Przedmowy

Przedmowa do pierwszego wydania

Praca niniejsza nie jest bynajmniej owocem jakiejś "potrzeby wewnętrznej". Przeciwnie.

Gdy trzy lata temu pan Dühring - jako adept i zarazem reformator socjalizmu - rzucił nagle wyzwanie swemu stuleciu, przyjaciele w Niemczech wielokrotnie nalegali na mnie, żebym tę nową teorię socjalistyczną krytycznie oświetlił w centralnym organie partii socjaldemokratycznej, którymi wówczas był "Volksstaat"2. Uważali, że koniecznie należy je zrobić, aby w tak młodej jeszcze i dopiero co definitywnie zjednoczonej partii nie zaistniała znowu okazja do sekciarskiego rozłamu t zamętu. Oni mogli lepiej niż ja ocenić sytuację w Niemczech, i dlatego musiałem im wierzyć. Do tęgo okazało się, że część prasy socjalistycznej powitała nowo nawróconego z życzliwością, która, choć należna jedynie dobrej woli pana Dühringa, objawiała ponadto, że owa część prasy partyjnej ma dobrą wolę nieopatrznego przyjęcia również jego doktryny - właśnie na rachunek tejże jego dobrej woli. Znaleźli się też ludzie, którzy przygotowywali się już do rozpowszechniania tej doktryny w spopularyzowanej formie wśród robotników. I wreszcie - pan Dühring i jego nieliczna sekta zastosowali wszystkie chwyty reklamy i intrygi, żeby zmusić "Volksstaat" do zajęcia zdecydowanego stanowiska wobec nowej nauki występującej z tak ogromnymi pretensjami.

Mimo to upłynął rok, zanim zdecydowałem się odłożyć inne prace, aby zanurzyć zęby w tym cierpkim jabłku. Było to bowiem jabłko, które trzeba było spożyć w całości, gdy się je napoczęło. A było ono nie tylko bardzo cierpkie, ale i bardzo duże. Nowa teoria socjalistyczna występowała jako ostatni praktyczny owoc nowego systemu filozoficznego. Trzeba więc było ją zbadać w powiązaniu z tym systemem, czyli zbadać również sam system; trzeba było wędrować za panem Dühringiem po owych rozległych terenach, gdzie rozprawia on o wszystkim, co możliwe, i jeszcze o czymś ponadto. Tak powstał szereg artykułów, które były zamieszczane od początku roku 1877 w lipskim "Vorwarts", spadkobiercy "Volksstaatu", a tutaj ukazują się łącznie.

Tak więc właściwość samego przedmiotu narzuciła krytyce wyczerpujący charakter, który pozostaje w rażącej dysproporcji z naukową zawartością tego przedmiotu, to znaczy pism dühringowskich. Ale są jeszcze dwie inne okoliczności, mogące: usprawiedliwić tę skrupulatność. Po pierwsze, dało mi to sposobność pozytywnego rozwinięcia, w ramach przeróżnych poruszanych tu dziedzin, moich poglądów na kwestie stanowiące dziś przedmiot ogólniejszych, naukowych czy politycznych zainteresowań. Czyniłem to w każdym rozdziale i jakkolwiek celem tej pracy nie było przeciwstawienie "systemowi" pana Dühringa innego systemu, spodziewam się, że czytelnik nie przeoczy wewnętrznego związku w przedstawionych przeze mnie poglądach. Mam już obecnie dość dowodów, że praca moja nie była pod tym względem całkowicie bezowocna.

Po drugie, "systemotwórczy" pan Dühring nie jest w dzisiejszych Niemczech zjawiskiem odosobnionym. Od jakiegoś czasu wyrastają tu z dnia na dzień, tuzinami, jak grzyby po deszczu, systemy kosmogonii, filozofii przyrody w ogóle, polityki, ekonomii itd. Najmizerniejszy doctor philosophiae, ba, nawet studiosus nie weźmie się za coś mniejszego niż kompletny "system". Jak w nowoczesnym państwie zakłada się, że każdy obywatel dojrzał do wyrokowania we wszystkich sprawach, nad którymi mą głosować; jak w ekonomii przyjmuje się, że każdy konsument jest gruntownym znawcą towarów wszelakiego użytku, które wypada mu kupować - tak mą też być teraz i w nauce. Wolność nauki oznacza, że każdy może pisać o wszystkim, czego się nie uczył, i podawać to za jedyną metodę ściśle naukową. A pan Dühring jest jednym z najbardziej typowych przedstawicieli tej hałaśliwej pseudonauki, która pcha się dziś w Niemczech wszędzie na pierwszy plan, zagłuszając wszystko swoją grzmiącą frazeologią. Napuszony bełkot w poezji, w filozofii, w polityce, w ekonomii, w dziejopisarstwie, napuszony bełkot na katedrze i na trybunie, wszędzie i wszędzie; napuszony bełkot z pretensjami do wyższości i głębi myśli w przeciwieństwie do prymitywnej, płaskiej, trywialnej myśli innych narodów; napuszony bełkot - najbardziej charakterystyczny i najbardziej masowy produkt niemieckiego przemysłu intelektualnego, tani a lichy, zupełnie jak inne fabrykaty niemieckie, obok których nie był niestety zaprezentowany w Filadelfii3. Ostatnio nawet niemiecki socjalizm, zwłaszcza po dobrym przykładzie, jaki dał pan Dühring, potężnie nadyma się wyższą frazeologią, prezentując światu postacie mężów pysznych "nauką", z której się "naprawdę niczego nie nauczyli"4. Jest to dziecięca choroba, która świadczy o tym, że niemiecki studiosus zaczyna się nawracać na socjaldemokrację; choroba ta jest nieodłączna od tego nawrócenia, ale niechybnie zostanie przezwyciężona dzięki szczególnie zdrowej naturze naszych robotników.

Nie moją było winą, że musiałem podążyć za panem Dühringiem w dziedziny, w których mogłem się poruszać co najwyżej w charakterze dyletanta. W takich wypadkach ograniczałem się przeważnie do przeciwstawienia błędnym lub opacznym twierdzeniom mego przeciwnika prawdziwych i bezspornych faktów. Tak uczyniłem w dziedzinie prawa i w niektórych kwestiach przyrodniczych. W innych wypadkach idzie o ogólne poglądy z zakresu przyrodoznawstwa teoretycznego, a wiec dziedziny, w której także przyrodnik-specjalista musi wychodzić poza swą specjalność, wkraczać na sąsiednie tereny, gdzie jest on, według określenia pana Virchowa, tak samo "niedouczony"5 jak my wszyscy. Mam przeto nadzieję, że mnie również nie będzie odmówione zwykłe w takich wypadkach pobłażanie dla drobnych nieścisłości i nieporadności wykładu.

Gdy kończyłem tę przedmowę, otrzymałem napisane przez pana Dühringa ogłoszenie księgarskie o nowym "miarodajnym" dziele pana Dühringa: "Nowe podstawy racjonalnej fizyki i chemii". W pełni zdaję sobie sprawę z luk w moich wiadomościach z zakresu fizyki i chemii, ale dobrze znam swojego pana Dühringa; toteż nie oglądając nawet tej książki mogę przepowiedzieć, że ustalone tam prawa fizyki i chemii godnie staną, ze względu na błędność i banalność, obok poprzednio przez pana Dühringa odkrytych, rozpatrywanych w mojej pracy praw ekonomii, schematyki świata itd. - i że skonstruowany przez pana Dühringa rygometr, czyli przyrząd do mierzenia bardzo niskich temperatur, będzie stanowił miernik nie niskich czy wysokich temperatur, ale jedynie i wyłącznie miernik prostackiej arogancji pana Dühringa.

Londyn, 11 czerwca 1878 r.

Przedmowa do drugiego wydania

Niespodzianką było dla mnie, że praca niniejsza ma się ukazać w nowym wydaniu. Przedmiot jej krytyki jest dziś prawie zapomniany; sama praca nie tylko była udostępniona w odcinkach wielu tysiącom czytelników na łamach lipskiego "Vorwarts" w latach 1877 i 1878, ale została też wydana osobno jako całość w wielkim nakładzie. Jakże więc może jeszcze dziś kogoś interesować to, co przed laty miałem do powiedzenia o panu Dühringu.

Przede wszystkim zawdzięczam to chyba okoliczności, że praca ta, podobnie jak niemal wszystkie moje pisma będące jeszcze wówczas w obiegu, została w Rzeszy Niemieckiej natychmiast po wydaniu ustawy przeciw socjalistom6 zakazana. Dla każdego, kto nie skostniał w dziedzicznych biurokratycznych przesądach krajów Świętego Przymierza7, efekt tego zarządzenia musiał być jasny: podwojenie i potrojenie zbytu zakazanych książek, obnażenie niemocy panów z Berlina, którzy wydają zakazy i nie mogą ich przeprowadzić. Toteż dzięki tej przysłudze rządu Rzeszy ilość wznowień moich pomniejszych pism przekracza moje siły; brak mi czasu na należyte przejrzenie tekstów i przeważnie muszę poprzestawać na zwyczajnym przedruku.

Do tego dochodzi jeszcze jedna okoliczność. Krytykowany tu "system" pana Dühringa obejmuje bardzo rozległy zakres rozważań teoretycznych; byłem zmuszony wszędzie podążać za panem Dühringiem i jego poglądom przeciwstawiać swoje; Krytyka negatywna stała się przez to pozytywna; polemika przekształciła się w mniej lub bardziej powiązany wykład reprezentowanej przez Marksa i przeze mnie metody dialektycznej i komunistycznego światopoglądu, rozciągnięty na znaczną ilość dziedzin. Ten nasz system poglądów, przedstawiony światu po raz pierwszy w "Nędzy filozofii" Marksa i w "Manifeście Komunistycznym", przebył od tego czasu przeszło dwudziestoletni okres inkubacyjny; od chwili zaś ukazania się "Kapitału" zataczał on z rosnącą szybkością coraz szersze kręgi; dziś budzi zainteresowanie i znajduje zwolenników daleko za granicami Europy, we wszystkich krajach, w których są z jednej strony proletariusze, z drugiej - bezwzględni teoretycy naukowi. Istnieje więc, jak wikłać, krąg czytelników, których : zainteresowanie tą sprawą jest tak wielkie, że skłonni, są strawić bezprzedmiotową dziś pod wieloma względami polemikę z tezami Dühringa gwoli rozwijanych obok niej pozytywnych wywodów.

Mimochodem zaznaczani: ponieważ wyłożony tu system poglądów został w przeważnej części uzasadniony i rozwinięty przez Marksa, a w minimalnym tylko stopniu przeze mnie, było dla nas samo przez się zrozumiałe, że wykładu tego nie mogłem dokonać bez jego wiedzy. Przed oddaniem do druku przeczytałem mu cały rękopis, a dziesiąty rozdział działu o ekonomii. ("Z <<Krytycznej historii>>") został napisany przez Marksa; ja tylko, z przyczyn zewnętrznych, musiałem go niestety nieco skrócić. Od dawna już było naszym zwyczajem pomagać sobie wzajemnie w dziedzinach specjalnych.

Niniejsze nowe wydanie jest, z wyjątkiem jednego rozdziału, nie zmienionym przedrukiem poprzedniego. Z jednej strony brakło mi czasu na gruntowną rewizję, jakkolwiek pragnąłem zmienić to i owo w wykładzie. Ale ciąży na mnie obowiązek przygotowania do druku pozostałych po Marksie rękopisów, a to jest o wiele ważniejsze niż wszystko inne. Poza tym sumienie moje wzdraga się przed wszelkimi zmianami. Książka ta jest pracą polemiczną, więc uważam, że lojalność wobec przeciwnika nie pozwala mi nic poprawiać tam, gdzie on nic poprawić nie może. Mógłbym tylko rościć sobie prawo do repliki na odpowiedź pana Dühringa. Alę tego, co pan Dühring odpowiedział na mój atak, nie czytałem i bez szczególnych powodów czytać nie będę; mój teoretyczny porachunek z nim jest skończony. Zresztą tym bardziej muszę przestrzegać wobec niego przyzwoitych zasad walki literackiej, że uniwersytet berliński wyrządził mu w międzyczasie haniebną krzywdę, za co swoją drogą uniwersytet ów został odpowiednio ukarany. Uniwersytet, który waży się w znanych okolicznościach odebrać panu Dühringowi prawo nauczania, nie może się dziwić, gdy w też znanych okolicznościach narzuca się mu pana Schweningera8.

Tylko w drugim rozdziale działu trzeciego, w "Zagadnieniach teoretycznych", pozwoliłem sobie wprowadzić pewne wyjaśniające uzupełnienia. Ponieważ idzie tu wyłącznie o przedstawienie jednego z głównych punktów reprezentowanego przeze mnie poglądu, przeciwnik mój nie może mieć do mnie żalu o to, że starałem się wyłożyć rzecz popularniej i ściślej. A poza tym miałem do tego powód zewnętrzny. Zrobiłem mianowicie z trzech rozdziałów tej pracy (pierwszy rozdział Wstępu oraz dwa pierwsze rozdziały działu trzeciego) osobną broszurę dla mego przyjaciela Lafargue'a celem przetłumaczenia na język francuski; a gdy następnie francuskie wydanie posłużyło za podstawę do wydania włoskiego i polskiego, przygotowałem edycję niemiecką pod tytułem "Rozwój socjalizmu od utopii do nauki". W ciągu niewielu miesięcy broszura ta doczekała się trzech wydań i wyszła także w przekładzie rosyjskim i duńskim. We wszystkich tych wydaniach tylko omawiany rozdział został uzupełniony. Pedanterią byłoby, gdybym się w nowym wydaniu oryginału trzymał jego brzmienia pierwotnego, a nie późniejszego, które stało się już międzynarodowe.

Pozostałe zmiany, które pragnąłbym wprowadzić, dotyczą głównie dwóch punktów. Po pierwsze, pradziejów człowieka, do których Huczą dostarczył nam dopiero w roku 1877 Morgan9. Ale ponieważ w międzyczasie, w pracy "Pochodzenie rodziny, własności prywatnej i państwa" (Zurych 1884), miałem już możność opracowania tego materiału, wystarajcie
powołam się na tę późniejszą pracę.

Po wtóre, chodzi o część traktującą o przyrodoznawstwie teoretycznym. Tu wykład jest bardzo nieporadny, niejedno można by dziś wyrazić jaśniej i ściślej. Dlatego też, nie czując się uprawnionym do czynienia tu poprawek, uważam m swój obowiązek skrytykować w tym miejscu siebie samego.

Marks i ja byliśmy bodaj że jedynymi, którzy ocalili świadomą dialektykę przenosząc ją z niemieckiej filozofii idealistycznej do materialistycznego pojmowania przyrody i historii. Ale dialektyczne i materialistyczne zarazem pojmowanie przyrody wymaga znajomości matematyki i przyrodoznawstwa. Marks gruntownie znał matematykę, natomiast rozwój przyrodoznawstwa mogliśmy śledzić tylko częściowo, dorywczo, sporadycznie. Gdy więc po porzuceniu zawodu kupieckiego i przeniesieniu się do Londynu10 zdobyłem na to czas, przeszedłem, o ile to było dla mnie możliwe, cały proces "wylinienia", jak to nazywa Liebig11, w dziedzinie matematyki i przyrodoznawstwa, poświęcając na to większą część czasu w ciągu ośmiu lat. Właśnie w trakcie tego procesu linienia wypadło mi się zająć tak zwaną filozofią przyrody pana Dühringa. Jest tedy rzeczą najzupełniej zrozumiałą, że nie znajduję czasem właściwego terminu technicznego i w ogóle dość ociężale poruszam się na polu przyrodoznawstwa teoretycznego. Ale z drugiej strony świadomość mojej nie pokonanej jeszcze niepewności uczyniła mnie ostrożnym; istotnych wykroczeń przeciw znanym wówczas faktom ani błędnego przedstawienia uznanych wówczas teorii nie będzie mi możną dowieść. W związku z tym jeden tylko zapoznany wielki matematyk skarżył się listownie Marksowi12, że świętokradczo targnąłem się na cześć pierwiastka kwadratowego z -1.

Rzecz oczywista, że dokonując tej rekapitulacji matematyki i przyrodoznawstwa, chciałem się przekonać także szczegółowo - w ogólnym ujęciu nie ulegało to dla mnie wątpliwości - że w przyrodzie poprzez zamęt niezliczonych przemian torują sobie drogę te same dialektyczne prawa ruchu, które także w historii dominują nad pozorną przypadkowością wydarzeń; te same prawa, które przewijając się przez całą historię rozwoju myślenia ludzkiego, stopniowo dochodzą do świadomości myślących ludzi. Prawa te po raz pierwszy wszechstronnie, ale w zmistyfikowanej formie rozwinął Hegel. Jednym z naszych dążeń było wyłuskać owe prawa z tej mistycznej formy, żeby sobie jasno uświadomić całą ich prostotę i powszechność. Rozumie się samo przez się, że stara filozofia przyrody, jakkolwiek zawierała wiele istotnie wartościowych i płodnych zalążków, nie mogła nam wystarczyć12a. Jak wykazuje szerzej niniejsza praca, filozofia ta, zwłaszcza w swojej heglowskiej postaci, popełniała ten błąd, że nie uznawała rozwoju przyrody w czasie, nie uznawała żadnego "następstwa rzeczy", znała tylko "współistnienie". Przyczyna tego tkwiła z jednej strony w samym systemie Hegla, który tylko "duchowi" przyznawał rozwój historyczny, z drugiej natomiast -w ówczesnym ogólnym stanie nauk przyrodniczych. Tak więc Hegel był -pod tym względem bardzo zacofany w porównaniu z Kantem, który w swojej teorii mgławicowej przedstawiał powstanie systemu słonecznego, a przez odkrycie hamującego oddziaływania fali przypływu morskiego na obroty Ziemi zapowiadał zagładę tego systemu 15. Ostatecznie moje zadanie mogło polegać nić na tym, żeby wnieść do przyrody prawą dialektyki, tylko na tym, żeby je w przyrodzie wykryć i ż niej wyprowadzić.

Ale tego rodzaju wykład, wewnętrznie zwarły i rozciągnięty na wiele dziedzin szczegółowych, wymagałby olbrzymiej pracy. Zakres, który odleży opanować, jest niesamowicie wielki, a do tego samo przyrodoznawstwo w całym tym zakresie przechodzą proces przemian tak gwałtownych, że z trudem może za nim nadążać nawet ten, kto może -poświęcić temu zadaniu swój cały wolny czas. Tymczasem od śmierci Karola Marksa musiałem poświęcić swój czas pilniejszym obowiązkom, przerywając pracę w dziedzinie przyrodoznawstwa. Na razie więc muszę poprzestać na uwagach zawartych: w niniejszej pracy licząc na. to, że może później nadarzy mi się sposobność do zebrania i wydania uzyskanych wyników, ewentualnie razem z pozostałymi po Marksie ogromnie ważnymi rękopisami z zakresu matematyki16.

Ale możliwe tez, że postęp przyrodoznawstwa teoretycznego uczynią moją pracę w większej części lub w całości zbędną. Albowiem przewrót, narzucany przyrodoznawstwu teoretycznemu przez samą konieczność uporządkowania wielkiej masy gromadzących się czysto empirycznych odkryć, jest tego rodzaju, że coraz bardziej zmusza nawet najbardziej upartego empiryka do uświadamiania sobie dialektycznego charakteru zjawisk przyrody. Dawne sztywne przeciwieństwa i ostre, nieprzekraczalne granice coraz bardziej zanikają. Od czasu gdy udało się skroplić również ostatnie "prawdziwe" gazy, od chwili gdy dowiedziono, że ciało można doprowadzić do stanu, w którym nie sposób odróżnić formę ciekłą od lotnej - stany skupienia całkowicie utraciły swój poprzedni absolutny charakter 17. Odkąd kinetyczna teoria gazów ustaliła, że w gazach doskonałych kwadraty szybkości, z jakimi się poruszają poszczególne cząsteczki gazów, są przy równej temperaturze odwrotnie proporcjonalne do ciężarów cząsteczkowych, również ciepło przeszło wprost do szeregu form ruchu, mierzalnych bezpośrednio jako takie. Jeszcze przed dziesięciu laty nowo odkryte wielkie zasadnicze prawo ruchu pojmowano tylko jako prawo zachowania energii, tylko jako wyraz niezniszczalności i niestwarzalności ruchu, a więc tylko od jego strony ilościowej; dziś ta ciasna, negatywna formuła coraz bardziej ustępuje miejsca pozytywnemu wyrazowi tej zasady - prawu przemiany energii, w którym dopiero uwydatnia się jakościowa treść procesu i unicestwione zostaje ostatnie wspomnienie o pozaświatowym stwórcy. Dziś nie trzeba już ogłaszać jako nowości tego, że ilość ruchu (tak zwanej energii) nie zmienia się, gdy z energii kinetycznej (tak zwanej siły mechanicznej) przechodzi ona w elektryczność, w ciepło, w energię potencjalną położenia itd., lub odwrotnie; jest to raz na zawsze zdobyta podstawa o wiele dziś bogatszego w treść badania samego procesu przemiany, wielkiego podstawowego procesu, w którego poznaniu zawiera się całe poznanie przyrody. Odkąd biologię zaczęto uprawiać w świetle teorii ewolucji, Zacierają się jedna po drugiej sztywne granice klasyfikacyjne także w dziedzinie przyrody organicznej; z każdym dniem mnożą się prawie nieklasyfikowalne ogniwa pośrednie, dokładniejsze badanie przerzuca organizmy z jednej klasy do drugiej, i różnice specyficzne, uczynione niemal że artykułami wiary, tracą swoją bezwzględną wartość; mamy już jajorodne ssaki i jeżeli wiadomość się potwierdzi - także ptaki chodzące na czworakach 18. Już przed laty Virchow, pod wpływem odkrycia komórki, zmuszony był zastąpić, bardziej postępowo niż naukowo i dialektycznie 19, jedność osobnika zwierzęcego – federacją państw komórkowych; obecnie pojęcie osobnika zwierzęce go (a więc też i ludzkiego) staje się jeszcze dużo bardziej skomplikowane wobec odkrycia białych ciałek krwi, pełzających jak ameby w organizmach wyższych zwierząt. A właśnie te rzekomo nieusuwalne i nieprzezwyciężalne biegunowe przeciwieństwa, owe gwałtem ustalane linie graniczne i różnice klasyfikacyjne nadały nowoczesnemu przyrodoznawstwu teoretycznemu właściwy mu ograniczony, metafizyczny charakter. Zrozumienie, że te przeciwieństwa i różnice, choć rzeczywiście występują w przyrodzie, mają wartość jedynie względną, że dopiero nasza refleksja wniosła w przyrodę przypisywaną tym przeciwieństwom niezmienność i absolutność, zrozumienie tego jest podstawą dialektycznego ujmowania przyrody. Można do tego dojść ulegając wymowie faktów gromadzonych w coraz większej ilości przez przyrodo-znawstwo; ale łatwiej jest dojść do zrozumienia dialektycznego charakteru tych faktów ze świadomością praw dialektycznego myślenia. W każdym razie przyrodoznawstwo doszło do punktu, w którym nie może już uniknąć dialektycznej syntezy., Ułatwi zaś sobie ten proces, gdy nie zapomni, że wyniki, w których zostają uogólnione jego doświadczenia, są pojęciami; i że umiejętność operowania pojęciami nie jest cechą wrodzoną ani właściwą zwykłej, pospolitej świadomości, lecz wymaga prawdziwego, rzeczywistego myślenia, które ma za sobą długą, na doświadczeniu opartą historię, tak samo jak przyrodoznawstwo doświadczalne. I właśnie ucząc się przyswajać sobie wyniki dwu- i półtysiącletniego rozwoju filozofii, przyrodoznawstwo uwalnia się zarówno od wszelkiej postronnej, poza nim i ponad nim stojącej filozofii przyrody, jak i od własnej, ograniczonej metody myślenia odziedziczonej po angielskim empiryzmie.

Londyn, 23 września 1885 r.

Przedmowa do trzeciego wydania

Niniejsze nowe wydanie jest, jeżeli nie liczyć kilku drobnych poprawek stylistycznych, przedrukiem poprzedniego. Tylko w jednym, dziesiątym rozdziale drugiego działu: "Z <<Krytycznej historii>>" pozwoliłem sobie wprowadzić istotne uzupełnienia, a to z następujących powodów.

Jak już wspominałem w przedmowie do wydania drugiego, wszystko, co najistotniejsze w tym rozdziale, pochodzi od Marksa. W pierwszej wersji, pomyślanej jako artykuł dziennikarski, musiałem rękopis Marksa znacznie skrócić, i to w tych właśnie częściach, w których wykład poglądów własnych Marksa na dzieje ekonomii dominuje nad krytyką twierdzeń Dühringa. Ale właśnie owe fragmenty stanowią tę część rękopisu, która jeszcze dziś posiada ogromne, trwałe znaczenie. Uważam za swój obowiązek możliwie kompletnie i dosłownie przytoczyć wywody, w których Marks wyznacza ludziom takim, jak Petty, North, Locke; Hume, należne Im miejsce w procesie narodzin klasycznej ekonomii; tym bardziej winienem to zrobić ż jego wyjaśnieniem "Tablicy ekonomicznej" Quesnaya, tej sfinksowej - zagadki, która pozostawała nierozwiązalna dla całej nowoczesnej ekonomii. Opuściłem natomiast wszystko, co dotyczyło wyłącznie pism pana Dühringa, o ile pozwalał na to kontekst.

Na koniec chciałbym wyrazić swoje pełne zadowolenie z tej popularności, jaką reprezentowane w tej pracy poglądy zdobyły sobie od czasu jej poprzedniego wydania w opinii publicznej ludzi nauki i klasy robotniczej we wszystkich cywilizowanych krajach świata.

Londyn, 23 maja 1894 r.

F. Engels.


WSTĘP

I. Uwagi ogólne

Nowoczesny socjalizm jest w treści swej przede wszystkim wynikiem obserwacji, po pierwsze - panujących w nowoczesnym społeczeństwie przeciwieństw klasowych między posiadającymi a nieposiadającymi, kapitalistami a robotnikami najemnymi, po drugie - anarchii panującej w produkcji. Ale w swej formie teoretycznej występuje on początkowo jako dalsze, niby jedynie konsekwentniejsze rozwinięcie zasad wysuniętych przez wielkich francuskich myślicieli Oświecenia XVIII stulecia19a. Jak każda nowa teoria, musiał on zrazu nawiązać do zastanego materiału myślowego, aczkolwiek korzeniami swymi tkwił w faktach ekonomicznych.

Wielcy mężowie, którzy we Francji oświecali umysły dla nadchodzącej rewolucji, sami występowali na wskroś rewolucyjnie. Nie uznawali autorytetu zewnętrznego w żadnej postaci. Religię, filozofię przyrody, społeczeństwo, ustrój państwowy - wszystko to poddali najbardziej bezlitosnej krytyce; wszystko musiało bądź usprawiedliwić swoje istnienie przed trybunałem rozumu, bądź wyrzec się istnienia. Myślący rozum został uznany za jedyny miernik wszystkiego. Były to Czasy, kiedy, jak powiada Hegel, świat oparto na głowie20, najpierw w tym znaczeniu, że głowa ludzka i wykryte jej myślą zasady miały się stać podstawą wszelkiej ludzkiej działalności i wszelkich stosunków społecznych; następnie jednak i w szerszym znaczeniu, w tym mianowicie, że rzeczywistość, która tym twierdzeniom przeczyta, została faktycznie odwrócona do góry nogami. Wszystkie dotychczasowe formy społeczne i państwowe, wszystkie stare tradycyjne poglądy wyrzucono, jako nierozumne, do lamusa; dotychczas światem rządziły jedynie przesądy; cała przeszłość zasługiwała tyłka ma politowanie i wzgardę. Dopiero teraz zajaśniało światło dzienne; odtąd zabobon, bezprawie, przywilej i ucisk miały zostać wyparte przez wieczną prawdę, wieczną sprawiedliwość, założoną w naturze równość i niezbywalne prawa człowieka.

Dziś wiemy, że owo królestwo rozumu było jedynie wyidealizowanym królestwem burżuazji; że wieczna sprawiedliwość znalazła urzeczywistnienie w burżuazyjnym sądownictwie; że równość okazała, się burżuazyjną równością wobec prawa; że jako jedno z najistotniejszych praw człowieka proklamowano -burżuazyjną własność; i że państwo rozumu, Cumowa społeczna" Rousseau21, weszło w życie i mogło wejść w życie tylko jako burżuazyjną republika demokratyczna. Wielcy myśliciele XVIII stulecia, podobnie jak wszyscy ich poprzednicy, nie mogli wyjść poza grasice, które im zakreśliła ich własna epoka.

Ale obok przeciwieństwa między feudalną szlachtą a burżuazją istniało ogólne przeciwieństwo miedzy wyzyskiwaczami a wyzyskiwanymi, miedzy bogatymi próżniakami a pracującymi biedakami. I ta właśnie okoliczność umożliwiła przedstawicielom burżuazji podawanie się za przedstawicieli nie jednej odrębnej klasy, lecz całej cierpiącej ludzkości. Co więcej, burżuazja od chwili swego powitania była obarczona swoim przeciwieństwem: kapitaliści nie mogą istnieć bez robotników najemnych, i w tej samej mierze, w jakiej średniowieczny majster cechowy przekształcał, się w nowoczesnego burgeois, czeladnik cechowy i pozacechowy wyrobnik przekształcał się w proletariusza. I chociaż, najogólniej, burżuazja mogła rościć sobie pretensje do tego, by w walce ze szlachtą reprezentować zarazem interesy różnych klas pracujących owego czasu, to jednak przy każdym wielkim ruchu burżuazyjnym wybuchały samodzielne poruszenia klasy, która była mniej lub bardziej rozwiniętą poprzedniczką nowoczesnego proletariatu. Talk więc w epoce reformacji i wojny chłopskiej w Niemczech widzimy Tomasza Munzera, w wielkiej rewolucji angielskiej – lewellerów22, w Wielkiej Rewolucji Francuskiej - Babeufa. Tymi rewolucyjnym wystąpieniom niedojrzałej jeszcze klasy towarzyszyły odpowiednie manifestacje teoretyczne; w wieku XVI i XVII utopijne obrazy idealnych stosunków społecznych23, w wieku XVIII - teorie już wprost komunistyczne (Morelly i Mably). Postulatu równości nie ograniczano już do praw politycznych, rozciągano go także na sytuację społeczną jednostek; miały być zniesione nie tylko przywileje klasowe, lecz i same różnice klasowe. Pierwszą formą, w której wystąpiła nowa nauka, był nawiązujący do Sparty komunizm ascetyczny. Potem przyszli trzej wielcy utopiści: Saint-Simon, u którego kierunek burżuazyjny zachował się jeszcze w pewnej mierze obok proletariackiego; Fourier oraz Owen, który - w kraju najbardziej rozwiniętej produkcji kapitalistycznej i pod wrażeniem zrodzonych przez nią przeciwieństw - systematycznie rozwijał projekty zmierzające do zniesienia różnic klasowych, nawiązując bezpośrednio do materializmu francuskiego.

Charakterystyczne dla wszystkich trzech jest to, że nie występowali oni jako przedstawiciele interesów ukształtowanego już historycznie proletariatu. Podobnie jak myśliciele Oświecenia nie zamierzają oni wyzwolić jednej określonej klasy - chcą wyzwolić całą ludzkość. Podobnie jak tamci, chcą ustanowić panowanie rozumu i wiecznej sprawiedliwości; ale ich wizja o całe niebo różni się od tego, co proponowali myśliciele Oświecenia. Świat burżuazyjny urządzony wedle zasad tych myślicieli jest również nierozumny i niesprawiedliwy i winien powędrować na złom, tak samo jak feudalizm i wszystkie poprzednie ustroje społeczne. Prawdziwy rozum i prawdziwa sprawiedliwość w świecie nie zapanowały dotychczas tylko dlatego, że nie poznano ich dotąd należycie. Brakło bowiem genialnego człowieka, który się teraz zjawił i poznał prawdę; a ta, że się zjawił teraz, że prawda została poznana właśnie teraz, nie jest zdarzeniem nieuniknionym, wynikającym nieuchronnie z całego rozwoju historycznego, lecz po prostu szczęśliwym przypadkiem. Człowiek ten mógłby się urodzić równie dobrze o 500 lat wcześniej, co zaoszczędziłoby ludzkości 500 lat błędów, walk i cierpień.

Ten sposób myślenia właściwy jest wszystkim angielskim i francuskim oraz pierwszym niemieckim socjalistom, Z Weitlingiem włącznie. Socjalizm jest wyrazem absolutnej prawdy, rozumu i sprawiedliwości; i wystarczy go tylko odkryć, żeby o własnej sile zdobył świat; a że prawda absolutna jest nie zależna od czasu, przestrzeni i rozwoju historycznego ludzkości, sprawą czystego przypadku jest, kiedy i gdzie zostanie odkryta. Przy tym jednak absolutna prawda, rozum i sprawiedliwość znów okazują się odmienne u założyciela każdej szkoły; u każdego z nich widzimy szczególny rodzaj absolutnej prawdy, rozumu i sprawiedliwości zależny od jego subiektywnego - umysłu, jego warunków życiowych, zakresu jego wiedzy i wyrobienia myślowego, toteż ów konflikt prawd absolutnych mógł mieć tylko jedno rozwiązanie - wzajemne starcie sobie kantów. Rezultatem tego mógł być jedynie rodzaj eklektycznego, przeciętnego socjalizmu, który też rzeczywiście panuje do dziś w umysłach większości socjalistycznych robotników Francji i Anglii. Jest to mieszanina obejmująca, najróżnorodniejsze odcienie, złożona ż umiarkowanych wypowiedzi krytycznych, twierdzeń ekonomicznych i wyobrażeń o przyszłości społeczeństwa, pochodzących od rozmaitych założycieli sekt, mieszanina dająca się spreparować tym łatwiej, im bardziej w potoku rozpraw ścierają się jak u kamyków toczonych przez strumień ostre, wyraziste kanty, poszczególnych składników. Aby uczynić socjalizm nauką, trzeba było wpierw postawić go na gruncie realnym.

Tymczasem obok i po francuskiej filozofii XVIII stulecia powstała i znalazła uwieńczenie w Heglu nowoczesna filozofia, niemiecka. Największą jej zasługą był powrót do dialektyki jako najwyższej formy myślenia. Starożytni filozofowie greccy byli wszyscy urodzonymi, samorzutnymi dialektykami, a najbardziej wszechstronny umysł wśród nich, Arystoteles23a, zbadał już nawet najistotniejsze formy myślenia dialektycznego. Natomiast. filozofia nowoczesna, jakkolwiek wydala też świetnych przedstawicieli dialektyki (na przykład Kartezjusza i Spinozę), grzęzła coraz bardziej, zwłaszcza pod wpływem angielskim, w tak zwanej metafizycznej metodzie myślenia, której prawie całkowicie ulegli również Francuzi XVIII stulecia, przynajmniej w swoich pracach czysto filozoficznych. Poza obrębem właściwej filozofii potrafili i oni dostarczyć arcydzieł dialektyki, że przypomnimy tylko "Kuzynka mistrza Rameau" Diderota24 i rozprawę "O pochodzeniu i podstawach nierówności między ludźmi" Rousseau. - Wyłożymy tu krótko istotę obu metod myślenia; później wypadnie nam jeszcze zająć się tym obszerniej.

Gdy poddajemy przyrodę, albo historię ludzkości, albo naszą działalność duchową analizie myślowej, powstaje przed nami zrazu obraz nieskończonego splotu związków i wzajemnych oddziaływań, w którym nic nie pozostaje tym, czym było, tam, gdzie było, i takim, jak było, lecz wszystko porusza się i zmienia, staje się i zanika. Ten pierwotny, naiwny, ale w istocie rzeczy słuszny pogląd na świat cechuje starożytną filozofię grecką. Pierwszy wypowiedział go jasno Heraklit: wszystko jest i nie jest zarazem, gdyż wszystko płynie, znajduje się w procesie ciągłej przemiany, ciągłego stawania się i zaniku. Ale pogląd ten, jakkolwiek słusznie ujmuje ogólny charakter całokształtu zjawisk, nie wystarcza jednak do wytłumaczenia szczegółów, z których ten całokształt się składa; a dopóki ich nie znamy, nie możemy też wytłumaczyć sobie całości. Żeby poznać te szczegóły, musimy je wyrywać z ich naturalnego czy historycznego związku i badać każdy z osobna według jego istoty, jego szczególnych przyczyn i skutków itd. Na tym, polega przede wszystkim zadanie przyrodoznawstwa i nauk Historycznych, czyli tych gałęzi badań, które u Greków epoki klasycznej z bardzo zrozumiałych powodów grały jedynie rolę podrzędną, gdyż musieli najpierw zebrać materiał. Początki ścisłego badania przyrody rozwijają dalej dopiero Grecy okresu aleksandryjskiego25, a później, w wiekach średnich, Arabowie; ale rzeczywiste przyrodoznawstwo datuje się dopiero od drugiej połowy wieku XV, i odtąd postępuje ono naprzód ż coraz większą szybkością; Rozłożenie przyrody na poszczególne części, podział jej rozmaitych procesów i przedmiotów na określone klasy, badanie wewnętrznej budowy ciał organicznych według ich najrozmaitszych form anatomicznych -oto podstawowe warunki olbrzymich postępów w poznaniu przyrody, jakie przyniosły nam ostatnie cztery stulecia. Ale pozostawiły nam one zarazem przyzwyczajenie do ujmowania przedmiotów i procesów przyrody w odosobnieniu, poza ich wielką, powszechną współzależnością, a więc nie w ich ruchu, lecz w spoczynku, nie w ich zasadniczej zmienności, lecz w formie utrwalanej; nie w ich życiu, lecz w ach śmierci. Ten sposób badania, przeniesiony przez Bacona i Locke'a z przyrodo-znawstwa do filozofii, stworzył swoistą ograniczoność ostatnich stuleci - metafizyczny sposób myślenia.

Dla metafizyka rzeczy i ich odbicia myślowe, pojęcia, są przedmiotami odosobnionymi, stałymi, sztywnymi, danymi raz na zawsze, badanymi jeden po drugim i jeden niezależnie od drugiego. Metafizyk myśli samymi absolutnymi przeciwieństwami; powiada on: ,;tak - tak, nie - nie", a co ponadto jest, od złego jest. Dla niego rzecz albo istnieje, albo nie istnieje; podobnie też żadna rzecz nie może być sobą i jednocześnie czymś innym. Właściwości pozytywne i negatywne wyłączają się nawzajem w sposób absolutny, przyczyny i skutki pozostają również w zakrzepłym przeciwieństwie. Ten sposób myślenia w pierwszej chwili trafia nam ogromnie do przekonania, ponieważ jest sposobem myślenia tak zwanego zdrowego rozsądku. Ale zdrowy rozsądek, ów wielce szanowny doradca w ciasnym zakątku swoich czterech ścian, doświadcza wieki osobliwych przygód, gdy się odważy zapuścić w szeroki świat badań; podobnie i metafizyczny sposób myślenia, jakkolwiek uprawniony i nawet nieodzowny w pewnych mniej lub bardziej rozległych - zależnie od natury przedmiotu - dziedzinach badań, natyka się jednak zawsze prędzej czy później na granicę, poza którą staje się jednostronny, ograniczony, abstrakcyjny i wikła się w nierozwiązalnych sprzecznościach, ponieważ obserwując poszczególne rzeczy zapomina o ich związku, obserwując ich istnienie - zapomina o ich stawaniu się i zanikaniu, obserwując je w stanie spoczynku - zapomina o ich ruchu; spoza drzew nie widzi lasu. Tak na przykład zazwyczaj wiemy i możemy powiedzieć z całą pewnością, czy jakieś zwierzę istnieje, czy nie; ale przy dokładniejszym badaniu okazuje się, że jest to niekiedy ogromnie' zawiła kwestia, o czym wiedzą doskonale prawnicy, którzy poświęcili wiele daremnych wysiłków, by znaleźć racjonalną granicę, od której poczynając uśmiercenie dziecka w łonie matki staje się morderstwem; tak samo niepodobieństwem jest stwierdzić chwilę śmierci, skoro fizjologia dowodzi, że śmierć nie jest aktem jednorazowym, chwilowym, lecz procesem bardzo przewlekłym. Tak samo każda istota organiczna jest w każdej chwili ta sama i nie ta sama; przerabia w każdej chwili otrzymane z zewnątrz substancje, a wydziela inne, w każdej chwili pewne komórki jej ciała obumierają i tworzą się nowe; po upływie dłuższego lub krótszego czasu substancja tego ciała staje się całkowicie nowa, złożona z innych atomów; toteż każda istota zorganizowana jest ciągle ta sama, a jednak inna. Przy dokładniejszej obserwacji możemy też zauważyć, że bieguny różnych przeciwieństw - na przykład negatywność i pozytywność - są w równej mierze zależne od siebie jak przeciwstawne sobie i pomimo całej swej przeciwstawności wzajemnie się przenikają; że, podobnie, przyczyny i skutki są, jako takie, wyobrażeniami właściwymi tylko w zastosowaniu do poszczególnych wypadków; bo gdy rozpatrzymy poszczególny wypadek w jego ogólnym powiązaniu z całością świata, przyczyny i skutki zlewają się, roztapiają się w pojęciu powszechnego oddziaływania wzajemnego, w którym przyczyny i skutki ciągle się zamieniają miejscami: to, co teraz czy tutaj jest skutkiem, staje się gdzie indziej czy później przyczyną - i odwrotnie.

Wszystkie te procesy i metody myślenia nie mieszczą się w ramach myślenia metafizycznego. Natomiast dla dialektyki, której właściwością jest to, że ujmuje rzeczy i ich odbicia pojęciowe w ich związku, w ich zazębieniu, w ich ruchu, w ich powstawaniu i zanikaniu, procesy tego rodzaju są właśnie potwierdzeniem jej swoistej metody. Przyroda jest probierzem dialektyki; i trzeba przyznać nowoczesnemu przyrodoznawstwu, że dostarczyło dla takiej próby nadzwyczaj obfitego, z dnia na dzień rosnącego materiału i tym dowiodło, że w przyrodzie, ostatecznie rzecz biorąc, wszystko dzieje się dialektycznie, a nie metafizycznie. Ale że przyrodników, i którzy nauczyli się myśleć dialektycznie, można do dziś dnia policzyć na palcach, przeto w przyrodoznawstwie teoretycznym panuje bezgraniczny zamęt wprawiający w rozpacz zarówno nauczycieli, jak i uczniów, zarówno autorów, jak i czytelników. Zamęt ten jest następstwem konfliktu między wynikami odkryć a tradycyjnym sposobem myślenia.

Tak więc ścisłe pojecie o wszechświecie, o rozwoju wszechświata i ludzkości oraz o odbiciu tego rozwoju w głowach ludzkich można uzyskać tylko metodą dialektyczną, przy stałym uwzględnianiu powszechnego oddziaływania wzajemnego procesów stawania się i zanikania, zmian postępowych lub wstecznych. I tak właśnie od razu zabrała się do rzeczy nowoczesna filozofia niemiecka. Kant zaczął owo dzieło tym, że przekształcił stabilny newtonowski układ słoneczny i jego wieczne - od chwili sławetnego pierwszego impulsu - trwanie w proces historyczny: proces powstania Słońca i Wszystkich planet z masy wirującej mgławicy. I już wtedy wyprowadził on wniosek, że to powstanie układu słonecznego zakłada również nieuchronnie jego przyszłą zagładę15. Pogląd Kanta został w pół wieku później uzasadniony matematycznie przez Laplace'a, a po upływie jeszcze połowy stulecia spektroskop wykazał istnienie w przestrzeni kosmicznej takich właśnie rozżarzonych mas gazowych o różnych stopniach zgęszczenia 26.

Uwieńczeniem tej nowej filozofii niemieckiej był system Hegla, którego wielka zasługa polega na tym, że on pierwszy ujął cały świat przyrody, historii i ducha jako proces, tzn. w ciągłym ruchu, zmienności, przeobrażaniu się i rozwoju i podjął próbę wykazania wewnętrznego związku w tym ruchu i rozwoju26a. Z tego punktu widzenia historia ludzkości przestała się wydawać tylko bezładnym kłębowiskiem bezmyślnych aktów przemocy, które wszystkie przed trybunałem dojrzałego dziś rozumu filozoficznego jednakowo zasługują na potępienie i które najlepiej byłoby puścić co rychlej w niepamięć; została ona przedstawiona jako proces rozwoju samej ludzkości. I teraz zadaniem myślenia stało się prześledzić stopniowe posuwanie się tego procesu poprzez wszystkie manowce i wykazać poprzez -wszystkie pozorne przypadkowości jego wewnętrzną prawidłowość.

Nie jest tu ważne to, że Hegel zadania tego nie rozwiązał. Jego epokową zasługą było już to, że je postawił. Jest to bowiem zadanie, którego rozwiązaniu żadna jednostka nie podoła. Jakkolwiek Hegel był obok Saint-Simona najbardziej wszechstronnym umysłem swego okresu, nie mógł jednak Wyjść, po pierwsze, poza ograniczony z konieczności obręb swojej własnej wiedzy, po wtóre, poza obręb również ograniczonych, pod względem zakresu i głębi wiadomości i poglądów swojej epoki. Ale do tego dochodzi jeszcze trzecia okoliczność. Hegel był idealistą. Myśli powstałych w ludzkiej głowie nie uważał on za mniej lub bardziej abstrakcyjne odbicia rzeczywistych przedmiotów i procesów, lecz przeciwnie - rzeczy i ich rozwój wydawały mu się tylko urzeczywistnionymi odbiciami "idei", która istniała gdzieś już przed początkiem świata. W ten sposób wszystko zostało postawione nią głowie, rzeczywisty związek rzeczy w świecie został całkowicie odwrócony. Jakkolwiek słusznie, a nawet genialnie Hegel uchwycił pewne poszczególne związki, liczne z jego twierdzeń, nawet szczegółowych, musiały z podanych wyżej przyczyn okazać się sztuczne, łatane, wymyślone, konstruowane, słowem, opacznie. System, heglowski jako taki był płodem zupełnie poronionym - ale też ostatnim w swoim rodzaju. System ten cierpiał bowiem ponadto jeszcze na nieuleczalną sprzeczność wewnętrzną: z jednej strony istotną jego przesłanką był pogląd historyczny traktujący dzieje ludzkości jako proces rozwojowy, który z natury swej nie może znaleźć kresu intelektualnego w odkryciu tak zwanej prawdy absolutnej; z drugiej jednak strony podawał się za kwintesencję tej absolutnej prawdy. Wszechogarniający, raz na zawsze zakończony system poznania przyrody i historii pozostaje w sprzeczności z podstawowymi prawami myślenia dialektycznego; co wszakże nie wyklucza wcale, wręcz przeciwnie, zakłada, że systematyczne poznanie całego świata zewnętrznego może czynić z pokolenia w pokolenie ogromne postęp.

Zrozumienie zupełnej opaczności dotychczasowego idealizmu niemieckiego prowadzi nieuchronnie do materializmu, ale oczywiście nie do czysto metafizycznego, wyłącznie mechanicznego materializmu XVIII wieku. W przeciwieństwie do naiwnie rewolucyjnego, prostego odrzucania całej dotychczasowej historii nowoczesny materializm widzi w niej proces rozwoju ludzkości i stawia sobie za zadanie odkrycie praw jego ruchu. W przeciwieństwie do poglądów opartych na naukach Newtona i Linneusza - którym hołdowali zarówno Francuzi XVIII wieku, jak Hegel - traktujących przyrodę jako pewną niezmienną całość z wiecznymi ciałami niebieskimi, krążącymi po swoich małych kołach, z niezmiennymi gatunkami istot organicznych nowoczesny materializm uogólnia najnowsze postępy przyrodoznawstwa, które wskazują, że przyroda ma także swoją historię w czasie, że ciała niebieskie, jak również gatunki organizmów zaludniające te ciała w sprzyjających warunkach, powstają i zanikają, a ich kołowe obroty, o ile w ogóle są taki, przybierają nieskończenie większe rozmiary. W obu wypadach nowoczesny materializm jest z istoty swej dialektyczny i nie potrzebuje już filozofii stojącej ponad innymi naukami. Z chwilą gdy od każdej poszczególnej nauki żąda się, aby zdała sobie sprawę ze swego miejsca w ogólnym związku rzeczy i wiedzy o rzeczach - wszelka odrębna nauka o związku wszechrzeczy staje się zbędna. I z całej dotychczasowej filozofii pozostaje tylko samoistna dziedzina tylko nauka o myśleniu i go prawach - logika formalna i dialektyka. Wszystko inne rozpływa się w pozytywnej nauce o przyrodzie i historii.

Jeżeli jednak przewrót w poglądach na przyrodę mógł się dokonywać tylko w miarę tego, jak badania dostarczały odpowiedniego pozytywnego materiału poznawczego, to o wiele Wcześniej wystąpiły fakty historyczne, które wywołały decydujący zwrot w pojmowaniu dziejów. W roku 1831 w Lyonie miało miejsce pierwsze powstanie robotników; w latach 1838-1842 osiągnął swój punkt szczytowy pierwszy ruch robotniczy w skali narodowej, angielski czartyzm. Walka klasowa między proletariatem a burżuazją wysuwała się na plan pierwszy w historii najbardziej przodujących krajów Europy w miarę rozwijania się w nich z jednej strony - wielkiego przemysłu, z drugiej - świeżo zdobytego panowania politycznego burżuazji. Teoriom ekonomii burżuazyjnej o tożsamości interesów kapitału i pracy, o powszechnej harmonii i o powszechnym dobrobycie ludu jako następstwie wolnej konkurencji - zadawały coraz dobitniej kłam fakty26b. Z tymi wszystkimi faktami nie można się już było nie liczyć, podobnie jak z francuskim i angielskim socjalizmem, który był ich teoretycznym, jakkolwiek wysoce niedoskonałym wyrazem. Ale dawne, idealistyczne pojmowanie dziejów, które nie było jeszcze wyparte, nie znało żadnych walk klasowych opartych na materialnych interesach, nie znało w ogóle żadnych interesów materialnych. Produkcją i wszelkimi stosunkami ekonomicznymi zajmowało się ono tylko mimochodem, jako podrzędnymi elementami "historii kultury".

Nowe fakty zmuszały do poddania całej dotychczasowej historii ponownemu zbadaniu, a wtedy się okazało, że cała dotychczasowa historia była historią walk klasowych27, że te zwalczające się wzajem klasy społeczne tyły każdorazowo wytworami stosunków produkcji i wymiany, słowem - stosunków ekonomicznych swej opoki; że zatem każdorazowa struktura ekonomiczna. społeczeństwa stanowi realną podstawę, za pomocą której daje się w ostatniej instancji wytłumaczyć cała nadbudowa instytucji prawnych i politycznych, jak również wyobrażeń religijnych, filozoficznych i innych, właściwych każdemu okresowi historycznemu. Tym samym idealizm został wypędzony ze swego ostatniego schronienia - z pojmowania historii; powstało materialistyczne pojmowanie dziejów i znaleziono drogę do tłumaczenia świadomości ludzi przez ich byt, a nie jak dotąd - bytu Judzi przez ich świadomość.

Ale dotychczasowy socjalizm równie mało dawał się pogodzić z owym materialistycznym pojmowaniem historii, jak pogląd francuskich materialistów na przyrodę - z dialektyka, i nowoczesnym przyrodoznawstwem. Dotychczasowy socjalizm krytykował wprawdzie istniejący "kapitalistyczny sposób produkcji i jego następstwa, ale nie mógł ich wyjaśnić, a więc i uporać się z nimi; mógł je tylko po prostu potępić jako złe. A szło przecież z jednej strony o to, żeby przedstawić ten kapitalistyczny sposób produkcji w historycznym kontekście i wykazać jego konieczność w pewnym okresie historycznym, a wiec też konieczność jego upadku, z drugiej strony żeby odsłonić i jego wewnętrzny charakter, wciąż jeszcze pozostający w ukryciu, gdyż dotychczasowa krytyka więcej się zajmowała złymi następstwami niż samym biegiem rzeczy. To właśnie zostało dokonane przez odkrycie wartości dodatkowej. Dowiedziono, że podstawową formą kapitalistycznego sposobu produkcji i dokonywanego za jego sprawą wyzysku robotnika jest zawłaszczanie nie opłaconej pracy; że kapitalista, nawet gdy kupuje siłę roboczą swego robotnika płacąc pełną jej wartość, którą ona posiada jako towar na rynku towarowym, wydobywa jednak z niej więcej wartości, niż za nią zapłacił; i że ta wartość dodatkowa stanowi w ostateczny rozrachunku sumę wartości, z której się w rękach klas posiadających nagromadza wzrastająca wciąż masa kapitału. Wyjaśniony został zarówno przebieg produkcji kapitalistycznej, jak produkcji kapitału.

Te dwa wielkie odkrycia – materialistyczne pojmowanie dziejów i odsłonięcie tajemnicy produkcji kapitalistycznej za pomocą wartości dodatkowej - zawdzięczamy Marksowi. Dzięki nim socjalizm stał się nauką, którą trzeba nam teraz rozwijać dalej we wszystkich jej szczegółach i powiązaniach.

Tak mniej więcej miały się rzeczy na terenie socjalizmu teoretycznego i obumarłej filozofii, gdy pan Eugeniusz Dühring z łoskotem wskoczył na scenę i obwieścił o dokonanym przez siebie całkowitym przewrocie w filozofii, ekonomii politycznej i socjalizmie.

Zobaczmy, co pan Dühring obiecuje i - co spełnia.

II. Co pan Dühring obiecuje

Najbardziej interesujące pod tym względem są następujące dzieła pana Dühringa: "Kurs filozofii", "Kurs ekonomii politycznej i społecznej" oraz "Krytyczna historia ekonomii politycznej i socjalizmu". Najpierw zajmiemy się głównie pierwszym z tych dzieł.

Od razu na pierwszej stronie pan Dühring ogłasza się za

"tego, który obejmuje reprezentację tej potęgi" (filozofii) ,,w okresie sobie współczesnym i w najbliższym dającym się przewidzieć okresie jej rozwoju "27a.

Ogłasza się tedy za jedynie prawdziwego filozofa teraźniejszości i "dającej się przewidzieć" przyszłości. Kto oddala się od niego - oddala się od prawdy. Już przed panem Dühringiem wiele ludzi myślało tak o sobie, ale on jest - oprócz Ryszarda Wagnera - bodaj że pierwszym, który to o sobie z całym spokojem obwieszcza. A przy tym prawda, którą ma na myśli, jest

"ostateczną prawdą ostatniej instancji".

Filozofia pana Dühringa jest

"naturalnym systemem, czyli filozofią rzeczywistości... rzeczywistość jest w nim myślana w sposób wykluczający jakkolwiek zwrot w kierunku fantastycznego i subiektywistycznie ograniczonego wyobrażenia o świecie".

Filozofia ta odznacza się więc tym, że wynosi pana Dühringa poza ramy jego osobistej subiektywnej ograniczoności, których on sam nie może zakwestionować. Jest to w samej rzeczy konieczne, aby mógł on ustalić ostateczne prawdy ostatniej instancji, aczkolwiek dotąd jeszcze nie zdajemy sobie sprawy, jak się ten cud ma dokonać.

Ten "naturalny system wiedzy, samej przez się cennej dla ducha" -"w sposób niezawodny ustalił, nie poświęcając nic z głębokości myśli, podstawowe formy bytu". Ze swego "rzeczywiście krytycznego punktu widzenia" system ten dostarcza "elementów filozofii rzeczywistej, a wobec tego ku rzeczywistości przyrody i życia obróconej filozofii, która nie dopuszcza żadnych pozornych tylko horyzontów, lecz w swym potężnie rewolucjonizującym ruchu odstania wszystkie ziemie i niebiosa przyrody zewnętrzne) i wewnętrznej"; jest to "nowy sposób myślenia", a osiągnięcie jego to "głęboko oryginalne wyniki i poglądy... systemotwórcze myśli... prawdy ustalone". Mamy tu przed sobą "pracę, która musi szukać swej siły w skoncentrowanej inicjatywie" — mniejsza z tym, co to wszystko ma znaczyć; jest to "badanie sięgające aż do korzeni... nauka głęboko fundamentalna... ściśle naukowe pojmowanie rzeczy i ludzi... wszechstronnie przenikająca praca myślowa... twórcze szkicowanie poddających się myśli przesłanek i wniosków... coś absolutnie fundamentalnego".

W dziedzinie ekonomii politycznej daje on nam nie tylko

"historycznie i systematycznie ogarniające prace", przy czym historyczne odznaczają się ponadto "moim wykładem historii w wielkim stylu", a w ekonomii utorowały drogę "twórczym zmianom" -

ale zamyka się też własnym, w pełni opracowanym socjalistycznym planem dla społeczeństwa przyszłości, planem, który jest

"praktycznym owocem jasnej i do najgłębszych korzeni sięgającej teorii",

jest przeto równie nieomylny i zbawienny jak dühringowska filozofia; bo

"tylko w takiej formacji socjalistycznej, jaką ja nakreśliłem w moim kursie ekonomii politycznej i społecznej, może powstać prawdziwa własność w miejsce własności tylko pozornej i tymczasowej, czyli opartej na przemocy". Tym będzie się musiała kierować przyszłość.

Z łatwością można by dziesięciokrotnie powiększyć ten bukiet pochwał pana Dühringa pod adresem pana Dühringa.

Już teraz starczyłoby ich na wzbudzenie w czytelniku pewnych wątpliwości, czy ma przed sobą rzeczywiście filozofa, czy też... musimy jednak poprosić czytelnika, aby się wstrzymał z wydaniem sądu do czasu, kiedy się bliżej zapozna z rzeczoną głęboką fundamentalnością. Zaprezentowaliśmy ten bukiet tylko po to, aby wykazać, że mamy przed sobą nie zwyczajnego filozofa i socjalistę, który po prostu wypowiada swe myśli, a wyrokowanie o ich wartości pozostawia dalszemu biegowi rzeczy, lecz istotę zupełnie niezwykłą, która twierdzi o sobie, że jest nie mniej nieomylna od papieża, i której zbawienną naukę należy po prostu przylać, jeżeli się nie chce wpaść w najbardziej potępienia godną herezję. Nie mamy tu bynajmniej do czynienia z jedną z tych prac, w które obfitują wszystkie literatury socjalistyczne, a ostatnio także niemiecka, prac, w których ludzie różnego kalibru w sposób jak najbardziej rzetelny usiłują wyjaśnić sobie zagadnienia, do których rozwiązania może brak im poniekąd danych; prac, których socjalistyczna dobra wola w każdym razie zasługuje na uznanie pomimo ich braków naukowych i literackich. Pan Dühring, przeciwnie, ogłasza prezentowane nam przez siebie tezy jako ostateczne prawdy ostatniej instancji, przy których jakikolwiek inny pogląd musi być z góry uznany za błędny; i podobnie jak wyłączną prawdę, posiada on też jedyną ściśle naukową metodę badania, w porównaniu z którą wszystkie inne są nienaukowe. Albo ma on rację - a wtedy mamy przed sobą największego geniusza wszystkich czasów, pierwszego nadludzkiego, bo nieomylnego człowieka. Albo nie ma racji, a wtedy, jakkolwiek wypadłby nasz sąd o panu Dühringu, życzliwy wzgląd na jego ewentualną dobrą wole byłby zawsze śmiertelną dla niego obrazą.

Jeżeli się reprezentuje ostateczną prawdę ostatniej instancji i jedyną ścisłą naukowość, to, rzecz jasna, musi się żywić niemało pogardy dla błądzącej i nienaukowej reszty ludzkości. Nie powinniśmy się więc dziwić, że pan Dühring mówi o swoich poprzednikach z największym lekceważeniem i że nieliczni tylko, wyjątkowo przez niego samego mianowani, wielcy mężowie znajdują łaskę w obliczu jego głębokiej fundamentalności.

Posłuchajmy najpierw jego zdania o filozofach:

"Pozbawiony wszelkiego polotu Leibniz... ten najlepszy z wszystkich możliwych filozofujących dworaków".

Kanta można jeszcze jakoś ścierpieć; ale po nim wszystko do kosza:

nastąpiły ,,niesamowitości i równie niezdarne, jak płoche nonsensy najbliższych epigonów, w szczególności takiego Fichtego i Schellinga... potworne karykatury ignoranckiej filozofastryki przyrody... pokantowskie potworności" i "chorobliwe majaczenia", ukoronowane przez "takiego Hegla". Ten ostatni przemawiał "żargonem heglowskim" i szerzył "heglowską zarazę" za pomocą swojej "w dodatku także pod względem formy nienaukowej maniery" i swoich "niestrawnych koncepcji".

Nie lepiej się powiodło przyrodnikom, ale z nazwiska wymieniony jest tylko Darwin, musimy się więc ograniczyć do niego:

"darwinowska półpoezja i żonglowanie metamorfozami z jej ordynarnie zmysłową ciasnotą pojmowania i słabością zdolności rozróżniania... Naszym zdaniem, specyficzny darwinizm, z którego należy oczywiście wyłączyć poglądy Lamarcka, jest próbką brutalności wymierzonej przeciw człowieczeństwu".

Najbardziej dostało się jednak socjalistom. Z wyjątkiem najmniej znaczącego wśród nich, Louis Blanca, są to wszystko grzesznicy nie zasługujący na sławo, którą mieliby się cieszyć przed (czy też za) panem Dühringiern. A zgrzeszyli nie tylko wobec prawdy i naukowości, zgrzeszyli także pod względem charakteru. Z wyjątkiem Babeufa i kilku komunardów z roku 1871 nikt z nich nie jest "mężem". Trzej utopiści zostali nazwani "alchemikami społecznymi". Spośród nich Saint-Simon jest potraktowany stosunkowo łagodnie, jako że się mu zarzuca tylko "przewrażliwienie" i z politowaniem zauważa się, iż cierpiał na obłęd religijny. Natomiast przy Fourierze pan Dühring zupełnie traci cierpliwość, Fourier bowiem

"przejawił wszelkie elementy obłędu... idee, które poza tym najłatwiej się znajduje w domu wariatów... brednie najbardziej niesamowite... wytwory szału... Niewymownie płaski Fourier", ta "dziecinna główka", ten "idiota", nie jest przy tym nawet socjalistą; jego falanster28 to bynajmniej nie element racjonalnego socjalizmu, tylko "potworek skonstruowany według szablonu zwykłego handlu". I wreszcie: "Komu te wypady" (Fouriera przeciw Newtonowi) "...nie wystarczą do przekonania się, że w nazwisku Fouriera j w całym fourieryzmie tylko pierwsza zgłoska" (fou = obłąkany) "mówi o czymś prawdziwym, tego należałoby również zaliczyć do jakiejś kategorii wariatów".

Wreszcie Robert Owen

"miał mętne i mizerne idee... jego tak bardzo prymitywne pomysły w dziedzinie moralności... kilka komunałów zwyrodniałych w dziwactwo... niedorzeczny i prymitywny system poglądów... bieg myśli Owena nawet nie zasługuje na poważniejszą krytykę... jego próżność" itd.

Jeżeli pan Dühring w sposób nadzwyczaj dowcipny tak charakteryzuje utopistów wedle ich nazwisk: Saint-Simon - saint (święty), Fourier - fou (obłąkany), Enfantin - enfant (dziecinny), to pozostaje mu tylko dodać: Owen - o weh! [biada!], żeby w czterech słowach po prostu unicestwić ten cały doniosły okres dziejów socjalizmu. A kogoś, kto w (o wątpi, "należałoby również zaliczyć do jakiejś kategorii wariatów".

Z dühringowskich sądów o późniejszych socjalistach wybieramy gwoli krótkości tylko wypowiedzi o Lassalle'u i Marksie:

Lassalle: "Pedantycznie szperackie próby popularyzacji... gąszcz scholastyki... potworna mieszanina ogólnej teorii j drobnej kaszy... heglowskie przesądy wyprane z treści i z formy... odstraszający przykład... własna ograniczoność... obnoszenie się z nikomu niepotrzebnymi drobiazgami... nasz żydowski bohater... pamflecista... ordynarny... wewnętrzna pustka poglądu na świat i życie".

Marks: "Ciasnota pojmowania... jego prace i osiągnięcia same w sobie, to znaczy ze stanowiska czysto teoretycznego, nie posiadają żadnego trwałego znaczenia dla naszej dziedziny (krytycznej historii socjalizmu), a w ogólnej historii prądów umysłowych nadają się do przytoczenia co najwyżej jako symptomy wpływu pewnej gałęzi nowej sekciarskiej scholastyki... Niemoc zdolności koncentrujących i porządkujących... bezkształtność myśli i stylu, niegodne maniery językowe... zanglizowana próżność... nabieranie... niesamowite koncepcje, które faktycznie są tylko pomiotami fantastyki historycznej i logicznej... oszukańczy chwyt... osobista próżność... nikczemne maniery... impertynencki... pięknoduchowskie finezyjki i facecyjki... chińska uczoność... zacofanie filozoficzne i naukowe".

I tak dalej, i tak dalej - bo i to stanowi tylko mały, skąpy bukiecik z dühringowskiego ogrodu. Rozumie się, że na razie nie roztrząsamy jeszcze kwestii, czy te miłe obelgi, które przy odrobinie dobrego wychowania powinny by uniemożliwić panu Dühringowi dopatrywanie się w czymkolwiek nikczemności i bezczelności, są zarazem ostatecznymi prawdami ostatniej instancji. Wstrzymamy się też - na razie - od głośnego podawania w wątpliwość ich głębokiej fundamentalności, bo inaczej nie mielibyśmy może nawet prawa wyszukania sobie kategorii idiotów, do której należymy. Czuliśmy się w obowiązku, po pierwsze, dać przykład tego, co pan Dühring nazywa

"wzorem wyrozumiałego i w prawdziwym tego słowa znaczeniu skromnego sposobu wyrażania się",

i po drugie, stwierdzić, że dla pana Dühringa nicość jego poprzedników jest nie mniejszym pewnikiem niż jego własna nieomylność. Wobec czego zamieramy w najgłębszym hołdzie przed najpotężniejszym geniuszem wszystkich czasów - jeżeli wszystko to rzeczywiście tak się ma.

Dział pierwszy: Filozofia


[Powrót do spisu treści]

[Powrót do spisu prac Marksa i Engelsa]