VI Ród i państwo w Rzymie

Z podania o założeniu Rzymu wynika, że pierwszą osadę założyła tam pewna liczba (według podania - sto) złączonych w jedno plemię rodów latyńskich, do których wkrótce przyłączyło się plemię sabelskie, jakoby również liczące sto rodów, i wreszcie trzecie plemię, złożone z różnych elementów, rzekomo także obejmujące sto rodów. Z całego opowiadania od razu widać, że poza rodem nic nie powstało tu drogą naturalną, a ród ten był także w pewnych wypadkach tylko odgałęzieniem istniejącego nadal w starej ojczyźnie rodu macierzystego. Plemiona te noszą na sobie piętno sztucznego tworu, ukształtowanego jednak przeważnie z elementów pokrewnych i na wzór starego, powstałego drogą naturalną, a nie sztucznie utworzonego plemienia. Przy tym nie jest wykluczone, że jądrem każdego z trzech plemion mogło być rzeczywiste stare plemię. Ogniwo pośrednie - fratria - składało się z dziesięciu rodów i zwało się kurią: kurii było więc trzydzieści.

Jest rzeczą ogólnie uznana, że ród rzymski był taką samą instytucją jak grecki. Skoro ród grecki jest bardziej rozwiniętą formą tej samej jednostki społecznej, której pierwowzór widzimy u amerykańskich czerwonoskórych, to to samo całkowicie dotyczy również rodu rzymskiego. Możemy więc tu bardziej się skracać.

Rzymski ród, przynajmniej w pierwszym okresie istnienia miasta, miał ustrój następujący:

1. Wzajemne prawo członków rodu do dziedziczenia po sobie; majątek pozostawał w rodzie. Ponieważ w rodzie rzymskim, podobnie jak w greckim, panowało już prawo ojcowskie, potomkowie w linii żeńskiej byli od dziedziczenia wykluczeni. Według Prawa Dwunastu Tablic111, najstarszego znanego nam pisanego prawa rzymskiego, dziedziczyły przede wszystkim dzieci, jako spadkobiercy naturalni, w razie braku dzieci - agnaci (krewni w linii męskiej), a jeśli brak takowych - członkowie rodu. We wszystkich wypadkach majątek pozostawał w rodzie. Widzimy tutaj stopniowe przenikanie do obyczajów rodowych nowych pojęć prawnych, zrodzonych wskutek wzrostu bogactwa i monogamii: pierwotne równe, prawo dziedziczenia wszystkich członków rodu ogranicza się w praktyce - i to bardzo wcześnie, jak wyżej zaznaczono - do dziedziczenia przez agnatów, a w końcu przez dzieci i ich potomstwo w linii męskiej; w Dwunastu Tablicach występuje to oczywiście w odwrotnym porządku.

2. Posiadanie wspólnego miejsca grzebania zmarłych. Patrycjuszowski ród Klaudiuszów po przesiedleniu się z Regili do Rzymu otrzymał dla siebie kawał gruntu, a nadto wspólne miejsce chowania zmarłych w mieście. Jeszcze za Augusta przywieziona do Rzymu głowa poległego w Teutoburskim Lesie Warusa112 została pochowana w gentilitius tumulus [grobowcu rodowym]; zatem ród (Kwintyliuszów) posiadał jeszcze oddzielny grobowiec112a.

3. Wspólne uroczystości religijne. Owe sacra gentilitia są znane.

4. Obowiązek niezawierania małżeństwa wewnątrz rodu. Jak się zdaje, w Rzymie nie stało się to nigdy prawem pisanym, ale pozostało jako obyczaj. Wśród mnóstwa rzymskich małżeństw, których imiona zachowały się do naszych czasów, żadne nie ma jednakowego imienia rodowego dla męża i żony. Regułę tę potwierdza również prawo spadkowe. Kobieta przez zamążpójście traci prawa agnackie, występuje ze swego rodu; ani ona, ani jej dzieci nie mogą dziedziczyć po jej ojcu lub jego braciach, gdyż w przeciwnym wypadku ród ojca straciłby część spadku. To prawo spadkowe ma tylko sens wtedy, jeśli założymy, że kobieta nie może wyjść za mąż za członka swego rodu.

5. Wspólne władanie ziemią. Istniało ono zawsze w epoce pierwotnej, od czasu gdy zaczęto dzielić terytorium plemienia. Wśród plemion latyńskich znajdujemy ziemię po części we władaniu plemienia, po części roduj po części oddzielnych gospodarstw, które chyba nie112b były pojedynczymi rodzinami. Romulus podobno pierwszy podzielił ziemię między poszczególne jednostki, na każdą przypadło mniej więcej po 1 hektarze (2 jugery). Jednak jeszcze w czasach późniejszych znajdujemy własność ziemską w rękach rodu, nie mówiąc już o ziemi państwowej, wokół której obraca się cała wewnętrzna historia republiki.

6. Obowiązek wzajemnej obrony członków rodu i wzajemnej pomocy. W tej kwestii historia pisana dostarcza nam tylko szczątkowych danych; państwo rzymskie ukazuje się od razu jako tak przemożna siła, iż prawo obrony przed krzywdą przeszło na nie. Gdy Appiusz Klaudiusz został aresztowany, cały jego ród, nawet jego osobiści wrogowie przywdziali żałobę. W czasie drugiej wojny punickiej113 rody połączyły się dla wyzwolenia wziętych do niewoli swoich członków; senat zakazał im tego.

7. Prawo noszenia imienia rodowego. Prawo to przetrwało do czasów cesarstwa; wyzwoleńcom pozwalano przybierać imiona rodowe swych byłych panów, lecz bez praw rodowych.

8. Prawo adoptowania obcych do rodu. Odbywało się to drogą adopcji do rodziny (podobnie jak u Indian), co pociągało za sobą przyjęcie do rodu.

9. O prawie wybierania i usuwania naczelnika rodu nigdzie nie ma wzmianki. Ponieważ jednak w pierwszym okresie istnienia Rzymu wszystkie urzędy, poczynając od obieralnego króla, były obsadzane w drodze wyboru lub mianowania i ponieważ nawet kapłani kurii byli przez nie wybierani, musimy przypuścić to samo odnośnie do naczelników (principes) rodów, aczkolwiek wybieranie ich z jednej i tej samej rodziny mogło już stać się regułą w rodzie.

Takie były uprawnienia rodu rzymskiego. Z wyjątkiem dokonanego już przejścia do prawa ojcowskiego są one wiernym odzwierciedleniem praw i obowiąz"ków rodu irokeskiego. I tutaj również “wyraźnie wyziera Irokez" 114.

Oto114a jeden tylko przykład świadczący o tym, jaki zamęt panuje dziś jeszcze wśród naszych najbardziej nawet znanych historyków w sprawie rzymskiego ustroju rodowego. W rozprawie Mommsena o rzymskich imionach własnych w czasach republiki i w czasach Augusta (“Romische Forschungen", Berlin 1864, L I) czytamy:

“Imię rodowe nadawano nie tylko wszystkim męskim członkom rodu, z wyłączeniem oczywiście niewolników, ale włączając adoptowanych i klientów, lecz także kobietom... Plemię" (jak Mommsen tłumaczy tu gens) “jest to... wspólnota mająca rzeczywiste, domniemane lub nawet fikcyjne pochodzenie wspólne, złączona wspólnymi uroczystościami, grobami, dziedziczeniem - wspólnota, do której mogą i muszą należeć wszystkie jednostki wolne, a więc i kobiety. Trudność przedstawia jednak określenie imienia rodowego kobiet zamężnych. Trudność ta oczywiście nie istnieje, dopóki kobieta może wyjść za mąż tylko za członka swego rodu: łatwo wykazać, że przez czas dłuższy kobietom trudniej było wyjść za mąż poza rodem niż w rodzie i prawo wyjścia za mąż poza rodem - gentis enuptio - jeszcze w szóstym stuleciu udzielane było w nagrodę jako przywilej osobisty. Gdzie zaś się zdarzyły takie małżeństwa poza rodem, kobieta była zmuszona tym samym w najdawniejszych czasach przejść do rodu męża. Jest rzeczą pewną, że przez starożytne religijne małżeństwo żona stawała się członkiem prawnej i sakralnej wspólnoty męża i występowała ze swojej. Któż nie wie, że zamężna kobieta traci czynne i bierne prawo spadku w stosunku do członków swego rodu, natomiast wstępuje w związek spadkowy ze swym mężem, dziećmi i członkami jego rodu? A skoro zostaje jakby adoptowana przez męża i wchodzi do jego rodziny, to jakże by mogła pozostać poza jego rodem?" (str. 8-n).

Mommsen twierdzi zatem, że kobietom rzymskim, należącym do rodu, wolno było pierwotnie wychodzić za mąż tylko wewnątrz swego rodu, że ród rzymski był zatem endogamiczny, nie zaś egzogamiczny. Pogląd ten, zaprzeczający temu wszystkiemu, co wiemy w tej sprawie o innych ludach, opiera się głównie, jeśli nie wyłącznie, na jednym jedynym, bardzo spornym miejscu u Liwiusza (ks. XXXIX, r. 19), według którego senat w roku 568 od założenia Rzymu, 186 przed naszą erą, postanowił: uti Feceniae Hispallae datio, deminutio, gentis enuptio, tutoris optio item esset quasi ei vir testamento dedisset; utique ei ingenuo nubere liceret, neu quid ei aul eam duxisset, ob id fraudi ignominiaeve esset - żeby Fecenia Hispala miała prawo rozporządzać swym majątkiem, zmniejszyć go, wyjść za mąż poza rodem, wybrać sobie opiekuna, tak jakby jej (zmarły) mąż prawo to przekazał jej w testamencie; że może ona wyjść za mąż za człowieka wolnego i temu, kto ją weźmie za żonę, nie może to być poczytane za zły lub hańbiący postępek.

Tu więc niewątpliwie Fecenia, wyzwolona niewolnica, otrzymuje prawo wyjścia za mąż poza rodem. I również niewątpliwie mąż jest uprawniony do przekazania w testamencie żonie prawa wyjścia za mąż po jego śmierci poza rodem. Ale poza jakim rodem?

Jeśli kobieta musiała wychodzić za mąż w swoim rodzie, jak to Mommsen przypuszcza, to również po zamążpójściu pozostawała ona w tym rodzie. Ale po pierwsze, ta rzekoma endogamia rodu to właśnie to, czego dowieść należy. Po wtóre zaś, jeśli kobieta musiała wychodzić za mąż wewnątrz rodu, to oczywiście również i mężczyzna, bo inaczej nie dostałby żony. A więc dochodzimy do tego, że mąż może swojej żonie przekazać w testamencie prawo, którego sam nie posiadał i które jemu samemu nie przysługiwało; dochodzimy do nonsensu prawnego. Czuje to również Mommsen i dlatego przypuszcza:

“Zapewne dla wyjścia za mąż poza rodem prawo wymagało nie tylko zgody władcy, lecz wszystkich członków rodu" (str. 10, przypis).

Jest to przede wszystkim przypuszczenie bardzo śmiałe, a po wtóre przeczy wyraźnemu brzmieniu cytowanego wyżej ustępu: senat daje jej to prawo w zastępstwie męża, daje jej wyraźnie nie więcej i nie mniej, niż mógłby jej dać mąż, ale to, co jej daje, jest prawem absolutnym, wolnym od jakichkolwiek ograniczeń, tak że jeśli skorzysta z tego prawa, .to jej nowy mąż również nie powinien na tym ucierpieć. Senat poleca nawet obecnym i przyszłym konsulom i pretorom dbać o to, by z tego powodu nie spotkała jej żadna krzywda. Okazuje się zatem, że hipoteza Mommsena jest zupełnie niedopuszczalna.

Przypuśćmy jednak co innego: kobieta wyszła za mężczyznę z innego rodu, sama jednak pozostała w rodzie, w którym się urodziła. Wówczas według cytowanego miejsca jej mąż miałby prawo pozwolić żonie na zamążpójście poza jej własnym rodem. To znaczy, miałby prawo wydawać rozporządzenia w sprawach rodu, do którego wcale nie należał. Przypuszczenie to jest tak niedorzeczne, że nie warto tracić na nie słów.

Pozostaje więc tylko przypuszczenie, że kobieta ta za pierwszym razem wyszła za mąż za mężczyznę z innego rodu i przez małżeństwo przeszła po prostu do rodu męża, co też faktycznie i Mommsen w podobnych wypadkach przypuszcza. Wtedy natychmiast wszystko się wyjaśnia. Sytuacja kobiety oderwanej przez małżeństwo od swego dawnego rodu i przyjętej do nowego rodu męża jest w tym rodzie zupełnie specyficzna. Jest ona co prawda członkiem rodu, ale nie jest z nim złączona więzami krwi. Sposób, w jaki została przyjęta, wyklucza dla niej z góry wszelki zakaz małżeństwa wewnątrz rodu, do którego właśnie weszła przez małżeństwo. Dalej została ona przyjęta do związku małżeńskiego rodu, dziedziczy po śmierci swego męża jego majątek, a więc majątek członka rodu. Cóż naturalniejszego jest zatem, niż zobowiązać ją do wyjścia za mąż za członka rodu swego pierwszego męża i nikogo innego, żeby majątek pozostał w rodzie? A jeśli ma tu być zrobiony wyjątek, któż jest bardziej kompetentny, by upoważnić ją do tego, niż ten, co jej ten majątek zapisał, jej pierwszy mąż? W chwili gdy zapisuje on jej część majątku i jednocześnie pozwala jej tę część majątku przez małżeństwo lub wskutek małżeństwa przenieść do innego rodu, majątek ten jeszcze należy do niego, rozporządza on zatem dosłownie tylko swoją własnością. Co się tyczy samej kobiety i jej stosunku do rodu swego męża, to wprowadził on ją do tego rodu przez akt dobrowolny, przez małżeństwo; zdaje się więc rzeczą również naturalną, że on jest tą właściwą osobą, która może ją upoważnić do wystąpienia z rodu przez powtórne małżeństwo. Krótko mówiąc, cała sprawa staje się prosta i zrozumiała, skoro tylko odrzucimy dziwne wyobrażenie o endogamicznym rodzie rzymskim i wraz z Morganem uznamy go za pierwotnie egzogamiczny.

Pozostaje jeszcze ostatnie przypuszczenie, które również znalazło zwolenników i bodaj najliczniejszych: fragment z Liwiusza mówi rzekomo tylko o tym,

“że wyzwolone dziewczęta (libertae) nie mogły bez specjalnego pozwolenia e gente enubere" (wychodzić za mąż poza rodem) “ani w ogóle uczynić żadnego kroku, który, powodując capitis deminutio minima114b, przyczyniłby się do wystąpienia wyzwolonej ze związku rodowego". (Lange, “Rómische Alterthiimer", Berlin 1856, t. I, str. 195, gdzie w związku z przytoczonym ustępem z Liwiusza autor powołuje się na Huschkego)115.

Jeśli to przypuszczenie jest słuszne, to ustęp ten tym bardziej niczego nie dowodzi w odniesieniu do sytuacji wolnych Rzymianek i tym bardziej nie może być mowy o ich obowiązku wychodzenia za mąż wewnątrz rodu.

Wyrażenie enuptio gentis znajdujemy tylko w tym jednym miejscu, poza tym nigdzie więcej w całej literaturze rzymskiej; wyraz enubere, wychodzić za mąż poza swoją grupą, spotykamy tylko trzy razy, również u Liwiusza, ale nie w odniesieniu do rodu. Fantastyczne przypuszczenie, że Rzymianki mogły wychodzić za mąż tylko wewnątrz rodu, jest oparte na tej jednej cytacie. Nie wytrzymuje ona jednak krytyki. Jeśli ustęp ten stosuje się do szczególnych ograniczeń dla wyzwolonych, w takim razie niczego nie dowodzi w odniesieniu do wolnych kobiet (ingenuae), jeżeli zaś stosuje się także do kobiet zupełnie wolnych, wówczas dowodzi raczej, że kobieta z reguły wychodziła za mąż poza rodem, ale przez małżeństwo przechodziła do rodu męża, a więc przeciw Mommsenowi, a za Morganem.

Jeszcze w trzysta lat niemal od założenia Rzymu więzy rodowe były tak silne, że patrycjuszowski ród Fabiuszów mógł za zgodą senatu przedsięwziąć na własną rękę wyprawę wojenną przeciwko sąsiedniemu miastu Wejom. Na wyprawę wyruszyło podobno 306 Fabiuszów i wszyscy zostali zabici w zasadzce: pozostał jeden jedyny chłopiec, który rozkrzewił jakoby swój ród.

Jakeśmy powiedzieli, dziesięć rodów tworzyło fratrię, która tu nazywała się kurią i miała ważniejsze uprawnienia społeczne niż grecka fratria. Każda kuria miała swe własne praktyki religijne, sanktuaria i kapłanów. Kapłani kurii tworzyli jedno z rzymskich kolegiów kapłańskich. Dziesięć kurii tworzyło plemię, które zapewne jak pozostałe plemiona latyńskie miało pierwotnie obieralnego naczelnika - dowódcę wojskowego i najwyższego kapłana. Te trzy plemiona razem wzięte tworzyły naród rzymski - populus romanus.

Do narodu rzymskiego mógł więc ten tylko należeć, kto był członkiem rodu, a przez to członkiem kurii i plemienia. Pierwotny ustrój tego narodu był następujący: sprawami publicznymi zarządzał przede wszystkim senat, który, jak to Niebuhr pierwszy trafnie zauważył, składał się z naczelników trzystu rodów; dlatego właśnie, jako najstarsi w rodach, zwali się oni ojcami, patres, a ich zgromadzenie - senatem (rada najstarszych, od senex - stary). Zwyczaj wybierania senatorów zawsze z tej samej rodziny w rodzie powołał i tutaj do życia pierwszą szlachtę plemienną. Członkowie tych rodzin nazywali się patrycjuszami i pretendowali do wyłącznego prawa wchodzenia do senatu i zajmowania wszystkich urzędów. Że naród rzymski z czasem pogodził się z tymi uroszczeniami i że przekształciły się one w rzeczywiste prawo, świadczy podanie, jakoby Romulus nadał pierwszym senatorom i ich potomstwu patrycjat i wszystkie jego przywileje. Senat, podobnie jak bule ateńska, decydował w wielu sprawach, omawiał przedwstępnie ważniejsze prawa, w szczególności nowe. Uchwalało je następnie zgromadzenie ludowe, zwane comitia curiata (zebranie kurii). Naród zbierał się według kurii, w każdej kurii zapewne według rodów, przy podejmowaniu decyzji każda z trzydziestu kurii miała jeden głos. Zgromadzenie kurii przyjmowało lub odrzucało wszystkie prawa, wybierało wszystkich wyższych urzędników z rexem (tak zwanym królem) włącznie, wypowiadało wojnę (ale senat zawierał pokój), w charakterze najwyższej instancji sądowej rozstrzygało, w razie odwołania się stron, we wszystkich sprawach grożących karą śmierci obywatelowi rzymskiemu. - Wreszcie obok senatu i zgromadzenia ludowego występował rex, który odpowiadał zupełnie basileusowi greckiemu i bynajmniej nie był tym niemal samowładnym królem, jakim go Mommsen116 przedstawia116a. Był On również dowódcą wojskowym, najwyższym kapłanem i przewodniczącym w niektórych sądach. Na ogół nie posiadał on władzy cywilnej, nie miał też prawa rozporządzania życiem, wolnością i własnością obywateli, o ile nie wypływało to z jego władzy dyscyplinarnej jako dowódcy wojskowego lub przewodniczącego sądu w zakresie wykonywania wyroków. Urząd rexa nie był dziedziczny. Przeciwnie, był on najpierw prawdopodobnie obierany na zgromadzeniu kurii na wniosek swego poprzednika, a następnie na drugim zgromadzeniu uroczyście wprowadzano go na urząd. Że można było rexa złożyć z urzędu, tego dowodzi los Tarkwiniusza Pysznego.

Tak więc Rzymianie za czasów tak zwanych królów tworzyli, jak Grecy okresu bohaterskiego, demokrację wojskową, która rozwinęła się z rodów, fratrii i plemion i na nich się opierała. Jeśli nawet kuria i plemiona były po części tworami sztucznymi, to były one ukształtowane według prawdziwych, naturalnie powstałych wzorów społeczeństwa, z którego wyszły i które je jeszcze zewsząd otaczało. Jeśli nawet naturalnie powstała arystokracja patrycjuszowska zdobyła już grunt pod nogami, jeśli królowie próbowali stopniowo rozszerzać swe uprawnienia - to wszystko to nie zmieniało pierwotnego zasadniczego charakteru ustroju, a o to tylko chodzi.

Tymczasem ludność miasta Rzymu i jego okolic, rozszerzonych przez podboje, zwiększała się po części przez imigrację, po części przez przyłączenie się mieszkańców podbitych okręgów, przeważnie latyńskich. Wszyscy ci nowi poddani państwa (sprawę klientów pozostawiamy tu na uboczu) znajdowali się poza starymi rodami, kuriami i plemionami, nie stanowili zatem części populus romanus - właściwego narodu rzymskiego. Byli oni ludźmi osobiście wolnymi, mogli posiadać własność ziemską, musieli płacić podatki i pełnić służbę wojskową. Ale nie mogli piastować żadnych urzędów i nie mogli brać udziału ani w zgromadzeniach kurii, ani w podziale zdobytych gruntów państwowych. Stanowili oni pozbawiony wszelkich praw publicznych plebs. Dzięki swej wciąż rosnącej liczbie, sprawności wojskowej i uzbrojeniu stawali się oni groźną potęgą wobec starego populus, szczelnie obecnie odgrodzonego od wszelkiego przyrostu z zewnątrz. W dodatku własność ziemska była, jak się zdaje, dość równomiernie podzielona między populus a plebs, podczas gdy bogactwa handlowe i przemysłowe, niezbyt jeszcze wielkie, znajdowały się przeważnie w ręku plebsu.

Ze względu na głęboki mrok otaczający całą legendarną historię Rzymu - mrok znacznie spotęgowany jeszcze przez próby racjonalistyczno-pragmatycznych objaśnień i sprawozdań późniejszych posiadających prawnicze wykształcenie badaczy źródeł — nie można powiedzieć nic określonego ani o czasie, ani o przebiegu, ani o powodach rewolucji, która położyła kres staremu ustrojowi rodowemu. Pewne jest tylko to, że przyczynę jej stanowiły walki, jakie toczyli między sobą plebs i populus.

Nowa konstytucja, przypisywana królowi Serwiuszowi Tulliuszowi, opierająca się na wzorach greckich, szczególnie na Solonie, powołała do życia nowe zgromadzenie ludowe, do którego dopuszczano lub z którego wykluczano bez różnicy populus i plebejuszy, zależnie od tego, czy pełnili służbę wojskową, czy nie. Cała ludność męska obowiązana do noszenia broni podzielona została według majątku na sześć klas. Minimalny majątek w każdej z pięciu klas był: I – 100 000 asów; II – 75 000; III – 50 000; IV – 25 000; V – 11 000; według Dureau de la Malle równało się to w przybliżeniu 14 000, 10 500, 7 000, 3 600, 1 570 markom. Szósta klasa - proletariusze - składała się z ludzi mniej zamożnych, wolnych od służby i podatków. W nowym zgromadzeniu ludowym, zgromadzeniu centurii (comitia centuriata) - obywatele stawali po wojskowemu, kompaniami, w swoich centuriach po stu ludzi i każda centuria miała jeden głos. Ale pierwsza klasa wystawiała 80 centurii, druga 22, trzecia 20, czwarta 22, piąta 30, szósta -dla przyzwoitości wystawiała także jedną centurię. Oprócz tego najbogatsi obywatele tworzyli 18 centurii jazdy. Wszystkich razem było 193; większość głosów - 97. Otóż sami jeźdźcy i pierwsza klasa miały razem 98 głosów, czyli większość. Jeśli zgadzali się oni między sobą, to pozostałych wcale nie pytano - prawomocna uchwała była przyjmowana.

Wszystkie prawa polityczne dawnego zgromadzenia kurii (oprócz paru praw nominalnych) przeszły na to nowe zgromadzenie centurii. Kurie i tworzące je rody zostały przez to, jak w Atenach, zdegradowane do roli stowarzyszeń wyłącznie prywatnych i religijnych i jako takie wegetowały jeszcze długo, podczas gdy zgromadzenie kurii wkrótce istnieć przestało. Ażeby wyprzeć z państwa również trzy stare plemiona rodowe, utworzono cztery plemiona terytorialne, z których każde zamieszkiwało osobną dzielnicę miasta i korzystało z szeregu praw politycznych.

W ten sposób również i w Rzymie jeszcze przed zniesieniem tak zwanego królestwa został rozbity stary ustrój społeczny, oparty na osobistych związkach krwi, i na jego miejsce zaprowadzony został nowy, prawdziwy ustrój państwowy, oparty na podziale terytorialnym i na różnicach majątkowych. Władza publiczna skupiała się w tekach zobowiązanych do służby wojskowej obywateli i skierowana była nie tylko przeciwko niewolnikom, lecz i przeciwko tak zwanym proletariuszom wyłączonym ze służby wojskowej i nie posiadającym broni.

Po wygnaniu ostatniego rexa, Tarkwiniusza Pysznego, który uzurpował sobie rzeczywistą władzę królewską, i zastąpieniu go przez dwóch dowódców wojskowych (konsulów), mających jednakową władzę (jak u Irokezów), nowy ustrój dalej się rozwijał. W ramach tego ustroju obraca się cała historia republiki rzymskiej z wszystkimi jej walkami patrycjuszów i plebejuszów o dostęp do urzędów i do udziału w dzieleniu ziemi państwowej, z ostatecznym wchłonięciem szlachty patrycjuszowskiej przez nowo powstałą klasę wielkich posiadaczy ziemskich i magnatów pieniężnych, którzy stopniowo pochłaniali wszystkie grunty chłopów zrujnowanych przez służbę wojskową, a powstałe w ten sposób olbrzymie majątki ziemskie uprawiali przy pomocy niewolników. Wyludnili Italię i w ten sposób utorowali drogę nie tylko cesarstwu, lecz i jego następcom, barbarzyńcom germańskim.


Rozdział VII: Ród u Celtów i Germanów

[Powrót do spisu treści]