracą. Są to tylko dwie różne formy wydatkowania ludzkiej siły roboczej. Oczywiście, sama ludzka silą robocza musi już być mniej lub więcej rozwinięta, aby mogła być wydatkowana w tej lub innej formie. Ale wartość towaru reprezentuje pracę ludzką jako taką, wydatkowanie ludzkiej pracy w ogóle. I tak jak w społeczeństwie burżuazyjnym generał albo bankier odgrywa dużą rolę, a człowiek jako taki rolę bardzo mizerną14, podobnie rzecz się ma z ludzką pracą. Jest ona wydatkowaniem prostej siły roboczej, którą bez specjalnego rozwijania jej, przeciętnie posiada organizm każdego normalnego człowieka. Prosta przeciętna praca sama zmienia wprawdzie swój charakter, zależnie od kraju i epoki kultury, ale w danym społeczeństwie jest określona. Praca złożona równa się po prostu pracy prostej spotęgowanej. a raczej pomnożonej, tak iż mniejsza ilość pracy złożonej równa się większej ilości pracy prostej. Doświadczenie uczy, że to sprowadzanie jednej pracy do drugiej odbywa się stale. Choćby towar był produktem pracy jak najbardziej złożonej, mocą swej wartości zostaje przyrównany do produktu pracy prostej i dlatego sam także reprezentuje tylko pewną ilość pracy prostej15. Różne proporcje, w jakich różne rodzaje prac sprowadzane są do pracy prostej jako jednostki miary, ustalają się w procesie społecznym za plecami wytwórców, którym wydaje się dlatego, że proporcje te pochodzą z tradycji. Dla uproszczenia będziemy odtąd wszelki rodzaj siły roboczej traktowali z góry jako siłę roboczą prostą, oszczędzając sobie w ten sposób trudu dokonywania redukcji.

Jak więc przy wartościach “surdut" i “płótno" abstrahowaliśmy od różnicy ich wartości użytkowych, tak samo przy pracach reprezentowanych w tych wartościach abstrahujemy od różnicy ich form użytecznych, od różnicy między krawiectwem a tkactwem. Podobnie jak wartości użytkowe “surdut" i “płótno" są wynikiem połączenia celowych czynności wytwórczych dokonywanych na suknie i przędzy,, podczas gdy wartości “surdut" i “płótno" są tylko jednorodnymi skrzepami pracy, tak samo prace tkwiące w tych wartościach wchodzą w rachubę nie ze względu na ich wytwórczy stosunek do sukna i przędzy, lecz jedynie jako wydatkowanie ludzkiej siły roboczej. Prace krawiecka i tkacka właśnie dzięki swej różnej jakości stanowią elementy kształtujące wartości użytkowe “surdut" i “płótno", natomiast substancją wartości surduta i płótna są one o tyle tylko, o ile abstrahujemy od ich szczególnej jakości — tak że obie posiadają tę samą jakość, mianowicie obie są ludzką pracą.

Jednakże surdut i płótno są nie tylko wartościami w ogóle, lecz wartościami określonej wielkości; według naszego założenia, surdut:

wart jest dwa razy tyle co 10 łokci płótna. Skąd pochodzi ta różnica w wielkości ich wartości? Stąd, że płótno zawiera tylko połowę pracy zawartej w surducie, tak że przy wytwarzaniu surduta siła robocza była wydatkowana w ciągu czasu dwa razy dłuższego niż przy wytwarzaniu owej sztuki płótna.

Jeżeli więc ze względu na wartość użytkową praca zawarta w towarze wchodzi w rachubę tylko jakościowo, to ze względu na wielkość wartości wchodzi ona w rachubę tylko ilościowo, jako że została już sprowadzona do pracy ludzkiej bez bliższego określenia jakościowego.. Tam chodzi o odpowiedź na pytania: co? jak? — tutaj na pytania:

ile? jak długo? Wobec tego, że wielkość wartości towaru reprezentuje tylko ilość zawartej w nim pracy, towary wzięte w pewnej proporcji muszą być zawsze równie wielkimi wartościami.

Jeżeli siła produkcyjna wszystkich prac użytecznych potrzebnych do wytworzenia, dajmy na to, surduta, pozostaje niezmieniona, to' wielkość wartości surdutów wzrasta wraz z ich ilością. Jeżeli jeden surdut reprezentuje x dni pracy, to dwa surduty reprezentują 2x dni pracy itd. Przypuśćmy jednak, że praca niezbędna do wytworzenia surduta wzrosła dwukrotnie lub zmalała do połowy. W pierwszym wypadku surdut będzie miał taką wartość, jak poprzednio dwa surduty, w drugim wypadku — dwa surduty będą przedstawiały tylko taką. wartość, jaką przedtem przedstawiał jeden surdut, choć w obu wypadkach surdut oddaje te same usługi, a zawarta w nim praca użyteczna jest nadal równie dobra. Ale zmieniła się ilość pracy wydatkowanej przy produkcji surduta.

Większa ilość wartości użytkowej stanowi sama przez się większe bogactwo materialne, dwa surduty — większe niż jeden. Dwoma surdutami można odziać dwóch ludzi, jednym surdutem tylko jednego człowieka itd. Niemniej jednak wzrastającej masie bogactwa materialnego może odpowiadać jednoczesny spadek wielkości jego wartości. Taki przeciwstawny ruch wynika z dwoistego charakteru pracy. Silą produkcyjna jest oczywiście siłą produkcyjną użytecznej, konkretnej pracy, i określa w istocie tylko stopień efektywności celowej działalności produkcyjnej w danym okresie czasu. Praca użyteczna staje się więc bardziej lub mniej obfitym źródłem produktów w prostym stosunku do wzrostu lub spadku swej siły produkcyjnej. Natomiast zmiana siły produkcyjnej sama przez się wcale się nie odbija na pracy reprezentowanej w wartości. Ponieważ siła produkcyjna pracy dotyczy użytecznej, konkretnej formy pracy, nie może już oczywiście dotyczyć pracy z chwilą, gdy abstrahujemy od jej konkretnej użytecznej formy. Dlatego ta sama praca stwarza w takich samych okresach czasu zawsze jednakowo wielką wartość, niezależnie od zmian w swej sile produkcyjnej. Ale dostarcza w tym samym okresie czasu różnych ilości wartości użytkowych; więcej — gdy siła produkcyjna wzrasta, mniej — gdy spada. Ta sama zmiana siły produkcyjnej, która zwiększa owocność pracy, a więc też masę dostarczanych przez nią wartości użytkowych, zmniejsza przeto wartość tej zwiększonej ogólnej masy, jeżeli zmniejsza sumę czasu pracy niezbędnego do wytworzenia jej — i odwrotnie.

Wszelka praca jest z jednej strony wydatkowaniem ludzkiej siły roboczej w znaczeniu fizjologicznym — i w tym charakterze jako jednorodna praca ludzka, czyli abstrakcyjnie ludzka praca tworzy wartość towarów. Wszelka praca jest z drugiej strony wydatkowaniem ludzkiej siły roboczej w szczególnej, przez cel swój określonej formie, i w tym charakterze jako konkretna użyteczna praca — tworzy wartości użytkowe 16.

3. Forma wartości, czyli wartość wymienna

Towary przychodzą na świat w postaci wartości użytkowych, a więc w swej postaci cielesnej jako żelazo, płótno, pszenica itd. Jest to ich domorosła postać naturalna. Są one jednak towarami tylko dzięki swej dwoistości, dzięki temu, że są przedmiotami użytku, a zarazem zawierają w sobie wartość. Występują więc tylko wtedy jako towary, czyli wtedy tylko posiadają postać towarów, gdy istnieją w dwojakiej formie: w formie naturalnej ; w formie wartościowej.

Przedmiotowość wartości towarów tym się różni od Imć Pani Żwawińskiej, że nie wiadomo, gdzie ją można złapać. Wprost przeciwnie do zmysłowo namacalnej przedmiotowości ciała towaru, przedmiotowość wartości nie zawiera ani atomu materii naturalnej. Choćbyśmy więc poszczególny towar kręcili i obracali na wszystkie strony, jako rzecz posiadająca wartość pozostanie on nieuchwytny. Gdy jednak przypomnimy sobie, że towary mają przedmiotowość wartości tylko dzięki temu, iż są wyrazami tej samej jednostki społecznej - pracy ludzkiej, że więc przedmiotowość ich wartości jest czysto społeczna, to stanie się rzeczą samą przez się zrozumiałą, iż może ona wyjść na jaw tylko w stosunku społecznym towaru do towaru. Jakoż zaczęliśmy rozbiór od wartości wymiennej, czyli od stosunku wymiennego towarów, aby trafić na ślad ukrytej tam wartości. Musimy obecnie powrócić do tej formy przejawiania się wartości.

Każdy wie, choćby nic poza tym nie wiedział, że towary, w rażącym przeciwieństwie do mnogości naturalnych postaci swych wartości użytkowych, posiadają wspólną formę wartości — formę pieniężną. Tu jednak należy dokonać czegoś, o co burżuazyjna ekonomia nawet się nie pokusiła, mianowicie wykazać, jak powstała ta forma pieniężna, czyli prześledzić rozwój wyrazu wartości zawartego w stosunku wartościowym towarów, od jego najprostszej, najbardziej niepozornej postaci aż do olśniewającej formy pieniężnej. Wtedy zniknie też zagadka pieniądza.

Najprostszym stosunkiem wartościowym jest oczywiście stosunek wartości jakiegoś towaru do wartości jednego tylko innego towaru, obojętne jakiego. Stosunek wartości dwóch towarów daje nam więc najprostszy wyraz wartości jednego towaru.

A. PROSTA, POJEDYNCZA LUB PRZYPADKOWA FORMA WARTOŚCI

x towaru A = y towaru B lub: x towaru A ma wartość y towaru B. (20 łokci płótna = l surdutowi lub: 20 łokci płótna ma wartość l surduta)

1. Oba bieguny wyrazu wartości: forma wartości względna i forma ekwiwalentna

Tajemnica wszelkiej formy wartości tkwi w tej prostej formie wartości. Jej więc analiza przedstawia właściwą trudność.

Dwa różne towary, A i B, w naszym przykładzie płótno i surdut, odgrywają tu, jak widać, dwie różne role. Płótno wyraża swą wartość w surducie, surdut służy jako materiał tego wyrazu wartości. Pierwszy towar gra rolę czynną, drugi — bierną. Wartość pierwszego towaru jest przedstawiona jako wartość względna, czyli znajduje się we względnej formie wartości. Drugi towar pełni funkcję ekwiwalentu. czyli znajduje się w formie ekwiwalentnej.

Forma względna i forma ekwiwalentna wartości to przynależne do siebie, wzajemnie się warunkujące i nierozdzielne od siebie momenty, zarazem jednak wzajemnie się wytaczające, czyli przeciwstawne skrajności, tzn. bieguny tego samego wyrazu wartości; są one zawsze rozdzielone między różne towary, między którymi wyraz wartości stwarza wzajemny stosunek. Nie mogę np. wyrazić wartości płótna w płótnie. 20 łokci płótna = 20 łokciom płótna — to nie jest wyraz wartości. Przeciwnie, równanie to stwierdza raczej: 20 łokci płótna nie jest to nic innego, niż 20 łokci płótna, określona ilość przedmiotu użytkowego “płótno". Wartość płótna może więc być wyrażona tylko w sposób względny, to znaczy w innym towarze. Względna forma wartości płótna każe więc z góry przypuszczać, że jakiś inny towar znajduje się w stosunku do niego w formie ekwiwalentnej. Z drugiej strony ten inny towar, który figuruje jako ekwiwalent, nie może się jednocześnie znajdować. we względnej formie wartości. Nie on wyraża swoją wartość. Dostarcza jedynie materiału dla wyrażenia wartości innego towaru.

Co prawda równanie: 20 łokci płótna. = l surdutowi albo 20 łokci płótna ma wartość 1 surduta, zawiera też odwrotny stosunek: 1 surdut = 20 łokciom płótna lub 1 surdut ma wartość 20 łokci płótna. Ale w tym celu muszę odwrócić równanie, aby wyrazić w sposób względny wartość surduta, a z chwilą gdy to uczynię, płótno stanie się ekwiwalentem zamiast surduta. Ten sam towar nie może więc w tym samym wyrazie wartości występować jednocześnie w obydwóch formach. Albowiem wyłączają się one biegunowo.

Czy więc towar znajduje się we względnej formie wartości, czy też w przeciwstawnej jej formie ekwiwalentnej, zależy to wyłącznie od miejsca, jakie za każdym razem zajmuje w wyrazie wartości, tzn. zależy od tego, czy jest towarem, którego wartość wyrażamy, czy towarem, w którym wyrażamy wartość.

2. Względna forma wartości
a) Zawartość względnej formy wartości

Aby wykryć, w jaki to sposób prosty wyraz wartości towaru tkwi w stosunku wartości dwóch towarów, trzeba najpierw rozpatrzyć ten stosunek całkiem niezależnie od jego strony ilościowej. Przeważnie postępuje się wręcz odwrotnie i widzi w stosunku wartościowym wyłącznie proporcję, w jakiej równoważą się określone ilości dwóch gatunków towaru. Nie spostrzega się przy tym, że wielkości rozmaitych rzeczy staję się porównywalne ilościowo dopiero po sprowadzeniu ich do tej samej jednostki. Tylko jako wyrazy tej samej jednostki są one wielkościami jednoimiennymi, a więc współmiernymi17.

Niezależnie od tego czy 20 łokci płótna = l surdutowi, czy też = 20, czy = x surdutom, tzn., czy dana ilość płótna warta jest mniej lub więcej surdutów, każda taka proporcja zawiera w sobie zawsze to, że płótno i surdut jako wielkości wartości są wyrazami tej samej jedności, że są rzeczami tej samej natury. Płótno = surdutowi — to podstawa równania.

Ale obydwa przyrównane co do jakości towary nie odgrywają tej samej roli. Wyrażona zostaje tylko wartość płótna. A w jaki sposób? Przez odniesienie płótna do surduta jako jego “ekwiwalentu", czyli rzeczy nań “wymienialnej". W tym stosunku surdut jest formą istnienia wartości, wartością uprzedmiotowioną, gdyż tylko w tym charakterze jest on tym samym co płótno. Z drugiej strony, własny byt wartościowy płótna występuje na jaw, czyli otrzymuje samodzielny wyraz, gdyż tylko jako wartość może ono być odniesione do surduta jako do czegoś równowartościowego lub nań wymienialnego. Podobnie na przykład kwas masłowy jest ciałem różnym od propylformatu. Obydwa jednak składają się z tych samych substancji chemicznych — węgla (C), wodoru (H) i tlenu (O), i to w tym samym stosunku procentowym, a mianowicie C4H8O2. Gdyby przyrównać kwas masłowy do propylformatu, to w tym stosunku, po pierwsze, propylformat byłby tylko formą istnienia C4H8O2, po wtóre zaś, równanie to mówiłoby, że kwas masłowy również składa się z C4H8O2. Przez przyrównanie propylformatu do kwasu masłowego wyrazilibyśmy skład chemiczny kwasu masłowego w odróżnieniu od jego formy cielesnej. Jeżeli mówimy: towary jako wartości są tylko skrzepami ludzkiej pracy, to analiza nasza sprowadza je do abstrakcji wartości, nie nadaje im jednak formy wartości, różnej od ich form naturalnych. Inaczej rzecz się ma przy stosunku wartościowym jednego towaru do drugiego. Jego charakter jako wartości występuje tu w jego stosunku do innego towaru.

Kiedy np. surdut jako wartość uprzedmiotowiona zostaje przyrównany do płótna, praca w nim zawarta zostaje przyrównana do pracy zawartej w płótnie. Wprawdzie krawiectwo, a więc wytwarzanie surdutów, jest pracą konkretną, różną od tkactwa wytwarzającego płótno, ale przyrównanie go do tkactwa faktycznie sprowadza "krawiectwo do tego, co jest w obydwóch pracach rzeczywiście jednakowe, do ich wspólnego charakteru ludzkiej pracy. Jest to pośredni sposób wyrażenia myśli, że także tkactwo, o ile tka wartość, nie posiada znamion różniących je od krawiectwa, a więc jest abstrakcyjnie ludzką pracą. Tylko w wyrażeniu ekwiwalentności różnorodnych towarów ujawnia się szczególny charakter pracy tworzącej wartości, przez to mianowicie, że różnorodne prace tkwiące w różnorodnych towarach sprowadzone zostają faktycznie do tego, co im jest wspólne, do pracy ludzkiej w ogóle 17a.

Nie dość jednak wyrazić szczególny charakter pracy, która stanowi wartość płótna. Ludzka siła robocza w stanie płynnym, czyli ludzka praca, tworzy wartość, ale nie jest wartością. Wartością staje się w stanie skrzepnięcia, w postaci przedmiotowej. Aby wyrazić wartość płótna jako skrzepu ludzkiej pracy, trzeba, aby została ona wyrażona jako “przedmiotowość", odmienna rzeczowo od płótna, a zarazem wspólna płótnu z innym towarem. Zadanie jest już rozwiązane. W stosunku wartościowym płótna i surduta, surdut występuje jako coś jakościowo mu równego, jako rzecz tego samego charakteru, ponieważ jest wartością. Surdut występuje tu więc jako rzecz, w której wartość się objawia, która w swej namacalnej postaci naturalnej przedstawia wartość. Co prawda surdut, ciało towaru-surduta, jest tylko wartością użytkową. Surdut akurat tak samo nie wyraża wartości, jak pierwsza lepsza sztuka płótna. To dowodzi tylko tego, że w granicach stosunku wartościowego do płótna surdut znaczy więcej niż poza tym stosunkiem, podobnie jak niejeden człowiek więcej znaczy w ugalonowanym surducie niż bez niego.

Przy wytwarzaniu surduta została w istocie wydatkowana w postaci krawiectwa ludzka siła robocza. Jest więc w nim nagromadzona praca ludzka. Pod tym względem surdut jest “reprezentantem wartości", jakkolwiek ta jego cecha nie przeziera nawet z jego najbardziej wytartych miejsc. I w stosunku wartościowym płótna wchodzi on w rachubę tylko pod tym względem, tzn. jako ucieleśniona wartość, jako ciało wartości. Choć jest zapięty na wszystkie guziki, płótno poznało w nim od razu piękną bratnią duszę wartości. Nie może jednak surdut w stosunku do płótna reprezentować wartości, jeżeli jednocześnie wartość nie przybrała dla płótna formy surduta. Podobnie jednostka A nie może spoglądać na jednostkę B jako na majestat, jeżeli jednocześnie majestat nie przybierze w jej oczach cielesnej postaci jednostki B, jeżeli więc z każdorazową zmianą ojca narodu nie zmienione zostają rysy twarzy, włosy i wiele innych jeszcze cech.

W stosunku wartościowym, w którym surdut stanowi ekwiwalent płótna, forma surduta występuje jako forma wartości. Wartość towaru “płótno" zostaje wobec tego wyrażona w ciele towaru “surdut", wartość jednego towaru w wartości użytkowej drugiego. Jako wartość użytkowa jest płótno przedmiotem odmiennym zmysłowo od surduta, jako wartość jest czymś “podobnym surdutowi" i wygląda dlatego jak surdut. W ten sposób otrzymuje ono formę wartości różną od swej naturalnej formy. Jego istnienie w charakterze wartości ujawnia się w jego podobieństwie do surduta, podobnie jak barania natura chrześcijanina w jego podobieństwie do baranka bożego.

Jak widać, wszystko to, o czym przedtem mówiła nam analiza wartości towaru, mówi nam samo płótno, gdy tylko nawiąże stosunek z innym towarem, surdutem. Tylko że wyraża ono swe myśli w jedynym znanym sobie języku, w języku towarów. Aby powiedzieć, że praca w abstrakcyjnym charakterze pracy ludzkiej stanowi jego wartość, płótno mówi, że surdut o tyle, o ile jest mu podobny, a więc o ile jest wartością, składa się z tej samej pracy co ono. Aby powiedzieć, że wzniosła przedmiotowość jego wartości różna jest od jego sztywnego lnianego ciała, mówi, że wartość wygląda jak surdut, że więc ono samo jako ucieleśniona wartość podobne jest do surduta, tak jak są do siebie podobne dwie krople wody. Nawiasem mówiąc, także język towarów posiada prócz hebrajskiego jeszcze kilka innych mniej lub więcej poprawnych dialektów. Np. niemieckie słowo “Wertsein" mniej dobitnie niż romański czasownik valere, valer, valoir daje wyraz temu, że przez przyrównanie towaru B do towaru A towar A wyraża swą własną wartość. Paris vaut bien une messe! [Paryż wart mszy!].

Poprzez stosunek wartościowy forma naturalna towaru B staje się tedy formą wartościową towaru A, czyli ciało towaru B —zwierciadłem wartości towaru A18. Towar A, wchodząc w ten sposób w stosunek z towarem B stanowiącym ucieleśnienie wartości, materializację ludzkiej pracy, czyni z wartości użytkowej B materiał do wyrażania swej własnej wartości. Wartość towaru A wyrażona w ten sposób w wartości użytkowej towaru B posiada formę wartości względnej.

b) Ilościowa określoność względnej formy wartości

Każdy towar, którego wartość mamy wyrazić, jest przedmiotem użytkowym w określonej ilości: 15 korców pszenicy, 100 funtów kawy itd. Ta określona ilość towaru zawiera określoną ilość pracy ludzkiej. Forma wartościowa musi więc wyrażać nie tylko wartość w ogóle, ale wartość określani} ilościowo, czyli wielkość wartości. Dlatego w stosunku wartościowym towaru A do towaru B, płótna do surduta — rodzaj towaru “surdut" jako ucieleśnioną wartość w ogóle stawiamy na równi nie tylko jakościowo z płótnem, ale do pewnej określonej ilości płótna, np. do 20 łokci, przyrównujemy określoną ilość ucieleśnionej wartości, czyli ekwiwalentu, np. l surdut.

Równanie: “20 łokci płótna = l surdutowi" lub: “20 łokci płótna ma wartość l surduta" zawiera założenie, że w l surducie tkwi tyleż substancji wartości, co w 20 łokciach płótna, że więc obydwie ilości towarów wymagały tej samej ilości pracy, czyli równie długiego czasu pracy. Praca niezbędna do wyprodukowania 20 łokci płótna lub l surduta zmienia się jednak z każdą zmianą siły produkcyjnej tkactwa lub krawiectwa. Trzeba więc bliżej zbadać wpływ takich zmian na względny wyraz wielkości wartości.

I. Niechaj się zmienia wartość płótna19, podczas gdy wartość surduta pozostaje niezmienna. Jeżeli czas pracy niezbędny do wytworzenia płótna wzrośnie dwukrotnie, powiedzmy, z powodu wzrastającego wyjałowienia gruntu zasiewanego lnem, wartość płótna podwoi się. Zamiast 20 łokci płótna = l surdutowi mielibyśmy 20 łokci płótna =. 2 surdutom, gdyż l surdut zawierałby teraz tylko połowę czasu pracy zawartego w 20 łokciach płótna. Jeżeli natomiast czas pracy niezbędny do wytworzenia płótna zmniejszy się o połowę, powiedzmy, z powodu ulepszenia krosien, wartość płótna spadnie do polowy. Odpowiednio do tego: 20 łokci płótna = 1/2 surduta. Względna wartość towaru A, tzn. jego wartość wyrażona w towarze B wzrasta i zmniejsza Się w stosunku prostym do wartości towaru A, przy niezmienionej wartości towaru B.

II. Niechaj wartość płótna będzie niezmienna, podczas gdy wartość surduta się zmienia. Jeżeli w tych warunkach czas pracy niezbędny do produkcji surduta wzrośnie dwukrotnie, powiedzmy, wskutek niepomyślnej strzyży owiec, to zamiast 20 łokci płótna = l surdutowi będziemy mieli: 20 łokci płótna = 1/2 surduta. Jeżeli natomiast wartość surduta zmniejszy się o połowę, to 20 łokci płótna = 2 surdutom. Przy niezmiennej wartości towaru A, jego wartość względna wyrażona w towarze B wzrasta więc lub zmniejsza się w odwrotnym stosunku do zmiany wartości B.

Porównując rozmaite wypadki podane pod I i II widzimy, że ta sama zmiana wielkości wartości względnej może być następstwem przyczyn wręcz przeciwnych. Tak więc równanie: 20 łokci płótna = l surdutowi zamienia się: l) w równanie: 20 łokci płótna = 2 surdutom dlatego, że wartość płótna dwukrotnie wzrosła albo dlatego, że Wartość surdutów spadła do polowy, lub 2) w równanie: 20 łokci płótna = l/2 surduta, ponieważ wartość płótna spadla do polowy albo wartość surduta wzrosła dwukrotnie.

III. Niechaj ilości pracy niezbędne do wytworzenia płótna i surduta zmieniają się jednocześnie w tym samym kierunku i w tym samym stosunku. W tym wypadku będziemy mieli wciąż 20 łokci płótna = l surdutowi, jakimkolwiek zmianom uległyby ich wartości. Zmianę ich wartości można odkryć przez porównanie z trzecim towarem, którego wartość pozostała niezmieniona. Gdyby wartości wszystkich towarów wzrosły lub zmalały jednocześnie w tym samym stosunku, ich wartości względne pozostałyby niezmienione. O rzeczywistej zmianie ich wartości dowiedzielibyśmy się spostrzegając, że w tym samym czasie pracy wytworzono na ogól mniejszą lub większą ilość towarów niż poprzednio.

IV. Niechaj okresy pracy niezbędne do wyprodukowania płótna wzgl. surduta, a więc ich wartości, zmieniają się jednocześnie w tym samym kierunku, ale nie w tym samym stopniu, lub w przeciwnym kierunku itd. Wpływ wszystkich takich możliwych kombinacyj na wartość względną danego towaru wynika po prostu z zastosowania ewentualności I, II i III.

Rzeczywiste zmiany wielkości wartości nie odzwierciedlają się więc ani niedwuznacznie, ani wyczerpująco w jej względnym wyrazie, czyli w wielkości wartości względnej. Wartość względna towaru może się zmieniać, jakkolwiek wartość jego pozostała niezmieniona. Jego wartość względna może pozostać niezmieniona, jakkolwiek jego wartość się zmieniła. Wreszcie jednoczesne zmiany wartości i jej względnego wyrazu wcale nie muszą się pokrywać 20.

3. Forma ekwiwalentna

Widzieliśmy, że towar A (płótno) wyrażając swoją wartość w wartości użytkowej odmiennego towaru B (surduta) narzuca mu pewną szczególną formę wartości: formę ekwiwalentu. Towar “płótno" ujawnia własny byt wartościowy przez to, że surdut, nie przybierając formy wartości różnej od swej cielesnej postaci, jest mu równoważny. Płótno wyraża więc w rzeczywistości swój własny byt wartościowy przez to, że surdut jest na nie bezpośrednio wymienialny. Forma ekwiwalentna towaru jest to więc forma jego bezpośredniej wymienialności na inny towar.

Kiedy jeden rodzaj towaru, np. surduty, służy jako ekwiwalent innego rodzaju towaru, np. płótna, kiedy więc surduty otrzymują tę charakterystyczną własność, że są bezpośrednio wymienialne na płótno, bynajmniej nie jest jeszcze przez to określona proporcja, w jakiej surduty i płótna podlegają wymianie. Skoro wielkość wartości płótna jest dana, proporcja ta zależy od wielkości wartości surdutów. Niezależnie od tego, czy surdut występuje jako ekwiwalent, a płótno jako wartość względna, czy też odwrotnie, płótno jako ekwiwalent, a surdut jako wartość względna, wielkość wartości surduta pozostaje w obydwu wypadkach określona przez czas pracy niezbędny do wytworzenia go, a więc nie zależy od formy jego wartości. Z chwilą jednak gdy w wyrazie wartości towar “surdut" zajmie miejsce ekwiwalentu, wielkość jego wartości wcale nie otrzymuje wyrazu jako wielkość wartości. Figuruje ona w równaniu wartości tylko jako określona ilość pewnej rzeczy.

Na przykład: 40 łokci płótna są “warte" — wiele? 2 surduty. Ponieważ towar “surdut" gra tu rolę ekwiwalentu, a wartość użytkowa “surdut" występuje wobec płótna jako ciało wartości, określona ilość surdutów może wyrażać określoną ilość wartości płótna. Dlatego dwa surduty mogą wyrażać wartość 40 łokci płótna, ale nigdy nie mogą wyrażać swej własnej wartości, wartości surdutów. Powierzchowne pojmowanie tego faktu, że ekwiwalent w równaniu wartości zawsze posiada tylko formę zwykłej ilości jakiejś rzeczy, jakiejś wartości użytkowej, doprowadziło Baileya, podobnie jak licznych jego poprzedników i następców, do tego, że w wyrazie wartości widział stosunek tylko ilościowy. Otóż forma ekwiwalentna towaru właśnie nie zawiera ilościowego określenia wartości.

Oto więc pierwsza osobliwość rzucająca się w oczy przy rozpatrywaniu formy ekwiwalentnej: wartość użytkowa staje się formą, w której występuje na jaw jej przeciwieństwo — wartość.

Naturalna forma towaru staje się formą wartości. Ale zauważmy, że to quid pro quo zachodzi dla towaru B (surdut, pszenica, żelazo itd.) tylko w obrębie stosunku wartości, w którym pozostaje z nim jakikolwiek inny towar A (płótno itd.), tylko w obrębie tego stosunku. Ponieważ żaden towar nie może odnosić się do samego siebie jako do ekwiwalentu, a więc też nie może swej własnej powłoki naturalnej uczynić wyrazem swej własnej wartości, musi przeto być odniesiony do innego towaru jako do ekwiwalentu, czyli z powłoki cielesnej innego towaru musi uczynić formę swej własnej wartości.

Niech nam to uzmysłowi przykład miary stosowanej do ciał towarów jako do ciał towarów, tzn. jako do wartości użytkowych. Głowa cukru, jako że jest ciałem, jest ciężka, posiada więc ciężar, ale nie można tego ciężaru stwierdzić przez oglądanie lub dotykanie głowy cukru. Bierzemy tedy różne kawałki żelaza, których ciężar został uprzednio wyznaczony. Cielesna postać żelaza, jako taka, tak samo nie jest formą przejawiania się ciężkości jak cielesna postać głowy cukru. A jednak, aby wyrazić ciężar głowy cukru, stawiamy ją w stosunek wagowy z żelazem. W stosunku tym żelazo występuje jako ciało, które nie przedstawia nic prócz ciężkości. Ilości żelaza śluzą przeto jako miara wagi cukru i wobec cukru reprezentują jedynie ucieleśnienie ciężkości, są formą przejawiania się ciężkości. Tę rolę odgrywa żelazo tylko w granicach tego stosunku, w jakim pozostaje do niego cukier czy inne jakieś ciało, którego ciężar ma zostać określony. Gdyby obie rzeczy nie były ciężkie, nie mogłyby wejść w ten stosunek, wobec czego jedna nie mogłaby służyć jako wyraz ciężkości drugiej. Gdy rzucamy obie na szale wagi, widzimy istotnie, że jako ciężary są one tym samym, dlatego też w określonej proporcji mają ten sam ciężar. Podobnie jak ciało żelaza, jako miara wagi, reprezentuje wobec głowy cukru tylko ciężkość, tak samo w naszym wyrazie wartości ciało surduta reprezentuje wobec płótna tylko wartość.

Ale tu kończy się analogia. Żelazo, wyrażając ciężar głowy cukru, reprezentuje własność przyrodzoną, wspólną obu ciałom, ich ciężkość, gdy natomiast surdut wyrażając wartość płótna reprezentuje nie przyrodzoną własność obu rzeczy, lecz ich wartość, coś czysto społecznego.

Dzięki temu, że forma względna wartości towaru, np. płótna, wyraża jego byt wartościowy jako coś zupełnie odmiennego od ciała towaru i jego własności, np. jako coś równego surdutowi, sam ten wyraz zdradza ukryty w sobie stosunek społeczny. Odwrotnie rzecz się ma z formą ekwiwalentną. Polega ona właśnie na tym, że ciało towaru, np. surdut, po prostu taki jaki jest, wyraża wartość, a więc z natury posiada formę wartości. Wprawdzie zachodzi to tylko w granicach stosunku wartościowego, w którym towar “płótno" odniesiony jest do towaru “surdut" jako do ekwiwalentu21; ale że własności rzeczy nie wynikają z jej stosunku do innych rzeczy, raczej tylko ujawniają się w takim stosunku, wydaje się, jakoby surdut swoją formę ekwiwalentną, swoją własność bezpośredniej wymienialności posiadał tak samo z natury, jak swą własność ciężkości lub własność chronienia przed utratą ciepła. Stąd zagadkowość formy ekwiwalentnej, którą burżuazyjnie tępy wzrok ekonomisty spostrzega dopiero wtedy, gdy forma ta występuje przed nim w skończonej postaci, w pieniądzu. Wtedy usiłuje on rozwiać mistyczny charakter złota i srebra przez to, że podsuwa zamiast nich mniej lśniące towary iż nie słabnącym zadowoleniem recytuje katalog tych towarów-hołyszów, które ongiś grały rolę ekwiwalentu towarowego. Nie przeczuwa nawet, że już najprostszy wyraz wartości, jak 20 łokci płótna = l surdutowi, pozwala rozwiązać zagadkę formy ekwiwalentnej.

Ciało towaru służącego za ekwiwalent występuje zawsze jako ucieleśnienie abstrakcyjnie ludzkiej pracy i jest zawsze produktem określonej, użytecznej, konkretnej pracy. Ta konkretna praca staje się przeto wyrazem abstrakcyjnie ludzkiej pracy. Jeżeli np. surdut występuje jedynie jako urzeczywistnienie pracy abstrakcyjnie ludzkiej, krawiectwo, które się w surducie realnie urzeczywistnia, stanowi tylko formę urzeczywistnienia się abstrakcyjnie ludzkiej pracy. Jeżeli idzie o wyrażenie wartości płótna, użyteczność pracy krawieckiej polega nie na tym, że robi ubrania (a co za tym idzie, jak mówi przysłowie niemieckie, ludzi), lecz na tym, że stwarza ciało, po którym poznać, iż posiada wartość, tzn., że jest skrzepem pracy, niczym się nie różniącej od pracy uprzedmiotowionej w wartości płótna. Aby stać się takim zwierciadłem wartości, krawiectwo winno odzwierciedlać wyłącznie tę swoją abstrakcyjną własność, że jest ludzką pracą.

Zarówno w postaci krawiectwa jak w postaci tkactwa zostaje wydatkowana ludzka siła robocza. Oba te rodzaje pracy posiadają więc tę ogólną własność, że są ludzką pracą, i dlatego w określonych wypadkach, np. gdy chodzi o wytwarzanie wartości, mogą być rozpatrywane wyłącznie pod tym kątem widzenia. Nie ma w tym nic tajemniczego. Ale w wyrazie wartości towaru sprawa jest odwrócona. Aby np. wyrazić, że tkactwo stwarza wartość płótna nie w swej konkretnej postaci jako tkactwo, lecz w swym ogólnym charakterze pracy ludzkiej, przeciwstawiamy mu krawiectwo, pracę konkretną, wytwarzającą ekwiwalent płótna, jako uchwytną formę urzeczywistnienia abstrakcyjnie ludzkiej pracy.

Jest to więc druga osobliwość formy ekwiwalentnej: praca konkretna staje się formą przejawiania się swego przeciwieństwa, abstrakcyjnie ludzkiej pracy.

Ale dzięki temu, że ta konkretna praca, krawiectwo, występuje wyłącznie jako wyraz niezróżnicowanej pracy ludzkiej, dzięki temu posiada formę równości z inną praca, z pracą zawartą w płótnie, i dlatego, choć jest pracą prywatną jak wszelka inna praca wytwarzająca towary, jest jednak pracą w formie bezpośrednio społecznej. Właśnie dlatego wyraża się w produkcie, który może być bezpośrednio wymieniony na inny towar. Jest to więc trzecia osobliwość formy ekwiwalentnej: praca prywatna staje się formą swego przeciwieństwa, staje się pracą w formie bezpośrednio społecznej.

Obie ostatnio rozpatrywane osobliwości formy ekwiwalentnej staną się jeszcze bardziej zrozumiałe, gdy cofniemy się do wielkiego badacza, który pierwszy analizował formę wartości, jak wiele innych form myślenia, społeczeństwa i przyrody. Jest nim Arystoteles.

Przede wszystkim Arystoteles jasno wyraża myśl, że pieniężna forma towaru jest tylko dalej rozwiniętą postacią prostej formy wartości, czyli wyrażania wartości towaru w jakimkolwiek innym towarze, gdy mówi:

“5 poduszek = 1 domowi"

“nie różni się" od:

“5 poduszek = takiej a takiej sumie pieniędzy" .

Zdaje on sobie dalej sprawę z tego, że stosunek wartościowy, zawarty w tym wyrazie wartości, ze swej strony wymaga, aby dom był przyrównany do poduszki pod względem jakościowym, oraz z tego, że te dwie rzeczy, tak odmienne o ile idzie o ich zmysłowe własności, nie mogłyby bez takiej tożsamości swej substancji być przyrównywane jako wielkości współmierne. “Nie może być — mówi Arystoteles — wymiany bez równości, a równości bez współmierności". Tu jednak utknął i poniechał dalszego rozbioru formy wartości. “W rzeczywistości jednak nie podobna, aby rzeczy tak odmienne były współmierne", tzn. równe co do jakości. Przyrównanie to może więc być tylko czymś obcym prawdziwej naturze rzeczy, a więc tylko “środkiem pomocniczym dla praktycznej potrzeby".

Arystoteles sam więc mówi nam, o co się rozbiła dalsza jego analiza, mianowicie o brak pojęcia wartości. Czym jest to równe, tzn. ta wspólna substancja, która dom przedstawia wobec poduszki w wyrazie wartości poduszki? Coś podobnego “nie może w rzeczywistości istnieć" — mówi Arystoteles. Dlaczego? Dom przedstawia -wobec poduszki cos równego o tyle, o ile przedstawia to, co jest istotnie wspólne obojgu, poduszce i domowi. A tym jest — praca ludzka.

Ale Arystoteles nie mógł z samej formy wartości wyczytać, że w formie wartości towarów wszystkie prace są wyrażone jako jednakowa praca ludzka, a wiec jako praca równoznaczna, gdyż społeczeństwo greckie opierało się na pracy niewolników, a więc nierówność ludzi i ich sil roboczych była jego podstawi} naturalny. Tajemnicę wyrazu wartości, równość i równoznaczność wszystkich prac, dlatego że są i o ile są pracą ludzką w ogóle, można było odgadnąć dopiero wtedy. gdy pojęcie równości ludzi utrwaliło się jak przesąd ludowy. A to stało się możliwe dopiero w społeczeństwie, w którym forma towarowa stała się powszechną formą produktu pracy, a co za tym idzie, wzajemny stosunek ludzi jako posiadaczy towarów — panującym stosunkiem społecznym. Geniusz Arystotelesa jaśnieje właśnie w tym, że w wyrazie wartości towarów odkrył stosunek równości. Tylko historycznie ograniczony widnokrąg społeczeństwa, w którym żył, przeszkodził mu w znalezieniu tego< co “w rzeczywistości" jest treścią tego stosunku równości.

4. Całość prostej formy wartości

Prosta forma wartości towaru zawarta jest w jego stosunku wartościowym do towaru innego rodzaju, czyli w jego stosunku wymiennym z tym towarem. Wartość towaru A znajduje jakościowy wyraz w bezpośredniej wymienialności towaru B na towar A, wyraz ilościowy — w wymienialności określonej ilości towaru B na daną ilość towaru A. Innymi słowy: wartość towaru wyraża się samodzielnie przez to, że występuje jako “wartość wymienna". Jeżeli na początku tego rozdziału powiedzieliśmy potocznie: towar jest wartością użytkową i wartością wymienną, było to, ściśle biorąc, błędne. Towar jest wartością użytkową, czyli przedmiotem użytku — i “wartością". Tę swoją dwoistość ujawnia on wtedy, gdy jego wartość znajduje własną, różną od jego naturalnej formy, formę przejawiania się, mianowicie formę wartości wymiennej, przy czym formy tej towar nie posiada nigdy rozpatrywany w odosobnieniu, lecz zawsze tylko w stosunku wartościowym, czyli wymiennym do towaru innego rodzaju. Z chwilą jednak, gdy o tym już wiemy, tamto wyrażenie nic nie szkodzi, tylko jest pewnym skrótem.

Analiza nasza wykazała, że nie wartość i wielkość wartości wynika ze swego wyrazu — wartości wymiennej, lecz przeciwnie, forma wartości, czyli wyraz wartości towaru wynika z istoty wartości towaru. A właśnie na tym polega złudzenie nie tylko merkantylistów i ich nowoczesnych odgrzewaczy jak Ferrier, Ganilh itd.22, ale też złudzenie ich antypodów, nowoczesnych komiwojażerów wolnego handlu, jak Bastiat i spółka. Merkantyliści kładą główny nacisk na jakościową stronę wyrazu wartości, a więc na ekwiwalentną formę towaru, która skończoną postać znalazła w pieniądzu — nowocześni domokrążcy wolnego handlu, którzy za wszelką cenę muszą zbyć swój towar, kładą natomiast nacisk na ilościową stronę względnej formy wartości. Stąd też nie istnieje dla nich ani wartość, ani wielkość wartości towaru poza ich wyrazem w stosunku wymiennym, a więc poza cedułą giełdy towarowej. Szkot MacLeod, którego powołaniem stało się przystrojenie najdziwaczniej pogmatwanych poglądów Lombard-streetu w szatę pozornej uczoności, przedstawia doskonałą syntezę zabobonnych merkantylistów i oświeconych domokrążców wolnego handlu.

Bliższe zbadanie wyrazu wartości towaru A, zawartego w jego stosunku wartościowym do towaru B, ukazało, że w tym stosunku forma naturalna towaru A występuje tylko w postaci wartości użytkowej, forma zaś naturalna towaru B jedynie jako forma wartości, czyli postać wartości. Utajone w towarze wewnętrzne przeciwieństwo między wartością użytkową a wartością ujawnia się tu w przeciwieństwie zewnętrznym, tzn. w stosunku dwóch towarów, przy czym towar, którego wartość mamy wyrazić, występuje bezpośrednio tylko jako wartość użytkowa, towar zaś, w którym wyrażamy wartość, występuje bezpośrednio tylko jako wartość wymienna. Prosta forma wartości towaru jest więc prostą formą przejawiania się tkwiącego w towarze przeciwieństwa wartości użytkowej i wartości.

Produkt pracy jest we wszystkich układach społecznych przedmiotem użytku, ale tylko określona historycznie epoka rozwoju społecznego przeistacza produkt pracy w towar — ta epoka, w której praca wydatkowana na wytworzenie przedmiotu użytkowego przybiera charakter jego “przedmiotowej" własności, tzn. jego wartości. Wynika stąd, że prosta forma wartości towaru jest jednocześnie prostą formą towarową produktu pracy, że więc także rozwój formy towarowej Jest zbieżny z rozwojem formy wartości.

Na pierwszy rzut oka widać niedostateczność prostej formy wartości, tej formy zalążkowej, która dopiero poprzez liczne metamorfozy dojrzewa w formę ceny.

Wyrażenie wartości towaru A w jakimś towarze B odróżnia wartość towaru A jedynie od jego własnej wartości użytkowej, stawia go więc w stosunku wymiennym tylko do jakiegoś pojedynczego odmiennego odeń rodzaju towaru, lecz nie wyraża jego jakościowej równości i ilościowej proporcjonalności wobec wszystkich innych towarów. Prostej względnej formie wartości towaru odpowiada jedna forma ekwiwalentna innego towaru. Tak na przykład surdut w wyrazie względnej wartości płótna posiada formę ekwiwalentne, czyli formę bezpośredniej wymienialności tylko w stosunku do tego jednego rodzaju towaru, do płótna.

Jednakże pojedyncza forma wartości sama przechodzi w formę pełniejszą. Wprawdzie wyraża ona wartość towaru A w jednym tylko towarze innego rodzaju, ale jakiego rodzaju będzie ten drugi towar, czy będzie to surdut, żelazo, pszenica itd., jest zupełnie obojętne. Zależnie więc od tego, z jakim rodzajem innego towaru towar A wstępuje w stosunek wartościowy, powstają różne proste wyrazy wartości tego samego towaru22a. Ilość możliwych wyrazów wartości towaru ograniczona jest tylko ilością odmiennych odeń rodzajów towarów. Dlatego pojedynczy wyraz wartości towaru przeistacza się w szereg różnych prostych wyrazów jego wartości, szereg, który można stale przedłużać.

B. PEŁNA, CZYLI ROZWINIĘTA FORMA WARTOŚCI

z towaru A = u towaru B lub = v towaru C, lub = w towaru D,lub = x towaru E, lub = itd.

(20 łokci płótna = l surdutowi lub = 10 funtom herbaty, lub = 40 funtom kawy, lub = l kwarterowi pszenicy, lub := 2 uncjom złota, lub = l/g tony żelaza, lub = itd.).

1. Rozwinięta względna forma wartości

Wartość towaru, np. płótna, jest teraz wyrażona w niezliczonych innych elementach świata towarów. Wszelkie inne ciało towaru staje się zwierciadłem wartości płótna 23. W ten sposób dopiero sama ta wartość okazuje się naprawdę skrzepem niezróżnicowanej pracy ludzkiej. Albowiem praca wartościotwórcza jest tu wyraźnie reprezentowana Jako praca zrównana z wszelką inną pracą ludzką, niezależnie od jej naturalnej formy, niezależnie więc od tego, czy praca ta ucieleśnia się w surducie, czy w pszenicy, czy w żelazie, w złocie itd. Toteż dzięki swej formie wartości płótno pozostaje teraz w stosunku społecznym już nie tylko do poszczególnego rodzaju innego towaru, lecz do świata towarów. Jako towar jest obywatelem tego świata. Jednocześnie nieskończony szereg wyrazów wartości uwydatnia to, że dla wartości towaru obojętna jest ta szczególna posłać wartości użytkowej, w której się ukazuje.

W pierwszej formie: 20 łokci płótna = 1 surdutowi — może się wydawać czymś przypadkowym, że te dwa towary są wzajemnie wymieniane w określonym stosunku ilościowym. Przy drugiej natomiast formie widać od razu tło, od przypadkowej formy przejawu niezależne i przejaw ten determinujące. Wartość płótna pozostaje niezmieniona, niezależnie od tego, czy znajduje wyraz w surducie, czy w kawie, czy w żelazie itd., w bezliku różnych towarów należących do najrozmaitszych posiadaczy. Znika przypadkowość stosunku dwóch indywidualnych posiadaczy towarów. Staje się rzeczą oczywistą, że nie wymiana określa wielkość wartości towaru, lecz przeciwnie, wielkość wartości towaru wyznacza jego stosunki wymienne.

2. Forma ekwiwalentna szczególna

Każdy towar — surdut, herbata, pszenica, żelazo itd. — służy w wyrazie wartości płótna jako ekwiwalent, a więc jako dato wartości. Określona forma naturalna każdego z tych towarów jest teraz szczególną formą ekwiwalentną, obok wielu innych. Tak samo też różnorakie rodzaje określonej, konkretnej pracy użytecznej, zawarte w ciałach rozmaitych towarów, reprezentują obecnie tyleż szczególnych form urzeczywistnienia, czyli przejawiania się pracy ludzkiej w ogóle.

3. Braki pełnej lub rozwiniętej formy wartości

Po pierwsze, względny wyraz wartości towaru jest nie zakończony, gdyż szereg jego wyrazów nigdy się nie zamyka. Łańcuch, którego ogniwami są poszczególne równania wartościowe, może być ciągle przedłużany przez każdy nowy gatunek towaru, który dostarcza materiału do nowego wyrazu wartości. Po drugie, forma ta tworzy pstrą mozaikę nie spojonych ze sobą rozmaitych wyrazów wartości. Wreszcie, jeżeli względna wartość każdego towaru znajduje wyraz w tej rozwiniętej formie — a tak przecież musi być — wobec tego względna forma wartości każdego towaru stanowi nieskończony szereg wyrazów wartości różny od względnej formy wartości każdego innego towaru. — Braki rozwiniętej względnej formy wartości znajdują odbicie w odpowiadającej jej formie ekwiwalentnej. Wobec tego, że naturalna forma każdego poszczególnego rodzaju towaru jest tu formą ekwiwalentną szczególną obok niezliczonych innych szczególnych form ekwiwalentnych, istnieją w ogóle tylko ograniczone formy ekwiwalentne, z których każda wyłącza drugą. Podobnie też rodzaj określonej konkretnej pracy użytecznej zawartej w każdym szczególnym ekwiwalencie towarowym jest tylko szczególną, a więc nie wyczerpującą formą przejawiania się pracy ludzkiej. Praca ta posiada wprawdzie zupełną, czyli całkowitą formę przejawiania się w ogólnym kręgu owych szczególnych form przejawiania się, lecz brak jej dlatego jednolitej formy przejawiania się.

Jednakże rozwinięta względna forma wartości stanowi jedynie sumę prostych względnych wyrazów wartości, czyli równań formy pierwszej, jak:

20 łokci płótna = l surdutowi, 20 łokci płótna = 10 funtom herbaty itd.

Każde zaś z tych równań zawiera też tożsame z nim równanie odwrócone:

1 surdut = 20 łokciom płótna 10 funtów herbaty = 20 łokciom płótna itd.

Istotnie: jeżeli ktoś wymienia swe płótno na wiele innych towarów, czyli wyraża jego wartość w szeregu innych towarów, to odwrotnie, posiadacze tych innych towarów także muszą silą rzeczy wymienić je na płótno, czyli wyrazić wartość swych rozmaitych towarów w tym samym trzecim towarze, w płótnie. — Jeżeli więc odwrócimy szereg;

20 łokci płótna = / surdutowi lub = 10 f. herbaty, lub = itd., tzn. jeżeli wyrazimy stosunek odwrotny, z natury rzeczy tkwiący już w tym szeregu, otrzymamy:

C. OGÓLNA FORMA -WARTOŚCI

l surdut
10 funtów herbaty
40 funtów kawy
1 kwarter pszenicy                     = 20 łokciom płótna
2 uncje złota
1/2 tony żelaza
x towaru A
itd.

 

1. Zmieniony charakter formy wartości

Tak więc towary wyrażają swą wartość: l) w sposób prosty, bo w jednym tylko towarze, 2) jednolicie, bo w tym samym towarze. Ich forma wartości jest prosta i wspólna, a więc ogólna.

Formy I i II wyrażały jedynie to, że wartość towaru jest czymś różnym od jego własnej wartości użytkowej, czyli od jego ciała towarowego.

Pierwsza forma prowadziła do równań w rodzaju: l surdut = 20 łokciom płótna, 10 funtów herbaty = 1/2 tony żelaza itd. Wartość surduta jest wyrażona Jako coś równego płótnu, wartość herbaty jako coś równego żelazu itd., ale te wyrazy wartości surduta i herbaty — owo coś równego płótnu, coś równego żelazu — różnią się między sobą tak samo jak płótno i żelazo. Oczywiście forma ta występuje w praktyce jedynie w samym zaraniu wymiany, kiedy to produkty pracy tylko niekiedy i przypadkowo przeistaczały się w towary.

Druga forma dokładniej niż pierwsza odróżnia wartość towaru od jego własnej wartości użytkowej, gdyż wartość np. surduta przeciwstawia się teraz jego formie naturalnej w najrozmaitszych postaciach, jako coś równego płótnu, żelazu, herbacie itd., wszystkiemu, byle nie surdutowi. Z drugiej strony wszelki wspólny wyraz wartości towarów jest tu wprost wyłączony, gdyż w wyrazie wartości każdego towaru wszystkie inne towary występują obecnie tylko w postaci ekwiwalentów. Rozwinięta forma wartości występuje faktycznie dopiero wtedy, gdy wymiana jakiegoś produktu pracy, np. bydła, na różne inne towary nie zdarza się już tylko wyjątkowo, lecz wchodzi w zwyczaj.

Nowootrzymana forma [III] wyraża wartości świata towarów w jednym i tym samym odrębnym rodzaju towaru, np. w płótnie, i przedstawia w ten sposób wartości wszystkich towarów przez przyrównanie ich do płótna. Jako coś równego płótnu, wartość towaru różni się teraz nie tylko od wartości użytkowej tego towaru, ale od wszelkiej wartości użytkowej — i właśnie dzięki temu występuje jako coś wspólnego mu z wszystkimi towarami. Dopiero więc ta forma rzeczywiście łączy wzajemnym stosunkiem wszystkie towary jako wartości, czyli przeciwstawia je sobie wzajemnie jako wartości wymienne.

Obie poprzednie formy wyrażają wartość każdego towaru bądź w jednym jedynym, odmiennym odeń towarze, bądź w szeregu licznych, różnych odeń towarów. W obu wypadkach nadanie sobie formy wartości jest, rzec można, prywatną sprawą towaru, którą załatwia on bez udziału innych towarów. Te odgrywają wobec niego tylko bierną rolę ekwiwalentów. Natomiast ogólna forma wartości powstaje tylko jako wspólne dzieło świata towarów. Towar przybiera ogólną formę wartości tylko dlatego, że jednocześnie wszystkie inne towary wyrażają swą wartość w tym samym ekwiwalencie i każdy nowoprzybyły rodzaj towaru musi je naśladować. Przez to uwidocznia się, że przedmiotowość wartości towarów, skoro jest tylko “bytem społecznym" tych rzeczy, może być wyrażona jedynie przez całokształt ich stosunków społecznych, a więc ich forma wartości musi być formą posiadającą walor społeczny.

Wszystkie towary przyrównane do płótna występują obecnie nie tylko jako jakościowo równe, jako wartości w ogóle, ale jednocześnie jako wielkości wartości porównywalne ilościowo. Ponieważ jeden i ten sam materiał, płótno, służy im jako zwierciadło ich wartości, wartości te służą sobie nawzajem jako zwierciadła. Np. 10 funtów herbaty = 20 łokciom płótna i 40 funtów kawy = 20 łokciom płótna. A zatem 10 funtów herbaty = 40 funtom kawy, czyli jeden funt kawy zawiera cztery razy mniej substancji wartości, pracy, niż l funt herbaty.

Ogólna względna forma wartości świata towarów nadaje towarowi wyodrębnionemu przez nią jako ekwiwalent, płótnu, charakter ogólnego ekwiwalentu. Jego własna forma naturalna jest wspólną postacią wartości w tym świecie, płótno staje się więc bezpośrednio wymienialne na wszystkie inne towary. Jego cielesna postać staje się widomym wcieleniem, ogólną społeczną maską wszelkiej pracy ludzkiej. Tkactwo, praca prywatna wytwarzająca płótno, posiada zarazem ogólnospołeczną formę równości z wszystkimi innymi pracami. Niezliczone równania, z których składa się ogólna forma wartości, kolejno przyrównują pracę urzeczywistnioną w płótnie do pracy zawartej w każdym innym towarze i w ten sposób czynią tkactwo ogólną formą przejawiania się pracy ludzkiej w ogóle. W ten sposób praca uprzedmiotowiona w wartości towaru jest przedstawiona nie tylko negatywnie jako praca, przy której abstrahuje się od wszystkich konkretnych form i pożytecznych właściwości rzeczywistych prac, ale wyraźnie występuje na jaw jej własna pozytywna istota. Wyraża ona sprowadzenie wszystkich rzeczywistych prac do ich wspólnego charakteru ludzkiej pracy, do wydatkowania ludzkiej siły roboczej.

Ogólna forma wartości, przedstawiająca produkty pracy tylko jako skrzepy niezróżnicowanej pracy ludzkiej, przez samą swą budowę wskazuje, że jest społecznym wyrazem świata towarów, że więc w świecie tym ogólnoludzki charakter pracy stanowi jej specyficznie społeczny charakter.

2. Rozwój formy względnej i formy ekwiwalentnej w ich wzajemnym stosunku

Stopniowi rozwoju względnej formy wartości odpowiada stopień rozwoju jej formy ekwiwalentnej. Jednakże, i o tym trzeba dobrze pamiętać, rozwój formy ekwiwalentne] jest tylko wyrazem i wynikiem rozwoju względnej formy wartości.

Prosta lub pojedyncza względna forma wartości jakiegoś towaru czyni inny towar pojedynczym ekwiwalentem. Forma rozwinięta wartości względnej, która wyraża wartość jednego towaru we wszystkich innych towarach, nadaje im formę rozmaitych szczególnych ekwiwalentów. Wreszcie pewien szczególny rodzaj towaru przybiera formę ekwiwalentną ogólną, gdyż wszystkie inne towary ustosunkowują się do niego jako do materiału wyrażającego ogólną formę wartości.

W tym samym jednak stopniu, w jakim rozwija się w ogóle forma wartości, rozwija się też przeciwieństwo między obu jej biegunami:

formą wartości względną a formą ekwiwalentną.

Już pierwsza forma — 20 łokci płótna = l surdutowi — zawiera to przeciwieństwo, lecz nie utrwala go. Zależnie od tego, czy czytamy to równanie wprost czy wspak, każdy z towarów przeciwstawnych, surdut i płótno, przybiera to względną, to znów ekwiwalentną formę wartości. Trudno tu jeszcze uchwycić biegunową przeciwstawność.

W formie II zawsze tylko jeden rodzaj towaru może całkowicie rozwinąć swą względną wartość, czyli tylko on posiada rozwiniętą formę względną wartości, dzięki temu i o tyle, że wszystkie inne towary znajdują się w stosunku do niego w formie ekwiwalentnej. Tutaj nie można już wprost przestawić obu stron równania wartościowego — jak 20 łokci płótna = l surdutowi lub = 10 funtom herbaty, lub = l kwarterowi pszenicy itd. — nie zmieniając jego ogólnego charakteru i nie przekształcając go z formy rozwiniętej w ogólną formę wartości.

Ostatnia forma, forma III, nadaje wreszcie światu towarów ogólnospołeczna względny formę wartości, dzięki temu i o tyle, że wszystkie objęte przez nią towary, z wyjątkiem jednego, są wyłączone z ogólnej formy ekwiwalentnej. Jeden towar, płótno, znajduje się przeto w formie bezpośredniej wymienialności na wszystkie inne towary, czyli w formie bezpośrednio społecznej, dzięki temu i o tyle, że wszystkie inne towary nie znajdują się w tej formie24.

Odwrotnie, towar figurujący jako ogólny ekwiwalent jest wyłączony z jednolitej i dlatego ogólnej względnej formy wartości świata towarów. Gdyby płótno, tzn. jakiś towar występujący w ogólnej formie ekwiwalentnej, uczestniczyło zarazem w ogólnej względnej formie, wartości, musiałoby służyć za swój własny ekwiwalent. Otrzymalibyśmy wówczas równanie: 20 łokci płótna = 20 łokciom płótna, tautologię, która nie wyrażałaby ani wartości, ani jej wielkości. Aby wyrazić wartość względna ogólnego ekwiwalentu, musimy odwrócić formę III. Ogólny ekwiwalent nie posiada wspólnej względnej formy wartości z innymi towarami, lecz wyraża swoją wartość względnie w nieskończonym szeregu wszystkich innych dal towarów. W taki sposób rozwinięta względna forma wartości, czyli forma II, występuje teraz jako specyficzna względna forma wartości towaru-ekwiwalentu.

3. Przejście od ogólnej formy wartości do formy pieniężnej

Ogólna forma ekwiwalentna jest formą wartości w ogóle, może więc być właściwa każdemu towarowi. Z drugiej strony, towar znajduje się w ogólnej formie ekwiwalentnej (formie III) tylko dzięki temu i o tyle, że wszystkie inne towary wykluczyły go jako ekwiwalent ze swego grona. I dopiero z chwilę gdy to wykluczenie ostatecznie ograniczyło się do jednego specyficznego rodzaju towaru, jednolita względna forma wartości świata towarów nabiera obiektywnej trwałości i ogólnospołecznego waloru.

Tak więc specyficzny rodzaj towaru, z którego formą naturalną zrasta się społecznie forma ekwiwalentna, staje się towarem-pieniądzem, czyli funkcjonuje jako pieniądz. Rola ogólnego ekwiwalentu w świecie towarów staje się jego specyficzną funkcją społeczną, a w konsekwencji jego społecznym monopolem. Owo uprzywilejowane stanowisko wśród towarów, które w formie II figurowały jako poszczególne ekwiwalenty płótna, a w formie III wspólnie wyrażały swą względną wartość w płótnie, zdobył sobie w rozwoju historycznym jeden towar: złoto. Podstawmy więc w formie III złoto za płótno, a .otrzymamy:

D. FORMA PIENIĘŻNA

20 łokci płótna
l surdut
10 funtów herbaty
40 funtów kawy                           = 2 uncjom złota
l kwarter pszenicy
1/2 tony żelaza
x towaru A

 

Przy przejściu od formy I do formy II i od formy II do formy III zachodziły istotne zmiany. Natomiast forma IV niczym się nie różni od formy III, prócz tego, że teraz zamiast płótna — złoto posiada ogólną formę ekwiwalentną. Złoto w formie IV pozostaje tym, czym było płótno w formie III: ogólnym ekwiwalentem. Postęp polega tylko na tym, że forma bezpośredniej ogólnej wymienialności, czyli ogólna forma ekwiwalentna, zrosła się obecnie, mocą społecznego zwyczaju, ze specyficzną formą naturalną towaru-złota.

Złoto tylko dlatego występuje wobec innych towarów jako pieniądz, że już przedtem występowało wobec nich jako towar. Podobnie jak wszystkie inne towary, funkcjonowało również jako ekwiwalent, bądź jako pojedynczy ekwiwalent w odosobnionych aktach wymiany, bądź też jako poszczególny ekwiwalent obok innych towarów - ekwiwalentów. Stopniowo zaczęło — w większym lub szerszym zakresie — funkcjonować jako ogólny ekwiwalent. Z chwilą gdy zdobyło monopol na to miejsce w wyrazie wartości świata towarów, stało się towarem-pieniądzem, i dopiero od tej chwili, gdy stało się już towarem-pieniądzem, forma IV odróżnia się od formy III; czyli —forma ogólna wartości przeistacza się w formę pieniężna.

Prosty wyraz względny wartości jakiegoś towaru, np. płótna, w towarze funkcjonującym już jako towar-pieniądz, np. w złocie, stanowi formę ceny. “Formą ceny" płótna jest więc:

20 łokci płótna = 2 uncjom złota lub też, 2 f. szt. stają się monetarna nazwą 2 uncji złota:

20 łokci płótna = 2 f. szt.

Trudności, jakie nastręcza pojęcie formy pieniężnej, ograniczają się do zrozumienia ogólnej formy ekwiwalentnej, a więc i całej ogólnej formy wartości, formy III. Forma III wywodzi się z formy II, rozwiniętej formy wartości, a jej .elementem konstytuującym jest forma I: 20 łokci płótna = l surdutowi lub x towaru A = y towaru B. Prosta forma towarowa jest więc zalążkiem formy pieniężnej.

4. Fetyszyzm towarowy i jego tajemnica

Towar wydaje się na pierwszy rzut oka rzeczą samą przez się zrozumiałą i trywialną. Analiza wykazuje, że jest to rzecz diabelnie zawikłana, pełna metafizycznych subtelności i kruczków teologicznych. Jako wartość użytkowa nie zawiera towar nic tajemniczego, wszystko jedno, czy spojrzę nań z tego punktu widzenia, że dzięki swym własnościom zaspokaja ludzkie potrzeby, czy z tego, że własności tych nabywa dopiero jako produkt ludzkiej pracy. Jest rzeczą najzupełniej oczywistą, że człowiek działaniem swym zmienia formę materiałów dostarczonych przez przyrodę w sposób dla siebie pożyteczny. Zmieniamy np. formę drewna, gdy robimy z niego stół. Mimo to stół pozostaje drewnem, rzeczą bardzo zwyczajną i zmysłową. Ale gdy tylko występuje jako towar, przeobraża się w rzecz jednocześnie zmysłową i nadzmysłową. Nie tylko stoi nogami na podłodze, ale staje na głowie, przeciwstawiając się wszystkim innym towarom, i wysnuwa z swej drewnianej głowy fantazje dziwniejsze, niż gdyby się puścił nagle w tany25.

Mistyczny charakter towaru nie pochodzi więc z jego wartości użytkowej. Nie pochodzi również z treści określeń wartości. Bo po pierwsze, jest prawdą fizjologiczną, że wszystkie użyteczne prace, czyli czynności produkcyjne, jakkolwiek różnią się między sobą, są funkcjami ludzkiego organizmu, i że każda taka funkcja, niezależnie od swej treści i formy, jest w istocie rzeczy wydatkowaniem ludzkiego mózgu, nerwów, mięśni, organów zmysłowych itd. Po wtóre, o ile idzie o podstawę określającą wielkość wartości, o czas trwania tego wydatkowania, czyli o ilość pracy, to ilość jej nawet zewnętrznie różni się od jakości. We wszystkich stosunkach czas pracy niezbędny do wytworzenia środków utrzymania musiał interesować człowieka, jakkolwiek na różnych szczeblach rozwoju w niejednakowym stopniu26. Wreszcie od czasu gdy ludzie pracują w jakikolwiek bądź sposób jedni dla drugich, praca ich przybiera też formę społeczną.

Skąd więc pochodzi zagadkowy charakter produktu pracy z chwilą gdy przybiera formę towaru? Oczywiście z tej formy właśnie. Jednakowość różnych prac ludzkich otrzymuje rzeczową postać jednakowej wartości przedmiotowej produktów pracy; mierzenie wydatkowania ludzkiej siły roboczej czasem jego trwania przybiera postać wielkości wartości produktów pracy; wreszcie stosunki wzajemne wytwórców stwierdzające owe społeczne znamiona ich prac przybierają formę społecznego stosunku między produktami pracy.

Tajemniczość formy towarowej polega więc po prostu na tym, że odzwierciedla ona ludziom społeczny charakter ich własnej pracy jako przedmiotowy charakter samych produktów pracy, jako społeczne własności naturalne tych rzeczy; dlatego też społeczny stosunek wytwórców do pracy ogólnej występuje jako istniejący poza nimi społeczny stosunek przedmiotów. Dzięki temu quid pro quo produkty pracy stają się towarami, rzeczami zarazem zmysłowymi i nadzmysłowymi, społecznymi. Podobnie oddziaływanie świetlne jakiejś rzeczy na nerw wzrokowy nie przejawia się jako subiektywne pobudzenie samego nerwu, lecz jako przedmiotowa forma rzeczy na zewnątrz oka. Ale przy widzeniu światło pada naprawdę z jednej rzeczy, przedmiotu zewnętrznego, na inną rzecz — na oko. Jest to fizyczny stosunek między fizycznymi rzeczami. Natomiast forma towarowa i stosunek wartościowy produktów pracy, w którym ona znajduje wyraz, nie ma absolutnie nic wspólnego z ich fizyczną naturą i z wynikającymi z nieJ rzeczowymi stosunkami. To tylko określony stosunek społeczny między samymi ludźmi przyjmuje tu dla nich ułudną postać stosunku między rzeczami. Aby więc znaleźć analogię, trzeba się przenieść w mgławice świata religii. Tu produkty ludzkiej głowy wydają się obdarzone własnym życiem, samodzielnymi postaciami, pozostającymi w stosunkach z sobą i z ludźmi. Podobnie dzieje się w świecie towarów z produktami ludzkiej ręki. Nazywam to fetyszyzmem, który przylgnął do produktów pracy, odkąd są wytwarzane jako towary, i jest nieodłączny od produkcji towarowej.

Ten fetyszystyczny charakter świata towarów wynika, jak to już wykazała poprzedzająca analiza, z szczególnego społecznego charakteru pracy wytwarzającej towary.

Przedmioty użytkowe tylko dlatego stają się w ogóle towarami, że są produktami niezależnie od siebie wykonywanych prac prywatnych. Ogól tych prac prywatnych tworzy ogólną pracę społeczną. Ponieważ wytwórcy nawiązują z sobą społeczną styczność dopiero przez wymianę produktów swej pracy, specyficznie społeczne znamiona ich prywatnych prac ujawniają się dopiero w obrębie tej wymiany. Inaczej mówiąc, dopiero przez stosunki, jakie wymiana stwarza między produktami pracy, a za ich pośrednictwem między wytwórcami, prace prywatne występują jako człony ogólnej pracy społecznej. Wytwórcom wydają się społeczne stosunki ich prac prywatnych nie tym, czym są, tzn. nie bezpośrednio społecznymi stosunkami osób w samych ich pracach, lecz raczej rzeczowymi stosunkami osób i społecznymi stosunkami rzeczy.

Produkty pracy dopiero w obrębię wymiany uzyskują społecznie jednakowy byt przedmiotowy jako wartości, odrębny od ich wielokształtnego bytu zmysłowego, który posiadają jako przedmioty użytkowe. To rozdwojenie produktów pracy na rzecz użyteczną i na rzecz-wartość dokonuje się w praktyce dopiero z chwilą, gdy wymiana osiągnęła już dość szeroki zakres i znaczenie, tak aby rzeczy użyteczne były produkowane na wymianę, aby więc charakter wartościowy tych rzeczy już przy samej ich produkcji był brany pod uwagę. Od tej chwili prywatne prace wytwórców nabierają istotnie dwoistego charakteru społecznego. Z jednej strony, jako określone prace użyteczne, muszą zaspokajać pewną określoną potrzebę społeczną i w ten sposób wykazywać się jako człony pracy ogólnego, samorzutnie powstałego systemu społecznego podziału pracy. Z drugiej strony — zaspokajają różnorodne potrzeby samych wytwórców jedynie dzięki temu, że każda użyteczna praca prywatna może być wymieniona na każdą innego rodzaju użyteczną pracę prywatną, posiada więc równy jej walor. Równość prac różniących się toto coelo [o całe niebo] od siebie polegać może jedynie na abstrahowaniu od ich rzeczywistej nierówności, na sprowadzeniu ich do wspólnej im cechy, którą posiadają jako wydatkowanie ludzkiej siły roboczej, jako abstrakcyjnie ludzka praca. W mózgu prywatnych wytwórców ten dwoisty charakter społeczny ich prac prywatnych znajduje odbicie w tych tylko formach, które występują w stosunkach praktycznych, w wymianie produktów: społecznie użyteczny charakter ich prac prywatnych w tej formie, że produkt pracy musi być użyteczny, i to dla innych, a społeczny charakter równości różnorodnych prac — w formie wspólnego charakteru wartościowego tych różnych pod względem materialnym rzeczy, jakimi są produkty pracy.

Ludzie zestawiają więc produkty swojej pracy jako wartości nie dlatego, że traktują te rzeczy jedynie jako rzeczowe łupiny kryjące jednakową pracę ludzką, lecz odwrotnie, przyrównując w wymianie swe różnorodne produkty jako wartości, ustalają przez to jednakowość swych różnych prac jako pracy ludzkiej. Nie wiedzą o tym, ale czynią to27. Wartość nie ma więc na czole napisu głoszącego, czym jest. Co więcej, wartość przeobraża każdy produkt pracy w społeczny hieroglif. Później ludzie starają się odcyfrować znaczenie hieroglifu, odkryć tajemnicę swego własnego społecznego produktu, gdyż określenie przedmiotów użytku jako wartości jest tak samo społecznym produktem ludzi jak mowa. Późno dokonane odkrycie naukowe, że produkty pracy są wartościami tylko jako rzeczowe wyrazy pracy ludzkiej zużytej na ich wykonanie, stanowi epokę w historii rozwoju ludzkości, bynajmniej jednak nie odziera społecznych znamion pracy z ich rzeczowych pozorów. To, co dotyczy tylko tej szczególnej formy produkcji, jaką jest produkcja towarowa, mianowicie, że specyficznie społeczny charakter wzajemnie od siebie niezależnych prac prywatnych polega na tym, iż jako ludzka praca są sobie równe, co występuje na jaw w wartości produktów pracy — to właśnie ludziom usidlanym przez stosunki produkcji towarowej wydaje się, zarówno przed owym odkryciem jak i po nim, równie niezmienne jak to, że choć nauka rozłożyła powietrze na jego składniki, jego fizykalna, cielesna postać pozostała niezmieniona.

Wymieniających produkty interesuje w praktyce przede wszystkim pytanie, ile cudzych produktów otrzymują za własny produkt, a więc w jakiej proporcji produkty są wymieniane. Z chwilą gdy te proporcje nabyły pewnej, uświęconej przez zwyczaj stałości, wydaje się, jakoby wynikały z samej natury produktów pracy, tak iż np. l tona żelaza i 2 uncje złota tak samo są sobie równe co do wartości jak l funt żelaza i l funt złota — pomimo swych odmiennych własności fizycznych i chemicznych — są równe co do ciężaru. Wartościowy charakter produktów pracy utrwala się faktycznie dopiero w ich działaniu Jako wielkości wartości. Wielkości te zmieniają się ciągle, niezależnie od woli, świadomości i działania osób wymieniających. Własny ruch społeczny tych osób przybiera w ich oczach postać ruchu rzeczy, pod którego kontrolą się znajdują, zamiast same go kontrolować. Dopiero na szczeblu zupełnie rozwiniętej produkcji towarowej wyrasta z samego doświadczenia naukowe zrozumienie tego, że prace prywatne, wykonywane niezależnie od siebie, ale wszechstronnie współzależne jako samorzutnie powstałe człony społecznego podziału pracy, ustawicznie sprowadzane są do swej społecznie proporcjonalnej miary — albowiem w przypadkowych i wciąż zmieniających się stosunkach wymiennych ich produktów czas społecznie niezbędny do wytworzenia ich zawsze daje o sobie znać z przemożną siłą władczego prawa przyrody, podobnie jak prawo ciężkości, gdy się komuś dom nad głową zawali28. Określanie wielkości wartości przez czas pracy jest więc tajemnicą ukrytą pod postacią ruchu wartości towarów występujących wobec siebie w określonym stosunku. Odsłonięcie tej tajemnicy znosi pozór czysto przypadkowego określania wielkości wartości produktów pracy, bynajmniej jednak nie usuwa ich rzeczowej formy.

Rozmyślanie nad formami życia ludzkiego, a więc też ich naukowa analiza, kroczy w ogóle drogą wprost przeciwną niż rzeczywisty rozwój. Zaczyna się post festum, a więc od gotowych wyników procesu rozwojowego. Formy, które nadają produktom pracy piętno towarów, a więc stanowią przesłanki cyrkulacji towarowej, nabrały trwałości naturalnych form życia społecznego, zanim jeszcze ludzie spróbowali zdać sobie sprawę nie z historycznego charakteru tych form, które wydają im się już niezmienne, lecz z ich treści. Toteż dopiero analiza cen towarów doprowadziła do określenia wielkości wartości i dopiero wspólny pieniężny wyraz towarów — do ustalenia ich charakteru wartościowego. Ale właśnie ta zakończona forma świata towarów, forma pieniężna, zamiast ujawniać, zarzuca rzeczową zasłonę na społeczny charakter prac prywatnych, a więc — na społeczne stosunki prywatnych pracowników. Gdy mówię, że surdut, buty itd. ustosunkowują się do płótna jako do ogólnego ucieleśnienia abstrakcyjnie ludzkiej pracy, dziwaczność tego wyrażenia rzuca się w oczy. Gdy jednak producenci surduta, butów itd. zestawiają te towary z płótnem — albo, co wcale sprawy nie zmienia, ze zlotem lub srebrem

— jako z ogólnym ekwiwalentem, stosunek ich prywatnych prac do ogólnej pracy społecznej przedstawia się im właśnie w tej cudacznej formie.

Kategorie burżuazyjnej ekonomii politycznej są takimi właśnie formami. Są to formy myśli mające społeczny, a więc obiektywny walor dla stosunków produkcji tego historycznie określonego społecznego sposobu produkcji, jakim jest produkcja towarowa. Cały mistycyzm świata towarów, cała ta mgła tajemniczości i czarów otaczająca produkty pracy w produkcji towarowej pierzchnie więc od razu, gdy przejdziemy do innych form produkcji.

Ponieważ ekonomia polityczna lubi robinsonady29, odwiedźmy więc naprzód Robinsona na jego wyspie. Choć bardzo skromny z natury, ma jednak różne potrzeby, które musi zaspokoić; musi więc wykonywać różnego rodzaju użyteczne prace, majstrować narzędzia, robić meble, oswajać lamy, łowić ryby, polować itd. Nie mówimy tu o modlitwie itp., bo nasz Robinson znajduje w nich przyjemność i traktuje takie czynności jako wytchnienie. Mimo różnorodności swych czynności wytwórczych wie on, że są to tylko różne formy działania tego samego Robinsona, a więc rozmaite rodzaje ludzkiej pracy. Sama konieczność zmusza go do ścisłego rozdzielenia swego czasu między różne zajęcia. To, czy jedno zajęcie zajmie w ogólnej sumie jego pracy mniej, inne więcej czasu, zależy jedynie od mniejszych lub większych trudności, które trzeba pokonać, żeby osiągnąć zamierzony efekt użyteczny. Uczy go tego doświadczenie i nasz Robinson, który z rozbitego okrętu ocalił zegarek, księgę główną, pióro i atrament, jako prawdziwy Anglik zaczyna niebawem prowadzić księgi handlowe swego gospodarstwa. Jego inwentarz zawiera spis przedmiotów użytkowych, które posiada. spis różnych czynności potrzebnych do wytworzenia tych przedmiotów, wreszcie — przeciętny czas pracy zużyty na wytworzenie określonych ilości tych różnych produktów. Wszystkie stosunki między Robinsonem a rzeczami składającymi się na stworzone przez niego samego bogactwo są tak proste i przejrzyste, że nawet pan M. Wirth mógłby je zrozumieć bez szczególnego wysiłku umysłowego. A jednak wszystkie istotne znamiona wartości są już w tych stosunkach zawarte.

Przenieśmy się teraz ze słonecznej wyspy Robinsona w mroki europejskiego średniowiecza. Zamiast niezależnego człowieka spotykamy tu samych zależnych: chłopów-poddanych i panów, wasali i seniorów, świeckich i klechów. Osobista zależność cechuje stosunki społeczne produkcji materialnej i wszystkie oparte na niej dziedziny życia. Ale właśnie dlatego, że podstawę społeczną tworzą stosunki osobistej zależności, prace i ich produkty nie potrzebują przybierać fantastycznej postaci odmiennej od ich rzeczywistej istoty. Znajdują swe miejsce w mechanizmie społecznym jako posługi i daniny w naturze. Naturalna forma pracy, jej charakter szczególny — a nie ogólny jak w produkcji towarowej — jest tu jej formą bezpośrednio społeczną. Pańszczyznę tak samo się mierzy czasem pracy jak pracę wytwarzającą towary, ale każdy chłop pańszczyźniany wie, że pracując na pańskim oddał panu określoną ilość swej osobistej siły roboczej. Przypadająca klesze dziesięcina jest bardziej namacalna od jego błogosławieństwa. Cokolwiek byśmy więc sądzili o maskach, w jakich ludzie występują tu wobec siebie, w każdym razie społeczne stosunki ludzi w wykonywanych przez nich pracach ujawniają się jako ich własne osobiste stosunki, a, nie są przyobleczone w szatę społecznych stosunków rzeczy, produktów pracy.

Dla rozpatrywania pracy wspólnej, tzn. bezpośrednio uspołecznionej, nie potrzebujemy cofać się do pierwotnej jej formy, którą spotykamy w zaraniu dziejów wszystkich ludów cywilizowanych30. Inny, bliższy nam przykład przedstawia patriarchalna wiejska produkcja rodziny chłopskiej, która wytwarza na własne potrzeby zboże, bydło, przędzę, płótno, odzież itd. Te rozmaite przedmioty są w oczach rodziny rozmaitymi produktami jej rodzinnej pracy, ale jeden w stosunku do drugiego nie występuję jako towary. Różne prace wytwarzające te produkty, uprawa roli, hodowla bydła, przędzenie, tkanie, szycie itd., są w swej naturalnej formie czynnościami społecznymi, gdyż są czynnościami rodziny posiadającej swój własny samorzutny podział pracy, podobnie jak ma go produkcja towarowa. Różnice wieku i płci oraz naturalne warunki pracy, zależne od pory roku, regulują podział pracy w rodzinie i czas pracy każdego z jej członków. Lecz wydatkowanie indywidualnej siły roboczej, mierzone przez czas pracy, siłą rzeczy występuje tu jako społeczny oznacznik samych prac, gdyż indywidualne siły robocze z natury rzeczy działają tu tylko jako organy wspólnej siły roboczej rodziny.

Wyobraźmy sobie wreszcie, na odmianę, związek wolnych ludzi pracujących przy pomocy wspólnych środków produkcji i świadomie wydatkujących swe liczne indywidualne siły robocze jako jedną społeczną siłę roboczą. Wszystkie znamiona cechujące pracę Robinsona powtarzają się tutaj, tylko już nie indywidualnie, lecz społecznie. Wszystkie produkty Robinsona były wyłącznie jego. osobistymi produktami i dlatego były bezpośrednio przedmiotami jego użytku. Globalny produkt związku jest produktem społecznym. Część tego produktu służy nadal jako środek produkcji i ta część pozostaje społeczna. Ale inna część jest spożywana przez członków związku jako środek utrzymania; tę część muszą więc podzielić między siebie.

Sposób tego podziału będzie się zmieniał zależnie od szczególnego charakteru społecznego organizmu wytwórczego i od odpowiedniego historycznego poziomu rozwoju wytwórców. Tylko dla porównania z produkcją towarową załóżmy, że udział każdego wytwórcy w środkach spożycia jest określony przez czas jego pracy. W ten sposób czas pracy odgrywałby dwojaką rolę. Jego podział według społecznego planu utrzymuje właściwą proporcję między różnymi funkcjami roboczymi a różnymi potrzebami. Z drugiej strony, czas pracy służy jednocześnie za miernik indywidualnego udziału wytwórcy w pracy zbiorowej, a więc też jego udziału w części zbiorowego produktu przeznaczonej do spożycia indywidualnego. Społeczne stosunki między ludźmi, ich pracami i produktami ich pracy są tutaj, i w produkcji, i przy podziale, proste i przejrzyste.

Dla społeczeństwa wytwórców towarów, w którym ogólnospołeczny stosunek produkcyjny polega na tym, że wytwórcy odnoszą się do swych produktów jako do towarów, czyli do wartości, i w tej rzeczowej formie porównują swe prywatne prace jako jednakową prace ludzką, dla społeczeństwa takiego chrześcijaństwo z jego kultem abstrakcyjnego człowieka, zwłaszcza w jego burżuazyjnych odmianach rozwojowych, jak protestantyzm, deizm itd. — stanowi najodpowiedniejszą formę religii. Przy takim sposobie produkcji, jak staroazjatycki, starożytny itp., przeistoczenie produktu w towar, a więc też istnienie człowieka jako producenta towarów, odgrywa rolę podrzędną, coraz bardziej jednak zyskuje na znaczeniu w miarę jak społeczności te wchodzą w stadium upadku. Właściwe ludy kupieckie żyją jedynie w szczelinach świata starożytnego, jak bogowie Epikura lub jak Żydzi w porach społeczeństwa polskiego. Owe starożytne społeczne organizmy wytwórcze są bez porównania prostsze i przejrzystsze od burżuazyjnego, lecz podstawą ich jest bądź niedojrzałość osobnika ludzkiego, który Jeszcze nie zerwał pępowiny łączącej go pierwotną więzią gatunku z innymi, bądź prosty stosunek panowania i poddaństwa. Warunkiem istnienia tych społeczeństw jest niski stopień rozwoju sil produkcyjnych pracy i wynikające stąd spętanie człowieka przez proces wytwarzania życia materialnego, a więc ciasny zakres stosunków ludzi pomiędzy sobą i ludzi z przyrodą. To rzeczywiste spętanie znajduje ideowe odbicie w dawnych religiach ludowych z ich kultem przyrody. Religijny odblask rzeczywistego świata może w ogóle zniknąć dopiero wtedy, gdy stosunki praktycznego, powszedniego życia będą przejrzyście występowały przed człowiekiem w jego codziennym bycie jako rozumne stosunki ludzi między sobą .i do przyrody. Ukształtowanie społecznego procesu życiowego, czyli materialnego procesu produkcji, wtedy dopiero zrzuci z siebie zasłonę z mistycznych mgieł, gdy stanie się dziełem swobodnie zrzeszonych ludzi i znajdzie się pod ich świadomą, planową kontrolą — co jednak wymaga takiej materialnej podstawy społeczeństwa, czyli szeregu materialnych warunków bytu, które ze swej strony są samorzutnym wytworem długiego i bolesnego rozwoju dziejowego.

Ekonomia polityczna31 dokonała wprawdzie, choć nie w pełni, rozbioru wartości i jej wielkości i ujawniła treść ukrytą w tych formach. Nigdy jednak nie postawiła nawet pytania, dlaczego ta treść przybiera taką formę, dlaczego więc praca znajduje wyraz w wartości, a jej ilość mierzona czasem pracy — w wielkości wartości produktu pracy32. Formuły, które na pierwszy rzut oka zdradzają, że właściwe są takiej formacji społecznej, w której jeszcze proces produkcji rządzi ludźmi, a nie człowiek procesem produkcji, wydaję się jej burżuazyjnej świadomości koniecznością równie naturalną i oczywistą jak sama praca produkcyjna. Dlatego też burżuazyjna ekonomia polityczna traktuje przedburżuazyjne formy społecznego organizmu produkcyjnego mniej więcej tak samo jak Ojcowie Kościoła traktują religie przedchrześcijańskie33.

M.in. nudna i jałowa kłótnia o rolę przyrody w tworzeniu wartości wymiennej świadczy, do jakiego stopnia wzrok części ekonomistów jest zaćmiony przez fetyszyzm nieodłączny od świata towarów, czyli przez przedmiotowe pozory społecznych określeń pracy. Ponieważ wartość wymienna jest pewnym społecznym sposobem wyrażania pracy zużytej na wytworzenie danej rzeczy, nie może ona zawierać więcej substancji naturalnej niż np. kurs dewiz.

Ponieważ forma towarowa jest najogólniejszą i najmniej rozwiniętą formą burżuazyjnej produkcji, występującą dlatego wcześnie — jakkolwiek w sposób nie tak przemożny a przez to charakterystyczny jak dziś — przeto jej fetyszystyczny charakter jest jeszcze stosunkowo przejrzysty. Przy konkretniejszych formach znika nawet ten pozór prostoty. Skąd bowiem płyną złudzenia systemu monetarnego? Z tego, że nie dostrzegał on, że złoto i srebro wyobrażają, jako pieniądz, pewien społeczny stosunek produkcji, ale w formie rzeczy naturalnych, o osobliwych własnościach społecznych. A nowoczesna ekonomia, która z pogardliwym uśmiechem spogląda na system monetarny — czy nie chwytamy jej na fetyszyzmie, gdy traktuje o kapitale? Czyż to tak dawno znikło fizjokratyczne złudzenie, że renta gruntowa wyrasta z ziemi a nie ze społeczeństwa?

Aby jednak nie uprzedzać faktów, poprzestaniemy teraz na jeszcze jednym przykładzie dotyczącym samej formy towarowej. Gdyby towary mogły przemawiać, powiedziałyby: nasza wartość użytkowa interesuje zapewne człowieka, nie dotyczy jednak nas jako rzeczy. Jako rzeczy posiadamy natomiast wartość. Odnosimy się do siebie nawzajem tylko jako wartości wymienne, jak to widać z naszego ruchu jako rzeczy-towarów. Posłuchajmy tylko, jak dusza towaru obwieszcza ustami ekonomisty: “Wartość (wymienna) jest własnością rzeczy, bogactwo (wartość użytkowa) — własnością człowieka. Wartość w tym znaczeniu zakłada koniecznie wymianę, bogactwo — nie"34. “Bogactwo (wartość użytkowa) jest atrybutem człowieka, wartość— atrybutem towarów. Człowiek lub społeczność jest bogata; perlą lub diament są wartościowe... Perlą albo diament mają wartość jako perlą albo diament"35. Dotychczas żaden chemik nie odkrył wartości wymiennej w perle lub w diamencie. Jednakże ekono-miści-odkrywcy tej chemicznej substancji, którzy roszczą sobie szczególne pretensje do głębi krytycznej, uważają, że wartość użytkowa rzeczy jest niezależna od ich rzeczowych własności, natomiast wartość jest im właściwa jako rzeczom. A utwierdza ich w tym mniemaniu osobliwa okoliczność, że wartość użytkowa rzeczy istnieje dla człowieka bez wymiany, a więc w bezpośrednim stosunku między człowiekiem a rzeczą, gdy odwrotnie, wartość ujawnia się tylko w wymianie, tzn. w procesie społecznym. Komuż nie stanie tutaj w pamięci poczciwy Dogberry i lekcja, jaką daje stróżowi nocnemu Seacoalowi: “Być pięknym mężczyzną to dar fortuny, ale umiejętność czytania i pisania — to dar przyrodzony"36.

Rozdział drugi: Proces wymiany

Towary nie mogą same udać się na rynek i same się wymieniać. Musimy więc zwrócić się do ich opiekunów, posiadaczy towarów. Towary są to rzeczy, dlatego są bezbronne wobec człowieka. Jeżeli nie słuchają dobrowolnie, może on użyć siły37, innymi słowy, posiąść je. Zęby te rzeczy mogły odnieść się do siebie jako towary, opiekunowie towarów muszą traktować się nawzajem jako osoby, których wola żyje w ich towarach, tak że Jeden zbywając własny towar nabywa na własność towar cudzy tylko za przyzwoleniem drugiego, a więc na mocy obopólnego aktu woli. Muszą się więc wzajemnie uznawać za prywatnych właścicieli. Ten stosunek prawny, którego formą jest umowa — ulegalizowana lub nie — jest stosunkiem woli odzwierciedlającym stosunek ekonomiczny.

Treść tego stosunku prawnego, czyli stosunku woli, jest wyznaczona właśnie przez ów stosunek ekonomiczny38. Osoby istnieją tu dla siebie nawzajem tylko jako przedstawiciele towarów, a więc jako ich posiadacze. Przekonamy się zresztą w dalszym ciągu, że ekonomiczne maski osób są tylko uosobieniami stosunków ekonomicznych, które osoby te wzajemnie wobec siebie reprezentują.

Tym właśnie różni się posiadacz towaru od towaru, że dla towaru każde inne ciało towaru stanowi tylko formę przejawiania się jego własnej wartości. Jako urodzony leveller i cynik towar zawsze jest gotów zamienić z innym towarem nie tylko duszę, ale ciało, choćby ten miał więcej cech odrażających niż Maritorna. Towarowi brak zmysłu dla oceny konkretnych cech ciała towaru; brak ten uzupełnia posiadacz towaru za pomocą swych pięciu i więcej zmysłów. Jego towar nie posiada dla niego bezpośredniej wartości użytkowej. Inaczej nie zaniósłby go na rynek. Towar ten ma wartość użytkową dla innych. Dla niego posiada bezpośrednio tę tylko wartość użytkową, że nosi w sobie wartość wymienną i dzięki temu jest środkiem wymiany 39. Dlatego chce go zbyć w zamian za towar, którego wartość użytkowa zaspokaja jego potrzebę. 2aden towar nie jest wartością użytkową dla swego posiadacza; wszystkie towary sq wartościami użytkowymi dla tych, którzy ich nie posiadają. Muszą więc ustawicznie przechodzić z rąk do rąk. Ale to przechodzenie z rąk do rąk stanowi wymianę, a wymiana ustosunkowuje je wzajemnie jako wartości i realizuje je jako wartości. Towary muszą się więc najpierw zrealizować jako wartości, zanim będą się mogły zrealizować jako wartości użytkowe.

Z drugiej strony muszą dowieść tego, że są wartościami użytkowymi, zanim będą się mogły zrealizować jako wartości. Albowiem wydatkowana na nie praca ludzka liczy się tylko wówczas, gdy została wydatkowana w postaci użytecznej dla innych. Czy jest ona użyteczna dla innych, czy więc jej produkt zaspokaja cudze potrzeby, to może się okazać tylko w wymianie.

Każdy posiadacz towaru chce zbyć swój towar tylko w zamian za taki inny towar, którego wartość użytkowa zaspokaja jego potrzebę. O tyle wymiana jest dla niego tylko indywidualnym procesem. Z drugiej strony chce on zrealizować swój towar jako wartość, a więc zrealizować go w jakimkolwiek innym towarze tej samej wartości. niezależnie od tego, czy jego własny towar posiada wartość użytkową dla posiadacza tamtego towaru, czy też nie. O tyle wymiana jest dla niego procesem ogólnospołecznym. Lecz ten sam proces nie może być dla wszystkich posiadaczy towaru sprawą i tylko indywidualną, i jednocześnie tylko ogólnospołeczną.

Jeżeli przyjrzeć się bliżej, okaże się, że dla każdego posiadacza towaru, każdy cudzy towar stanowi szczególny ekwiwalent jego towaru, a więc jego towar stanowi ogólny ekwiwalent wszystkich innych towarów. A ze tak samo zachowują się wszyscy posiadacze towarów, przeto żaden towar nie jest ogólnym ekwiwalentem, i dlatego towary nie posiadają ogólnej względnej formy wartości, dzięki której mogłyby być przyrównywane jako wartości i porównywane co do wielkości wartości. Stąd też w ogóle nie przeciwstawiają się sobie jako towary, lecz jedynie jako produkty, czyli wartości użytkowe.

W tym kłopocie nasi posiadacze towarów myślą jak Faust: “Na początku był czyn". Dlatego działali zanim jeszcze pomyśleli. Prawa natury towaru działają poprzez naturalny instynkt posiadaczy towarów. Mogą oni zestawiać swoje towary jako wartości, a więc jako towary tylko dzięki temu, że przeciwstawiają je jakiemuś innemu towarowi jako ogólnemu ekwiwalentowi. To wykazała analiza towaru. Ale tylko czyn społeczny może uczynić określony towar ogólnym ekwiwalentem. Społeczne działanie wszystkich innych towarów wydziela więc określony towar, za pomocą którego wyrażają one wszechstronnie swoją wartość. Przez to naturalna forma owego towaru staje się społecznie uznaną formą ekwiwalentną. Rola ogólnego ekwiwalentu staje się mocą procesu społecznego specyficznie społeczną funkcją wydzielonego towaru. Tak więc staje się on pieniądzem. “Ci jedną myśl mają; moc swoją i władzę bestii podadzą. Żaden nie będzie mógł kupić ani przędąc, jeno który ma cechę albo imię bestii, albo liczbę imienia jej". (Apokalipsa)

Kryształ pieniężny stanowi konieczny produkt procesu wymiany, w którym faktycznie przyrównujemy do siebie rozmaite produkty pracy i przez to faktycznie zamieniamy je w towary. Historyczne rozpowszechnienie i pogłębienie wymiany rozwija drzemiące w naturze towaru przeciwieństwo między wartością użytkową a wartością. Potrzeba zewnętrznego wyrażenia tego przeciwieństwa dla celów obrotu pcha do wytworzenia samodzielnej formy wartości towaru i dążenie to nie ustaje dopóty, dopóki cel nie zostanie ostatecznie osiągnięty przez rozdwojenie towaru na towar i pieniądz. Toteż w miarę jak produkty pracy przeistaczają się w towary, towar przeistacza się w pieniądz 40.

Bezpośrednia wymiana produktów z jednej strony posiada formę prostego wyrazu wartości, z drugiej — jeszcze jej nie posiada. Owa forma brzmiała: x towaru A = y towaru B. Forma bezpośredniej wymiany produktów brzmi: x przedmiotu użytkowego A = y przedmiotu użytkowego B41. Przed wymianą przedmioty A i B nie są tutaj towarami, lecz stają się nimi dopiero przez wymianę. Przedmiot użytku staje się potencjalnie wartością wymienną dopiero wtedy, gdy przestaje być wartością użytkową dla swego posiadacza jako ilość wartości użytkowych przekraczająca jego bezpośrednie potrzeby. Rzeczy jako takie są dla człowieka przedmiotami zewnętrznymi, a więc pozbywalnymi. Aby pozbywanie było obustronne, wystarcza, żeby ludzie milcząco uznali się wzajemnie za prywatnych właścicieli tych pozbywalnych rzeczy i dzięki temu występowali wobec siebie jako osoby niezależne. Taki jednak stosunek wzajemnej obcości nie zachodzi między członkami pierwotnej wspólnoty, czy to będzie rodzina patriarchalna, czy starohinduska gmina, czy państwo Inków itd. Wymiana towarów zaczyna się dopiero na granicy wspólnoty, w jej punktach styczności z obcymi wspólnotami lub z członkami obcych wspólnot. Z chwilą jednak gdy rzeczy stały się towarami na zewnątrz wspólnoty, z kolei stają się nimi także w jej życiu wewnętrznym. Stosunek ilościowy, w jakim są wymieniane, jest z początku zupełnie przypadkowy. Są one wymienialne dzięki aktowi woli swych posiadaczy, którzy chcą je wzajemnie zbyć. Stopniowo jednak zapotrzebowanie na obce przedmioty użytkowe utrwala się. Stale powtarzanie aktu wymiany czyni zeń normalny proces społeczny. Toteż z czasem przynajmniej część produktów pracy musi być wytwarzana celowo dla wymiany. Od tej chwili utrwala się z jednej strony rozdział między użytecznością przedmiotów dla bezpośredniej potrzeby a ich użytecznością dla wymiany; ich wartość użytkowa oddziela się od ich wartości wymiennej. Z drugiej strony — ilościowy stosunek, w jakim są wymieniane, staje się zależny od samej ich produkcji. Zwyczaj ustala je jako wielkości wartości.

W bezpośredniej wymianie produktów każdy towar jest bezpośrednio środkiem wymiany dla swego posiadacza, ekwiwalentem zaś dla tego, który go nie posiada, ale tylko o tyle, o ile przedstawia dlań wartość użytkową. Przedmiot wymieniany nie otrzymuje więc jeszcze formy wartości, niezależnej od jego własnej wartości użytkowej lub od indywidualnej potrzeby wymieniających. W miarę wzrostu liczby i różnorodności towarów wciąganych do procesu wymiany wzrasta konieczność takiej formy. Wraz z zadaniem zjawiają się środki rozwiązania go. W obrocie, w którym posiadacze towarów wymieniają swoje własne artykuły na różne inne i porównują je z nimi, nigdy nie obejdzie się bez tego, by różni' posiadacze towarów w swoich stosunkach nie wymieniali różnych towarów na jeden t ten sam trzeci rodzaj towaru i nie porównywali ich z nim co do wartości. Taki trzeci towar, stając się ekwiwalentem dla różnych innych towarów, przybiera bezpośrednio, jakkolwiek w wąskich granicach, ogólną, czyli społeczną formę ekwiwalentną. Ta ogólna forma ekwiwalentna powstaje i znika wraz z tym chwilowym kontaktem społecznym, który ją do życia powołał. Kolejno i przejściowo formę tę przybiera ten lub inny towar. W miarę rozwoju wymiany towarowej forma ta przyrasta na stałe do pewnych szczególnych rodzajów towarów, czyli krystalizuje się w formę pieniężna. Do którego rodzaju towaru przyrośnie, jest to zrazu dziełem przypadku. Jednakże o wyborze decydują, z grubsza biorąc, dwie okoliczności. Forma pieniężna przyrasta bądź do najważniejszych artykułów wymiany pochodzenia obcego, które faktycznie są pierwotną formą przejawiania się wartości wymiennej miejscowych produktów, bądź też do tego przedmiotu użytku, który stanowi główny składnik miejscowego pozbywalnego majątku, jak np. bydło. Forma pieniężna rozwija się najwcześniej u plemion koczowniczych, gdyż cały ich dobytek ma postać ruchomą, a więc bezpośrednio pozbywalną, a ich tryb życia narzuca im wciąż styczność z obcymi wspólnotami, daje więc bodziec do wymiany produktów. Ludzie często czynili z samego człowieka w postaci niewolnika pierwotny materia} pieniężny, natomiast nigdy nie używali do tego celu ziemi. Podobna myśl mogła powstać dopiero w rozwiniętym już społeczeństwie burżuazyjnym. Powstała ona istotnie pod koniec wieku XVII, a dopiero w sto lat później, w czasie francuskiej rewolucji burżuazyjnej, spróbowano urzeczywistnić ją w skali ogólnonarodowej.

W tym samym stopniu, w jakim wymiana towarów rozsadza swe czysto lokalne więzy, a zatem wartość towaru rozwija się w materializację pracy ludzkiej w ogóle, forma pieniężna staje się udziałem towarów, które z samej natury swojej nadają się do spełniania społecznej funkcji ogólnego ekwiwalentu, mianowicie kruszców szlachetnych.

O tym, że “jakkolwiek złoto i srebro nie są z natury pieniądzem, pieniądz z natury jest złotem i srebrem"42, świadczy zgodność ich własności przyrodzonych z ich funkcjami43. Dotąd jednak znamy tylko jedną funkcję pieniądza, tę mianowicie, że służy jako forma przejawiania się wartości towaru, czyli materiał, w którym wielkości wartości towarów znajdują społeczny wyraz. Adekwatną formą przejawiania się wartości, czyli materializacją abstrakcyjnej, a więc jednakowej pracy ludzkiej może być tylko taka substancja materialna, której wszystkie okazy posiadają tę samą jednorodną jakość. Z drugiej strony, ponieważ różnice między wielkościami wartości są czysto ilościowe, towar--pieniądz musi być zdolny do reprezentowania różnic czysto ilościowych, a więc musi się nadawać do dowolnego dzielenia i ponownego łączenia swych części. Złoto i srebro posiadają właśnie te cechy ź natury.

Towar-pieniądz nabiera dwojakiej wartości użytkowej. Obok swej szczególnej wartości użytkowej jako towaru — np. złoto służy do plombowania dziurawych zębów, jako surowiec do wyrobu artykułów zbytku — otrzymuje formalną wartość użytkową wynikającą z jego szczególnych funkcji społecznych.

Ponieważ wszystkie inne towary są tylko szczególnymi ekwiwalentami pieniądza, a pieniądz jest ich ogólnym ekwiwalentem, odnoszą się one jako poszczególne towary do pieniądza jako do towaru ogólnego 44.

Widzieliśmy, że forma pieniężna jest tylko trwałym odbiciem w jednym towarze stosunków między wszystkimi innymi towarami. To, że pieniądz jest towarem45, stanowi więc odkrycie tylko dla tego, kto przyjmuje za punkt wyjścia jego zakończoną postać, aby następnie poddać ją analizie. Proces wymiany nie nadaje towarowi, który zamienia się w pieniądz, wartości, lecz jedynie szczególną formę wartości. Pomieszanie obu tych pojęć doprowadziło do tego, że uważano wartość złota i srebra za urojoną46. Ponieważ pieniądz może być zastąpiony w pewnych funkcjach przez proste, wyobrażające go znaki pieniężne, powstało inne błędne mniemanie, jakoby był tylko znakiem.

Z drugiej strony tkwiło w tym mniemaniu przeczucie, ze forma pieniężna rzeczy jest czymś czysto zewnętrznym, że jest tylko formą przejawiania się ukrytych za nią stosunków ludzkich. W tym znaczeniu każdy towar byłby znakiem, gdyż jako wartość jest tylko rzeczową powloką wydatkowanej nań pracy ludzkiej47. Gdy jednak maski społeczne nadane rzeczom przez określony sposób produkcji, czyli maski rzeczowe nadane społecznym określeniom pracy na gruncie danego sposobu produkcji, uznajemy za proste znaki, to tym samym czynimy je dowolnym produktem ludzkiego rozumu. Była to ulubiona maniera osiemnastowiecznego Oświecenia, które nie umiejąc jeszcze odcyfrować procesu powstawania zagadkowych form stosunków ludzkich, starało się przynajmniej na razie odjąć formom tym pozory tajemniczości.

Zauważyliśmy poprzednio, że forma ekwiwalentna danego towaru nie zawiera ilościowego określenia wielkości jego wartości. Wiedząc, że złoto jest pieniądzem, a więc, że jest bezpośrednio wymienialne na wszystkie inne towary, wcale jeszcze nie wiemy, ile warte jest np. 10 funtów złota. Jak każdy towar, złoto może wielkość swej własnej wartości wyrażać tylko w sposób względny, w innych towarach. Jego własną wartość określa czas pracy potrzebny do wytworzenia go, a wyraża tę wartość pewna ilość każdego innego towaru, w którym skrystalizowana została taka sama ilość czasu pracy48. To ustalanie względnej wielkości wartości złota odbywa się u źródła produkcji w bezpośrednim handlu wymiennym. W chwili gdy wstępuje ono do obiegu jako pieniądz, wartość jego jest już ustalona. Jeżeli już w ostatnich dziesięcioleciach XVII wieku uczyniono duży krok początkowy w analizie pieniądza, stwierdzając, że pieniądz jest towarem, to jednak był to tylko początek. Trudność polega nie na zrozumieniu, że pieniądz jest towarem, lecz na zrozumieniu, jak, dlaczego, dzięki czemu pewien towar stał się pieniądzem 49.

Widzieliśmy, że już w najprostszym wyrazie wartości: x towaru A = y towaru B, rzecz, w której wyrażamy wielkość wartości innej rzeczy, zdaje się posiadać swą formę ekwiwalentną niezależnie od tego stosunku jako społeczną własność naturalną. Prześledziliśmy utrwalanie się tego fałszywego pozoru. Jest on ostatecznie ustalony z chwilą, gdy ogólna forma ekwiwalentna zrosła się z naturalną formą szczególnego rodzaju towaru, czyli skrystalizowała się w formie pieniężnej. Na pozór dany towar nie staje się pieniądzem dopiero dlatego, że inne towary wszechstronnie wyrażają w nim swą wartość, lecz przeciwnie, wygląda na to, iż towary powszechnie wyrażają w nim swą wartość dlatego, że jest on pieniądzem. Przejściowe ogniwa rozwoju znikają bez śladu w samym wyniku. Towary bez swego współudziału znajdują gotową postać własnej wartości w istniejącym poza nimi i obok nich ciele towaru. Te rzeczy — złoto i srebro — ledwie wyszły z łona ziemi, występują od razu jako bezpośrednie wcielenie wszelkiej pracy ludzkiej. Stąd magia pieniądza. Skoro w swym społecznym procesie produkcji ludzie zachowują się jak atomy, wskutek czego ich własne stosunki produkcyjne przybierają postać rzeczową niezależną od ich kontroli i od ich świadomego indywidualnego działania — ujawnia się to przede wszystkim w tym, że produkty ich pracy przyjmują powszechnie formę towarów. Zagadka fetysza pieniężnego jest więc w gruncie rzeczy zagadką fetysza towarowego — tylko że w pieniądzu występuje ona w sposób bardziej Jaskrawy i myli wzrok.

Rozdział trzeci: Pieniądz, czyli cyrkulacja towarów

1. Miernik wartości

W pracy niniejszej, dla uproszczenia, zakładam wszędzie, że jedynie złoto jest towarem-pieniądzem.

Pierwsza funkcja złota polega na dostarczaniu światu towarów materiału dla wyrażania ich wartości, czyli na przedstawianiu wartości towarów w postaci jednoimiennych wielkości, jakościowo jednakowych a ilościowo porównywalnych. W ten sposób złoto funkcjonuje jako ogólny miernik wartości i jedynie dzięki tej funkcji złoto, ów szczególny towar-ekwiwalent, staje się przede wszystkim pieniądzem,

Towary stają się porównywalne nie dzięki pieniądzom. Przeciwnie:

ponieważ wszystkie towary jako wartościuprzedmiotowioną pracą ludzką, a więc są same w sobie i przez się porównywalne, przeto mogą wspólnie mierzyć swe wartości tym samym szczególnym towarem, zamieniając go w ten sposób w swój wspólny miernik wartości, czyli w pieniądz. Pieniądz jako miernik wartości jest konieczną formę przejawiania się immanentnego miernika wartości towarów: czasu pracy 50.

Wyraz wartości towaru w zlocie — x towaru A = y towaru-pieniądza — jest formą pieniężną towaru, czyli jego cena. Wystarczy teraz jedno tylko równanie, Jak: l tona żelaza = 2 uncjom złota, aby wyrazić wartość żelaza w sposób społecznie ważny. Równanie to nie wymaga ustawienia w jednym szeregu z równaniami wartościowymi innych towarów, gdyż towar-ekwiwalent, złoto, posiada już charakter pieniądza. Ogólna forma względna wartości towarów przybiera więc znów postać pierwotnej, prostej, czyli pojedynczej względnej formy wartości. Natomiast rozwinięty względny wyraz wartości, czyli nieskończony szereg względnych wyrazów wartości staje się szczególną formą względne wartości towaru-pieniqdza. Ale teraz szereg ten jest już społecznie wyznaczony przez ceny towarów. Przeczytajmy na wspak pozycje jakiegoś cennika, a otrzymamy wielkość wartości pieniądza wyrażoną we wszelkich możliwych towarach. Natomiast pieniądz sam nie posiada ceny. Aby mógł mieć udział w tej jednolitej względnej formie wartości innych towarów, musiałby zostać odniesiony do samego siebie jako do własnego ekwiwalentu.

Cena, czyli forma pieniężna towarów, jest, jak w ogóle ich forma wartości, formą różną od ich rzeczywistej, namacalnej, cielesnej postaci, a więc tylko formą idealną, czyli wyobrażoną. Wartość żelaza, płótna, pszenicy itd. istnieje, choć niewidzialna, w samych tych rzeczach; wyobraża ją równość tych rzeczy ze zlotem, ich stosunek do złota, który, rzec można, żyje tylko w ich głowach. Posiadacz towarów musi więc użyczyć im swego języka, czyli przywiesić im papierowe karteluszki, aby obwieścić zewnętrznemu światu ich ceny51. Ponieważ wyraz wartości towarów w zlocie jest idealny, wystarcza do tej operacji złoto jedynie wyobrażone, czyli idealne. Każdy posiadacz towarów wie, że bynajmniej jeszcze nie pozłocił swych towarów nadając ich wartości formę ceny, czyli wyobrażoną formę złota — i że nie potrzebuje nawet okruszyny prawdziwego złota, aby oceniać milionowe wartości towarów w złocie. Pieniądz w swej funkcji miernika wartości występuje więc jako pieniądz wyobrażony, czyli idealny. Ta okoliczność była źródłem najbardziej wariackich teorii52. Jakkolwiek tylko wyobrażone złoto pełni funkcję miernika wartości, cena zależy całkowicie od rzeczywistego materiału pieniądza. Wartość, tzn. ilość pracy ludzkiej zawartej np. w tonie żelaza, zostaje wyrażona w wyobrażonej ilości towaru-pieniądza, która zawiera tyleż pracy. Zależnie więc od tego, czy miernikiem wartości jest złoto, srebro czy miedź, wartość tony żelaza otrzymuje różne wyrazy ceny, to znaczy przedstawiamy ją w zupełnie różnych ilościach złota, srebra czy miedzi.

Jeżeli więc dwa różne towary, np. złoto i srebro, służą jednocześnie jako mierniki wartości, każdy towar posiada dwa różne wyrazy ceny, cenę w zlocie i cenę w srebrze, które zgodnie współistnieją, dopóki stosunek wartości srebra do złota nie ulegnie zmianie, np. = l : 15. Ale wszelka zmiana tego stosunku wartościowego zakłóca stosunek ceny złotej i ceny srebrnej towarów, wykazując w ten sposób faktycznie, że dwoistość miernika wartości jest sprzeczna z jego funkcją53.

Wszystkie towary, których cena jest określona, występują w formie: a towaru A = x złota; b towaru B = y złota; c towaru C = z złota itd., gdzie a, b, c, oznaczają określone masy rodzajów towarów A, B, C, natomiast x, y, z — określone masy złota. Wartości towarów są więc zamienione w wyobrażone ilości złota rozmaitej wielkości, a zatem, pomimo pstrokacizny ciał towarów, w wielkości jednoimienne, w wielkości złota. Jako takie rozmaite ilości złota porównujemy je między sobą i mierzymy je, stąd powstaje techniczna konieczność odniesienia ich do ustalonej ilości złota jako jednostki ich miary. Przez dalszy podział tej jednostki na odpowiednie części rozwija się ona w skalę. Złoto, srebro, miedź, zanim jeszcze stały się pieniądzem, posiadały taką skalę w postaci metalowych miar wagowych, tak że np. funt służąc jako jednostka miary, z jednej strony dzieli się na uncje, z drugiej sam jest częścią centnara54. Toteż przy wszelkiej cyrkulacji kruszcowej zastane nazwy skali wagowej stają się też pierwotnymi nazwami skali pieniężnej, czyli skali cen.

Jako miernik wartości i jako skala cen pieniądz pełni dwie zupełnie różne funkcje. Miernikiem wartości jest on jako społeczne ucieleśnienie ludzkiej pracy, skalą cen — jako ustalona waga kruszcu. Jako miernik wartości służy do zamiany wartości najprzeróżniejszych towarów w ceny, w wyobrażone ilości złota; jako skala cen mierzy te ilości złota. Jako miernik wartości mierzy towary jako wartości, natomiast jako skala cen mierzy różne ilości złota pewną ilością złota, a nie wartość pewnej ilości złota wagą innej jego ilości. Dla stworzenia skali cen trzeba ustalić określoną wagę złota jako jednostkę miary." Jak przy wszelkich pomiarach jednoimiennych wielkości, tak i tu decydująca jest stałość stosunków miary. Skala cen tym lepiej więc spełnia swoją funkcję, im bardziej niezmiennie jedna i ta sama ilość złota służy za jednostkę miary. Miarą zaś wartości może być złoto jedynie dlatego, że samo jest produktem pracy, a więc wartością mogącą podlegać zmianom55.

Przede wszystkim oczywiste jest, że zmiana wartości złota wcale nie wpływa na jego funkcję jako skali cen. Jakimkolwiek zmianom ulegać będzie wartość złota, wzajemny stosunek wartościowy dwóch różnych jego ilości pozostanie bez zmiany. Choćby wartość złota spadla tysiąckrotnie, 12 uncyj złota nadal będzie przedstawiało wartość 12 razy większą niż jedna uncja, a przy cenach chodzi tylko o wzajemny stosunek różnych ilości złota. Ponieważ z drugiej strony jedna uncja złota przy spadku lub wzroście swej wartości wcale nie zmienia swej wagi ani też nie zmienia się waga odnośnych jej części, złoto jako stała skala cen oddaje wciąż te same usługi niezależnie od zmian swej wartości.

Zmiana wartości złota nie wpływa też na jego funkcję miernika wartości. Zmiana ta dotyczy wszystkich towarów jednocześnie, a więc caeteris paribus pozostawia bez zmiany ich wzajemne wartości względne, jakkolwiek wszystkie one wyrażane są teraz w cenach złotych niższych lub wyższych niż poprzednio.

Przy ocenianiu towarów w złocie, podobnie jak przy przedstawianiu wartości towaru w wartości użytkowej jakiegoś innego towaru, zakłada się tylko, że w danym okresie czasu produkcja określonej ilości złota wymaga określonej ilości pracy. Ogólnie mówiąc, prawa sformułowane uprzednio przy badaniu prostego względnego wyrazu wartości odnoszą się również do ruchu cen towarów.

Ogólny wzrost cen towarów przy niezmienionej wartości pieniądza jest możliwy tylko wtedy, gdy wartości towarów wzrastają; przy niezmienionych wartościach towarów — gdy wartość pieniądza spada. Odwrotnie: przy niezmienionej wartości pieniądza ogólny spadek cen towarów możliwy jest tylko wtedy, gdy spadają wartości towarów;

przy niezmienionej wartości towarów — tylko wtedy, gdy wzrasta wartość pieniądza. Jak widać, wzrost wartości pieniądza niekoniecznie powoduje proporcjonalny spadek cen towarów, a spadek wartości pieniądza — proporcjonalny wzrost cen towarów. Odnosi się to tylko do towarów o niezmienionej wartości. A takie np. towary, których wartość wzrasta równomiernie i Jednocześnie z wartością pieniądza, zachowują te same ceny. Jeżeli wartość ich wzrasta wolniej lub szybciej niż wartość pieniądza, spadek lub wzrost ich ceny będzie określony przez różnicę między ruchem ich wartości a ruchem wartości pieniądza itd.

Wróćmy jednak do rozpatrywania formy ceny.

Nazwy pieniężne jednostek wagowych kruszcu stopniowo odrywają się od pierwotnych nazw wagowych z różnych powodów, z których historycznie decydujące są: l. Wprowadzenie obcego pieniądza u ludów stojących na niższym szczeblu rozwoju, jak np. w starożytnym Rzymie, gdzie srebrne i złote monety krążyły początkowo jako towar zagraniczny. Nazwy tych obcych pieniędzy różnią się od krajowych nazw wagowych. 2. Wraz z rozwojem bogactwa kruszec szlachetniejszy •pozbawia mniej szlachetny funkcji miernika wartości, srebro wypiera miedź, złoto ruguje srebro, jakkolwiek kolejność ta przeczy wszelkiej poetyckiej chronologii56. Funt np. był nazwą pieniężną prawdziwego funta srebra. Z chwilą gdy złoto wypiera srebro jako miernik wartości, ta sama nazwa przywiera, powiedzmy, do 1/2 funta złota itd“ zależnie od stosunku wartości złota do srebra. Funt jako nazwa pieniądza i funt jako zwykła nazwa wagowej miary złota są teraz oddzielone od siebie57. 3. Nie ustające od stuleci fałszowanie pieniędzy przez monarchów, które z pierwotnej wagi monet pozostawiło w istocie tylko nazwę58.

Te historyczne procesy sprawiają, że oderwanie pieniężnej nazwy miary wagowej kruszcu od jej zwykłych nazw wagowych wchodzi w zwyczaj. Ponieważ skala pieniężna jest z jednej strony rzeczą czysto umowną, z drugiej zaś wymaga powszechnego uznania, zostaje w końcu ustalona przez prawo. Określona jednostka wagowa kruszcu szlachetnego, np. l uncja złota, zostaje z urzędu podzielona na odpowiednie części, które otrzymują legalne imiona chrzestne, jak funt, talar itd. Część taka, która odtąd pełni rolę właściwej Jednostki pieniężnej, zostaje znów podzielona na odpowiednie części niższego rzędu o ustawowych nazwach chrzestnych, jak szyling, pens itd. 59. Określone miary wagowe kruszcu stanowią nadal skalę pieniądza metalowego. Zmienił się tylko podział i nazwy.

Ceny, czyli ilości złota, w które wartości towarów idealnie się przeistaczają, są więc obecnie wyrażane w nazwach pieniężnych, czyli prawnie uznanych nazwach rachunkowych skali złotej. Zamiast więc powiedzieć, że kwarter pszenicy równa się uncji złota, powiedziano by w Anglii, że równa się 3 funtom szterlingów, 17 szylingom, 10 1/2 pensom. W ten sposób towary mówią sobie wzajemnie za pomocą swych nazw pieniężnych, ile są warte; pieniądz zaś służy jako pieniądz rachunkowy, ilekroć trzeba określić pewną rzecz jako wartość, a więc określić ją w formie pieniężnej60.

Nazwa rzeczy jest czymś zewnętrznym w stosunku do jej istoty. Nie wiem jeszcze nic o człowieku, gdy wiem, że ma na imię Jakub. Podobnie w nazwach pieniężnych funt, talar, frank, dukat itd. znika wszelki ślad stosunku wartościowego. Zamęt pojęciowy co do tajemnego znaczenia tych kabalistycznych znaków jest tym większy, że nazwy pieniężne wyrażają jednocześnie i wartość towarów, i odpowiednie części pewnej miary wagowej kruszcu, skali pieniężnej61. Z drugiej strony było konieczne, aby wartość dla odróżnienia od cielesnej różnorodności świata towarów rozwinęła się w tę bezpojęciowo rzeczową, ale też po prostu społeczną formę62.

Cena jest nazwą pieniężną pracy uprzedmiotowionej w towarze. Ekwiwalentność towaru i tej ilości pieniędzy, której nazwa jest jego ceną, stanowi więc tautologię63, jak w ogóle względny wyraz wartości towaru jest zawsze wyrazem ekwiwalentności dwóch towarów. Jeżeli jednak cena jako wykładnik wielkości wartości towaru jest wykładnikiem jego stosunku wymiennego do pieniądza, nie wynika z tego odwrotnie, aby wykładnik stosunku wymiennego towaru do pieniądza był koniecznie wykładnikiem wielkości jego wartości. Przypuśćmy, że l kwarter pszenicy i 2 f. szterlingów (mniej więcej 1/2 uncji złota) reprezentują tę samą ilość pracy społecznie niezbędnej. Dwa funty szt. są pieniężnym wyrazem wielkości wartości kwartera pszenicy, czyli jego ceną. Jeżeli teraz okoliczności pozwalają uzyskać za kwarter 3 f. szt. albo zmuszają do zbycia go za l f. szt., to sumy l f. szt. i 3 f. szt. będą za małe lub za duże dla wyrażenia wielkości wartości pszenicy, niemniej będą to ceny pszenicy, gdyż po pierwsze są jej formą wartości, pieniądzem, a po drugie — są wykładnikami jej stosunku wymiennego do pieniądza. Przy niezmienionych warunkach produkcji lub niezmienionej sile produkcyjnej pracy reprodukcja kwartera pszenicy wymaga tyleż czasu pracy społecznej co przedtem. Jest to okoliczność niezależna ani od woli producenta pszenicy, ani od woli innych posiadaczy towarów. Wielkość wartości towaru wyraża tedy konieczny, immanentny samemu procesowi tworzenia towaru, stosunek jego do społecznego czasu pracy. Z chwilą przeistoczenia wielkości wartości w cenę, ten konieczny stosunek występuje jako stosunek wymienny towaru do istniejącego poza nim towaru-pieniądza. W stosunku tym może jednak znaleźć wyraz zarówno wielkość wartości towaru jak mniejsza lub większa wartość, za które w określonych warunkach może on być zbyty. Możliwość ilościowej niezgodności między ceną a wielkością wartości, czyli odchylenia się ceny od wielkości wartości, tkwi więc już w samej formie ceny. Nie jest to wadą tej formy, lecz przeciwnie, czyni ją właśnie adekwatną dla takiego sposobu produkcji, w którym norma może sobie torować drogę tylko jako ślepo działające poprzez bezład prawo przeciętności.

Jednakże forma ceny nie tylko umożliwia ilościową niezgodność między wielkością wartości a ceną, tzn. — między wielkością wartości a jej pieniężnym wyrazem, ale może też kryć sprzeczność jakościowa., tak że cena w ogóle przestaje być wyrazem wartości, jakkolwiek pieniądz jest tylko formą wartości towarów. Rzeczy, które same w sobie nie są wcale towarami, jak np. sumienie, honor itd., mogą być przez swych posiadaczy sprzedawane za pieniądze i w ten sposób otrzymać dzięki swej cenie formę towaru. Rzecz może więc posiadać formalnie cenę. nie posiadając wartości. Wyraz ceny staje się tutaj urojony, jak pewne wielkości w matematyce. Z drugiej strony nawet taka urojona forma ceny, jak np. cena ziemi dziewiczej, nie mającej wartości, skoro żadna praca ludzka nie została w niej uprzedmiotowiona, może kryć w sobie rzeczywisty stosunek wartości lub stosunek od niego pochodny.

Jak względna forma wartości w ogóle, cena wyraża wartość towaru, np. tony żelaza, przez to, że określona ilość ekwiwalentu, np. uncja złota, jest bezpośrednio wymienialna na żelazo, ale nie znaczy to wcale, aby, na odwrót, żelazo ze swej strony było bezpośrednio wymienialne na złoto. Aby więc w praktyce funkcjonować jako wartość wymienna, towar musi zrzucić swą naturalną powłokę cielesną i z wyobrażonego tylko zamienić się w rzeczywiste złoto, choćby ta trans-substancjacja miała go “słoniej" kosztować, niż “pojęcie" Hegla kosztuje przejście od konieczności do wolności, lub homara — zrzucenie skorupy, albo Ojca Kościoła, Hieronima, pokonanie w sobie praojca Adama64. Obok swej realnej postaci, np. żelaza, towar może posiadać w cenie postać wartościową idealną, czyli wyobrażoną postać złota, ale nie może być jednocześnie rzeczywistym żelazem i rzeczywistym zlotem. Aby mu nadać cenę, wystarczy przyrównać do niego złoto wyobrażone. Ale aby mógł swemu właścicielowi służyć jako ogólny ekwiwalent, musi być przez złoto zastąpiony. Gdyby właściciel żelaza stanął np. wobec właściciela jakiegoś przyjemnego towaru powołując się na cenę żelaza jako na formę pieniężną, ten odpowiedziałby mu tak, jak św. Piotr odpowiedział w niebie Dantemu, który mu recytował artykuł wiary:

"Assai bene e trascorsa
D'esta moneta gid la lega e'l peso
Ma dimmi se tu l'hai nella tua borsa" 64a.

 

Forma ceny zakłada, że towary można zbywać za pieniądze 5 że tylko tak można je zbywać. Z drugiej strony, złoto tylko dlatego funkcjonuje jako idealny miernik wartości, że już w procesie wymiany obiega jako towar-pieniądz. W idealnym mierniku wartości czai się więc brzęcząca moneta.

2. Środek cyrkulacji

a) Metamorfoza towarów

Widzieliśmy, że proces wymiany towarów zawiera sprzeczne i wzajemnie się wykluczające stosunki. Rozwój towaru nie znosi tych sprzeczności, ale stwarza formę, w której mogą się poruszać. Jest to w ogóle metoda rozwiązywania rzeczywistych sprzeczności. Sprzecznością jest np. to, że jedno ciało wciąż spada na inne i wciąż od niego ucieka. Elipsa jest jedną z form ruchu, w której sprzeczność ta zarazem się urzeczywistnia i rozwiązuje.

Proces wymiany, przenosząc towary z rąk, w których nie są wartością użytkową, do rąk, w których są wartością użytkową, stanowi społeczną przemianę materii. Produkt jednej pracy użytecznej zastępuje produkt innej. Towar z chwilą przybycia na miejsce, w którym służy jako wartość użytkowa, wypada z sfery wymiany towarowej, by wejść do sfery spożycia. Tutaj interesuje nas tylko pierwsza sfera. Mamy więc rozpatrywać cały proces od strony formy, tzn. mamy rozpatrywać tylko zmianę formy, czyli metamorfozę towaru, poprzez którą odbywa się społeczna przemiana materii.

Nader niedostateczne pojmowanie tej zmiany formy wynika — pomijając niejasność w zrozumieniu samego pojęcia wartości — stąd, że każda zmiana formy jednego towaru odbywa się podczas wymiany dwóch towarów: towaru zwykłego i towaru-pieniądza. Skupiając uwagę wyłącznie na tej stronie materialnej, na wymianie towaru na złoto, przeoczymy to właśnie, co mamy zobaczyć, mianowicie to, co się dzieje z formą. Przeoczymy to, że złoto jako zwykły towar nie jest pieniądzem i że inne towary swoimi cenami wyrażają swój stosunek do złota jako do własnej postaci pieniężnej.

Towary wstępują do procesu wymiany zrazu nieozłocone i nieosłodzone, tak jak przyszły na świat. Proces ten stwarza rozdwojenie towaru na towar i pieniądz, zewnętrzne przeciwieństwo, w którym wyraża się ich immanentne przeciwieństwo między wartością użytkową a wartością. W przeciwieństwie tym występują towary jako wartości użytkowe wobec pieniądza jako wartości wymiennej. Z drugiej strony oba bieguny przeciwieństwa są towarami, a więc jednosciami wartości użytkowej i wartości. Ale ta jedność różnic wyraża się na każdym z obu biegunów odwrotnie i przez to wyraża zarazem ich obopólny stosunek. Towar jest realnie wartością użytkową; to, że jest wartością, występuje tylko idealnie w cenie, która odnosi towar do złota przeciwstawiającego mu się jako realna postać jego wartości. Na odwrót substancja złota występuje tylko jako materializacja wartości, pieniądz. Jest on więc realną wartością wymienną. Jego wartość użytkowa występuje tylko idealnie w szeregu względnych wyrazów wartości odnoszących go do przeciwstawnych mu towarów jako do środowiska jego realnych postaci użytkowych. Te przeciwstawne formy towarów są rzeczywistymi formami ruchu ich procesu wymiennego.

Udajmy się teraz za pierwszym lepszym posiadaczem towaru, np. za naszym starym znajomym, tkaczem, na widownię procesu wymiany, na rynek towarowy. Jego towar, 20 łokci płótna, posiada określoną cenę 2 f. szt. Wymienia on go na 2 f. szt., a następnie jako człowiek starej daty wymienia 2 f. szt. na rodzinną biblię w tej samej cenie. Płótno, które jest dla niego tylko towarem, czymś, co nosi w sobie wartość, zostaje zbyte za złoto, upostaciowanie tej wartości, po czym porzucając tę postać przedzierzga się w inny towar, biblię, która powędruje, ale już jako przedmiot użytku, do izby tkacza,- aby tam służyć ku zbudowaniu dusz. Proces wymiany towaru rozpada się więc na dwie przeciwstawne i wzajem się uzupełniające metamorfozy — przemianę towaru w pieniądz i powrotną przemianę pieniądza w towar65. Momenty metamorfozy towaru są zarazem czynnościami posiadacza to' waru: sprzedażą — wymiana towaru na pieniądz; kupnem — wymianą pieniądza na towar, oraz jednością obu tych aktów:

sprzedażą w celu kupna.

Spojrzawszy na ostateczny wynik transakcji tkacz stwierdzi, że posiada biblię zamiast płótna, że zamiast pierwotnego towaru otrzymał towar inny o tej samej wartości, ale odmiennej użyteczności. W ten sam sposób tkacz zdobywa sobie wszystkie inne środki utrzymania i środki produkcji. Z jego punktu widzenia cały proces dokonuje tylko wymiany produktu jego pracy na produkt pracy cudzej — wymianę produktów.

Proces wymiany towaru odbywa się więc w następującej zmianie form:

Towar — Pieniądz — Towar

T — P — T

Co do swej treści materialnej, jest to ruch T — T, wymiana towaru na towar, przemiana materii pracy społecznej, w której wyniku sam proces wygasa.

T — P. Pierwsza metamorfoza towaru, czyli sprzedaż. Przeskok wartości towaru z ciała towaru do ciała złota stanowi, jak się gdzie indziej wyraziłem, salto mortale towaru. Jeżeli skok się nie udał, to wprawdzie nie towar, ale posiadacz towaru jest oszukany. Społeczny podział pracy uczynił jego pracę równie jednostronną, jak potrzeby — wielostronnymi. Właśnie dlatego produkt jego służy mu tylko jako wartość wymienna. Jednakże powszechne, społecznie usankcjonowaną formę ekwiwalentną otrzymuje produkt tylko w pieniądzu, a pieniądz znajduje się w cudzej kieszeni. Aby go stamtąd wyciągnąć, towar musi być przede wszystkim wartością użytkową dla posiadacza pieniędzy, tzn. praca nań wydatkowana musi być wydatkowana w postaci społecznie użytecznej, czyli musi wykazać, że jest członem społecznego podziału pracy. Lecz podział pracy jest samorzutnie zrodzonym organizmem produkcji, którego kółka zostały nakręcone i obracają się poza plecami wytwórców towarów. Może towar jest produktem jakiegoś nowego rodzaju pracy, która ma rzekomo zaspokajać nowozrodzoną potrzebę ludzką, albo nawet na własną rękę chce ją dopiero wywołać. Może pewna szczególna czynność produkcyjna, która wczoraj jeszcze była tylko jedną z wielu cząstkowych czynności jednego i tego samego wytwórcy towarów, dziś wyodrębnia się z tego związku, usamodzielnia się i właśnie wskutek tego wysyła swój cząstkowy produkt jako odrębny towar na rynek. Warunki mogą być i mogą nie być dojrzałe do takiego procesu wyodrębnienia. Produkt zaspokaja dziś pewną społeczną potrzebę. Jutro może będzie częściowo lub całkowicie wyparty przez produkt podobnego rodzaju. Jeżeli nawet praca np. naszego tkacza jest uprawnionym członem społecznego podziału pracy, okoliczność ta wcale nie zapewnia wartości użytkowej akurat jego 20 łokciom płótna. Jeżeli zapotrzebowanie społeczne płótna (a ma ono, jak każde inne, swoje granice) już zostało zaspokojone przez rywalizujących z nim tkaczy, produkt naszego przyjaciela okaże się nadmierny, zbyteczny, a więc bezużyteczny. Darowanemu koniowi nie zagląda się w zęby — ale tkacz nie przyszedł przecież na rynek, aby dawać komuś podarunki. Przypuśćmy jednak, że wartość użytkowa jego produktu została uznana, że więc jego towar przyciągnął pieniądz. Ale teraz powstaje pytanie: ile pieniędzy? Oczywiście odpowiedź jest z góry dana w cenie towaru, wykładniku wielkości jego wartości. Pomijamy ewentualne, czysto subiektywne błędy rachunkowe posiadacza towaru, gdyż te zostają niezwłocznie na rynku obiektywnie poprawione. Zakładamy więc, że zużył on na swój produkt tylko przeciętny, społecznie niezbędny czas pracy, że więc cena towaru jest tylko nazwij pieniężną ilości pracy społecznej, uprzedmiotowionej w towarze. Lecz oto bez zgody i za plecami naszego tkacza w tradycyjnych sposobach tkania płótna rozpoczął się przewrót. Czas pracy, wczoraj jeszcze ponad wszelką wątpliwość społecznie niezbędny do utkania łokcia płótna, dziś już niezbędnym nie jest, co posiadacz pieniędzy skwapliwie wykazuje w cennikach różnych rywali naszego przyjaciela. Na jego nieszczęście wielu jest tkaczy na świecie. Ale przypuśćmy wreszcie, że każda sztuka płótna znajdująca się na rynku zawiera tylko czas pracy społecznie niezbędny. Mimo to ogólna suma tych sztuk może zawierać czas pracy wydatkowany zbędnie. Jeżeli żołądek rynku nie jest w stanie strawić całej ilości płótna po cenie normalnej 2 szylingów za łokieć, jest to dowód, że zbyt duża część całego społecznego czasu pracy została wydatkowana w postaci tkactwa. Skutek jest taki sam, jak gdyby każdy poszczególny tkacz zużył na swój własny produkt czas pracy dłuższy od społecznie niezbędnego. Tu się sprawdza przysłowie: “mitgefangen, mitgehangen" [“razem pojmani, razem powieszeni"]. Całe płótno na rynku występuje więc jako jeden artykuł handlu, każda sztuka tylko jako odpowiednia jego część. Jakoż wartość-każdego pojedynczego łokcia jest przecież tylko materializacją tej samej, społecznie określonej ilości jednorodnej pracy ludzkiej 65a.

Jak widać, towar miłuje pieniądze, ale “the course of true love never does run smooth" [“droga prawdziwej miłości nie jest usłana różami"]. Taka sama samorzutna przypadkowość, która cechuje jakościową strukturę społecznego organizmu produkcji, cechuje również jego strukturę ilościową, wyrażającą swoje membra disjecta w systemie podziału pracy. Nasi posiadacze towarów przekonują się więc, że ten sam podział pracy, który ich czyni niezależnymi prywatnymi wytwórcami, uniezależnia od nich samych społeczny proces produkcji i ich stosunki w tym procesie, że wzajemna niezależność osób znajduje uzupełnienie w systemie wszechstronnej zależności rzeczowej.

Podział pracy przemienia produkt pracy w towar i przez to czyni niezbędną jego przemianę w pieniądz. Jednocześnie zaś czyni zależnym od przypadku dokonanie tej transsubstancjacji. Tu mamy jednak rozpatrywać to zjawisko w czystej postaci, musimy więc założyć jego normalny przebieg. Zresztą, jeżeli zjawisko to w ogóle zachodzi, tzn., jeżeli towar może być sprzedany, następuje zawsze zmiana jego formy, chociaż w wypadkach nietypowych przy tej zmianie formy sama substancja — wielkość wartości — doznaje uszczerbku lub przyrostu.

Jeden posiadacz towaru otrzymuje złoto w zamian za towar, drugi — towar w zamian za złoto. Zjawiskiem podpadającym pod zmysły jest zmiana posiadacza i miejsca dokonana przez towar i złoto, przez 20 łokci płótna i 2 f. szt., tzn. ich wymiana. Ale na co wymieniany jest towar? Na jego własną ogólną postać wartości. A na co wymieniane jest złoto? Na szczególną postać jego wartości użytkowej. Dlaczego złoto występuje wobec płótna w roli pieniądza? Ponieważ cena płótna, 2 f. szt., czyli jego nazwa pieniężna, już oznacza stosunek płótna do złota jako do pieniądza. Wyzbycie się pierwotnej formy towarowej odbywa się przez pozbycie towaru, tzn. w chwili gdy jego wartość użytkowa rzeczywiście przyciąga złoto, w cenie wyobrażone tylko. Realizacja ceny, czyli idealnej tylko formy wartości towaru, jest więc, odwrotnie, jednoczesną realizacją idealnej tylko wartości użytkowej pieniądza; przemiana towaru w pieniądz jest jednocześnie przemianą pieniądza w towar. Jeden proces jest procesem dwustronnym: na biegunie posiadacza towaru — sprzedażą, na przeciwnym biegunie posiadacza pieniądza — kupnem. Czyli sprzedaż jest kupnem, T — P jest jednocześnie P — T66.

Nie znamy dotąd innego stosunku ekonomicznego między ludźmi poza stosunkiem posiadaczy towarów, przy którym nabywają oni cudzy produkt pracy tylko w ten sposób, że zbywają własny. Jeden posiadacz towaru może więc wystąpić wobec drugiego jako posiadacz pieniędzy tylko dlatego, że produkt jego pracy posiada z natury formę pieniężną, tzn. jest materiałem pieniądza, zlotem itp., albo dlatego, że jego własny towar zdążył już zmienić skórę i wyzbył się swej pierwotnej formy użytkowej. Aby funkcjonować jako pieniądz, złoto musi oczywiście w jakimś punkcie wkroczyć na rynek towarowy. Punkt ten znajduje się w siedlisku produkcji złota, gdzie jako bezpośredni produkt pracy jest ono wymieniane na inny produkt pracy tej samej wartości. Ale od tej chwili złoto stale reprezentuje zrealizowane ceny towarów67. Pomijając wymianę złota na towar w siedlisku jego produkcji, jest złoto w ręku każdego posiadacza towaru tylko wyzbytą postacią jego pozbytego towaru, produktem sprzedaży, czyli pierwszej metamorfozy towaru T—P68. Złoto stało się idealnym pieniądzem, czyli miernikiem wartości, ponieważ wszystkie towary mierzyły nim swą wartość, czyniąc je w ten sposób wyobrażonym przeciwstawieniem swej postaci użytkowej — postacią swej wartości. Realnym pieniądzem staje się złoto dzięki temu, że towary — wszechstronnie zbywane — czynią je postacią swego rzeczywiście wyzbytego, czyli zmienionego użytku, a więc rzeczywistą postacią swej wartości. W swej postaci wartościowej towar wyzbywa się wszelkiego śladu naturalnej wartości użytkowej i tej szczególnej pracy użytecznej, której zawdzięcza powstanie, aby przemienić się w jednorodną społeczną materializację niezróżnicowanej pracy ludzkiej. Dlatego nie można poznać po pieniądzu, jakiego pokroju towar weń się przemienił. W swej szacie pieniężnej każdy towar wygląda tak jak inny. Pieniądz może więc być z gnoju, choć gnój nie jest pieniądzem. Przypuśćmy, że te dwa dukaty, za które nasz tkacz zbył płótno, są zmienioną postacią jednego kwartera pszenicy. Sprzedaż płótna, T — P, jest jednocześnie jego kupnem, P — T. Ale sprzedaż płótna jest w tym procesie początkiem ruchu kończącego się czymś przeciwnym, kupnem biblii; kupno płótna jest zakończeniem ruchu, który rozpoczął się czymś przeciwnym, sprzedażą pszenicy. T — P (płótno — pieniądz), ta pierwsza faza T — P — T (płótno — pieniądz — biblia), jest zarazem P — T (pieniądz — płótno), ostatnią fazą innego ruchu T — P — T (pszenica — pieniądz — płótno). Pierwsza metamorfoza jednego towaru, jego przemiana z formy towarowej w pieniądz, zarazem jest zawsze druga przeciwną metamorfozą innego towaru, jego powrotną przemianą z formy pieniężnej w towar69.

P—T. Druga, czyli ostatnia metamorfoza towaru: kupno. — Ponieważ pieniądz jest wyzbytą postacią wszystkich innych towarów, czyli produktem powszechnego ich zbywania, jest on towarem bezwzględnie pozbywalnym. Czyta on wszystkie ceny w odwrotnym porządku i odzwierciedla się w ten sposób w ciałach wszystkich towarów jako w podatnym materiale, w którym kształtuje swą własną postać towarową. Zarazem jednak ceny, te oczy zalotne, którymi towary mrugają do niego, wskazują granice jego zdolności do przemiany, mianowicie jego własną ilość. Ponieważ towar stając się pieniądzem sam znika, nie znać po pieniądzu, w jaki sposób znalazł się w rękach swego posiadacza, ani co się weń przemieniło. Non olet [nie śmierdzi] — jakiekolwiek jest jego pochodzenie. Wyobraża z jednej strony towar sprzedany, z drugiej — towary, które można kupić70.

P—T, kupno, jest jednocześnie sprzedażą, T—P; ostatnia metamorfoza towaru jest więc jednocześnie pierwszą metamorfozą innego towaru. Dla naszego tkacza kariera jego towaru kończy się na biblii, na którą obrócił owe 2 f. szt. Ale sprzedawca biblii obraca otrzymane od tkacza 2 f. szt. na wódkę. P—T, faza końcowa T—P—T (płótno— pieniądz—biblia), jest jednocześnie T—P, pierwszą fazą T—P—T (biblia—pieniądz—wódka). Ponieważ wytwórca towaru dostarcza tylko jednostronnie użytecznego produktu, sprzedaje go często w większych ilościach, podczas gdy jego wielostronne potrzeby zmuszają go do ustawicznego rozdrabniania ceny zrealizowanej, czyli uzyskanej sumy pieniężnej na liczne zakupy. Sprzedaż znajduje więc ujście w wielu zakupach różnych towarów. Końcowa metamorfoza jednego towaru stanowi w ten sposób sumę pierwszych metamorfoz innych towarów.

Jeżeli weźmiemy teraz pod uwagę całkowitą metamorfozę jakiegoś towaru, np. płótna, widzimy najpierw, że składa się ona z dwóch przeciwstawnych i wzajem się Uzupełniających ruchów, T—P i P—T. Te dwie przeciwstawne przemiany towaru odbywają się w dwóch przeciwstawnych aktach społecznych posiadacza towaru i odzwierciedlają się w jego dwóch przeciwstawnych maskach ekonomicznych. Jako czynnik sprzedaży staje się on sprzedawcą, jako czynnik kupna — nabywca. Skoro jednak przy każdej przemianie towaru obydwie jego formy, forma towarowa i forma pieniężna, istnieją jednocześnie, tylko że na przeciwległych biegunach, temu samemu posiadaczowi towaru jako sprzedawcy przeciwstawia się inny nabywca, a jako nabywcy inny sprzedawca. Skoro ten sam towar kolejno odbywa dwie przeciwstawne przemiany, z towaru stając się pieniądzem a z pieniądza towarem, ten sam posiadacz towaru gra kolejno rolę sprzedawcy i nabywcy. Nie są to więc role stale, skóro w cyrkulacji towarów zmieniają się wciąż ich wykonawcy.

Całkowita metamorfoza towaru w jej najprostszej formie wymaga istnienia czterech skrajności i trzech dramatis personae. Najpierw towarowi przeciwstawia się pieniądz jako postać jego wartości posiadająca po tamtej stronie, w cudzej kieszeni, byt konkretny i brzęczący. A więc posiadaczowi towaru przeciwstawia się posiadacz pieniędzy. Z chwilą gdy towar przemienił się w pieniądz, ten staje się jego przelotny formą ekwiwalentną, której wartość użytkowa, czyli treść, istnieje po tej stronie, w ciałach innych towarów. Jako punkt końcowy pierwszej przemiany towaru, jest pieniądz jednocześnie punktem wyjścia drugiej. Tak więc sprzedawca z pierwszego aktu staje się nabywcą w akcie drugim, gdzie występuje wobec niego trzeci posiadacz towaru jako sprzedawca 71.

Obie przeciwstawne fazy ruchu metamorfozy towaru tworzą ruch okrężny: forma towarowa, wyzbycie się formy towarowej, powrót do formy towarowej. Otóż sam towar występuje tu jako przeciwieństwo. W punkcie wyjścia nie jest wartością użytkową dla swego posiadacza, staje się nią w punkcie końcowym. Tak samo też pieniądz występuje najpierw jako skrzep wartości, w który się towar przemienia, by rozpłynąć się potem w czystą formę ekwiwalentną towaru.

Obie metamorfozy, które składają się na okrężny ruch jednego towaru, są jednocześnie odwrotnymi metamorfozami cząstkowymi dwóch innych towarów. Ten sam towar (płótno) otwiera szereg własnych metamorfoz i zamyka całkowitą metamorfozę innego towaru (pszenicy). Podczas pierwszej przemiany, sprzedaży, odgrywa te dwie role we własnej osobie; natomiast jako złota poczwarka, przebywając drogę wszelkiego stworzenia, kończy jednocześnie pierwszą metamorfozę innego towaru. Ruch okrężny opisany przez szereg metamorfoz każdego towaru splata się więc nierozerwalnie z ruchami okrężnymi innych towarów. Cały ten proces stanowi cyrkulacja towarów.

Cyrkulacja towarów różni się od bezpośredniej wymiany produktów nie tylko formalnie, ale też w samej istocie. Rzućmy tylko okiem wstecz na ten przebieg. Zapewne, tkacz wymienił płótno na biblię, własny towar na cudzy. Ale tak wygląda to zjawisko tylko dla niego. Sprzedawcy biblii, który nie gardzi gorącym trunkiem, ani się śniło wymieniać biblię na płótno, a tkacz znów nie wie, że to pszenicę wymieniono na jego płótno itd. Towar B zastąpił towar A, ale A i B nie wymienili wzajemnie swych towarów. Może się faktycznie zdarzyć, że A i B kupują nawzajem od siebie, ale taki szczególny stosunek nie wynika nieodzownie z ogólnych stosunków cyrkulacji towarowej. Widzimy tu, jak z jednej strony wymiana towarów rozsadza indywidualne i lokalne szranki bezpośredniej wymiany produktów i rozszerza wymianę substancji ludzkich prac; jak z drugiej strony powstaje cały krąg naturalnych zależności społecznych, które nie podlegają kontroli osób działających. Tkacz może sprzedać płótno tylko dlatego, że chłop sprzedał pszenicę, amator wódki sprzeda biblię, bo tkacz sprzedał płótno, a gorzelnik sprzeda wodę ognistą, bo ten drugi sprzedał już wodę wiecznego żywota itd.

Dlatego też proces cyrkulacji nie wygasa tak jak bezpośrednia wymiana produktów, z chwilą gdy wartości użytkowe zmienią miejsca lub posiadaczy. Pieniądz nie ginie przez to, że w końcu wypada z szeregu metamorfoz jednego towaru. Wraca wciąż na miejsce opuszczone w cyrkulacji przez towar. Np. w całkowitej metamorfozie płótna: płótno — pieniądz — biblia, naprzód płótno znika z cyrkulacji, a pieniądz zajmuje jego miejsce, potem znika z cyrkulacji biblia, a pieniądz zajmuje jej miejsce. Zastąpienie towaru przez towar pozostawia jednocześnie w trzecich rękach towar-pieniądz 72. Cyrkulacja wciąż wydziela pieniądz.

Nie ma nic bardziej niedorzecznego niż dogmat, że cyrkulacja towarów oznacza nieodzownie równowagę aktów sprzedaży i aktów kupna, ponieważ każda sprzedaż jest kupnem i vice versa. Jeżeli dogmat ten ma być rozumiany w tym sensie, że ilość istotnie dokonanych sprzedaży równa jest ilości zakupów, to Jest to płaska tautologia. Ale w dogmacie tym chodzi o dowód, że sprzedawca sprowadza ze sobą na rynek nabywcę. Sprzedaż i kupno są identycznym aktem jako wzajemny stosunek dwóch osób biegunowo przeciwstawnych, posiadacza towaru i posiadacza pieniędzy; są dwoma biegunowo przeciwstawnymi aktami jako działania tej samej osoby. Tożsamość sprzedaży i kupna pociąga więc za sobą to, że towar staje się bezużyteczny, jeżeli wrzucony do alchemicznego tygla cyrkulacji nie wychodzi z niego jako pieniądz, jeżeli więc nie zostanie sprzedany przez posiadacza towaru, a kupiony przez posiadacza pieniędzy. Z tożsamości tej wynika następnie, że proces, o ile się uda, stwarza pauzę — krótszy lub dłuższy okres w życiu towaru. Ponieważ pierwsza metamorfoza towaru jest zarazem sprzedażą i kupnem, więc cząstkowy ten proces stanowi zarazem proces samodzielny. Nabywca otrzymał towar, sprzedawca — pieniądze, tzn. towar, który zachowuje formę nadającą się do cyrkulacji, niezależnie od tego, czy zjawi się znów na rynku prędzej czy później. Nikt nie może sprzedać, jeżeli ktoś inny nie kupi. Ale nikt nie musi natychmiast kupować dlatego tylko, że sam sprzedał. Cyrkulacja obala czasowe, przestrzenne i indywidualne granice wymiany produktów właśnie w ten sposób, że istniejącą tu bezpośrednią tożsamość zbywania swego produktu pracy z nabywaniem produktu cudzego rozszczepia na przeciwieństwo sprzedaży i kupna. Fakt, że samodzielnie się sobie przeciwstawiające procesy stanowią wewnętrzną jedność, oznacza zarazem, że jedność ta porusza się w zewnętrznych przeciwieństwach. Jeżeli to zewnętrzne usamodzielnienie aktów wewnętrznie niesamodzielnych, bo wzajemnie się uzupełniających, dojdzie do pewnego punktu, jedność daje gwałtownie znać o sobie przez — kryzys. Immanentne towarowi przeciwieństwo wartości użytkowej i wartości, pracy prywatnej, która musi zarazem występować jako praca bezpośrednio społeczna, szczególnej pracy konkretnej, która jednocześnie liczy się tylko jako praca abstrakcyjnie ogólna, przeciwieństwo między uosobieniem przedmiotu a uprzedmiotowieniem osób — cala ta immanentna sprzeczność osiąga swe rozwinięte formy ruchu w przeciwieństwach metamorfozy towaru. Formy te zawierają więc możliwość kryzysów, ale też tylko możliwość. Aby ta możliwość stała się rzeczywistością, trzeba całego układu stosunków, które nie istnieją jeszcze na gruncie prostej cyrkulacji towarów 73.

Jako pośrednik w cyrkulacji towarów, pieniądz spełnia funkcję środka cyrkulacji.

b) Obieg pieniądza

Przemiana form, w której odbywa się przemiana materii produktów pracy, T — P — T, zakłada, że ta sama wartość stanowi jako towar punkt wyjścia procesu i jako towar wraca do tego samego punktu wyjścia. Ten ruch towarów jest więc ruchem okrężnym. Z drugiej strony ta sama forma nie dopuszcza okrężnego ruchu pieniądza. Wynikiem jej jest stałe oddalanie się pieniądza od jego punktu wyjścia, a nie powrót do niego. Póki sprzedawca zatrzymuje w ręku zmienioną postać swego towaru — pieniądz, towar znajduje się w stadium pierwszej metamorfozy, tzn. przebiegi dopiero pierwszą połowę swej drogi okrężnej. Gdy proces sprzedaży w celu kupna zostaje zakończony, pieniądz znika znowu z rąk swego pierwotnego posiadacza. Oczywiście, jeżeli tkacz po kupieniu biblii znów sprzeda płótno, pieniądz wróci do jego rąk. Ale wróci nie dzięki cyrkulacji pierwszych 20 łokci płótna, gdyż cyrkulacja ta, przeciwnie, sprawiła, że pieniądz uciekł od tkacza do sprzedawcy biblii. Pieniądz wróci tu jedynie dzięki ponowieniu, czyli powtórzeniu tego samego procesu cyrkulacyjnego z nowym towarem i ostateczny wynik będzie taki sam, jak w procesie poprzednim. Tak więc cyrkulacja towarów bezpośrednio nadaje pieniądzowi formę ruchu polegającą na ciągłym oddalaniu się jego od punktu wyjścia, na przebieganiu z rąk jednego posiadacza towaru do rąk drugiego, czyli na jego obiegu (currency, cours de la monnaie).

Obieg pieniądza polega na stałym, monotonnym powtarzaniu tego samego procesu. Towar stoi zawsze po stronie sprzedawcy, pieniądz po stronie nabywcy, jako środek kupna. Funkcjonuje jako środek kupna dzięki temu, że realizuje cenę towaru. Realizując ją, przenosi towar z rąk sprzedawcy do rąk nabywcy, jednocześnie zaś ucieka z rąk nabywcy do rąk sprzedawcy, aby powtórzyć ten sam proces z innym towarem. Nie widać, że ta jednostronna forma ruchu pieniądza pochodzi z dwustronnej formy ruchu towaru. Sama istota cyrkulacji towarowej stwarza przeciwne pozory. W pierwszej metamorfozie towaru widoczny jest nie tylko ruch pieniądza, ale też własny ruch towaru, natomiast w drugiej metamorfozie tylko ruch pieniądza jest widoczny. W pierwszej połowie swej cyrkulacji towar zamienia się z pieniądzem na miejsca. Dzięki temu jego postać użytkowa przechodzi ze sfery cyrkulacji do sfery konsumcji74. Miejsce jego zajmuje postać jego wartości, czyli jego maska pieniężna. Drugiej połowy cyrkulacji nie odbywa towar w swej własnej naturalnej skórze, lecz w swej skórze złotej. Ciągłość ruchu jest więc właściwością tylko pieniędzy, i ten sam ruch, który jako ruch towaru obejmuje dwa przeciwstawne procesy, jako własny ruch pieniądza stanowi wciąż ten sam proces, zamianę miejsc z coraz to innym towarem. Dlatego wydaje się, jak gdyby wynik cyrkulacji towarów, zastąpienie jednego towaru przez drugi, był spowodowany nie przez zmianę form samego towaru, lecz przez funkcję pieniądza jako środka cyrkulacji, który towary same przez się nieruchome wprawia w ruch okrężny, przenosząc je zawsze w kierunku przeciwnym do swego własnego biegu, z rąk, w których nie są wartościami użytkowymi, do rąk, w których są nimi. Pieniądz usuwa wciąż towary ze sfery cyrkulacji, ustawicznie zajmując ich miejsce w cyrkulacji i oddalając się w ten sposób od swego własnego punktu wyjścia. Jakkolwiek więc ruch pieniądza jest tylko wyrazem cyrkulacji towarów, wydaje się, jak gdyby — odwrotnie — cyrkulacja towarów była wynikiem ruchu pieniądza 75.

Z drugiej strony pieniądzowi tylko dlatego przypada w udziale funkcja środka cyrkulacji, że jest on usamodzielnioną wartością towarów. Jego ruch jako środka cyrkulacji jest więc w istocie tylko ruchem ich własnych form, który też musi odzwierciedlać się zmysłowo w obiegu pieniądza. Tak np. płótno najpierw przeobraża swą formę towarową w formę pieniężną. Forma pieniężna, drugi kraniec jego pierwszej metamorfozy T—P, staje się następnie pierwszym krańcem jego ostatniej metamorfozy P—T, powrotnej przemiany pieniądza w biblię. Ale każda z tych dwóch zmian formy dokonuje się poprzez wymianę towaru i pieniądza, poprzez ich wzajemną zamianę miejsc. Te same monety dostają się do rąk sprzedawcy jako wyzbyta postać towaru, a opuszczają je jako absolutnie pozbywalna postać towaru. Dwukrotnie zmieniają miejsce. Pierwsza metamorfoza płótna wprowadza te monety do kieszeni tkacza, druga wyciąga je stamtąd. Obie przeciwstawne zmiany formy tego samego towaru odzwierciedlają się przeto w dwukrotnej, dokonywanej w przeciwnym kierunku, zmianie miejsca przez pieniądz.

Jeżeli natomiast zachodzą tylko jednostronne metamorfozy towarów, tylko sprzedaż lub tylko kupno, jak kto woli, to ten sam pieniądz tylko raz zmienia miejsce. Powtórna zmiana miejsca przez pieniądz wyraża zawsze drugą metamorfozę towaru, jego powrotną przemianę z pieniądza. W często powtarzającej się zmianie miejsca tych samych monet odzwierciedla się nie tylko szereg metamorfoz jednego i tego samego towaru, ale też splot niezliczonych metamorfoz świata towarów w ogóle. Zresztą, rozumie się samo przez się, że to wszystko dotyczy tylko rozpatrywanej tu formy prostej cyrkulacji towarów.

Każdy towar przy pierwszym wkroczeniu do cyrkulacji, przy pierwszej zmianie swej formy, wypada z cyrkulacji, a na jego miejsce wstępują coraz to nowe towary. Pieniądz natomiast jako środek cyrkulacji przebywa wciąż w sferze cyrkulacji i wciąż się w niej obraca. Powstaje stąd pytanie, ile pieniędzy sfera ta stale pochłania.

W danym kraju odbywają się dzień w dzień liczne, jednoczesne, a więc przestrzennie przebiegające obok siebie, jednostronne metamorfozy towarów, czyli, innymi słowy, same sprzedaże z jednej, same kupna z drugiej strony. Już ceny towarów przyrównują je do określonych ilości wyobrażonego pieniądza. A że rozpatrywana tu forma bezpośredniej cyrkulacji raz po raz przeciwstawia cieleśnie towar pieniądzowi, jeden na biegunie sprzedaży, drugi na przeciwnym biegunie kupna — masa środków cyrkulacji potrzebna w procesie cyrkulacji świata towarów jest już wyznaczona przez sumę cen towarów. Istotnie, pieniądze reprezentują tylko realnie tę sumę złota, która idealnie jest już wyrażona w ogólnej sumie cen towarów. Równość tych sum jest więc oczywista. Wiemy jednak, że przy niezmienionych wartościach towarów ceny ich zmieniają się wraz ze zmianą wartości samego złota (materiału pieniężnego), stosunkowo wzrastają, gdy wartość ta spada, spadają, gdy wzrasta. Gdy w ten sposób suma cen towarów wzrasta lub spada, masa cyrkulujących pieniędzy musi proporcjonalnie zwiększać się lub zmniejszać. Przyczyna zmiany masy środków cyrkulacji tkwi wprawdzie w samym pieniądzu, ale nie w jego funkcji jako środka cyrkulacji, lecz w jego funkcji miernika wartości. Najpierw cena towarów zmienia się w stosunku odwrotnym do wartości pieniądza, a potem dopiero masa środków cyrkulacji zmienia się w stosunku prostym do cen towarów. Zupełnie to samo zjawisko wystąpiłoby, gdyby np. nie wartość złota spadła, lecz srebro zastąpiło je jako miernik wartości, lub też gdyby nie wartość srebra wzrosła, ale złoto odebrało mu funkcję miernika wartości. W jednym wypadku musiałoby cyrkulować więcej srebra niż, przedtem złota, w drugim zaś — mniej złota niż przedtem srebra. W obu wypadkach uległaby zmianie wartość materiału pieniężnego, tzn. tego towaru, który funkcjonuje jako miernik wartości; dlatego uległyby też zmianie ceny towarów jako wyrazy ich wartości, jak również masa cyrkulują-cych pieniędzy, które służą do zrealizowania tych cen. Jak widzieliśmy, sfera cyrkulacji towarów posiada dziurę, przez którą złoto (lub srebro, w ogóle materiał pieniężny) wstępuje w nią jako towar o danej wartości. Wartość ta jest przesłanką tego, żeby pieniądz mógł funkcjonować jako miernik wartości, żeby więc mogło dojść do wyznaczenia cen. Jeżeli np. wartość samego miernika wartości spada, znajduje to najpierw wyraz w zmianie cen tych towarów, które bezpośrednio w siedlisku produkcji kruszców szlachetnych są na nie wymieniane jako na towary. W szczególności na niższym szczeblu rozwoju społeczeństwa burżuazyjnego wielka część innych towarów przez długi czas jeszcze będzie szacowana według złudnej już i przestarzałej wartości miernika wartości. Jednakże jeden towar zaraża drugi przez swój stosunek wartościowy do niego, ceny złote lub srebrne towarów wyrównują się stopniowo w proporcjach wyznaczonych przez same ich wartości, aż wreszcie wszystkie wartości towarów są szacowane odpowiednio do nowej wartości kruszcu pieniężnego. Temu procesowi wyrównawczemu towarzyszy ustawiczny wzrost ilości kruszców szlachetnych, napływających w zamian za towary bezpośrednio na nie wymieniane. W miarę wiec jak się upowszechniają skorygowane ceny towarów, czyli w miarę jak się rozpowszechnia ocena ich wartości według nowej, zmniejszonej i dalej zmniejszającej się do pewnego punktu wartości kruszcu, istnieje w tym samym stosunku dodatkowa masa kruszcu niezbędna do zrealizowania nowych cen. Jednostronna obserwacja skutków odkrycia nowych kopalń złota i srebra doprowadziła w XVII a zwłaszcza w XVIII wieku do błędnego wniosku, jakoby ceny towarów dlatego wzrosły, że funkcję środka cyrkulacji pełniła zwiększona ilość złota i srebra. W dalszym ciągu będziemy przyjmowali wartość złota za dany, tak jak to jest istotnie w chwili ustalenia cen.

Przy tym założeniu masa środków cyrkulacji jest więc wyznaczona przez sumę cen towarów, które mają być zrealizowane. Jeżeli ponadto założymy, że cena każdego rodzaju towaru jest dana, to suma cen towarów będzie oczywiście zależała od znajdującej się w cyrkulacji masy towarów. Nie trzeba się bardzo głowić, aby zrozumieć, że jeżeli kwarter pszenicy kosztuje 2 f. szt., to 100 kwartetów kosztuje 200 f. szt., 200 kwarterów — 400 f. szt. itd., że więc wraz z masą pszenicy musi wzrastać suma pieniędzy, która przy sprzedaży zamienia się z nią na miejsca.

Jeżeli masa towarów jest stalą, masa cyrkulujących pieniędzy maleje albo się zwiększa zależnie od wahań cen towarów. Wzrasta lub spada, gdy wskutek zmiany cen wzrasta lub spada suma cen towarów. Do tego nie trzeba wcale, aby ceny wszystkich towarów wzrosły lub spadły jednocześnie. Wzrost lub spadek cen pewnej ilości decydujących artykułów wystarcza, aby podlegająca realizacji suma cen wszystkich cyrkulujących towarów wzrosła lub spadła, aby zatem więcej lub mniej pieniędzy wstąpiło w cyrkulację. Niezależnie od tego, czy zmiana cen towarów odzwierciedla rzeczywistą zmianę wartości, czy tylko wahania cen rynkowych, wpływ jej na masę środków cyrkulacji pozostaje ten sam.

Przypuśćmy, że mamy do czynienia z pewną ilością wzajemnie od siebie niezależnych, jednoczesnych, a więc obok siebie dokonywanych aktów sprzedaży, czyli cząstkowych metamorfoz: np. l kwartera pszenicy, 20 łokci płótna, l biblii, 4 garnców żytniówki. Jeżeli cena każdego z tych artykułów wynosi 2 f. szt., a więc suma cen podlegająca realizacji — 8 f. szt., to do cyrkulacji musi być puszczona masa pieniężna równa 8 f. szt. Jeżeli natomiast te same towary tworzą ogniwa znanego nam łańcucha metamorfoz: l kwarter pszenicy — 2 f. szt. — 20 łokci płótna — 2 f. szt. — l biblia — 2 f. szt. — 4 garnce żytniówki — 2 f. szt., wówczas 2 f. szt. wprawiają różne towary kolejno w ruch, realizując po kolei ich ceny, a więc również sumę cen, 8 f. szt., aby w końcu spocząć w ręku gorzelnika. Dokonują one czterech obiegów. Ta wielokrotna zmiana miejsca tych samych monet przedstawia podwójną zmianę formy towaru, jego przejście przez dwa przeciwstawne stadia cyrkulacji i splot metamorfoz rozmaitych towarów76. Przeciwstawne i wzajemnie się uzupełniające fazy, w których przebiega ten proces, nie mogą odbywać się obok siebie w przestrzeni, lecz muszą następować po sobie w czasie. Dlatego miernikami trwania odcinki czasu, czyli miarą szybkości obiegu pieniądza jest liczba obiegów tej samej monety w określonym czasie. Przypuśćmy, że proces cyrkulacji owych czterech towarów trwa jeden dzień. Wówczas podlegająca realizacji suma cen wyniesie 8 f. szt., liczba obiegów tych samych monet w ciągu dnia — 4, a masa cyrkulującego pieniądza — 2 f. szt., czyli dla danego okresu procesu cyrkulacji:

suma cen towarów / ilość obiegów jednoimiennych monet = masie pieniędzy pełniących funkcję środka cyrkulacji. Prawo to ma zastosowanie powszechne. Proces cyrkulacji w danym kraju i w określonym okresie obejmuje co prawda z jednej strony wiele rozproszonych, jednoczesnych, obok siebie następujących aktów sprzedaży (wzgl. kupna), czyli metamorfoz cząstkowych, w których te same monety raz tylko zmieniają miejsce, czyli dokonują jednego tylko obiegu — z drugiej jednak strony obejmuje wiele, po części równoległych, po części splatających się z sobą, krótszych lub dłuższych szeregów metamorfoz, przy których te same monety dokonują mniej lub bardziej licznych obiegów. Z ogólnej jednak ilości obiegów wszystkich znajdujących się w cyrkulacji jednoimiennych monet wynika przeciętna ilość obiegów poszczególnej monety, czyli przeciętna szybkość obiegu pieniądza. Masa pieniędzy puszczanych w cyrkulację, np. w chwili rozpoczęcia dziennego procesu cyrkulacji, jest oczywiście wyznaczona przez sumę cen towarów cyrkulujących jednocześnie i przestrzennie obok siebie. Ale w procesie każda moneta staje się jak gdyby odpowiedzialna za inne. Jeżeli jedna z nich przyśpiesza swą szybkość obiegu, inna szybkość tę zwalnia lub też całkowicie wychodzi ze sfery cyrkulacji, gdyż ta może pochłonąć tylko taką masę złota, jaka, pomnożona przez średnią ilość obiegów swego poszczególnego elementu, równa się sumie cen podlegającej realizacji. Jeżeli więc ilość obiegów monet wzrasta, masa monet w cyrkulacji zmniejsza się. Jeżeli ilość ich obiegów się zmniejsza, masa ta wzrasta. A że masa pieniędzy, które mogą pełnić funkcję środka cyrkulacji, jest przy danej przeciętnej szybkości dana, wobec tego dość np. puścić w cyrkulację określoną ilość banknotów jednofuntowych, aby wyprzeć z niej tyleż suwerenów; jest to sztuczka dobrze znana wszystkim bankom.

Jak w obiegu pieniądza w ogóle ujawnia się tylko proces cyrkulacji towarów, tzn. ich okrężny ruch poprzez przeciwstawne metamorfozy, tak też szybkość obiegu pieniądza odzwierciedla tylko szybkość, z jaką towary zmieniają formę, ciągle splatanie się łańcuchów ich metamorfoz, tempo przemiany materii, szybkość, z jaką towary znikają ze sfery cyrkulacji i z jaką nowe towary zajmują ich miejsce. W szybkości obiegu pieniądza uwidacznia się więc płynna jedność przeciwstawnych i wzajemnie się uzupełniających faz:

przemiany postaci użytkowej w wartościową i powrotnej przemiany postaci wartościowej w użytkową, czy też obu procesów sprzedaży i kupna. Na odwrót, w zwolnieniu obiegu pieniądza ujawnia się rozdział i przeciwstawne usamodzielnienie się tych procesów, zahamowanie przemian formy, a stąd i przemiany materii. Z samej tylko cyrkulacji nie możemy oczywiście wnosić o przyczynie zahamowania. Cyrkulacja tylko ujawnia to zjawisko. Ponieważ jednak wraz ze zwolnieniem obiegu pieniądz rzadziej zjawia się we wszystkich punktach peryferii cyrkulacji i rzadziej z nich znika, przeto popularny pogląd tłumaczy to zjawisko niedostateczną ilością środków cyrkulacji77.

Ogólna ilość pieniędzy pełniących w pewnym okresie czasu funkcję środka cyrkulacji jest więc określona z jednej strony przez sumę cen towarów będących w cyrkulacji, z drugiej — przez mniejszą lub większą płynność ich przeciwstawnych procesów cyrkulacyjnych, od której zależy, jaką cząstkę sumy cen może zrealizować jedna i ta sama moneta. Ale suma cen towarów zależy zarówno od masy jak od ceny każdego rodzaju towaru. Trzy czynniki: ruch cen, masa towarów w cyrkulacji i wreszcie szybkość obiegu pieniądza — mogą się jednak zmieniać w różnych kierunkach i w rozmaitym stosunku, przeto suma cen podlegająca realizacji, a więc zależna od niej masa środków cyrkulacji może podlegać bardzo licznym kombinacjom. Wymienimy tylko te, które w historii cen odegrały ważną rolę.

Przy niezmienionych cenach towarów masa środków cyrkulacji może wzrastać, gdy wzrasta masa towarów w cyrkulacji lub gdy zmniejsza się szybkość obiegu pieniądza, albo gdy obie przyczyny działają jednocześnie. Masa środków cyrkulacji może natomiast spadać przy zmniejszającej się masie towarów lub zwiększającej się szybkości cyrkulacji.

Przy ogólnym wzroście cen towarów masa środków cyrkulacji , może pozostać niezmieniona, jeżeli masa cyrkulujących towarów maleje proporcjonalnie do wzrostu ich cen, albo gdy szybkość obiegu pieniądza wzrasta równie szybko jak wzrost cen, natomiast cyrkulująca masa towarów pozostaje bez zmian. Masa środków cyrkulacji może się zmniejszać, jeżeli masa towarów zmniejsza się szybciej, albo szybkość obiegu wzrasta szybciej niż ceny.

Przy ogólnym spadku cen towarów masa środków cyrkulacji może pozostać niezmienna, jeżeli masa towarów wzrośnie proporcjonalnie do spadku ich cen, lub gdy szybkość obiegu pieniądza zmniejszy się w tej samej proporcji co ceny. Masa środków cyrkulacji może wzrastać, gdy wzrost masy towarów będzie szybszy lub zmniejszenie się szybkości cyrkulacji będzie szybsze niż spadek cen.

Zmiany dotyczące różnych czynników mogą w swych skutkach wzajemnie się znosić, tak iż pomimo ich ciągłej zmienności ogólna suma cen towarów, podlegająca realizacji, a więc również masa pieniędzy w obiegu, pozostaje niezmieniona. Dlatego też, rozpatrując nieco dłuższe okresy czasu, stwierdzamy daleko większą stałość przeciętnej masy krążących w każdym kraju pieniędzy i daleko mniejsze odchylenia od tej przeciętnej, niżby się na pierwszy rzut oka można było spodziewać — pomijając silne zaburzenia wywoływane periodycznie przez kryzysy przemysłowe i handlowe, rzadziej — przez zmianę wartości samego pieniądza.

Prawo, w myśl którego ilość środków cyrkulacji jest określana przez sumę cen cyrkulujących towarów i przeciętną szybkość obiegu pieniądza78, da się więc sformułować także w ten sposób, że przy danej sumie wartości towarów i danej przeciętnej szybkości ich metamorfoz ilość obiegającego pieniądza lub materiału pieniężnego zależy od jego własnej wartości. Złudzenie jakoby, przeciwnie, ceny towarów były określane przez masę środków cyrkulacji, a ta znów przez masę materiału pieniężnego, znajdującego się w danym kraju 79, opiera się u jego wczesnych przedstawicieli na niedorzecznej hipotezie, że towary wchodzą w proces cyrkulacji bez ceny, a pieniądz bez wartości i dopiero potem odpowiednia część kaszy towarowej zostaje wymieniona na odpowiednią część złotej góry80.

c) Moneta. Znak wartości

Z funkcji pieniądza jako środka cyrkulacji wynika jego postać monetarna. Cząstka wagowa złota, wyobrażona w cenie, czyli w nazwie pieniężnej towarów, musi się im w cyrkulacji przeciwstawić w postaci jednoimiennej sztuki złota, czyli monety. Funkcja bicia monety, podobnie jak ustanawianie skali cen, należy do państwa. Rozmaite mundury narodowe, które złoto i srebro noszą jako monety, ale zrzucają na rynku światowym, są wyrazem rozdziału między wewnętrznymi, czyli narodowymi sferami cyrkulacji towarów a powszechną jej sferą, rynkiem światowym.

Moneta złota i złoto w sztabach różnią się więc w zasadzie tylko kształtem, toteż złoto może zawsze przejść z jednej formy w drugą81. Lecz droga z mennicy jest jednocześnie już drogą do tygla. W obiegu bowiem monety złote się ścierają, jedne więcej, inne mniej. Zaczyna się proces rozdziału między złotym tytułem a złotą substancją, między zawartością nominalną a zawartością realną. Jednoimienne monety złote zaczynają się różnić wartością, gdyż różnią się wagą. Złoto jako środek cyrkulacji zaczyna się różnić od złota jako skali cen, wobec czego przestaje być rzeczywistym ekwiwalentem towarów, których ceny realizuje. Historia monetarna średniowiecza i czasów nowożytnych aż po wiek XVIII jest właśnie historią płynącego stąd zamętu. Żywiołowa tendencja procesu cyrkulacji do zamiany złotej rzeczywistości monety w złoty pozór, czyli do zamiany monety w symbol jej urzędowej zawartości kruszcowej, została usankcjonowana przez najnowsze ustawy wyznaczające dla straty na wadze kruszcowej granicę, powyżej której moneta zostaje uznana za niezdolną do obiegu, czyli zdemonetyzowana.

Skoro obieg pieniężny sam oddziela realną zawartość monety od jej zawartości nominalnej, jej byt kruszcowy od jej bytu funkcjonalnego, kryje on w sobie możliwość zastąpienia pieniądza kruszcowego w jego funkcjach monetarnych przez znaki z innego materiału lub symbole. Techniczne trudności bicia monet z bardzo drobnych ilości złota wzgl. srebra oraz okoliczność, że kruszce mniej szlachetne służyły pierwotnie jako mierniki wartości, miedź zamiast srebra, srebro zamiast złota, i krążyły dlatego jako pieniądz w chwili, gdy szlachetniejszy kruszec strącał je z tronu — oto powody, które tłumaczą historycznie rolę srebrnych i miedzianych znaków zastępujących monetę złotą. Zastępują one złoto w tych kręgach cyrkulacji towarowej, w których moneta krąży najszybciej i dlatego najszybciej się ściera, tzn. tam, gdzie sprzedaże i zakupy najdrobniejszych rozmiarów ponawiane są bez ustanku. Ażeby nie pozwolić tym satelitom złota na zajęcie jego miejsca, prawo wyznacza bardzo niskie proporcje, w których muszą być przyjmowane zamiast złota. Poszczególne kręgi, w których obiegają rozmaite rodzaje monet, oczywiście przenikają się wzajemnie. Moneta zdawkowa zjawia się obok złota dla wypłaty ułamków najmniejszej monety złotej; złoto wkracza wciąż w cyrkulację detaliczną, a zarazem wciąż jest z niej wypierane przez wymianę na monetę zdawkową82.

Zawartość kruszcu w znakach srebrnych lub miedzianych jest dowolnie określana ustawą. Ścierają się one w obiegu jeszcze szybciej niż monety złote. Ich funkcja jako monet staje się więc w istocie całkowicie niezależna od ich wagi, tzn. od ich wartości. Monetarny byt złota oddziela się całkowicie od jego wartościowej substancji. Rzeczy stosunkowo bezwartościowe, kartki papieru, mogą więc zamiast niego funkcjonować jako moneta. W kruszcowych znakach pieniężnych ich czysto symboliczny charakter jest jeszcze do pewnego stopnia utajony. W pieniądzu papierowym wychodzi on na jaw w sposób oczywisty. Widzimy więc: ce n'est que le premier pas qui coute [tylko pierwszy krok jest trudny].

Mowa tu tylko o państwowym pieniądzu papierowym, posiadającym obieg przymusowy. Wyrasta on bezpośrednio z cyrkulacji kruszcowej. Natomiast pieniądz kredytowy wymaga istnienia stosunków zupełnie nam jeszcze nie znanych z punktu widzenia prostej cyrkulacji towarowej. Zauważmy tu jednak mimochodem, że podobnie jak właściwy pieniądz papierowy wywodzi się z funkcji pieniądza jako środka cyrkulacji, tak samo pieniądz kredytowy wyrasta naturalnie z funkcji pieniądza jako środka płatniczego 83.

Kartki papieru z wydrukowaną nazwą pieniężną, jak l f. szt., 5 f. szt. itd., są z zewnątrz wrzucane do procesu cyrkulacji przez państwo. O ile rzeczywiście krążą zamiast jednoimiennych sum złota, odzwierciedlają w swym ruchu tylko prawa samego obiegu pieniężnego. Szczególne prawo cyrkulacji papierowej może wynikać jedynie ze stosunku, w jakim papier reprezentuje złoto. A prawo to brzmi po prostu tak: emisję pieniędzy papierowych należy ograniczyć do tej ilości, w jakiej wyobrażone przez nie symbolicznie złoto (lub srebro) w rzeczywistości musiałoby krążyć. Wprawdzie ilość złota, którą może wchłonąć sfera cyrkulacji, waha się ciągle wokół pewnego średniego poziomu, jednakże masa środka cyrkulacji w danym kraju nigdy nie spada poniżej pewnego minimum, które doświadczenie pozwala stwierdzić. Fakt, że ta minimalna masa ustawicznie zmienia swe składniki, tzn. składa się z coraz to innych sztuk złota, w niczym oczywiście nie wpływa na jej rozmiary ani na jej stałe krążenie w sferze cyrkulacji. Dlatego mogą ją zastąpić symbole papierowe. Jeżeli natomiast dziś wszystkie kanały cyrkulacyjne wypełnią się pieniędzmi papierowymi aż do najwyższej swej pojemności, to jutro, wskutek wahań w cyrkulacji towarowej, mogą być przepełnione. Zatraca się wszelką miarę. A kiedy ilość papieru przekroczy miarę, tzn. przewyższy ilość złotych monet tejże nazwy, które by mogły krążyć, to papier nadal przedstawia w świecie towarów — pomijając niebezpieczeństwo ogólnego zdyskredytowania — tylko ilość złota określoną przez immanentnie temu światu właściwe prawa, a więc ilość złota, którą jedynie może reprezentować. Jeżeli masa kartek papierowych reprezentuje np. po dwie uncje złota zamiast po jednej uncji, to faktycznie l f. szt. stanie się np. nazwą pieniężną, powiedzmy, l/2 uncji zamiast 1/4 uncji. Skutek jest ten sam, jak gdyby złoto doznało zmiany w swej funkcji miernika cen. Te same więc wartości, których wyrazem była przedtem cena l f. szt., teraz wyrażają się w cenie 2 f. szt.

Pieniądz papierowy jest znakiem złota, czyli znakiem pieniężnym. Jego stosunek do wartości towarów polega tylko na tym, że wartości te są wyrażone idealnie w tych samych ilościach złota, które papier wyobraża symbolicznie, zmysłowo. Pieniądz papierowy jest znakiem wartości tylko o tyle, o ile przedstawia ilości złota, które, jak wszelkie inne ilości towarów, są także ilościami wartości84.

Powstaje wreszcie pytanie, dlaczego złoto może być zastąpione przez swe własne bezwartościowe znaki? Może ono jednak, jak widzieliśmy, być zastąpione przez nie o tyle tylko, o ile jest wyodrębnione lub usamodzielnione w swej funkcji monety, czyli środka cyrkulacji. Otóż usamodzielnienie tej funkcji nie zachodzi co prawda dla poszczególnych monet złotych, jakkolwiek ujawnia się w dalszym kursowaniu monet przez obieg zużytych. Wyłącznie monetą, czyli środkiem cyrkulacji, są sztuki złota właśnie dopóty, dopóki znajdują się rzeczywiście w obiegu. To jednak, co nie odnosi się do poszczególnej monety złotej, odnosi się do owej minimalnej masy złota, którą można zastąpić pieniądzem papierowym. Masa ta przebywa ciągle w sferze cyrkulacji, funkcjonuje ustawicznie jako środek cyrkulacji i dlatego istnieje wyłącznie jako organ tej funkcji. Toteż ruch jej przedstawia tylko ustawiczne przechodzenie jednego w drugi przeciwstawnych sobie procesów metamorfozy towaru T — P — T, w której towarowi przeciwstawia się jego postać wartościowa tylko po to, by natychmiast zniknąć. Samodzielne przedstawienie wartości wymiennej towaru jest tu tylko przelotnym momentem. Niezwłocznie zastępuje go inny towar. Dlatego też nawet czysto symboliczny byt pieniądza wystarcza w procesie, który wciąż przenosi go z rąk do rąk. Jego byt funkcjonalny wchłania niejako jego byt materialny. Jako przelotnie zobiektywizowane odbicie cen towarów, funkcjonuje on już tylko jako swój własny znak, dlatego może być zastąpiony przez znaki85. Trzeba tylko, aby znak pieniężny miał własny obiektywnie społeczny walor, a symbol papierowy otrzymuje go przez kurs przymusowy. Ten przymus państwowy działa tylko w sferze cyrkulacji wewnętrznej zakreślonej granicami danej społeczności, ale też tylko tu pieniądz roztapia się całkowicie w swej funkcji środka cyrkulacji, czyli monety, i dlatego jako pieniądz papierowy może otrzymać byt na pozór oderwany od swej substancji kruszcowej i czysto funkcjonalny.

3. Pieniądz

Towar pełniący funkcję miernika wartości, a więc — we własnej osobie lub przez zastępcę — funkcję środka cyrkulacji, jest pieniądzem. Złoto (lub srebro) jest przeto pieniądzem. Jako pieniądz funkcjonuje ono z jednej strony w tym charakterze, w jakim musi występować w swej złotej (lub srebrnej) postaci cielesnej, czyli jako towar-pieniądz, a więc ani idealnie tylko, jak w roli miernika wartości, ani też z możliwością zastępstwa, jak w roli środka cyrkulacji; z drugiej strony w ten sposób, że funkcja jego — spełniana czy to we własnej osobie, czy przez zastępcę — utrwala go jako jedyną postać wartości, czyli jedynie adekwatne istnienie wartości wymiennej w przeciwstawieniu do wszystkich towarów jako wartości użytkowych tylko.

a) Powstawanie skarbu

Ustawiczny ruch okrężny obu przeciwnych metamorfoz towaru, czyli ciągłe przechodzenie kupna w sprzedaż, występuje na jaw w niestrudzonym obiegu pieniądza, czyli w jego funkcji perpetuum mobile cyrkulacji. Nieruchomieje, czyli, jak mówi Bolsguillebert, przeistacza się z meuble w immeuble [z ruchomości w nieruchomość], z monety w pieniądz, z chwilą gdy szereg metamorfoz zostaje przerwany i sprzedaż nie znajduje uzupełnienia w następującym po niej kupnie.

Sam rozwój cyrkulacji towarów bardzo wcześnie rozwija konieczność i żądzę zatrzymania przy sobie produktu pierwszej metamorfozy

— zmienionej postaci towaru, czyli jego złotej poczwarki86. Sprzedajemy towar nie po to, aby kupić towar, ale po to, by formę towarową zastąpić formą pieniężną. Ta zmiana formy staje się z zwykłego środka pomocniczego w wymianie materii — celem samym w sobie. Ta wyzbyta postać towaru traci możność funkcjonowania jako jego postać bezwględnie pozbywalna, czyli jako przejściowa tylko forma pieniężna. W ten sposób pieniądz kamienieje w skarb, a sprzedawca towarów staje się zbieraczem skarbu.

Właśnie w początkach cyrkulacji towarów tylko nadwyżka wartości użytkowych obraca się w pieniądz. Złoto i srebro stają się w ten sposób same przez się społecznymi wyrazami nadmiaru, czyli bogactwa. Ta naiwna forma tworzenia skarbu uwiecznia się u ludów, u których ściśle ustalony zakres potrzeb odpowiada tradycyjnemu sposobowi produkcji skierowanej ku zaspokojeniu własnych potrzeb. Tak jest np. u Azjatów, w szczególności u Hindusów. Yanderlint, który sądzi, że ceny towarów są określane przez, ilość znajdującego się w kraju złota i srebra, zadaje sobie pytanie, dlaczego indyjskie towary są tak tanie. I odpowiada: ponieważ Hindusi zakopują pieniądze w ziemi. Od r. 1602 do 1734, powiada, zakopali oni na 150 milionów funtów szterlingów srebra, które pierwotnie przybyło z Ameryki do Europy87. Od r. 1856 do 1866, czyli w ciągu 10 lat Anglia wywiozła do Indyj i do Chin (kruszec wywieziony do Chin w dużej części wraca do Indyj) na 120 milionów funtów szterlingów srebra, które zostało uprzednio nabyte za australijskie złoto.

Przy bardziej rozwiniętej produkcji towarowej każdy wytwórca musi się zaopatrzyć w “nervus rerum", zapewnić sobie “społeczny fant" 88. Potrzeby jego wciąż się ponawiają i zmuszają do bezustannych zakupów cudzych towarów, podczas gdy produkcja i sprzedaż jego własnego towaru wymaga czasu i podlega przypadkowi. Aby kupować nie sprzedając, musiał uprzednio sprzedać nie kupując. Operacja ta, wykonana w skali ogólnej, wydaje się sprzeczna sama z sobą. Jednakże kruszce szlachetne są w siedlisku swej produkcji wymieniane bezpośrednio na inne towary. Zachodzi tu sprzedaż (ze strony posiadaczy towarów) bez kupna (ze strony posiadaczy złota i srebra) 89. Późniejsze zaś sprzedaże bez następującego po nich kupna powodują tylko dalszy podział kruszców szlachetnych między wszystkich posiadaczy towarów. W ten sposób we wszystkich punktach obiegu powstają skarby złote i srebrne rozmaitej wielkości. Wraz z możnością przechowania towaru jako wartości wymiennej lub wartości wymiennej jako towaru budzi się żądza złota. Wraz z rozszerzeniem cyrkulacji towarów wzrasta potęga pieniądza, tej zawsze rozporządzalnej, absolutnie społecznej formy bogactwa. “Złoto to cudowna rzecz! Kto je posiada, jest panem wszystkiego, czego pragnie. Za pomocą złota można nawet duszom wrota raju otworzyć" (Kolumb, w liście z Jamajki, r. 1503). Ponieważ po pieniądzu nie znać co się weń zamieniło, więc wszystko, towar i nie towar, zamienia się w pieniądz. Wszystko staje się sprzedażne i wszystko można kupić. Cyrkulacja staje się olbrzymim tyglem społecznym, do którego wszystko wpada, aby zeń wyjść jako kryształ pieniężny. Alchemii tej oprzeć się nie mogą nawet relikwie świętych a tym mniej — subtelniejsze res sacrosanctae, extra commercium hominum [rzeczy uświęcone, nie będące przedmiotem handlu]90. Podobnie jak wszelkie różnice jakościowe między towarami zacierają się w pieniądzu, tak też pieniądz ze swej strony, jak radykalny leveller, zaciera wszystkie różnice91. Lecz pieniądz sam jest towarem, rzeczą zewnętrzną, która może się stać własnością prywatną każdego. Potęga społeczna staje się w ten sposób prywatną potęgą prywatnej osoby. Dlatego społeczeństwo starożytne potępia pieniądz jako czynnik rozkładający jego ład ekonomiczny i moralny 92. Społeczeństwo nowożytne, które już w swym dzieciństwie za włosy wyciągnęło Plutona z wnętrza ziemi93, wita w Złotym Graalu olśniewające ucieleśnienie swojej najistotniejszej zasady życiowej.

Towar jako wartość użytkowa zaspokaja poszczególną potrzebę i stanowi szczególny element bogactwa materialnego. Ale wartość towaru jest miarą jego siły przyciągającej wobec wszystkich elementów bogactwa materialnego, a więc miarą społecznego bogactwa swego posiadacza. Dla barbarzyńsko prymitywnego posiadacza towarów, a nawet dla współczesnego chłopa zachodnio-europejskiego wartość jest nieodłączna od jej formy, pomnażanie skarbu złotego i srebrnego jest więc pomnażaniem wartości. Co prawda, wartość pieniądza ulega zmianom bądź to wskutek zmiany jego własnej wartości, bądź też wskutek zmiany wartości towarów. Nie zmienia to jednak faktu, że, po pierwsze, 200 uncji złota nadal zawiera więcej wartości niż 100 uncji, 300 uncji więcej niż 200 itd., po wtóre zaś, że kruszcowa forma naturalna złota pozostaje powszechną formą ekwiwalentną wszystkich towarów, bezpośrednim społecznym ucieleśnieniem wszelkiej pracy ludzkiej. Pęd do tworzenia skarbów z natury nie zna granic. Ze względu na swą jakość, czyli formę, pieniądz nie zna granic, tzn. jest ogólnym przedstawicielem materialnego bogactwa, ponieważ jest bezpośrednio wymienialny na każdy towar. Ale jednocześnie każda rzeczywista suma pieniędzy jest ilościowo ograniczona, ma więc tylko ograniczoną siłę nabywczą. Ta sprzeczność między granicą ilościową a brakiem jakościowych granic pieniądza popycha wciąż zbieracza skarbu do syzyfowej pracy gromadzenia. Dzieje się z nim tak jak ze zdobywcą świata, który za każdym nowym podbojem zdobywa tylko nową granicę.

Aby zatrzymać złoto jako pieniądz, czyli jako element tworzenia skarbu, trzeba przeszkodzić jego krążeniu, tzn. nie dopuścić do tego, by jako środek nabywczy stawało się środkiem użycia. Zbieracz skarbu poświęca więc złotemu fetyszowi swą żądzę użycia. Bierze na serio ewangelię wyrzeczenia. Z drugiej strony może tylko tyle wycofać z cyrkulacji w pieniądzu, ile wprowadzi do cyrkulacji towaru. Im więcej produkuje, tym więcej może sprzedać. Pracowitość, oszczędność i skąpstwo są więc kardynalnymi jego cnotami; wiele sprzedawać, mało kupować — oto cała jego ekonomia polityczna 94.

Obok bezpośredniej formy skarbu rozwija się jego forma estetyczna, posiadanie przedmiotów srebrnych i złotych. Wzrasta ono wraz ze wzrostem bogactwa społeczeństwa burżuazyjnego. “Soyons riches ou paraissons riches" [“Bądźmy bogaci lub udawajmy bogatych"] (Diderot). Powstaje w ten sposób po części coraz szerszy rynek złota i srebra, niezależnie od ich funkcji pieniężnych, po części ukryte źródło pieniądza tryskające zwłaszcza w okresach wstrząsów społecznych.

Tworzenie skarbu spełnia rozmaite funkcje w ekonomice cyrkulacji kruszcowej. Pierwsza taka funkcja wynika z warunków obiegu monet złotych czy srebrnych. Widzieliśmy, że w związku ze stałymi wahaniami w rozmiarach i szybkości cyrkulacji towarów oraz ich cen, masa pieniędzy w obiegu podlega ciągłym przypływom i odpływom. Musi więc posiadać zdolność kurczenia się i rozciągania. Raz pieniądz musi być przyciągnięty jako moneta, innym razem moneta musi być odrzucona jako pieniądz. Po to, żeby masa pieniędzy będąca rzeczywiście w obiegu zawsze odpowiadała stopniowi nasycenia sfery cyrkulacji, istniejąca w kraju ilość złota lub srebra musi przewyższać ich ilość funkcjonującą jako monety. Warunek ten zostaje spełniony dzięki obróceniu pieniędzy w skarb. Skarbce służą zarazem jako kanały odpływu i dopływu krążącego pieniądza, i dzięki temu kanały obiegowe nigdy nie są przepełnione95.

b) Środek płatniczy

W bezpośredniej formie cyrkulacji towarowej, którą rozpatrywaliśmy dotychczas, ta sama wielkość wartości występowała zawsze dwa razy: jako towar na jednym biegunie, jako pieniądz na biegunie przeciwnym. Posiadacze towarów wchodzili więc w styczność z sobą tylko jako przedstawiciele znajdujących się po obu stronach ekwiwalentów. Jednakże w miarę rozwoju cyrkulacji towarowej rozwijają się stosunki, w których zbywanie towaru jest oddzielone w czasie od realizacji jego ceny. Dość wskazać najprostsze stosunki tego rodzaju. Produkcja jednego rodzaju towaru wymaga dłuższego, produkcja innego rodzaju — krótszego czasu. Produkcja różnych towarów jest związana z różnymi porami roku. Jeden towar rodzi się na swym rynku, drugi musi odbyć podróż na odległy rynek. Jeden posiadacz towaru może więc wystąpić w roli sprzedawcy, zanim drugi wystąpi jako nabywca. Kiedy te same transakcje powtarzają się ustawicznie między tymi samymi osobami, warunki sprzedaży towarów przystosowują się do warunków ich produkcji. Z drugiej strony, można sprzedać używalność niektórych towarów, np. domu, na określony przeciąg czasu. Dopiero po upływie tego czasu nabywca rzeczywiście otrzyma wartość użytkową towaru. Nabywa go więc, zanim za niego zapłacił. Jeden posiadacz towaru sprzedaje istniejący towar, drugi kupuje wyłącznie jako przedstawiciel pieniędzy, a właściwie jako przedstawiciel przyszłych pieniędzy. Sprzedawca staje się wierzycielem, nabywca — dłużnikiem. Ponieważ metamorfoza towaru, czyli rozwój formy jego wartości ulega tu zmianie, pieniądz otrzymuje też inną funkcję. Staje się środkiem płatniczym96.

Cechy wierzyciela i dłużnika wynikają tu z prostej cyrkulacji towarowej. Zmiana formy cyrkulacji wyciska na sprzedawcy i nabywcy to nowe piętno. Z początku są to więc tak samo chwilowe i na przemian przez tych samych uczestników cyrkulacji odgrywane role, jak rola sprzedawcy i nabywcy. Jednakże przeciwieństwo ma tu już z samego początku daleko mniej dobroduszny charakter i jest w wyższym stopniu zdolne do krystalizacji97. Te same cechy mogą jednak wystąpić niezależnie od cyrkulacji towarów. Np. walka klasowa w świecie starożytnym toczyła się głównie w postaci walki między wierzycielami a dłużnikami i skończyła się w Rzymie upadkiem plebejskiego dłużnika, którego zastąpił niewolnik. W średniowieczu walka kończy się upadkiem feudalnego dłużnika, który traci władzę polityczną wraz z jej gospodarczą podstawą. Jednakże w tym wypadku forma pieniężna — a stosunek wierzyciela do dłużnika występuje w postaci stosunku pieniężnego — odzwierciedla jedynie głębiej sięgający antagonizm gospodarczych warunków życia.

Wróćmy do sfery cyrkulacji towarowej. Ekwiwalenty towaru i pieniądza nie zjawiają się już jednocześnie na obu biegunach procesu sprzedaży. Pieniądz pełni teraz, po pierwsze, funkcję miernika wartości przy określaniu ceny sprzedawanego towaru. Cena oznaczona przez umowę jest miarą zobowiązania nabywcy, tzn. sumy pieniężnej, którą ten w określonym terminie winien zapłacić. Po wtóre, pieniądz pełni funkcję idealnego środka nabywczego. Chociaż istnieje dopiero w formie przyrzeczenia zapłaty ze strony nabywcy, sprawia jednak, że towar zmienia posiadacza. Dopiero po upływie terminu płatności środek płatniczy wstępuje rzeczywiście do cyrkulacji, tzn. przechodzi z rąk nabywcy do rąk sprzedawcy. Środek cyrkulacji przemienił się w skarb dlatego, że proces cyrkulacji przerwał się po pierwszej fazie, tzn., że zmieniona postać towaru została wycofana z cyrkulacji. Środek płatniczy wstąpił do cyrkulacji, ale wtedy, gdy towar już z niej wyszedł. Pieniądz nie pośredniczy już w przebiegu procesu, lecz zamyka go samodzielnie jako absolutny byt wartości wymiennej, czyli towar powszechny. Sprzedawca zamienił towar w pieniądz, aby za pomocą pieniądza zaspokoić jakąś potrzebę, zbieracz skarbu — po to, aby przechować towar w formie pieniężnej, nabywca-dłużnik — po to, aby móc zapłacić. Jeżeli nie zapłaci, nastąpi przymusowa sprzedaż jego, dobytku. Tak więc siłą konieczności społecznej wynikającej ze stosunków samego procesu cyrkulacji — upostaciowana wartość towaru, pieniądz, staje się teraz samoistnym celem sprzedaży.

Nabywca zamienia pieniądz z powrotem w towar, zanim zamienił towar w pieniądz, tzn. dokonuje drugiej metamorfozy towaru przed pierwszą. Towar sprzedawcy cyrkuluje, ale cenę swą realizuje tylko w postaci prywatno-prawnego tytułu do pieniędzy. Towar przemienił się w wartość użytkową, zanim jeszcze przemienił się w pieniądz. Pierwsza jego metamorfoza dokona się dopiero potem 98.

Zobowiązania płatne w danym okresie procesu cyrkulacyjnego reprezentują sumę cen towarów, których, sprzedaż zobowiązania te spowodowała. Masa pieniądza potrzebnego do zrealizowania tej sumy zależy przede wszystkim od szybkości obiegu środków płatniczych, 'Określają ją dwie okoliczności: splot stosunków wierzycielskich i dłuż-niczych, kiedy np. A otrzymujący pieniądze od swego dłużnika B płaci je dalej swemu wierzycielowi C itd. — oraz przeciąg czasu dzielący różne terminy płatności. Łańcuch kolejnych płatności, czyli odroczonych pierwszych metamorfoz, różni się zasadniczo o'd rozpatrywanego poprzednio splotu szeregów metamorfoz. Związek między sprzedawcami a nabywcami nie tylko znajduje wyraz w obiegu środków cyrkulacji, lecz sam powstaje dopiero w obiegu pieniędzy i właśnie dzięki niemu. Natomiast ruch środka płatniczego wyraża istniejący już przedtem zakończony związek społeczny.

Jednoczesność i równoległość aktów sprzedaży ograniczają możność kompensowania masy monet przez zwiększanie szybkości obiegu. Natomiast są nową dźwignią oszczędzania środków płatniczych. Wraz z koncentracją płatności w tym samym miejscu rozwijają się samorzutnie specjalne instytucje i metody wyrównywania tych wypłat, np. “virements" w średniowiecznym Lyonie. Trzeba tylko zestawić z sobą wierzytelności, jakie A posiada u B, B u C, C u A itd., aby się te wierzytelności w pewnym zakresie wzajemnie zniosły jako wielkości dodatnie i ujemne. W ten sposób pozostaje do zapłacenia tylko pewne saldo, nadwyżka długu. Im większa koncentracja płatności, tym mniejsze stosunkowo saldo, a więc masa krążących środków płatniczych.

Funkcja pieniądza jako środka płatniczego zawiera w sobie bezpośrednią sprzeczność. W stosunku do płatności, które się wzajemnie wyrównują, pieniądz funkcjonuje wyłącznie idealnie jako pieniądz rachunkowy, czyli jako miernik wartości. O ile trzeba dokonać rzeczywistej płatności, występuje on nie jako środek cyrkulacji, jako przemijająca i pośrednicząca jedynie forma przemiany materii, lecz jako indywidualne ucieleśnienie pracy społecznej, jako samodzielny byt wartości wymiennej, jako towar absolutny. Sprzeczność ta wybucha w tym momencie kryzysów produkcyjnych i handlowych, który zwany jest kryzysem pieniężnym99. Wydarza się on tylko tam, gdzie nieprzerwany łańcuch kolejnych płatności oraz system sztucznego ich wyrównywania w pełni się już rozwinął. W wypadku bardziej ogólnego zakłócenia tego mechanizmu z jakiejkolwiek przyczyny pieniądz nagle, bezpośrednio porzuca swą idealną postać pieniądza rachunkowego, aby przedzierzgnąć się w brzęczącą monetę. Nie może być wówczas zastąpiony przez pospolite towary. Wartość użytkowa towaru staje się bezużyteczna, a wartość jego niknie wobec jego własnej formy wartościowej. Oto przed chwilą jeszcze upojony pomyślnością burżua mieniąc się wyższym nad przesądy głosił, że pieniądz to czcze złudzenie: tylko towar jest pieniądzem. Lecz teraz oto na rynku światowym rozlega się okrzyk: tylko pieniądz jest towarem! Jak jeleń łaknie świeżej wody, tak dusza burżuazyjna woła o pieniądze, o to jedyne bogactwo 100. W czasie kryzysu przeciwieństwo między towarem a jego postacią wartościową, pieniądzem, potęguje się aż do absolutnej sprzeczności. Forma przejawiania się pieniądza jest tu więc obojętna; głód pieniężny jest taki sam, niezależnie od tego, czy chodzi o płatność w złocie, czy też w pieniądzach kredytowych, powiedzmy, w banknotach 101.

Jeżeli więc weźmiemy teraz pod uwagę ogólną sumę pieniędzy znajdujących się w obiegu w pewnym okresie czasu, to przy danej szybkości obiegu środków cyrkulacji i środków płatniczych równa się ona sumie podlegających realizacji cen towarów zwiększonej o sumę płatności, których termin właśnie upływa, zmniejszonej zaś o płatności, które się wzajemnie wyrównują, zmniejszonej wreszcie o ilość obrotów, w których ta sama moneta funkcjonuje na przemian to jako środek cyrkulacji, to jako środek płatniczy. Np. chłop sprzedaje swoje zboże za 2 f. szt., które więc służą tu jako środek cyrkulacji. W dniu płatności spłaca nimi płótno, którego dostarczył mu tkacz. Te same 2 f. szt. funkcjonują teraz jako środek płatniczy. Tkacz kupuje za nie biblię, płacąc gotówką, oto funkcjonują więc znów jako środek cyrkulacji — itd. Nawet gdy dane są ceny, szybkość obiega pieniądza i stopień zaoszczędzenia wypłat, masa pieniędzy obiegająca w pewnym okresie czasu, np. w ciągu dnia, nie pokrywa się z masą cyrkulujących towarów. Obiegają pieniądze reprezentujące towary dawno już wycofane z cyrkulacji. Obiegają towary, których ekwiwalent pieniężny ukaże się dopiero w przyszłości. Z drugiej strony zobowiązania płatnicze, zaciągnięte każdego dnia, i płatności, których termin upływa tego dnia, są wielkościami zgoła niewspółmiernymil02.

Pieniądz kredytowy powstaje bezpośrednio z funkcji pieniądza jako środka płatniczego, gdyż z kolei zobowiązania dłużnicze za sprzedane towary krążą, przenosząc wierzytelności z rąk do rąk. Z drugiej strony, w miarę jak się rozszerza system kredytowy, rozszerza się funkcja pieniądza jako środka płatniczego. Jako taki otrzymuje on własne formy istnienia, w postaci których zadomowią się w dziedzinie wielkich transakcji handlowych wypierając monety złote i srebrne głównie w dziedzinę drobnego handlu103.

Na pewnym stopniu rozwoju i zasięgu produkcji towarowej funkcja pieniądza jako. środka płatniczego wykracza poza sferę cyrkulacji towarowej. Pieniądz staje się powszechnym towarem umów104. Czynsze, podatki itd. -— z świadczeń naturalnych zamieniają się w opłaty pieniężne. Jak dalece jednak warunkiem tej przemiany jest ogólne ukształtowanie procesu produkcji, o tym świadczy np. fakt, że cesarstwu rzymskiemu dwukrotnie nie powiodła się próba ściągania wszystkich danin, w pieniądzach. Niesłychana nędza francuskiego ludu wiejskiego za Ludwika XIV, tak wymownie piętnowana przez Boisguilleberta, marszałka Vauban i innych, była spowodowaną nie tylko wysokością podatku, ale też przekształceniem podatku w naturze w podatek pieniężny105. Jeżeli z drugiej strony forma naturalna renty gruntowej, będąca w Azji zarazem głównym elementem podatku państwowego, opiera się tam na stosunkach produkcji, reprodukujących się z niezmiennością zjawisk przyrody, to i na odwrót, ta forma płatności podtrzymuje starą formę produkcji. Stanowi ona jedną z tajemnic trwania państwa tureckiego. Jeżeli handel zagraniczny, narzucony Japonii przez Europę, wywoła zamianę czynszu w naturze na czynsz pieniężny, to wzorowe rolnictwo japońskie nie ostoi się. Ulegną rozkładowi wąskie podstawy gospodarcze jego istnienia.

W każdym kraju ustalają się pewne powszechne terminy płatności. Podstawą ich są po części, pomijając inne ruchy okrężne reprodukcji, naturalne warunki produkcji związane ze zmianą pór roku. Stosują się do nich również płatności nie pochodzące bezpośrednio z cyrkulacji towarów, jak podatki, czynsze itd. Masa pieniędzy, potrzebna w pewnych dniach roku na płatności rozproszone po całym kraju, powoduje periodyczne, lecz powierzchowne tylko zaburzenia w gospodarce środkami płatniczymi106. Z prawa szybkości obiegu środków płatniczych wynika, że masa tych środków niezbędna do uskutecznienia wszystkich periodycznych płatności bez względu na ich źródło pozostaje w stosunku odwrotnym do długości okresów płatniczych107.

Rozwój pieniądza jako środka płatniczego wymaga nagromadzenia pieniędzy, aby sprostać zapotrzebowaniu w terminach płatności zobowiązań. Podczas gdy tworzenie skarbu w miarę rozwoju społeczeństwa burżuazyjnego zanika jako samodzielna forma bogacenia się, gromadzenie funduszu rezerwowego środków płatniczych wzrasta wraz z jego rozwojem.

c) Pieniądz światowy

Opuszczając sferę cyrkulacji wewnętrznej, pieniądz wyzbywa się powstających tam lokalnych form skali cen, monety, monety zdawkowej lub znaku wartości, i wraca do swej pierwotnej formy sztab kruszcu szlachetnego. W handlu światowym wartość towarów nabiera charakteru uniwersalnego. Toteż samodzielna postać ich wartości przeciwstawia się im tutaj jako pieniądz światowy. Dopiero na rynku światowym pieniądz funkcjonuje w całej pełni jako towar, którego forma naturalna jest zarazem bezpośrednio społeczną formą urzeczywistnienia ludzkiej pracy in abstracto. Sposób jego istnienia staje się adekwatny jego pojęciu.

W sferze cyrkulacji wewnętrznej tylko jeden towar może służyć jako miernik wartości, a więc jako pieniądz. Na rynku światowym panuje dwojaki miernik wartości, złoto i srebro 108.

Pieniądz światowy funkcjonuje jako powszechny środek płatniczy, powszechny środek nabywczy i absolutna społeczna materializacja bogactwa w ogóle (uniuersal wealth). Dominująca jest tutaj jego funkcja jako środka platniczego przy wyrównywaniu bilansów międzynarodowych. Stąd hasło systemu merkantylistycznego: bilans handlowy!109. Złoto i srebro służą jako międzynarodowy środek nabywczy głównie wtedy, gdy normalna równowaga wymiany substancji między różnymi narodami ulegnie nagle zakłóceniu. Występują wreszcie jako absolutna społeczna materializacja bogactwa tam, gdzie nie idzie o kupno ani o płatność, tylko o przeniesienie bogactwa z jednego kraju do drugiego, i kiedy to przeniesienie nie może być uskutecznione w formie towarowej, bądź wskutek koniunktury rynku towarowego, bądź ze względu na sam cel przeniesienia 110.

Tak samo jak do cyrkulacji wewnętrznej, każdy kraj potrzebuje pewnego funduszu rezerwowego do cyrkulacji na rynku światowym. Funkcje skarbów wynikają więc po części z funkcji pieniądza jako wewnętrznego środka cyrkulacji i środka płatniczego, po części z jego funkcji jako pieniądza światowego110a. Ta ostatnia rola wymaga zawsze rzeczywistego towaru-pieniądza, namacalnego złota i srebra, dlatego James Steuart określa złoto i srebro, w odróżnieniu od ich czysto miejscowych surogatów, wyraźnie jako money of the world [pieniądz światowy].

Strumień złota i srebra jest dwukierunkowy. Z jednej strony, rozlewa się ze swych źródeł na cały rynek światowy, gdzie w rozmaitych rozmiarach wchłaniany przez różne narodowe sfery cyrkulacji wchodzi tam do ich wewnętrznych kanałów obiegowych, zastępując wytarte monety złote i srebrne, dostarczając materiału na towary zbytkowne lub zastygając w postaci skarbu 111. Ten pierwszy rodzaj ruchu odbywa się poprzez bezpośrednią wymianę urzeczywistnionych w towarach prac narodowych na urzeczywistnioną w szlachetnych kruszcach pracę krajów produkujących złoto i srebro. Z drugiej strony, złoto i srebro krąży wciąż tam i z powrotem między różnymi narodowymi sferami cyrkulacji; jest to ruch podążający za nieustannymi wahaniami kursu dewiz112.

Kraje o rozwiniętej produkcji burżuazyjnej ograniczają skarby masowo nagromadzone w rezerwuarach banków do minimum niezbędnego do pełnienia właściwych im funkcji113. Z pewnymi wyjątkami znaczne przepełnienie tych skarbców ponad ich przeciętny poziom świadczy o zastoju w cyrkulacji towarów, czyli o zatamowaniu potoku ich metamorfoz114.


PRZYPISY

1 Karl Marx: “Zur Kritik der politischen Oekonomie", Berlin 1869, str. 3.

2 “Pożądanie zakłada potrzebę; jest to apetyt ducha równie naturalny jak głód ciała ... większość (rzeczy) posiada wartość dzięki temu, że zaspokaja potrzeby ducha". Nicolas Barbon: “A Discourse concerning coining the new money lighter, in answer to Mr. Locke's Considerations itd.", Londyn 1696, str. 2, 3.

3 “Rzeczy posiadają wewnętrzną zaletę (vertue, co u Barbona jest specyficznym określeniem wartości użytkowej), która wszędzie jest ta sama, podobnie jak w magnesie zdolność przyciągania żelaza" (tamże, str. 6). Własność przyciągania żelaza stała się w magnesie użyteczna dopiero z chwilą, gdy przy jej pomocy odkryto biegunowość magnetyczną.

4 “Wartość naturalna (natural worth) każdej rzeczy polega na jej zdolności zaspokajania niezbędnych potrzeb życiowych człowieka lub służenia ku jego wygodzie" (John Locke: “Some Considerations on the Consequences of the Lowering of Interest", 1691, w “Works", wyd. Londyn 1777, tom II, str. 28). W wieku XVII spotykamy jeszcze często u angielskich pisarzy “worth" na określenie wartości użytkowej i “value" na określenie wartości wymiennej, najzupełniej zgodnie z duchem języka, który zwykł rzecz bezpośrednią wyrażać słowem germańskim, a odbicie jej w pojęciu — słowem romańskim.

5 W społeczeństwie burżuazyjnym panuje fictio juris [fikcja prawna], że każdy człowiek jako nabywca towarów posiada encyklopedyczną ich znajomość.

6 “Wartość polega na stosunku wymiennym, jaki zachodzi między jedna rzeczą a drugą, między ilością jednego wytworu a ilością innego" (Le Trosne: “De I'Interet Social", “Physiocrates", wyd. Daire, Paryż 1846, str. 889).

7 “Żadna rzecz nie może posiadać wartości -wymiennej wewnętrznej" (.V. Barbon: “A Discourse concerning coining itd.", str. 6) lub, jak mówi Butler:

“The value of a thing
Is just as much as it will bring"
[Rzecz jest akurat tyle warta, ile przyniesie].

8 “One sort of wares are as good as another, if the value be equal There is no difference or distinction in things of equal value. One hundred pounds worth of lead or iron is of as great a value as one hundred pounds worth of silver and gold" [Ołów lub żelazo wartości stu f. szt. mają tę samą wartość wymienną, co srebro i złoto wartości stu f. szt.] (N. Barbon, tamże, str. 58 i 7).

9 Przypis do wyd. 3. — “The value of them (the necessaries of life) when they are exchanged the one for another, is regulated by the quantity of labour necessarily required, and commonly taken in producing them". “Wartość przedmiotów użytkowych, gdy je wymieniamy jeden na drugi, jest określona przez ilość pracy niezbędnej do wytworzenia ich i zwykle w tym celu wydatkowanej" (“Sorne Thoughts on the Interest ot Money in general, and particularly in the Public Funds itd.", Londyn, str. 36). Ta godna uwagi anonimowa publikacja z zeszłego stulecia nie jest datowana. Z treści jej wynika jednak, że ukazała się za panowania Jerzego II, około roku 1739 lub 1740.

l0 “Wszystkie produkty tego samego rodzaju tworzą właściwie tylko jedną masę, której cena ustala się ogólnie i bez względu na szczególne okoliczności" (Le Trosne: “De 1'Interet Social", str. 893).

11 Karl Marx: “Zur Kritik der politischen Oekonomie", str. 6.

11a (Przypis do wyd. U. — Wstawiam słowa objęte nawiasem, gdyż bez nich często przez nieporozumienie sądzono, że Marks uważa za towar każdy produkt, który został spożyty nie przez swego wytwórcę. — F. E.).

12 “Zur Kritik itd.", sta". 12, 13 i nast.

13 “Wszystkie zjawiska wszechświata, wywołane bądź ręką ludzką, bądź przez ogólne prawa fizyki, nie stanowią prawdziwych aktów tworzenia, lecz jedynie przekształcenie materii. Łączenie i rozdzielanie to jedyne elementy, jakie znajduje umysł ludzki, ilekroć rozbiera treść wyobrażeń o reprodukcji; to samo dotyczy reprodukcji wartości (wartości użytkowej, jakkolwiek Verri tutaj w swej polemice przeciwko fizjokratom sam dobrze nie zdaje sobie sprawy, ,o jakiej wartości mówi) i bogactwa, kiedy to ziemia, powietrze i woda zamieniają się na polach w zboże lub kiedy w ręku człowieka wydzielina owada zamienia się w jedwab, albo kilka kawałków metalu układa się w zegarek" (Pietro Verri: “Meditazioni sulla Economia Politica" (po raz pierwszy drukowane w 1773) w wydaniu włoskich ekonomistów Custodiego, Parte Moderna, tom XV, str. 22).

l4 Porówn. Hegel: “Philosophie des Rechts". Berlin 1840, str. 250, § 190.

15 Czytelnik winien pamiętać, że mowa tu nie o płacy roboczej, czyli o wartości, jaką robotnik otrzymuje na przykład za dzień pracy, lecz o wartości towarów, w których się jego dzień pracy uprzedmiotowił. Kategoria płacy roboczej nie istnieje jeszcze w ogóle w tym stadium naszego wykładu.

16 Przypis do wyd. S. — Aby dowieść, “że jedynie praca jest tą ostateczną i realną miarą, za pomocą której wartość wszystkich towarów może być zawsze wyceniana i porównywana", A. Smith mówi: “Równe ilości pracy muszą dla robotnika wszędzie i zawsze posiadać tę samą wartość. Przy normalnym stanie zdrowia, sił i energii, przy przeciętnym poziomie umiejętności, musi on za każdym razem poświęcać tę samą ilość swego spoczynku, swej wolności i swego szczęścia" (“Wealth of Nations", ks. I, rozdz. 5). A. Smith miesza tutaj (nie wszędzie) z jednej strony określenie wartości przez ilość pracy zużytej na produkcję towaru z określeniem wartości towarów przez wartość pracy, i usiłuje dlatego dowieść, że równe ilości pracy mają zawsze jednakową wartość. Z drugiej strony przeczuwa, że praca, o tyle, o ile się wyraża w wartości towarów, wchodzi w rachubę tylko jako wydatkowanie siły roboczej, traktuje jednak znów to wydatkowanie tylko jako ofiarę ze spoczynku, wolności i szczęścia, nie jako normalna czynność życiową. Co prawda, ma przed oczyma nowoczesnego robotnika najemnego. — Daleko trafniej mówi anonimowy poprzednik A. Smitha, cytowany w przypisie 9: “Ktoś pracował tydzień, żeby zrobić dany przedmiot użytku... a ten, kto daje mu w zamian inny przedmiot, nie może trafniej ocenić rzeczywistej równowartości, jak przez wyliczenie, na co zużył tyleż pracy i czasu. Oznacza to w gruncie rzeczy wymianę pracy, którą jeden człowiek w określonym czasie włożył w jakiś przedmiot, na pracę, którą drugi człowiek zużył w ciągu takiego samego czasu na zrobienie innego przedmiotu" (“Some Thoughts on the Interest of Money in general itd.", str. 39). -r (Przypis do wyd. 4: Język angielski ma przywilej posiadania dwóch różnych wyrazów na oznaczenie tych dwóch różnych aspektów pracy. Praca tworząca wartości użytkowe i określona jakościowo nazywa się work, w przeciwstawieniu do labour. Praca tworząca wartość i mierzona tylko ilościowo nazywa się labour, w przeciwstawieniu do work. Patrz przypis do przekładu angielskiego, str. 14. — F. E.).

l7 Nieliczni ekonomiści, którzy, jak S. Bailey, zajmowali się analizą formy wartości, nie mogli dojść do żadnego wyniku, po pierwsze dlatego, że mieszają wartość i formę wartości, po wtóre dlatego, że ulegając prymitywnemu wpływowi praktycznego burżua, od początku zwracają uwagę wyłącznie na ilościową określoność. “Rozporządzanie ilościami... stanowi wartość" (“Money and its Vicissitudes", Londyn 1837, str. 11. Autorem jest S. Bailey).

17a Przypis do wyd. S. — Ekonomista, który jeden z pierwszych po Williamie Petty przeniknął istotę wartości, sławny Franklin, mówi: “Skoro handel nie jest w ogóle niczym innym, jak wymianą jednej pracy na drugą, wartość wszystkich rzeczy najsłuszniej jest oceniać pracą" (“The Works of B. Franklin, itd.", wyd. Sparksa. Boston 1836, tom II, str. 267). Franklin nie uświadamia sobie, że oceniając wartość wszystkich rzeczy “pracą", abstrahuje od różnic wymienianych na siebie prac i sprowadza je w ten sposób do jednakowej pracy ludzkiej. Jakkolwiek nie wie tego, jednakże wypowiada to. Mówi naprzód o “jednej pracy", potem o “drugiej pracy", w końcu o “pracy" bez bliższego określenia jako o substancji wartości wszystkich rzeczy.

18 Z człowiekiem dzieje się poniekąd to samo, co z towarem. Ponieważ nie przychodzi na świat ani ze zwierciadłem w ręku, ani też jako filozof ze szkoły Fichtego; “ja jestem ja" — człowiek tedy przegląda się naprzód w innym człowieku. Dopiero dzięki stosunkowi do człowieka Pawła jako do podobnego sobie, człowiek Piotr odnosi się do siebie jako do człowieka. Ale dlatego też Paweł, w całej swej pawiowej cielesności, ze skórą i kośćmi, przedstawia dla niego osobnika rodzaju: “człowiek".

19 Używamy tutaj, jak to się i poprzednio nieraz zdarzało, wyrazu “wartość" w znaczeniu ilościowo określonej wartości, czyli wielkości wartości.

20 Przypis do wyd. 2. — Ta rozbieżność między wielkością wartości a jej względnym wyrazem została wyzyskana przez ekonomię wulgarną z właściwą jej bystrością. Na przykład: “Uznajcie tylko, że A maleje, dlatego że B, na które A jest wymieniane, wzrasta, jakkolwiek ilość pracy wydatkowanej na A nie zmniejszyła się, a od razu wasza ogólna zasada wartości jest obalona... Jeżeli przyznamy, że wskutek wzrostu wartości A w stosunku do B, wartość B w stosunku do A maleje, kruszymy podstawę, na której Ricardo zbudował swoje wielkie twierdzenie, że wartość towaru zawsze jest określona przez ilość pracy w nim ucieleśnionej; jeżeli bowiem zmiana w kosztach A nie tylko zmienia jego wartość w stosunku do B, na które jest wymieniane, ale także wartość B w stosunku do A, chociaż nie nastąpiła żadna zmiana w ilości pracy niezbędnej do wyprodukowania B, upada me tylko doktryna, która zapewnia, że praca wydatkowana na jakiś artykuł reguluje jego wartość, ale także doktryna, według której koszty produkcji jakiegoś artykułu regulują jego wartość" (J. Broadhurst: “Treatise on Political Economy", Londyn 1824, str. 11, 14).

Pan Broadhurst mógłby z równym powodzeniem powiedzieć: przyjrzyjcie się stosunkom liczbowym 10/20, 10/60, 10/100 . Liczba 10 pozostaje niezmieniona, a jednak jej względna wielkość, jej wielkość w stosunku do mianowników 20, 60, 100, stale się zmniejsza. A więc upada wielkie prawo, że wielkość jakiejś liczby całkowitej, np. 10, jest “regulowana" przez ilość zawartych w niej jednostek.

21 Z podobnymi względnymi określeniami rzecz ma się osobliwie. Oto ten człowiek np. tylko dlatego jest królem, że inni ludzie zachowują się wobec niego jak poddani. Oni znów, na odwrót, sądzą, że są poddanymi dlatego, iż tamten jest królem.

22 Przypis do wyd. S. — F. D. A. Ferrier (sous-inspecteur des douanea [podinspektor celny]): “Du gouvernement considere dans ses rapports avec le commerce", Paryż 1805, i Charles Ganilh: “Des Systemes de 1'Economie Politique", 2 wyd., Paryż 1821.

22a przypis do wyd. S. — Np. Homer wyraża wartość pewnej rzeczy za pomocą szeregu innych rzeczy.

23 Dlatego mówimy o wartości surdutowej płótna, gdy wyrażamy jego wartość w surdutach, o wartości zbożowej, gdy wyrażamy ją w zbożu itd. Każde takie wyrażenie orzeka, że wartość płótna przybiera postać wartości użytkowej surduta, zboża itd. “Ponieważ wartość każdego towaru określa jego stosunek w wymianie [do jakiegoś innego towaru], możemy o niej mówić jako o... wartości zbożowej lub sukiennej, zależnie od towaru, z którym go porównujemy; w ten sposób mamy tysiące różnych rodzajów wartości, tyle, ile jest towarów, a wszystkie są jednakowo rzeczywiste lub jednakowo urojone" (“A Critical Dissertation on the Nature, Measure and Causea of Value: chiefly in reference to the writings of Mr. Ricardo and his followers". By the Author of “Essays on the Formation itd. of Opinions", Londyn 1825, str. 39). S. Bailey, autor tej anonimowej broszury, która w swoim czasie narobiła dużo hałasu w Anglii, wyobraża sobie, że przez to przypomnienie pstrej wielorakości względnych wyrazów wartości tego samego towaru zniweczył wszelkie określenia pojęcia wartości. Że jednak, pomimo ciasnoty swego punktu widzenia, zdołał wytknąć niektóre słabe punkty teorii Ricarda, dowodzi rozdrażnienie, z jakim zaatakowała go szkoła Ricarda, np. w “Westminster Review".

24 Jakoż forma powszechnej bezpośredniej -wymienialności nie zdradza na. pierwszy rzut oka tego, że jest formą towarową przeciwstawną, tak samo nieodłączną od formy pozbawionej tego charakteru bezpośredniej wymienialności, jak dodatni biegun magnesu nieodłączny jest od ujemnego. Można więc. wyobrażać sobie, że jest w naszej mocy nadać wszystkim towarom piętno bezpośredniej wymienialności na inne, podobnie jak wolno sobie roić, że można. wszystkich katolików zrobić papieżami. Drobnomieszczanin, który w produkcji towarowej widzi nęć plus ultra ludzkiej wolności i osobistej niezależności, byłby, oczywiście bardzo zadowolony, gdyby go uwolniono od ciemnych stron tej formy, w szczególności zaś od tego, że towary nie są be%po6rednio wymienialne. Na opisie tej drobnomieszczańskiej utopii polega właśnie socjalizm. Proudhona, który, jak to w innym miejscu wykazałem, nie ma nawet zasługi oryginalności, gdyż na długo przed nim Gray, Bray i inni o wiele lepiej utopię tę rozwinęli. To nie przeszkadza, że takie mądrości w niektórych kołach grasują dziś pod nazwą “science" [nauki]. Żadna szkoła nie sypała obficie} słowem “science" od szkoły Proudhona, gdyż “wo Begriffe fehien, da stellt zur rechten Zeit ein Wort sich ein" [“Gdzie braknie pojęć, tam można słówko wstawić we właściwej chwili".. Goethe: “Faust"].

25 Przypomnijmy sobie, że Chiny i stoły zaczęły tańczyć w chwili, gdy reszta świata zdawała się nieruchoma — pour encourager les autres [żeby dodać animuszu innym].

26 Przypis do wyd. Z. — Starożytni Germanie obliczali wielkość morga ziemi według pracy jednego dnia, skąd jego nazwa Tagwerk (także Tagwanne) (jurnale lub jurnalia, terra jurnalis, jurnalis albo diornalis), Mannwerk, Mannskraft, Mannsmaad, Mannshauet itp. Patrz Georg Ludwig w. Maurer: “Einieitung zur Gaschiehte der Mark-, Hof-, itd. Yerfassung", Monachium 1854, str. 129 i nast.

27 Przypis do wyd. S. — Jeżeli więc Galiani mówi: Wartość jest to stosunek między dwiema osobami — “La ricchezza e una ragione tra due persone" — to powinien by dodać: stosunek ukryty pod rzeczową osłoną (Galiani: “Delia Moneta", str. 220, tom III zbioru Custodiego “Scrittori Ciassici Italiani di Eeonomia Politica". Parte Moderna. Mediolan 1803).

28 “Cóż mamy pomyśleć o prawie, które może sobie torować drogę jedynie poprzez periodyczne przewroty? Jest to po prostu prawo przyrody oparte na nieświadomości tych, poprzez których działa" (Friedrich Engels: “Umrisse zu einer Kritik der Nationalokonomie" w “Der Deutsch-Franzosische Jahrbucher" wydawanych przez Arnolda Rugego i Karola Marksa. Paris 1844).

29 Przypis do wyd. 2. — Nawet Ricardo nie obył się bez robinsonady. “Pierwotnemu rybakowi i myśliwemu każe on natychmiast jako posiadaczom towarów wymieniać ryby na zwierzynę w stosunku do czasu pracy uprzedmiotowionego w tych wartościach wymiennych. Przy tej sposobności popełnia ten anachronizm, że pierwotny rybak i myśliwy dla obliczenia udziału wartości swych narzędzi pracy w wartości zdobyczy posługuje się tablicami wyliczeniowymi używanymi w roku 1817 na giełdzie londyńskiej. <<Paralelogramy pana Owena>> są, zdaje się, jedyną formą społeczeństwa znaną mu poza społeczeństwem burżuazyjnym" (Karl Marx: “Zur Kritik der politischen Oekonomie", str. 38, 39).

30 Przypis do wyd. 2. — “Śmieszny jest przesąd rozpowszechniany w ostatnich czasach, jakoby forma pierwotnej wspólnoty była formą specyficznie słowiańską czy nawet wyłącznie rosyjską. Jest to forma prastara, którą spotykamy u Rzymian, Germanów, Celtów, forma, której rozliczne okazy znaleźć możemy jeszcze dziś u Hindusów, jakkolwiek nieraz tylko w stanie szczątkowym. Bliższe zbadanie azjatyckich, w szczególności zaś hinduskich form wspólnej własności wykazałoby, jak z rozmaitych form pierwotnej własności wspólnej wynikają rozmaite formy jej rozkładu. Tak np. można wyprowadzić rozmaite szczególne typy własności prywatnej u Rzymian i Greków z różnych form hinduskiej wspólnoty" (Karl Marx: “Zur Kritik der politischen Oekonomie", str. 10).

31 Trzecia i czwarta księga tego dzieła wykażą braki w dokonanej przez Ricarda analizie wielkości wartości — a jest to najlepsza z dotychczasowych analiz. Co się zaś tyczy wartości w ogóle, klasyczna ekonomia polityczna nigdzie nie odróżnia wyraźnie i z pełną świadomością pracy znajdującej wyraz w wartości, od tejże pracy wyrażonej przez wartość użytkową jej produktu. Oczywiście, że w istocie czyni ona tę różnicę, skoro rozpatruje pracę raz pod względem ilości, to znów pod względem jakości. Ale nie przychodzi jej do głowy, że czysto ilościowa różnica między pracami ma za przesłankę ich jakościową jedność, czyli równość, a więc sprowadzenie ich do abstrakcyjnie ludzkiej pracy. Ricardo np. oświadcza, że zgadza się ze słowami Destutta de Tracy, gdy ten mówi: “Skoro jest rzeczą pewną, że jedynie nasze uzdolnienia fizyczne i umysłowe stanowią nasze pierwotne bogactwo, zastosowanie tych uzdolnień, praca jakiegoś rodzaju, jest naszym pierwotnym skarbem; przez to zastosowanie stwarzamy wszystkie rzeczy, które zwiemy bogactwami... Prócz tego pewne jest, że wszystkie owe rzeczy przedstawiają tylko tę pracę, która je stworzyła, i jeżeli posiadają wartość lub nawet dwie różne wartości, mogą posiadać takową tylko jako pochodną (wartości) pracy, której są wynikiem" ([Destutt de Tracy: “Elements d'ideologie, 4-eme et 5-eme parties", Paryż 1826, str. 35, 36]. Ricardo: “The Principles of Political Economy", 3 wyd., Londyn 1821, str. 334). Zaznaczamy tylko, że Ricardo wkłada w słowa Destutta sens głębszy, własny. Destutt mówi wprawdzie z jednej strony, że wszystkie rzeczy tworzące bogactwo “reprezentują pracę, która je stworzyła"; z drugiej jednak strony powiada, że otrzymują one swoje “dwie wartości różne" (wartość użytkową i wartość wymienną) od “wartości pracy". W ten sposób stacza się do poziomu płytkiej ekonomii wulgarnej, która z góry przyjmuje wartość pewnego towaru (w tym wypadku pracy), aby potem określić przez nią wartość innych towarów. Natomiast Ricardo czyta go w ten sposób, jak gdyby wartość, zarówno Użytkowa jak wymienna, reprezentowała jego zdaniem pracę (nie wartość pracy). Sam Ricardo jednak tak niedostatecznie rozróżnia dwoisty charakter pracy reprezentowanej w dwojakiej postaci, że w całym rozdziale: “Wartość i bogactwo, ich odmienne właściwości" musi borykać się z banałami takiego J. B. Saya. Toteż jest w końcu bardzo zdziwiony, że Destutt zgadza się z nim wprawdzie, o ile idzie o pracę jako źródło wartości, lecz mimo to zgadza się także z Sayem, o ile idzie o pojęcie wartości.

32 Jest to jeden z głównych braków klasycznej ekonomii politycznej, że nie zdołała nigdy z analizy towaru, w szczególności zaś z analizy wartości towaru wyprowadzić formy wartości, która czyni z niej właśnie wartość wymienną. Właśnie najlepsi jej przedstawiciele, jak A. Smith i Ricardo, traktują formę wartości jako coś zupełnie obojętnego i obcego samej istocie towaru. Przyczyna tkwi nie tylko w tym, że uwagę ich zaprząta całkowicie rozbiór wielkości wartości. Przyczyna jest głębsza. Forma wartości produktu pracy jest najbardziej abstrakcyjną, ale też najogólniejszą formą burżuazyjnego sposobu produkcji, przy czym forma ta charakteryzuje ten sposób produkcji jako szczególny rodzaj produkcji społecznej, zarazem więc charakteryzuje go historycznie. Jeżeli tedy traktujemy go jako wieczną, naturalną formę produkcji społecznej, to z konieczności pomijamy też specyficzne osobliwości formy wartości, a więc formy towaru, w dalszym zaś rozwoju — formy pieniężnej, formy kapitału itd. Dlatego też u ekonomistów zupełnie zgodnych z sobą co do mierzenia wielkości wartości czasem pracy spotykamy najprzeróżniejsze i najbardziej z sobą sprzeczne wyobrażenia o pieniądzu, tzn. zakończonej postaci ogólnego ekwiwalentu. .Uderza to np. w traktowaniu bankowości, w której to dziedzinie niedaleko można zajechać na banalnych definicjach pieniądza. Z przeciwstawienia się temu powstał więc odnowiony merkantylizm (Ganilh itd.), który w wartości widzi tylko formę 'społeczną, a właściwie tylko jej bezcielesny pozór. — Chcę tu raz na zawsze wyjaśnić, że przez klasyczną ekonomię polityczną rozumiem całą ekonomię, poczynając od W. Petty'ego, która bada całokształt burżuazyjnych stosunków produkcji w ich związku wewnętrznym, w przeciwieństwie do ekonomii wulgarnej, która drepce jedynie w kręgu związków pozornych, która w celu popularnego wytłumaczenia najordynarniejszych, rzec można, zjawisk i na domowy użytek burżua przeżuwa wciąż na nowo materiał od dawna już przerobiony przez ekonomię naukową, a poza tym ogranicza się do tego, że zamyka w pedantyczny system i jako wieczne prawdy ogłasza banalne, błogie wyobrażenia reprezentanta burżuazyjnej produkcji o własnym, najlepszym ze światów.

33 “Ekonomiści postępują w osobliwy sposób. Znają tylko dwa rodzaje instytucyj, sztuczne i naturalne. Instytucje feudalizmu są sztuczne, instytucje burżuazji — naturalne. Podobni są w tym do teologów, którzy także odróżniają dwa rodzaje religii. Każda religia, która nie jest ich religią, jest ludzkim wymysłem, podczas gdy ich religia jest objawieniem boskim. ... Tak więc była kiedyś historia, ale dziś już jej nie ma" (Kart Mara;: Misere de la Philosophie. Reponse a la Philosophie de la Misere par M. Proudhon", 1847, str. 113). Prawdziwie śmieszny jest p. Bastiat, który sobie wyobraża, że starożytni Grecy i Rzymianie żyli wyłącznie z rabunku. Jeżeli się jednak w ciągu Wielu stuleci żyje z rabunku, trzeba, żeby stale było coś do rabowania albo żeby przedmiot rabunku wciąż się odtwarzał. Wygląda więc na to, że Grecy i Rzymianie także mieli jakiś proces produkcji, czyli jakąś ekonomikę, która w taki sam sposób stanowiła materialne podłoże ich świata, jak ekonomika burżuazyjna stanowi podłoże dzisiejszego. A może Bastiat chce powiedzieć, że sposób produkcji oparty na pracy niewolniczej opiera się na systemie rabunku? W takim razie wkracza na niebezpieczne tory. Jeżeli taki olbrzym myśli, jak Arystoteles, mylił się w ocenie pracy niewolniczej, skąd pewność, że taki karzeł ekonomii, jak Bastiat, nie błądzi w ocenie pracy najemnej? — Korzystam ze sposobności, aby krótko odeprzeć zarzut, który po ukazaniu się mej pracy “Przyczynek do krytyki ekonomii politycznej" uczynił mi pewien niemiecki dziennik wychodzący w Ameryce. O moim poglądzie, że określony sposób produkcji i odpowiednio z nim związane stosunki produkcji, krótko mówiąc: “ekonomiczna struktura społeczeństwa stanowi realną podstawę, na której wznosi się nadbudowa prawna i polityczna i której odpowiadają określone formy świadomości społecznej", w “sposób produkcji życia materialnego warunkuje społeczne polityczne i duchowe procesy życiowe w ogóle" — powiedziano tam, że jest to wprawdzie słuszne w odniesieniu do dzisiejszego świata, w którym dominują interesy materialne, ale nie dla średniowiecza, gdzie dominował katolicyzm, ani dla Aten i Rzymu, gdzie dominowała polityka. Przede wszystkim dziwne jest łaskawe przypuszczenie, jakoby komukolwiek nie znane były te oklepane frazesy o średniowieczu i świecie starożytnym. Jedno jest oczywiste: ani średniowiecze nie mogło żyć samym katolicyzmem, ani świat starożytny samą polityką. Wręcz odwrotnie: sposób, w jaki zdobywały to, co potrzebne do życia, wyjaśnia, dlaczego tu polityka a tam katolicyzm odgrywał główną rolę. Niewiele trzeba zresztą mieć wiadomości np. z historii rzeczypospolitej rzymskiej, aby wiedzieć, że jej ukrytą historię stanowi historia własności ziemskiej. Skądinąd już Don Kichot odpokutował za mylny pogląd, jakoby błędne rycerstwo dawało się jednakowo pogodzić z wszystkimi ekonomicznymi formami społeczeństwa.

34 “Value is a property of things, riches of men. Value, in this sense, necessarily implies exchange, riches do not" (“Observations on certain verbal disputes in Political Economy, particularly relating to value and to demand and supply". Londyn 1821, str. 16).

35 “Riches are the attribute of man, value is the attribute of commodities. A man or a community is rich, a pearl or a diamond is valuable... A pearl or a diamond <<s valuahle as a peari or diamond>>. S. Bailey, “A cri-tical Dissertation itd.", str. 165.

36 Autor “Observations" i S. Bailey oskarżają Ricarda, że przemienił wartość wymienną z czegoś tylko względnego w coś absolutnego. Przeciwnie. Sprowadził on pozorną względność, która jest udziałem tych rzeczy, np. perły i diamentu, jako wartości wymiennych, do ukrytego za tym pozorem prawdziwego stosunku, do ich względności jako jedynie wyrazów ludzkiej pracy. Jeżeli uczniowie Ricarda odpowiedzieli Baileyowi grubiańsko, lecz nie przekonywająco, to tylko dlatego, że u samego Ricarda nie znaleźli klucza do zrozumienia wewnętrznego związku między wartością a formą wartości, czyli wartością, wymienną.

37 W XII wieku, tak słynnym ze swej pobożności, spotykamy towary dość drażliwej natury. Jeden z ówczesnych poetów francuskich wylicza np. między towarami do nabycia na rynku w Landit obok materiałów ubraniowych, butów, skór, narzędzi rolniczych, także “femmes folles de leur corps" [“kobiety ofiarujące swe ciało"].

38 Proudhon czerpie najpierw swój ideał sprawiedliwości, “justice eternelle" [“wiecznej sprawiedliwości"] ze stosunków prawnych odpowiadających produkcji towarowej, czym — zauważmy mimochodem — dostarcza tak pocieszającego dla wszystkich kołtunów dowodu, że forma produkcji towarowej jest równie wieczna jak sprawiedliwość. Następnie chce on, na odwrót, przekształcić w myśl tego ideału istniejącą w rzeczywistości produkcję towarowa i odpowiadające jej rzeczywiste prawo. Cóż sądzilibyśmy o chemiku, który by, zamiast badać istotne prawa przemiany materii i na ich podstawie rozwiązywać określone zadania, chciał zmienić te prawa w myśl “wiecznych idei" “naturalite" i “affinite"? [“zgodności z przyrodą" i “powinowactwa"]. Czy powiedziawszy, że “lichwa" przeczy “justice eternelle" [“wiecznej sprawiedliwości"], “equite eternelle" [“wiecznej uczciwości"], “mutualite eternelle" [“wiecznej wzajemności"] oraz innym “verites etemelles" [“wiecznym prawdom"], więcej będziemy o niej wiedzieli niż Ojcowie Kościoła, którzy mówili, że przeczy ona “grace eternelle" [“wiecznej łasce"], “foi eternelle" [“wiecznej wierze"], “volonte eternelle de Dieu" [“wiecznej woli boskiej"]?

39 “Gdyż dwojaki jest użytek każdego dobra. ... Jeden jest właściwy rzeczy jako takiej, drugi — nie, jak sandały, które mogą być noszone zarówno jak i wymieniane. W obydwu wypadkach sandały przedstawiają wartość użytkową, gdyż ten, kto sandały zamienia na coś, czego mu brak, np. na żywność, używa sandałów jako sandałów, jakkolwiek nie w sposób odpowiadający ich naturalnym własnościom. Bo sandały istnieją nie dla wymiany" (Arystoteles: “De Republica", lib. I, c. 9).

40 To pozwala nam ocenić pomysłowość drobnomieszczańskiego socjalizmu, który chce uwiecznić produkcję towarową, a zarazem znieść “przeciwieństwo między towarem a pieniądzem", a więc znieść sam pieniądz, gdyż istnieje on tylko dzięki temu przeciwieństwu. Równie dobrze można by znieść papiestwo, nie znosząc katolicyzmu. Piszę o tym szczegółowiej w “Zur Kritik der politischen Oekonomie", str. 61 i nast.

41 Póki nie wymieniamy dwóch różnych przedmiotów użytkowych, tylko, jak to często bywa u dzikich, oddajemy kupę najrozmaitszych przedmiotów jako ekwiwalent za inny przedmiot, póty znajdujemy się dopiero w przedsionku bezpośredniej wymiany produktów.

42 Karl Marx: “Zur Kritik der politischen Oekonomie", str. 135. “Kruszce szlachetne... z natury są pieniądzem" (Galiani: “Delia moneta" w zbiorze Custodiego. Parte Moderna, tom III, str. 72).

43 Bliższe szczegóły na ten temat w moim wyżej wymienionym dziele, w ustępie “Kruszce szlachetne".

44 “Pieniądz jest ogólnym towarem" (Verri: “Meditazioni sulla Economia Politica", str. 16).

45 “Srebro i złoto, które możemy objąć ogólną nazwą <<kruszców szlachetnych>>, same są ... towarami... których wartość może spadać lub wzrastać. Można przypisać kruszcowi szlachetnemu wyższą wartość wtedy, gdy za mniejszą jego wagę można nabyć większą masę produktów rolnych lub przemysłowych kraju itd." (“A Discourse of the General Notions of Money, Trade and Exchange, as they stand in relations to each other. By a Merchant". Londyn 1696, str. 7). “Jakkolwiek srebro i złoto w postaci bitej monety lub sztab używane bywają jako miernik wszystkich innych rzeczy, są jednak towarem nie mniej niż wino, oliwa, tytoń, sukno lub tkaniny" (“A Discourse concerning Trade, and that in particular of the East-Indies itd.", Londyn 1689, str. 2). “Majątek i bogactwo Królestwa nie składa się tylko z pieniędzy, nie można też odmawiać zlotu i srebru charakteru towarów" (“The East India Trade a most Profitable Trade". Londyn 1677, str. 4).

46 “Złoto i srebro mają wartość jako kruszce, zanim jeszcze staną się pieniądzem" (Galiani: “Delia Moneta", str. 72). Locke mówi: “Powszechne porozumienie ludzi nadało srebru, ze względu na jego własności uzdolniające je do spełniania funkcyj pieniądza, wartość urojona". Natomiast Law: “W jakiż sposób mogłyby różne narody zgodnie przypisać pewnej rzeczy wartość urojoną... albo w jaki sposób taka urojona wartość mogłaby się utrzymać?" Ale oto dowód, jak niewiele on sam z tego rozumiał: “Srebro było wymieniane według wartości użytkowej, którą posiadało, a więc według swej rzeczywistej wartości; przez swe przeznaczenie... do roli pieniądza uzyskało dodatkową wartość (une valeur additionnelle)" (Jean Law: “Considerations sur le numeraire et le commerce" w wyd. E. Daire'a: “Economistes Financiers du XVIII siecle", str. [469] 470).

47 “Pieniądz jest ich (towarów) znakiem" (V. de Forbonnais: “Elements du Commerce". Nowe wyd. Lejda 1766, tom II, str. 143). “Jako znak jest on przez towary przyciągany" (tamże, str. 165). “Pieniądz jest znakiem pewnej rzeczy i zastępuje ją" (“Montesquieu: “Esprit des Lois". Oeuvres. Lond. 1767, tom II, str. 2). “Pieniądz nie jest prostym znakiem, gdyż sam stanowi bogactwo; nie przedstawia wartości, lecz sam jest im równy co do wartości" (Le Trosne: “De l'Interet Social", str. 910). “Gdy rozpatrujemy pojęcie wartości, rzecz samą uważamy zą znak tytko; znaczy ona coś nie sama przez się, ale jedynie przez swą wartość" (Hegel: “Philosophie des Rechts", str. 100). Prawnicy na długo przed ekonomistami rozpowszechnili mniemanie, że pieniądz jest tylko znakiem i że wartość kruszców szlachetnych jest tylko urojona. Czynili to jako zausznicy władzy królewskiej, uzasadniając w ciągu całego średniowiecza jej prawo do fałszowania monety tradycjami cesarstwa rzymskiego i pojęciami o pieniądzu zawartymi w Pandektach. “Nikt nie może i nie powinien wątpić", mówi pojętny ich uczeń, Filip Walczy, w dekrecie z r. 1346, “że Naszą i Naszego królewskiego majestatu wyłączną jest sprawą... bicie monety, jej stan, zapas i wszelkie zarządzenia mennicze, puszczanie monety w obieg i określanie jej wartości, jak nam się podoba i dobrym wydaje". Było to dogmatem prawa rzymskiego, że cesarz ustanawia wartość pieniądza. Wyraźnie było zabronione traktować złoto jako towar. “Nikomu natomiast nie ma być dozwolone kupno pieniędzy, gdyż — przeznaczone do publicznego użytku — nie powinny one być towarem". Doskonała rozprawa o tym u G. F. Pagniniego: “Saggio sopra il giusto pregio delle cose", 1751, w zbiorze Custodiego, Parte Moderna, tom II. Zwłaszcza w drugiej części rozprawy Pagnini polemizuje z panami prawnikami.

48 “Jeżeli ktoś może wydobyć i dostarczyć uncję srebra z kopalń w Peru do Londynu w tym samym czasie, który zużyłby na produkcję buszla pszenicy, wtedy jedno jest naturalną ceną drugiego; jeżeli dzięki nowym i wydajniejszym kopalniom może wytwarzać dwie uncje srebra kosztem tego samego nakładu, co dawniej jedną, to — caeteris paribus — zboże po cenie 10 szylingów za buszel będzie równie tanie, jak przedtem po cenie 5 szylingów" (William Petty: “A Treatise on Taxes and Contributions". Londyn 1667, str. 81).

49 Pan profesor Roscher poucza nas naprzód, że “fałszywe określenia pieniądza można podzielić na dwie główne grupy: jedne uznają go za coś więcej, inne za coś mniej niż towar", po czym następuje pstrokaty katalog rozpraw o pieniądzu, z którego nie przebłyskuje nawet iskierka zrozumienia prawdziwej historii teorii, a potem idzie morał: “Nie da się zresztą zaprzeczyć, że większość nowszych ekonomistów nie doSó uwagi zwróciła na te osobliwości, które odróżniają pieniądz od innych towarów (a więc jednak więcej lub mniej niż towar?) ... O tyle też półmerkantylistyczna reakcja Ganilha i innych nie jest całkowicie bezpodstawna" (Wilhelm Roscher: “Die Grundlagen der Nationalokonomie", 3 wydanie 1858, str. 207—210). Więcej — mniej — nie dość — o tyle — nie całkowicie! Jakaż ścisłość określeń i pojęć! I takie eklektyczne bzdury profesorskie nazywa pan Roscher skromnie “anatomiczno-fizjologiczną metodą" ekonomii politycznej! Ale jedno odkrycie zawdzięcza mu nauka, mianowicie, że pieniądz jest “towarem przyjemnym".

50 Pytanie, dlaczego pieniądz nie reprezentuje bezpośrednio samego czasu pracy, tak aby np. kwit papierowy reprezentował x godzin pracy, sprowadza się po prostu do pytania, dlaczego przy produkcji towarowej produkty pracy muszą przybierać postać towarów, jako że postać towaru zakłada rozdwojenie na towary i na towar-pieniądz. Albo dlaczego praca prywatna nie może być traktowana jako bezpośrednio społeczna praca, jako jej przeciwstawność. W innym miejscu szczegółowo wykazałem płytki utopizm “pieniądza pracy" w warunkach produkcji towarowej (Karl Marx, “Zur Kritik der politischen Oekonomie", str. 61 i nast.). Zauważmy tu jeszcze, że np. “pieniądz pracy" Owena równie mało jest “pieniądzem" jak, powiedzmy, bilet teatralny. Owen zakłada pracę bezpośrednio uspołecznioną, czyli formę produkcji biegunowo przeciwstawną produkcji towarowej, świadectwo pracy stwierdza tylko indywidualny udział wytwórcy w pracy wspólnej i jego indywidualne roszczenie do przeznaczonej na spożycie części wspólnego produktu. Ale Owenowi nie przychodziło na myśl, żeby przyjmując za punkt wyjścia produkcję towarową, mimo to kusić się o obejście jej nieodzownych warunków za pomocą znachorskich sztuczek z pieniądzem.

51 Dzicy i półdzicy w inny sposób używają języka. Kapitan Parry pisze np. o mieszkańcach zachodniego wybrzeża Zatoki Baffina: “W tym wypadku (wymiany produktów) ... przedmiot (ofiarowany im) lizali dwukrotnie językiem, czym zdawali się wyrażać, że uważają transakcję za dokonaną ku swemu zadowoleniu". Podobnie u wschodnich Eskimosów zamieniający się za każdym razem oblizywał przedmiot otrzymany przy odbiorze. Jeżeli w ten sposób na północy język służy za narzędzie zawłaszczania, nie dziw, że na południu brzuch służy jako organ nagromadzonej własności i że Kafr ocenia bogactwo człowieka według grubości pokładu tłuszczu na jego brzuchu. Kafrowie są ludźmi bardzo rozgarniętymi, bo podczas gdy oficjalne brytyjskie sprawozdanie sanitarne z roku 1864 ubolewa nad brakiem substancji tłuszczowych u znacznej części klasy robotniczej, niejaki dr Haruey (ten, który nie odkrył krążenia krwi) zrobił w tym samym roku świetny interes za pomocą hałaśliwej reklamy swego środka leczniczego, który obiecywał angielskiej burżuazji i arystokracji uwolnienie się od nadmiaru tłuszczu.

52 Patrz Karl Marx: “Zur Kritik itd.", “Theorien von der Masseinheit des Geldes", str. 63 i nast.

53 Przypis do wyd. S. — “Tam, gdzie złoto i srebro istnieją prawnie obok siebie jako pieniądz, tzn. jako miernik wartości, czyniono zawsze daremne próby traktowania ich tak, jak gdyby stanowiły jedną i tę samą substancja. Jeżeli zakładamy, że ten sam czas pracy niezmiennie musi się materializować w złocie i srebrze wziętych w tej samej proporcji, to w gruncie rzeczy zakładamy, że srebro i złoto są tą samą substancją i że określona masa srebra, kruszcu mniej cennego, stanowi niezmienny ułamek określonej masy złota. Dzieje ustroju pieniężnego w Anglii, od panowania Edwarda III do czasów Jerzego II, przedstawiają ciągły szereg wstrząsów wywoływanych przeciwieństwem między ustawodawczym ustalaniem stosunku wartości złota i srebra a rzeczywistymi wahaniami ich wartości. To złoto, to znów srebro oceniano zbyt wysoko. Kruszec oceniany za nisko wycofywano z obiegu, przetapiano i wywożono za granicę. Wtedy ponownie zmieniano ustawowo stosunek wartości obu kruszców, ale nowa wartość nominalna okazywała się niebawem równie jak dawna sprzeczna z rzeczywistym stosunkiem wartości. — Nawet w naszych czasach bardzo słaba i przejściowa zniżka wartości złota w porównaniu do srebra, spowodowana indochińskim popytem na srebro, wywołała we Francji to samo zjawisko, i to na wielką skalę: wywóz srebra i wyparcie go z obiegu przez złoto. W latach 1855, 1856 i 1857 nadwyżka przywozu złota do Francji nad jego wywozem wyniosła 41580 000 funtów szterlingów, podczas gdy wywóz srebra przewyższył jego przywóz o 14 704 000 funtów szterlingów. W gruncie rzeczy, w krajach, w których oba kruszce są ustawowymi miernikami wartości, a więc oba muszą być przyjmowane jako środek płatniczy, lecz każdy może według swego wyboru płacić złotem lub srebrem, kruszec, którego wartość wzrasta, poczyna wykazywać ażio i jak każdy inny towar wyraża swą cenę w kruszcu przecenionym, ten zaś staje się jedynym miernikiem wartości. Całe doświadczenie historyczne w tej dziedzinie sprowadza się po prostu do tego, że tam, gdzie ustawowo dwa towary pełnią funkcję miernika wartości, w rzeczywistości jeden tylko może utrzymać się w tej roli" (Karl Marx: “Zur Kritik itd.", str. 52, 63).

54 Przypis do wyd. 2. — Ta osobliwość, że w Anglii uncja złota służy jako jednostka skali pieniężnej, chociaż jej wielokrotność nie dałaby nigdy funta, może być wyjaśniona, jak następuje: “Nasz system monetarny był pierwotnie dostosowany tylko do posługiwania się srebrem, toteż uncję srebra można zawsze podzielić na całkowitą ilość monet. Ponieważ jednak złoto dopiero później zostało wprowadzone do systemu monetarnego przystosowanego tylko do srebra, nie można z uncji złota wybić całkowitej ilości monet" (Maclaren: “History of the Currency". Londyn 1868, str. 16).

55 Przypis do wyd. 2. — W dziełach autorów angielskich panuje nieprawdopodobne pomieszanie pojęć miernika wartości (measure of value) i skali cen (standard of value). Ich funkcje, a więc też i ich nazwy są wciąż plątane.

56 Nie jest to zresztą powszechna reguła historyczna.

57 Przypis do wyd. 2. — “Monety, których nazwy dziś są już tylko idealne, są u każdego narodu jego najdawniejszymi monetami; wszystkie jednak były niegdyś rzeczywiste i właśnie dlatego, że były rzeczywiste, służyły do obliczania" (Galiani: “Delia Moneta", str. 153).

58 Przypis do wyd. 2. — W ten sposób funt angielski oznacza mniej niż 1/3 swej pierwotnej wagi, szkocki funt przed Unią — tylko l/36, francuski livre — 1/74, hiszpański maravedi — mniej niż 1/1000, portugalski reis — jeszcze o wiele mniejszą cząstkę.

59 Przypis do wyd. Z. — P. Dawid Urguhart w swych “Familiar Words" zwraca uwagę na tę potworność (!), że oto dzisiaj funt (f. szt.), jednostka angielskiej skali pieniężnej, równy jest mniej więcej 1/4 uncji złota: “To jest fałszowanie miary, a nie ustalanie skali". W tym “fałszywym oznaczeniu" wagi złota widzi on, podobnie jak wszędzie indziej, fałszerską rękę cywilizacji.

60 Przypis do wyd. 2. — “Kiedy spytano Anacharsisa, w jakim celu Hellenowie używają pieniędzy, odpowiedział; do rachowania" (Athenaeus: “Deipnosophistai", ks. IV, t. 49, [str. 120], 2 wyd. Schweighausera, 1802).

61 Przypis do wyd. S. — “Ponieważ pieniądz jako skala cen występuje pod tymi samymi nazwami rachunkowymi co ceny towarów, a więc np. zarówno uncja złota, jak wartość tony żelaza wyrażona jest w 3 f. szt. 17 szyl. 10V2 p., przeto nazwano te jego nazwy rachunkowe jego ceną monetarną. Powstało stąd dziwaczne wyobrażenie, jakoby złoto (wzgl. srebro) było oceniane w swym własnym materiale i w odróżnieniu od wszystkich innych towarów otrzymywało z ramienia państwa stałą cenę. Ustalenie nazwy rachunkowej określonych miar wagowych złota wzięto za ustalenie wartości tych miar wagowych" (Karl Marx: “Zur Kritik itd.", str. 52).

62 Porównaj “Theorien von der Masseinheit des Geldes" -w “Zur Kritik der politischen Oekonomie", str. 53 i nast. Fantazje na temat podwyższenia lub obniżenia “ceny monetarnej" polegającego na tym, że państwo przenosi ustawowe nazwy pieniężne ustawowo określonych części wagowych złota lub srebra na większe lub mniejsze części wagowe i odpowiednio do tego wybija np. z ćwierci uncji złota 40 szylingów zamiast 20 szylingów — fantazje te, o ile nie ukrywają niezręcznej operacji finansowej na niekorzyść wierzycieli państwowych i prywatnych, lecz mają na celu ekonomiczne “cudowne uzdrowienia", rozpatrzył Petty w “Quantulumcumque concerning Money. To the Lord Marguess of Halyfax", 1682. Analiza ta jest tak wyczerpująca, że nawet bezpośredni jego następcy, sir Dudley North i John Locke, nie mówiąc już o późniejszych, mogli tylko zbanalizować jego myśli. “Gdyby można było — mówi on między innymi — dziesięciokrotnie pomnożyć bogactwo narodu jednym dekretem, byłoby dziwne, że dotąd rządy nasze takich dekretów dawno już nie napisały" (tamże, str. 36).

63 “Albo też trzeba już przyznać, że milion w pieniądzach wart jest więcej niż równa wartość w towarach" (Le Trosne: “De l'Interet Social", str. 922), że więc “jedna wartość jest więcej warta niż inna, równa jej".

64 Jeżeli Hieronim w młodości wiele musiał walczyć z pokusą cielesną, jak o tym świadczy jego borykanie się na pustyni ze zjawami pięknych kobiet, na starość musiał walczyć z pokusą duchową. “Wyobrażałem sobie — opowiada na przykład — że stoję przed obliczem sędziego świata". “Etos ty?" — spytał głos. “Jestem chrześcijaninem". “Kłamiesz — zagrzmiał sędzia świata — tyś tylko cycerończyk!"

64a [“Dobrze ci poszło z pieniądza tego próbą i wagą; ale powiedz no, czy go istotnie masz w swej kiesie?"]

65 “Z ... ognia zaś powstaje wszystko, mówił Heraklit, i ogień z wszystkiego, podobnie jak złoto się przemienia w dobra a dobra w złoto" (F. Lassalle: “Die Philosophie Herakleitos des Dunkein", Berlin 1858, tom I, str. 222). Przypis Lassalle'a do tego ustępu, str. 224, przyp. 3, błędnie określa pieniądz jako znak wartości tylko.

65a W liście z 28.XI.1878 do N. F. Danielsona, rosyjskiego tłumacza “Kapitału", Marks zmienia ostatnie zdanie w sposób następujący; “Jakoż wartość każdego pojedynczego łokcia jest przecież także tylko materializacją części społecznej ilości pracy wydatkowanej na całkowitą ilość łokci". — Red. przekł. polsk.

66 “Każda sprzedaż jest kupnem" (Dr Quesnay: “Dialogues sur le Conunerce et les Travaux des Artisans". “Physiocrates", wyd. Daire, część I, Paris 1846, str. 170) lub też, jak mówi Quesnay w swych “Maximes Generaies"; “Sprzedawać jest to kupować".

67 “Cena towaru może być opłacona jedynie ceną innego towaru" (Mercier de la Riviere: “L'ordre naturel et essentiel des societes politiques". “Physiocrates", wyd. Daire, część II, str. 654).

68 “Aby wejść w posiadanie tych pieniędzy, trzeba naprzód coś sprzedać" (tamże, str. 543).

69 Wyjątek stanowi tu, jak wyżej zaznaczono, producent złota (wzgl. srebra), który wymienia swój produkt nie sprzedawszy go przedtem.

70 “Jeżeli pieniądz w naszym ręku wyobraża rzeczy, które chcemy -kwpió, to wyobraża zarazem rzeczy, któreśmy za ten pieniądz sprzedali" (Mercier de la Riviere: “L'ordre naturel et essential des societes politiques", str. 686).

71 “Istnieją więc cztery punkty końcowe (termes) i trzej kontrahenci, z których jeden występuje dwa razy" (Le Trosne: “De l'Interet Social", str. 908).

72 Przypis do wyd. 2. — Jakkolwiek zjawisko to leży jak na dłoni, najczęściej bywa przeoczone przez ekonomistów, zwłaszcza przez wolnohandlowców typu vulgaris.

73 Porównaj moje uwagi o Jamesie Millu w “Zur Kritik itd.", str. 74—76. Dwa punkty są charakterystyczne dla metody apologetyki ekonomicznej. Po pierwsze — utożsamienie cyrkulacji towarów z bezpośrednią wymianą produktów — przez zwykłe abstrahowanie od ich różnic. Po drugie — próba zaprzeczenia przeciwieństwom kapitalistycznego procesu produkcji — przez sprowadzenie wzajemnego stosunku czynników tej produkcji do prostych zależności wynikających z cyrkulacji towarów. Ale produkcja towarów i cyrkulacja towarów są to zjawiska występujące w najrozmaitszych sposobach produkcji, jakkolwiek w różnym zakresie i stopniu. Nic więc jeszcze nie wiemy o differentia specifica tych sposobów produkcji, nie możemy więc o nich sądzić, dopóki znamy tylko wspólne im wszystkim abstrakcyjne kategorie cyrkulacji towarów. W żadnej nauce, prócz ekonomii politycznej, nie spotykamy takiego napuszonego obnoszenia się z najelementarniejszymi ogólnikami, J. B. Say np. bierze się do rozprawiania o kryzysach, wiedząc tylko tyle, że towar jest produktem.

74 Nawet jeżeli towar zostaje ponownie kilkakrotnie sprzedany — wypadek, który dotychczas dla nas jeszcze nie istnieje — to jednak wraz z ostatnią i ostateczną sprzedażą przechodzi ze sfery cyrkulacji do sfery konsumpcji, aby tam służyć bądź jako środek utrzymania, bądź jako środek produkcji.

75 “On (pieniądz) nie ma innego ruchu prócz tego, który mu nadają produkty" (Le Trosne: “De l'Interet Social", str. 886).

76 “Produkty te wprawiają go (pieniądz) w ruch i powodują jego obieg itd. Szybkość jego (tzn. pieniądza) ruchu zastępuje jego ilość. W razie potrzeby przemyka się on tylko z rąk do rąk, ani chwili nie pozostając w spoczynku" (Le Trosne, tamże, str 915, 916).

77 “Ponieważ pieniądz... jest zwykłą miarą przy kupnie i sprzedaży, każdy, kto ma coś do sprzedania, a nie znajduje nabywcy, sądzi zaraz, że to brak pieniędzy w kraju lub okręgu sprawia, iż jego towary nie znajdują zbytu; stąd powszechna skarga na <<brak pieniędzy>>; ale jest to wielki błąd ... Czegóż potrzeba ludziom, którzy wołają o pieniądze? ... Dzierżawca (farmer) skarży się... sądzi, że mógłby za swe produkty otrzymać dobrą cenę, gdyby w kraju było więcej pieniędzy. Zdawałoby się więc, że nie pieniędzy mu trzeba, tylko dobrej ceny na jego zboże i trzodę, które chciałby sprzedać, a których sprzedać nie może... Dlaczego nie może osiągnąć dobrej ceny? ... l) Albo jest za dużo zboża i bydła w kraju, toteż większość ludzi przychodzi na rynek (tak jak on sam), aby sprzedać, a mało takich, którzy chcą kupić, albo 2) zwykły zbyt przez wywóz za granicę uległ zahamowaniu ... albo 3) spożycie się zmniejszyło, jeżeli np. ludzie z powodu ubóstwa mniej wydają na utrzymanie domu niż dotychczas; a więc nie zwiększenie ilości pieniędzy mogłoby umożliwić farmerowi sprzedaż produktów, lecz usunięcie jednej z tych trzech przyczyn, które rzeczywiście wywierają ujemny wpływ na rynek... Kupiec i kramarz w tym samym tylko znaczeniu potrzebują pieniędzy, tzn. z powodu zastoju rynku... odczuwają brak zbytu na towary, którymi handlują... Narodowi nigdy nie powodzi się lepiej niż wtedy, gdy bogactwa szybko przechodzą z rąk do rąk" (Sir Dudley North: “Discourses upon Trade", Londyn 1691, str. 11-15). Wszystkie krętackie pomysły Herrenschwanda, sprowadzają się do tego, że sprzeczności wynikające z istoty towaru i dlatego ujawniające się w cyrkulacji towarów mogłyby być usunięte przez zwiększenie ilości środków cyrkulacji. Zresztą z tego, że popularnym złudzeniem jest, jakoby zastój w procesie produkcji i cyrkulacji był skutkiem braku środków cyrkulacji, nie wynika wcale, aby na odwrót, rzeczywisty brak środków cyrkulacji np. wskutek urzędowej fuszerki zwanej “regulation of currency" (regulowaniem środka cyrkulacji], nie mógł ze swej strony wywołać zastoju.

78 “Handel narodu wymaga pieniędzy w określonej ilości i proporcji; nadwyżka lub niedobór szkodziłyby handlowi. Tak samo jak w małym sklepiku potrzebna jest określona ilość miedziaków, aby można było wydawać resztę z monet srebrnych i uskuteczniać takie płatności, których nie można dokonywać najmniejszymi monetami srebrnymi... Podobnie więc jak ilość potrzebnych miedziaków zależy od liczby kupujących, częstości ich zakupów i przede wszystkim od wartości najmniejszej monety srebrnej, tak też ilość brzęczącej gotówki (monet złotych i srebrnych) potrzebna do prowadzenia naszego handlu zależy od częstości aktów wymiany i od wysokości płatności" (William Petty: “A Treatise on Taxes and Contributions", Londyn 1662, str. 17). M. in. A. Young bronił był teorii Hume'a przeciw J. Steuartowi w swojej “Political Arithmetic", Londyn 1774, gdzie znajduje się osobny rozdział: “Prices depend on quantity of money" [“Ceny zależą od ilości pieniędzy"], str. 122 i nast. W “Zur Kritik itd.", str. 149, piszę o tym: “Pomija on (A. Smith) milczeniem sprawę ilości cyrkulujących monet, traktując zupełnie błędnie pieniądz jako zwykły towar". To stosuje się tylko do tego ustępu, w którym A. Smith wykłada o pieniądzu ex officio. Natomiast, przy okazji, np. w krytyce dawniejszych systemów ekonomii politycznej, powiada słusznie: “Ilość pieniędzy wybijanych w każdym kraju jest regulowana przez wartość towarów, których obiegowi ma służyć... Wartość dóbr kupowanych i sprzedawanych w ciągu roku w kraju wymaga pewnej ilości pieniędzy, aby dobra puścić w cyrkulację i podzielić je między właściwych spożywców. Większa ilość nie znajdzie jednak zastosowania. Kanał cyrkulacji wciąga siłą rzeczy sumę, która wystarcza, aby go napełnić, ale więcej nie wchłania" (Adam Smith: “Wealth of Nations", ks. IV, rozdz. I [t. III, str. 87, 89]). W podobny sposób zaczyna A. Smith swe dzieło ex officio apoteozą podziału pracy. Później, w ostatniej księdze o źródłach dochodu państwa, powtarza mimochodem krytyczne wywody swego nauczyciela, A. Fergusona, o podziale pracy.

79 “Ceny rzeczy na pewno będą się podnosiły w miarę, jak wzrastać będzie w danym narodzie ilość złota i srebra u ludzi; gdy więc ilość złota i srebra w jakimś narodzie się zmniejsza, ceny wszystkich towarów spadają w tym samym stosunku" (Jacob Vanderlint: “Mbney answera all Things". Londyn 1734, str. 5). Po dokładnym porównaniu Vanderlinta z “Essays" Hume'a nie ulega dla mnie najmniejszej wątpliwości, że Hume znał dziełko Vanderlinta, zresztą bardzo godne uwagi, i że z niego korzystał. Pogląd, że masa środków cyrkulacji określa ceny, spotyka się także u Barbona i u pisarzy o wiele jeszcze dawniejszych. “Nieskrępowany handel — mówi Vanderlint — nie może przynieść szkody, tylko bardzo wielki pożytek ... bo jeżeli masa gotówki narodu zostanie przezeń uszczuplona, czemu przecież mają przeszkodzić środki prohibicyjne, to narody, do których gotówka odpływa, na pewno się przekonają, że ceny wszystkich artykułów pójdą w górę w stopniu, w jakim wzrosła ilość gotówki. Natomiast... nasze wyroby przemysłowe i wszystkie inne towary niebawem tak znacznie stanieją, że bilans handlowy znów odwróci się na naszą korzyść i wskutek tego pieniądze przypłyną do nas z powrotem" (tamże, str. 44).

80 Rzecz oczywista, że cena każdego poszczególnego rodzaju towaru jest składnikiem sumy cen wszystkich cyrkulujących towarów. Jednakże jest zupełnie niezrozumiałe, w jaki to sposób wartości użytkowe, całkowicie z sobą nieporównywalne, mają być wymieniane en masse [w masie] na znajdującą się w danym kraju masę srebra i złota. Jeżeli przez jakąś sztukę magiczną sprowadzimy świat towarów do jednego łącznego towaru, przy czym każdy towar będzie tylko odpowiednią jego częścią, to otrzymamy taki piękny wzór rachunkowy; łączny towar = x centnarów złota, towar A := odpowiedniej części łącznego towaru = takiej samej odpowiedniej części x centnarów złota. Tak przedstawia rzecz z całą prostotą Montesqu5eu: “Jeżeli masę złota i srebra, znajdującą się na ziemi, przyrównamy do istniejącej masy towarów, to pewne jest, że każdy poszczególny wytwór lub towar może zostać przyrównany do pewnej części ogólnej masy pieniędzy. Przypuśćmy, że tylko jeden produkt lub towar istnieje na świecie lub że tylko jeden jest kupowany i że jest on tak samo podzielny jak pieniądz: wówczas pewna określona część tego towaru odpowiadałaby części masy pieniężnej; połowa ogółu towarów — połowie ogólnej masy pieniężnej etc... określenie cen towarów zależy w gruncie rzeczy zawsze od stosunku łącznej ilości towarów do łącznej ilości znaków pieniężnych" (Montesquieu: “Esprit des Lois", “Oeuvres". Tom III, str. 12, 13). O dalszym rozwoju tej teorii przez Ricarda, jego ucznia Jamesa Milla lorda Overstone'a itd. patrz w “Zur Kritik itd.", str. 140—146 oraz 160 i nast. Pan J. St. Mill potrafi za pomocą właściwej sobie eklektycznej logiki reprezentować jednocześnie pogląd swego ojca Jamesa Milla i pogląd wprost przeciwny. Gdy porównamy treść jego podręcznika: “Principles of Political Economy" z przedmową (do pierwszego wydania), w której sam ogłasza się współczesnym Adamem Smithem, nie wiadomo czyją naiwność więcej podziwiać, autora czy publiczności, która mu na słowo wierzy, że jest Adamem Smithem, choć ma się do niego tak, jak generał Williams Kars spod Karsu do księcia Wellingtona. Wyniki własnych badań J. St. Milla w dziedzinie ekonomii politycznej, zresztą ani rozległe, ani w treść bogate, zostały zebrane i zaprezentowane potomności w dziełku wydanym w r. 1844: “Some Unsettied Questions of Political Economy". Locke wyraźnie formułuje związek, jaki zachodzi między bezwartosciowosdą złota i srebra a określeniem ich wartości jedynie przez ich ilość. “Ponieważ ludzie zgodzili się, żeby nadać złotu i srebru wartość urojoną ... wartość wewnętrzna, jaką dostrzegamy w tych kruszcach, nie jest niczym innym jak tylko ich ilością" (“Some Considerations itd.", 1691, Works, wyd. 1777, tom II, str. 15).

81 Nie stawiam sobie oczywiście za zadanie wchodzić w takie szczegóły, jak sprawa opłaty menniczej itd. Jednakże wobec romantycznego pochlebcy Adama Mullera, który podziwia “wspaniałomyślną szczodrość", z jaką “rząd angielski darmo wybija monetę", przytoczę następujący sąd Sir Dudley Northa: “Srebro i złoto, podobnie jak inne towary, mają swe przypływy i odpływy. Kiedy duża ich ilość zostaje przywieziona z Hiszpanii... zanosi się je do Toweru i bije się z nich monety. Rychło potem powstaje zapotrzebowanie na sztaby na wywóz. Jeżeli wówczas nie ma sztab, bo akurat z wszystkich wybito monety, cóż wtedy? Trzeba monety znów przetapiać: właściciel nic na tym nie traci, bo wybijanie nic go nie kosztuje. Ale naród poniósł stratę, gdyż musiał płacić za plecenie ze słomy powrósła, które potem dano osłu do zjedzenia. Gdyby kupiec (North sam był jednym z największych kupców za czasów Karola II) musiał płacić za bicie monety, nie posyłałby swego srebra bez poważnego powodu do Toweru i moneta mogłaby zawsze mieć wyższą wartość niż srebro w sztabach" (North: “Discourses itd.", Londyn 1691, str. 18).

82 “Jeżeli ilość monet srebrnych nigdy nie przewyższa sumy potrzebnej na drobne płatności, to nie można nigdy ich gromadzić w ilości wystarczającej do płatności większych... Używanie złota przy wielkich płatnościach silą rzeczy prowadzi do używania go też w handlu detalicznym. Posiadacze monet złotych płacą nimi nawet przy drobniejszych zakupach i otrzymują wraz z kupionym towarem resztę w srebrze; w ten sposób nadwyżka srebra, która inaczej obarczałaby detalistę, znów odeń odpływa i wraca do ogólnej cyrkulacji. Jeżeli jednak w obiegu jest tyle srebra, że można dokonywać drobnych płatności bez pomocy złota, detalista będzie za drobne sprzedaże otrzymywał srebro i będzie je z konieczności nagromadzał w swych rękach" (David Buchanan: “Inquiry into the Taxation and Conunercial Policy of Great Britain". Edynburg 1844, str. 248, 249).

83 Mandaryn finansów Wan-mao-in ośmielił się przedstawić Synowi Nieba projekt, którego ukrytym celem była konwersja chińskich asygnat państwowych na wymienialne banknoty. Komitet asygnacyjny w raporcie z kwietnia 1864 r. zmył mu porządnie głowę. Wieść o tym nie głosi, czy otrzymał on również odpowiednią porcję bambusów. “Komitet — tak kończy się raport — rozważył pilnie jego projekt i znajduje, że wszystko wychodzi w nim na korzyść kupców, a nic nie jest korzystne dla Korony" (“Arbeiten der Kaiserlich Bussischen Gesandtschaft zu Peking iiber China. Aus dem Russischen von Dr K. Abel und F. A. Mecklenburg", Berlin 1868. Tom I, str. 47 i nast.). Oto, co mówi o stałej utracie kruszcu przez monety złote jeden z “gubernatorów" Banku Angielskiego przesłuchany jako świadek przez “House of Lorda' Committee" (w sprawie ustawy o bankach): “Co roku nowa kategoria suwerenów (nie w sensie politycznym, suweren jest tu nazwą funta szterlingów) staje się za lekka. Kategoria, która jeszcze zeszłego roku wykazywała dostateczną wagę, ściera Się o tyle, że przy następnej próbie przeciwna szala wagi idzie w dół" (House of Lords' Committee 1848, nr 429).

84 Przypis do wyd. 2. — Najlepsi nawet badacze spraw pieniężnych gmatwają rozmaite funkcje pieniądza, czego przykładem jest następujący ustęp z dzieła Fullartona; “O ile idzie o nasze wewnętrzne obroty, wszystkie funkcje pieniądza spełniane na ogół przez monety złote lub srebrne mogłyby być równie skutecznie pełnione przez cyrkulację not niewymienialnych, nie mających innej wartości, prócz tej sztucznej i umownej, jaką nadała im ustawa. Jest to fakt w moim przekonaniu bezsporny: taka wartość mogłaby czynić zadość wszystkim celom wartości wewnętrznej, a nawet uczynić zbędną konieczność istnienia miernika wartości, gdyby tylko ilość wydanych not była utrzymana w odpowiednich granicach" (Fullarton: “Regulation of Currencies", 2 wydanie, Londyn 1845, str. 21). A więc dlatego, że towar-pieniądz może być zastąpiony w cyrkulacji przez zwykłe znaki wartości, miałby być zbędny jako miara wartości i skala cen!

85 Z tego, że złoto i srebro jako monety — czyli sprowadzone do wyłącznej funkcji środka cyrkulacji, stają się swymi własnymi znakami, Nicolas Barbon wnosi, że rządy mają prawo “to raise money" [podnosić wartość pieniądza], tzn. nadać np. pewnej ilości srebra zwanej groszem nazwę większej ilości srebra, jak talar, i w ten sposób płacić wierzycielom grosze zamiast talarów. “Pieniądz zużywa się i staje się lżejszy, gdy przechodzi przez wiele rąk... W handlu ludzie zwracają uwagę na nazwy i kurs, a nie na zawartość srebra... Dzięki powadze rządu kruszec staje się pieniądzem" (N. Barbon: “A Discourse concerning coining itd.", str. 29, 30, 25).

86 “Bogactwo w pieniądzach to po prostu... bogactwo w produktach, które zostały obrócone w pieniądz" (Mercier de la Riyiere: “L'ordre naturel itd.", str. 573). “Wartość wyrażona w wytworach zmieniła tylko postać" (tamże, str. 486).

87 “Wskutek tego ceny wszystkich ich dóbr i -wyrobów utrzymują się na tak niskim poziomie" (Vanderlint: “Money answers itd.", str. 95, 96).

88 “Pieniądz jest fantem" (John Bellers: “Essays about the Poor, Manu-factures, Trade, Plantations, and Immorality", Londyn 1699, str. 13).

89 Kupno w ścisłym znaczeniu tego słowa zakłada mianowicie, że złoto i srebro są już przekształconą postacią towaru, czyli produktem sprzedaży.

90 Henryk III, arcychrześcijański król Francji, rabował z klasztorów relikwie, aby je spieniężać. Wiadomo, jaką rolę w historii Grecji odegrał rabunek skarbów świątyni w Delos przez Focyjczyków. Jak wiadomo, u starożytnych bóg towarów mieszkał w świątyniach. Były to “święte banki". Fenicjanie, naród par excellence kupiecki, uważali pieniądze za uzewnętrznioną postać wszelkich rzeczy. Nic dziwnego, że dziewice, które w święto bogini miłości oddawały się przybyszom, otrzymaną w nagrodę monetę składały bogini w ofierze.

91 “Cóż to jest złoto? żółte i świecące,
Kosztowne złoto?
Toć odrobina jego zmienić zdolna
Czarne na białe, szpetne na urodne,
A złe na dobre, podłe na szlachetne,
Starość na młodość, tchórza na rycerza.
Na co tu bogi? To zdolne odciągnąć
Kapłanów waszych od waszych ołtarzy.
Wyrwać poduszkę spod głów ozdrowieńców.
Złoty niewolnik ten wiąże i zrywa
Ludzkie przysięgi, przeklętych poświęca,
Każe ubóstwiać hydną trędowatosć,
Złodziejom daje godność i pokłony,
Na senatorskiej ławie ich osadza.
Płaczącą wdowę w nowe stadło wiedzie ...
... Przeklęty prochu, świata wszetecznico,
Ziarno niezgody między narodami ..."

Szekspir: “Tymon Ateńczyk", IV, 3.
[tłumaczenie L. Ulrycha].

92 “Bo nie ma gorszej dla ludzi potęgi
Jak pieniądz, on to i miasta rozburza,
On to wypiera ze zagród i domu,
On prawe dusze krzywi i popycha
Do szpetnych kroków i nieprawych czynów.
Zbrodni on wszelkiej ludzkości jest mistrzem
I drogowskazem we wszelkiej sromocie".

Sofokles: “Antygona"
[tłumaczenie Kazimierza Morawskiego]

93 “Chciwość chciałaby samego Plutona z wnętrza ziemi wyciągnąć". (Athenaeus: “Deipnosophistai" [lib. VI, róż. 23]).

94 “Zwiększyć jak najbardziej liczbę sprzedawców każdego towaru, zmniejszyć liczbę nabywców — oto oś, dokoła której obracają się wszystkie zabiegi ekonomii politycznej" (Verri: “Meditazioni itd.", str. 52).

95 “Do prowadzenia handlu każdego narodu potrzebna jest pewna suma pieniędzy metalowych (of specifick money), która zmienia się i zależnie od okoliczności jest raz większa, raz mniejsza.., Ten przypływ i odpływ pieniądza reguluje się samorzutnie bez jakiejkolwiek pomocy ze strony polityków... Tygle czynne są na przemian: gdy brak pieniędzy, wybija się monety ze sztab złota; gdy brak sztab, przetapia się monety" (Sir D. North: “Discourses upon Trade", str. 22). John Stuart Mill, który był przez czas dłuższy urzędnikiem Kompanii Wschodnio-Indyjskiej, potwierdza, że w Indiach dotąd jeszcze klejnoty srebrne służą bezpośrednio jako skarb. “Gdy stopa procentowa jest wysoka, ozdoby srebrne wędrują do mennicy; wracają stamtąd, gdy stopa procentowa spadnie" (J. St. Mill: “Evidence Reports on Bank Acts 1857", nry 2084 i 2101). Według pewnego dokumentu z akt parlamentarnych z roku 1864 o przywozie i wywozie złota i srebra z Indyj, przywóz złota i srebra w r. 1863 przewyższył wywóz o 19 367 764 f. szt. W ciągu ośmiu lat przed rokiem 1864 przewyżka przywozu nad wywozem kruszców szlachetnych wyniosła 109 652 917 f. szt. W ciągu bieżącego stulecia wybito w Indiach monet za przeszło 200 milionów f. szt.

96 Luter zna różnicę między pieniądzem jako środkiem nabywczym a pieniądzem jako środkiem płatniczym: “Machest mir einen Zwilling aus dem Schadewacht, das ich hie nicht bezalen und dort nicht kauffen kann" [“Podwójną uczyniłeś mi szkodę, iż tu zapłacić, tam kupie nie mogę"] (Martin Luther:“An die Pfarrherrn, wider den Wucher zu predigen", Wittenberga 1540).

97 Dla ilustracji stosunków między dłużnikami a wierzycielami wśród angielskich kupców początku XVIII wieku: “Tu w Anglii panuje wśród kupców duch takiego okrucieństwa, jakiego nie znajdziemy w żadnym innym społeczeństwie i w żadnym kraju na świecie" (“Ań Essay on Credit and the Bankrupt Act", Londyn 1707, str. 2).

98 Przypis do wyd. 2. — Z następującego cytatu wyjętego z mojej pracy wydanej w roku 1859 czytelnik zrozumie, dlaczego nie uwzględniam w tekście formy odwrotnej: “Na odwrót, może się zdarzyć, że w procesie P —T wyzbyto się wprzód pieniądza jako rzeczywistego środka nabywczego i zrealizowano w ten sposób cenę towaru, zanim wartość użytkowa pieniądza została zrealizowana, a towar zbyty. Zachodzi to np. w codziennie stosowanej formie prenumeraty lub też w formie, w której rząd angielski kupuje opium od Ryotów w Indiach ... Tak działa jednak pieniądz tylko w znanej już formie środka nabywczego... Kapitał bywa, oczywiście, wykładany również w formie pieniężnej. Ten aspekt nie wchodzi jednak w zakres prostej cyrkulacji towarów" (Karl Marx: “Zur Kritik itd.", str. 119, 120).

99 Należy odróżniać kryzys pieniężny w określonym tutaj znaczeniu, mianowicie jako szczególną fazę każdego kryzysu, produkcyjnego i handlowego, od szczególnego rodzaju kryzysów zwanych także kryzysami pieniężnymi, które jednak mogą występować samodzielnie, oddziałując tylko pośrednio na przemysł i handel. Są to kryzysy, których ośrodkiem ruchu jest pieniądz-kapitał, bezpośrednią więc ich sferą są: bank, giełda, finanse (Przypis Marksa do wyd. 3).

100 “To nagłe przejście od systemu kredytowego do systemu monetarnego wywołuje panikę w życiu gospodarczym, a zarazem lęk teoretyczny: ludzie biorący udział w procesie cyrkulacji drżą przed niezgłębioną tajemnicą swych własnych stosunków" (Karl Marx: “Zur Kritik itd.", str. 126). “Biedni nie mają pracy, ponieważ bogaci nie mają pieniędzy, aby ich zatrudnić, jakkolwiek posiadają nadal tę samą ziemię i te same ręce do pracy, aby wytwarzać środki żywności i odzież; ... a to przecież, nie zaś pieniądze, stanowi prawdziwe bogactwo narodu" (John Bellers; “Proposals for raising a Colledge of Indnstry". Londyn 1696, str. 3).

101 “Oto przykład, w jaki sposób podobne momenty bywają wyzyskiwane przez <<amis du commerce>> [“przyjaciół handlu"]: Pewnego razu (1839) stary bankier-chciwiec (z City) podniósł blat pulpitu w swoim prywatnym mieszkaniu i pokazał swemu przyjacielowi paczki banknotów, z uradowaną miną oświadczając, że jest to 600 000 f. szt. przetrzymanych po to, by wywalać brak pieniędzy, z tym, że tego samego dnia po godzinie 3 wszystkie będą puszczone w obieg" (“Tnę Theory of the Exchanges. The Bank Charter Act of 1844", Londyn 1864, str. 81). Półurzędowy organ “The Observer" pisze 24 kwietnia r. 1864: “Krążą różne bardzo dziwne pogłoski o środkach użytych w celu wywalania braku banknotów... Chociaż przypuszczenie, że jakieś sztuczki tego rodzaju zostały istotnie zastosowane, nasuwa duże wątpliwości, to jednak opowiadania o nich tak są rozpowszechnione, że zasługują na wzmiankę".

102 “Suma dokonanych w danym dniu sprzedaży i zaciągniętych zobowiązań nie ma żadnego wpływu na ilość pieniędzy znajdujących się tego dnia w obiegu, natomiast większość tych transakcji znajdzie wyraz w najrozmaitszych wekslach opiewających na sumy pieniężne, które dopiero w późniejszych, bliższych lub dalszych terminach znajdą się w obiegu... Weksle dziś wystawione i kredyty dziś otwarte ani co do ilości, ani co do sumy, ani co do terminu płatności nie muszą być podobne do tych, które będą wystawione lub otwarte jutro lub pojutrze; wiele z weksli dziś wystawionych i kredytów dziś otwartych wyrówna się w chwili swej płatności z zobowiązaniami zaciągniętymi w najrozmaitszych wcześniejszych terminach. Często płatność weksli, wystawionych na 12, 6, 3 miesiące czy na l miesiąc, zbiega się w jednym dniu, powiększając w ten sposób sumę płatności" (“The Currency Theory Reviewed; a Letter to the Scottish People. By a Banker in England", Edynburg 1846, str. 29, 30 i nast.).

103 Aby pokazać, jak mało rzeczywistych pieniędzy bierze udział we właściwych operacjach handlowych, podajemy bilans jednego z największych londyńskich domów handlowych (Morrison, Diiion and Co), wykazujący roczne wpływy i płatności pieniężne. Transakcje roku 1856 wynoszące wiele milionów f. szt. zostały tu zredukowane do skali jednego miliona.

Wpływy

f. szt.

Wydatki

f. sz.

Terminowe weksle bankierów i kupców

533 396

Weksle terminowe

302 874

Czeki bankierów itd. płatne na okaziciela

357 715

Czeki na bankierów londyńskich

663 672

Bilety banków prowincjonalnych

9 627

   

Bilety Banku Angielskiego

68 554

Bilety Banku Angielskiego

22 743

Złoto

28 089

Złoto

9427

Srebro i miedź

1 486

Srebro i miedź

1 484

Przekazy pocztowe

933

   

Ogółem

1 000 000

Ogółem

1 000 000

 

(“Report from the Select Committee on the Bank Acts". Lipiec 1858, str. LXXI).

104 “Charakter obrotu handlowego "do tego stopnia się zmienił, że miejsce wymiany dóbr na dobra, ich dostawę l odbiór zajęły wyłącznie stosunki sprzedaży i zapłaty. Wszystkie transakcje... są teraz transakcjami czysto pieniężnymi" (“An Essay upon Public Credit". Wyd. ,3. Londyn 1710, str. 8).

105 “Pieniądz ... stał się katem powszechnym". “Sztuka finansów to retorta, w której destylujemy przeważającą ilość dóbr i towarów, aby zdobyć ów przeklęty osad". “Pieniądz wypowiada" wojnę całemu rodzajowi ludzkiemu" (Boisguillebert: “Dissertation sur la naturę des richesses, de 1'argent et des tributs". Wyd. Daire. “Economistes financiers". Paryż 1843, tom I, str. 413, 419, 417).

106 “Drugiego dnia Zielonych Świątek 1824 roku — opowiada p. Craig przed Komisją parlamentarną w r. 1826 — w Edynburgu panowało tak szalone zapotrzebowanie na banknoty, że o godz. 11 rano nie mieliśmy ani jednego banknotu w kasie. Posyłaliśmy kolejno do różnych banków po pożyczkę, lecz nic nie mogliśmy otrzymać, tak iż wiele transakcji zostało załatwionych za pomocą slips of paper [świstków papieru]. Jednakże już o godz. 3 po pół. wszystkie banknoty wróciły do banków, z których wyszły. Przeszły tylko z rąk do rąk". Jakkolwiek przeciętna faktyczna cyrkulacja banknotów w Szkocji wynosi mniej niż 3 miliony f. szt., to jednak w różnych terminach płatności w ciągu roku każdy banknot znajdujący się w posiadaniu bankierów — razem około 7 milionów f. szt. zostaje zmobilizowany. W tych wypadkach bilety mają do spełnienia tylko jedną szczególną funkcję, a po jej spełnieniu wracają do banków, z których wyszły (John Fullarton: “Begulation of Currencies". 2 wyd. Londyn 1845, str. 86, przypis. Dla zrozumienia powyższego dodani, że banki szkockie w czasie wydania pracy Fullartona nie wydawały depozytariuszom czeków, lecz bilety bankowe [banknoty]).

107 Na pytanie, “czy tych samych 6 milionów (w złocie) wystarczy dla wszystkich obiegów i ruchów okrężnych, jeżeli obrót roczny handlu wymaga 40 milionów", William Petty odpowiada ze zwykłym sobie mistrzostwem: “Odpowiadam: tak; bo gdyby obrót odbywał się w tak krótkich tygodniowych terminach, jak wśród ubogich rzemieślników i najemników, dla których każda sobota jest dniem wypłaty, w takim razie dla obrócenia 40 min wystarczyłoby 40/52 mln gotówki. Gdyby obrót odbywał się w terminach kwartalnych, trzeba by 10 milionów. Jeżeli więc przypuścimy, że średni okres obrotu zawarty jest między l a 13 tygodniami, to musimy wziąć średnią arytmetyczną 10 i 40/52 miliona, czyli około 5 1/2 miliona. Ta suma wystarczy" (William Petty: “Political Anatemy of Ireland", 1672. Wyd. Londyn 1691, str. 13, 14).

108 Dlatego niedorzeczne jest każde ustawodawstwo przepisujące bankom narodowym gromadzenie tylko tego kruszcu szlachetnego, który funkcjonuje wewnątrz kraju jako pieniądz. Znane są np. “urocze przeszkody", które Bank Angielski sam sobie w ten sposób stworzył. O wielkich epokach historycznych, w których następowała zmiana stosunku wartości złota i srebra, patrz Karl Marx: “Zur Kritik itd.", str. 136 i nast. Przypis do wyd. S. — Sir Robert Peel swą ustawą bankową z roku 1844 starał się zaradzić niedomaganiem, pozwalając Bankowi Angielskiemu wypuszczać banknoty zabezpieczone srebrem w sztabach, jednak tylko tyle, aby zapas srebra nie przewyższał nigdy ćwierci zapasu złota. Wartość srebra jest przy tym oceniana (w złocie) według ceny rynkowej w Londynie. (Do wyd. 4. — Znajdujemy się obecnie znów w epoce dużej zmiany stosunkowej wartości złota i srebra. Mniej więcej przed 25 laty stosunek złota do srebra był 15 1/2 : l, obecnie wynosi mniej więcej 22 : l, i srebro wciąż jeszcze spada w stosunku do złota. Jest to głównie skutek przewrotu w sposobie produkcji obu kruszców. Dawniej otrzymywano złoto prawie wyłącznie z przemywania zawierających złoto pokładów aluwialnych, będących produktami zwietrzenia skał złotonośnych. Obecnie metoda ta już nie wystarcza i zeszła na drugi plan wobec, znanej wprawdzie już w starożytności (Diodor, III, 12—14), lecz dotychczas tylko ubocznie stosowanej, bezpośredniej obróbki kwarcowych żył złotonośnych. Z drugiej strony, nie tylko znaleziono w zachodniej części amerykańskich Gór Skalistych nowe olbrzymie pokłady srebra, lecz ponadto udostępniono je, jak również meksykańskie kopalnie srebra, przez budowę kolei żelaznych, które umożliwiły przywóz nowoczesnych maszyn i paliwa, a więc wydobywanie srebra na większą skalę i mniejszym kosztem. Zachodzi jednak duża różnica między sposobem, w jaki oba kruszce występują w żyłach skalnych. Złoto jest najczęściej w stanie rodzimym, ale rozsiane w bardzo drobnych kawałkach kwarcu, trzeba więc całą skałę tłuc na proszek, a następnie wymywać z niego złoto lub strącać je za pomocą rtęci. W l milionie gramów kwarcu znajduje się często l—3 gramów, bardzo rzadko 30 — 60 gramów złota. Srebro rodzime spotyka się rzadko, za to występuje w postaci rud dających się łatwo oddzielić od skalnego złoża i zawierających 40—90% srebra; bądź też znajduje się w mniejszych ilościach w rudach miedzi, ołowiu itd., których eksploatacja już choćby dla tych kruszców się opłaca. Z tego już widać, że podczas gdy praca przy wydobywaniu złota raczej się zwiększyła, to przy wydobywaniu srebra stanowczo się zmniejszyła, co w najzupełniej naturalny sposób tłumaczy spadek jego wartości. Ten spadek wartości zaznaczyłby się jeszcze silniejszym spadkiem ceny, gdyby nie to, że i dziś jeszcze są stosowane sztuczne środki utrzymywania ceny srebra na wyższym poziomie. Jednakże amerykańskie pokłady srebra zostały dopiero w niewielkiej części udostępnione, tak że wszystko przemawia za tym, iż wartość srebra będzie jeszcze przez czas dłuższy spadała. Jeszcze bardziej musi się do tego przyczynić stosunkowy spadek zapotrzebowania na wyroby srebrne — bądź użytkowe, bądź luksusowe — zastępowane przez wyroby platerowane, aluminiowe itd. Jakże jaskrawo uwidacznia się w tym świetle utopijność bimetalistycznego poglądu, jakoby można było drogą przymusowego kursu międzynarodowego wyśrubować cenę srebra do poziomu dawnego stosunku l : 15 1/2. Raczej srebro będzie coraz bardziej traciło, również na rynku światowym, charakter pieniądza. — F. E.).

109 Przeciwnicy systemu merkantylistycznego, który w wyrównaniu dodatniego bilansu handlowego za pomocą złota i srebra upatrywał cel handlu światowego, ze swej strony zupełnie zapoznawali funkcję pieniądza światowego. Na przykładzie Ricarda obszernie wykazałem, w jaki sposób błędne pojmowanie praw rządzących masą środków cyrkulacji znajduje właśnie odbicie w błędnym pojmowaniu międzynarodowego ruchu kruszców szlachetnych (“Zur Kritik itd.", str. 150 i nast.). Jego fałszywy dogmat: “Niepomyślny bilans handlowy jest zawsze tylko skutkiem nadmiaru środków cyrkulacji... Wywóz pieniędzy kruszcowych jest wynikiem ich taniości i jest nie skutkiem, ale przyczyną niepomyślnego bilansu" — znajdujemy przeto już u Barbona: “Wyrównanie bilansu handlowego, jeżeli takowe zachodzi, nie jest przyczyną wywozu, pieniędzy z kraju; przyczyną jest różna wartość kruszców szlachetnych w różnych krajach" (N. Barbon: “A Discourse concerning Coining itd.", str. 59, 60). MacCulloch w “The Literature of Political Economy, a classified catalogue", Londyn 1845, chwali Barbona za to, że wyprzedził Ricarda, ale przezornie unika nawet wzmianki o naiwnej formie, w jakiej niedorzeczne założenia “currency principle" występują jeszcze u B. Bezkrytyczność, a nawet niesumienność tego katalogu sięga szczytu w ustępach poświęconych dziejom teorii pieniądza, gdyż MacCulloch jako pochlebca Lorda Overstone (eks-bankiera Lioyda) nadskakuje mu tutaj, nazywając go “facile princeps argentariorum" [“uznanym księciem bankierów"].

110 Np. gdy chodzi o subsydia, pożyczki pieniężne na prowadzenie wojny lub na umożliwienie bankom wypłat w gotówce itd. — wartość może być potrzebna właśnie w jej formie pieniężnej.

110a Przypis do wyd. 3. — “Nie trzeba chyba bardziej przekonywającego dowodu sprawności, którą mechanizm rezerw kruszcowych w krajach o walucie kruszcowej wykazuje w zaspokajaniu wszelkich potrzeb wynikających z konieczności wyrównania zobowiązań międzynarodowych bez odwoływania się do ogólnego funduszu cyrkulacyjnego — niż łatwość, z jaką Francja, ledwie się dźwigająca ze spustoszeń wrogiej inwazji, zdołała w ciągu niecałych 27 miesięcy uiścić się z wypłaty mocarstwom sprzymierzonym odszkodowań wojennych w wysokości 20 milionów f. szt., z czego znaczna część w pieniądzu kruszcowym, przy czym ani obieg pieniędzy wewnątrz kraju nie został poważniej ograniczony lub zakłócony, ani też kurs dewiz nie uległ wahaniom mogącym wzbudzić obawy" (Fullarton: “Regulation of Currencies", str. 191). (Do wyd. 4. — Jeszcze bardziej bijący w oczy dowód przedstawia łatwość, z jaką Francja w ciągu 30 miesięcy (1871 — 1873) była w stanie spłacić przeszło dziesięć razy większe odszkodowania wojenne i znowuż znaczną ich część w złocie. — F. E.).

111 “Pieniądz dzieli się między narody według ich potrzeb... gdyż przyciągany jest zawsze przez produkty" (Le Trosne: “De 1'Interet Social", tamże, str. 916). “Kopalnie, które wciąż dostarczają złota i srebra, są dość wydajne, aby każdy naród zaopatrzyć w potrzebną mu ilość" (J. Yanderlint: “Money answers itd.", str. 40).

112 “Kursy dewiz podnoszą się i spadają z tygodnia na tydzień; w pewnej chwili stoją na korzyść jednego kraju, w innym okresie tego samego roku — na jego niekorzyść" (N. Barbon: “A Discourse concerning Coining itd.", str. 39).

113 Między tymi różnymi funkcjami może dojść do groźnego konfliktu, gdy się do nich dołączy funkcja funduszu pokrycia banknotów.

114 “Nadwyżka pieniądza ponad ilość niezbędną do handlu wewnętrznego stanowi martwy kapitał i nie przynosi żadnego zysku krajowi, który ją posiada; tyle tylko, że się ten pieniądz wywozi i przywozi w handlu zagranicznym" (John Bellers: “Essaya itd.", str. 12). “A cóż robić, gdy mamy za dużo pieniędzy wybitych? Możemy wtedy przetopić najcięższe monety i przerobić je na wspaniałą zastawę stołową; albo możemy je wywieźć jako towar tam, gdzie są potrzebne i poszukiwane; albo też możemy je wypożyczyć na procent tam, gdzie stopa procentowa jest wysoka" (Petty: “Quantulumcunque itd.", str. 39). “Pieniądz jest tylko tłuszczem organizmu państwowego, toteż nadmiar pieniądza krępuje go w ruchach, jak niedobór czyni go chorym... Jak tłuszcz ułatwia pracę mięśni, dostarcza pożywienia ciału, gdy brak mu pokarmu, zaokrągla formy i całe ciało upiększa, tak też pieniądze ułatwiają państwu ruchy, sprowadzają żywność zza granicy, gdy jej brak w kraju, wyrównują, zobowiązania dłużnicze... i upiększają całość; co prawda — dodaje ironicznie na końcu — głównie jednostki, które ich mają dużo" (W. Petty: “Poltical Anatomy of Ireland", str. 14).


Powrót do spisu treści