L. Trocki.

Inteligencja a Socjalizm

(Recenzja pracy dr. Maxa Adlera "Socjalizm a intelektualiści", Wiedeń 1910, 79 str.)

Napisane: 1910 r.
Po raz pierwszy opublikowane: "Świat Współczesny", 1910 r.
Źródło: http://www.magister.msk.ru/library/trotsky/trotl449.htm
Tłumaczenie: Cezary
Adaptacja: Wojtek - Polska Sekcja MIA - listopad 2002


Mniej więcej dziesięć, a nawet jeszcze sześć - siedem lat temu zwolennicy rosyjskiej subiektywnej szkoły socjologicznej (socjaliści-rewolucjoniści) mogliby z sukcesem wykorzystać dla swej sprawy ostatnią broszurę austriackiego filozofa Maxa Adlera(1). Ale przez ostatnich pięć - sześć lat przerobiliśmy taką solidną, obiektywną "szkołę" socjologiczną, jej lekcje zostały zapisane takimi wyrazistymi bliznami na naszym ciele, że najbardziej krasomówcza apoteoza inteligencji, choćby wyszła spod "marksistowskiego" pióra M. Adlera, nic rosyjskiemu subiektywizmowi nie pomoże. Na odwrót: los samych rosyjskich subiektywistów jest bardzo poważnym argumentem przeciw argumentom i wnioskom Maxa Adlera.

Tematem broszury jest stosunek inteligencji do socjalizmu. Dla Adlera to nie tylko przedmiot analizy teoretycznej, ale i sprawa sumienia, on chce nią przekonywać. Broszura, która jest rozszerzonym wariantem przemówienia wygłoszonego przed audytorium studentów - socjalistów, przepełniona jest gorącymi przekonaniami. Duch prozelityzmu przenika tę książeczkę, nadając szczególny odcień i tym myślom, które trącą myszką. Przeciągnąć inteligencję na stronę swych ideałów, zdobyć ją za wszelką cenę - ten zamiar polityczny zupełnie dominuje u Adlera nad analizą społeczną, nadaje książeczce zasadniczy ton, i on także jest jej słabością.

Czym jest inteligencja? Adler przydaje temu pojęciu oczywiście określenie nie moralne, lecz społeczne: nie jest to zakon, związany jednością przeznaczenia historycznego, lecz warstwa społeczna, obejmująca wszystkie rodzaje zawodów umysłowych. Jakkolwiek trudno czasem rozgraniczyć pracę "fizyczną" od "umysłowej", jednak ogólne społeczne cechy inteligencji są jasne bez dalszych szczegółowych badań. To cała klasa - Adler pisze: grupa międzyklasowa, ale to w istocie wszystko jedno - w ramach społeczeństwa burżuazyjnego. I problem dla Adlera wygląda tak: kto lub co ma większe prawa do rządu dusz nad tą klasą? Jaka ideologia jest dla niej wewnętrznym nakazem, wskutek samego charakteru jej funkcji społecznych? Adler odpowiada: kolektywizm. Że inteligencja europejska, jeśli nie jest wprost wroga ideom kolektywizmu, to w najlepszym wypadku trzyma się z dala od życia i walki mas robotniczych, że ani ją to ziębi, ani grzeje - na to Adler nie zamyka oczu. Ale tak nie powinno być! - mówi - do tego nie ma wystarczających obiektywnych podstaw. Adler stanowczo występuje przeciw tym marksistom, co zaprzeczają istnieniu ogólnych warunków, zdolnych do wywołania masowego przejścia inteligencji na stronę socjalizmu. W przedmowie pisze: "Jest wystarczająco wiele przyczyn, tyle że nie czysto ekonomicznych, lecz innego rodzaju, które na całą masę inteligencji, to znaczy nawet niezależnie od jej proletariackiej sytuacji życiowej, mogą oddziaływać jako wystarczające motywy dla przyłączenia się do socjalistycznego ruchu robotniczego - trzeba tylko, żeby inteligencja poświęciła się istocie tego ruchu i swej własnej sytuacji społecznej". Jakież to przyczyny? Adler pisze: "Ponieważ nietykalność i więcej, możliwość swobodnego rozwoju zainteresowań duchowych należą do życiowych warunków inteligencji, to właśnie dlatego zainteresowanie teoretyczne występuje tu na równych prawach obok ekonomicznego. W ten sposób jeśli podstaw do przyłączenia się inteligencji do socjalizmu przychodzi nam szukać przeważnie poza życiem gospodarczym, to wyjaśnić to można w takim samym stopniu specyficznie ideologicznymi warunkami istnienia pracy umysłowej, jak i treścią kulturową socjalizmu" (str. 7) Niezależnie od charakteru klasowego całego ruchu (przecież to tylko sposób!), niezależnie od swej obecnej fizjonomii partyjno-politycznej (przecież to tylko środek!), socjalizm w samej swej istocie, jako uniwersalny ideał społeczny, oznacza wyzwolenie wszelkiego rodzaju pracy umysłowej od wszelkich społeczno-historycznych więzów i ograniczeń. Ta obietnica to właśnie ten ideologiczny most, po którym inteligencja europejska może i powinna przejść do obozu socjaldemokracji.

Taki jest zasadniczy punkt widzenia Adlera, którego rozwinięciu poświęcona jest w całości jego broszura. Zasadniczą jej wadą, od razu rzucającą się w oczy, jest jej ahistoryczność. I rzeczywiście. Te ogólne warunki do przejścia inteligencji do obozu kolektywizmu, na których opiera się Adler, istnieją w sposób oczywisty i od dawna. Mimo to o masowym przypływie inteligencji do socjaldemokracji nie może być nawet mowy w żadnym z krajów europejskich. Adler dostrzega to oczywiście równie dobrze jak my. Ale przyczynę zupełnego wyobcowania inteligencji względem ruchu robotniczego proponuje on dostrzegać w tym, że inteligencja socjalizmu nie rozumie. W pewnym sensie tak jest. Ale czym w takim razie wyjaśnić to uparte niezrozumienie - choć równocześnie rozumie ona wiele innych w najwyższym stopniu skomplikowanych rzeczy? To jasne: nie słabością jej logiki teoretycznej, lecz siłą irracjonalnych momentów jej psychologii klasowej. Sam Adler o tym pisze, i rozdział pt. "Burżuazyjne granice rozumienia" jest jednym z najlepszych w całej broszurze. Ale uważa, ma nadzieję, jest pewny - i tu prorok bierze górę nad teoretykiem - że socjaldemokracja europejska przezwycięży irracjonalne momenty psychologii pracowników umysłowych, jeśli przezwycięży logikę kierowanych do nich apeli. Inteligencja nie rozumie socjalizmu z tej przyczyny, że co dzień zwraca on ku niej swą powszednią twarz partii politycznej - jednej z wielu, takiej samej jak inne. Ale jeśli ukazać jej rzeczywiste oblicze socjalizmu, jako światowego prądu kulturowego, to nie będzie mogła nie rozpoznać w nim swych najlepszych nadziei i pragnień. Tak przypuszcza Adler.

Zostawmy na razie problem, czy rzeczywiście dla inteligencji jako klasy czyste potrzeby kulturowe (rozwój techniki, nauki, sztuki) są silniejsze od klasowych sugestii rodziny, szkoły, Kościoła, państwa, wreszcie od głosu interesów materialnych. Ale jeśli nawet na razie zgodzimy się z tym, zgodzimy się widzieć w inteligencji przede wszystkim korporację konsumentów kultury, którzy na razie tylko nie mogą zrozumieć, że socjalistyczne zerwanie z burżuazyjnym społeczeństwem jest właśnie najlepszym sposobem służenie interesom kulturowym - to i wówczas pozostaje jeszcze bez odpowiedzi pytanie: czy zachodnioeuropejska socjaldemokracja jako partia może zaproponować inteligencji pod względem teoretycznym i moralnym coś bardziej dowodnego czy bardziej przyciągającego niż wszystko co, co proponowała jej do tej pory?

Już od kilku dziesięcioleci kolektywizm wypełnia cały świat zgiełkiem swej walki. Miliony robotników zjednoczyły się w tym czasie w organizacje polityczne, związkowe, spółdzielcze, oświatowe i inne. Cała klasa powstała z dna życia społecznego i wtargnęła do najświętszego miejsca polityki, którą do tej pory uważano za księstwo udzielne klas posiadających. Prasa socjalistyczna - teoretyczna, polityczna, związkowa z każdym dniem rewiduje burżuazyjne wartości, wielkie i małe, pod kątem widzenia nowego świata. Nie ma ani jednej kwestii życia społeczno-kulturalnego (małżeństwo, rodzina, wychowanie, szkoła, Kościół, armia, patriotyzm, higiena społeczna, prostytucja), w której socjalizm nie przeciwstawiłby swego poglądu poglądowi społeczeństwa burżuazyjnego. W jego szeregach pracują i walczą ludzie z różnymi zdolnościami umysłowymi, różnymi temperamentami, z różną przeszłością, różnymi powiązaniami społecznymi i nawykami życiowymi. I jeśli inteligencja mimo wszystko "nie rozumie" socjalizmu, jeśli tego wszystkiego nie wystarczy, żeby dać jej możliwość, żeby zmusić ją zrozumieć sens kulturowo-historyczny światowego ruchu, to czyż w takim razie nie musimy dojść do wniosku, że przyczyny tego fatalnego niezrozumienia muszą być bardzo głębokie, że usiłowania przezwyciężenia ich metodami literacko-teoretycznymi są w swej istocie beznadziejne?

Myśl ta występuje jeszcze jaskrawiej w świetle zestawienia historycznego. Najobfitszy dopływ inteligentów do socjalizmu - i to się odnosi do wszystkich krajów europejskich - następował w pierwszym okresie istnienia partii, w okresie jeszcze dziecięcym. Ta pierwsza fala przyniosła z sobą najwybitniejszych teoretyków i polityków Międzynarodówki. Im bardziej europejska socjaldemokracja rosła, im większe masy robotnicze jednoczyła wokół siebie, tym słabszy - nie tylko względnie, ale i bezwzględnie - staje się dopływ świeżych elementów z inteligencji. "Lipska Gazeta Ludowa"(2) przez długi czas bezskutecznie zamieszczała ogłoszenia, że przyjmie do pracy redaktora z akademickim wykształceniem. Tu tak jakby sam przez się narzuca się wniosek, zupełnie sprzeczny z wnioskami Adlera: im precyzyjnej socjalizm ujawniał swą treść, im bardziej dostępne stawało się dla wszystkich i dla każdego zrozumienie jego misji historycznej, tym bardziej stanowczo inteligencja odstępowała od niego. Jeśli to jeszcze nie znaczy, że przerażał ją socjalizm sam przez się, to w każdym razie jasne jest, że w kapitalistycznych krajach Europy musiały dokonywać się jakieś głębokie zmiany społeczne, które w równym stopniu utrudniały bratanie się profesorów z robotnikami, co i ułatwiały kontakt robotników z socjalizmem.

Jakiego rodzaju są te zmiany?

Ze środowiska proletariatu do socjaldemokracji przyłączały się i przyłączają się najbardziej inteligentne jednostki, grupy i warstwy: wzrost i koncentracja przemysłu i transportu tylko przyspieszają ten proces. W przypadku inteligencji zachodzi proces zupełnie innego rodzaju. Potężny rozwój kapitalistyczny ostatnich dwóch dziesięcioleci bezapelacyjnie połyka śmietankę tej klasy. Najbardziej utalentowane siły inteligenckie - z inicjatywą, energią i polotem myśli - bezpowrotnie połykane są przez przemysł kapitalistyczny: trusty, przedsiębiorstwa kolejowe, banki, które za pracę organizatorską płacą im potworne sumy. Nawet na potrzeby państwa zostają jedynie drugorzędne okazy, i kancelarie rządowe nie mniej niż redakcje gazet wszelkich kierunków skarżą się na brak ludzi do pracy. Co się tyczy przedstawicieli ciągle rosnącej inteligencji półproletariackiej, niezdolnych do wyrwania się z wiecznie zależnej i materialnie niepewnej egzystencji, to nad nimi, wykonującymi szczegółowe, drugorzędne i mało ciekawe funkcje w wielkim mechanizmie kultury - czysto kulturowe interesy, ku którym zwraca się Adler, nie mogą mieć takiej władzy, żeby samodzielnie skierować ich sympatie polityczne w stronę socjalizmu.

Do tego dochodzi jeszcze ta okoliczność, że taki europejski inteligent, dla którego psychologicznie przejście do obozu kolektywizmu nie jest wykluczone, nie ma prawie żadnej nadziei na uzyskanie osobistych wpływów w szeregach partii proletariackiej. A ten problem ma tu decydujące znaczenie. Robotnik przychodzi do socjalizmu jako część całości, razem ze swoją klasą, na wyrwanie się z której nie ma nadziei. I jest już zadowolony z uczucia swej więzi moralnej z masami, uczucia które czyni go pewniejszym i silniejszym. A inteligent przychodzi do socjalizmu, odrywając się od swej klasowej pępowiny - jako indywiduum, jako jednostka - i nieuchronnie szuka tam możliwości osobistego wpływu. Ale tu właśnie napotyka trudności - i im dalej w las, tym więcej tych trudności jest. Na początku rozwoju socjaldemokracji każdy inteligent, nawet nie przekraczający przeciętnego poziomu, zdobywał znaczące miejsce w ruchu robotniczym. Obecnie każdy nowicjusz znajduje w krajach Europy Zachodniej gotowy kolosalny gmach robotniczej demokracji. Tysiące robotniczych przywódców, w naturalny sposób zrodzonych przez swoją klasę, tworzą zwarty aparat, na którego czele stoją zasłużeni weterani, uznane autorytety, postacie które już stały się historyczne. Tylko człowiek wyjątkowych talentów mógłby w tych warunkach mieć nadzieję na zdobycie dla siebie kierowniczego stanowiska - ale taki człowiek, zamiast przeskakiwać nad przepaścią do obcego sobie stanu społecznego, raczej pójdzie po linii najmniejszego oporu do królestwa przemysłu albo na służbę państwu. W ten sposób inteligencję od socjalizmu w obecnych czasach dzieli oprócz innych jeszcze mur aparatu organizacyjnego socjaldemokracji. To przez swój oportunizm, to na odwrót, przez nadmierny radykalizm ściąga on na siebie niezadowolenie różowo zabarwionej inteligencji, od której wymaga dyscypliny i samoograniczenia - i skazuje ją na rolę gderliwego widza, który w swych sympatiach waha się między anarchizmem a nacjonal-liberalizmem. Prostaczek jest jej najwyższym ideowym sztandarem. Z różnymi zmianami i w różnym stopniu zjawisko to powtarza się we wszystkich krajach europejskich. Ponad wszystko publika ta jest zbyt zblazowana, można powiedzieć, zbyt cyniczna, żeby najbardziej patetyczne wyjaśnienie kulturowej istoty socjalizmu było w stanie rządzić jej duszą. Tylko rzadcy ideologowie - w dobrym, jak i w złym znaczeniu tego słowa - są zdolni dojść do przekonań socjalistycznych, gnani czystą myślą teoretyczną - wychodząc od wymagań prawa, jak Anton Menger(3), albo wymagań techniki, jak Atlantikus(4). Ale i oni, jak wiemy, nie dochodzą zwykle do socjaldemokracji, i walka klasowa proletariatu w jej wewnętrznym związku z socjalizmem pozostaje dla nich księgą zapieczętowaną siedmioma pieczęciami.

Że inteligencji nie można przyciągnąć do kolektywizmu programem bezpośrednich osiągnięć ekonomicznych - co do tego Adler ma zupełną rację. Ale to jeszcze nie oznacza ani tego, że inteligencję jako całość w ogóle można czymś przyciągnąć, ani tego, że bezpośrednie zainteresowania materialne i powiązania klasowe inteligencji nie mogą okazać się dla niej bardziej przekonywające niż wszystkie kulturowo-historyczne perspektywy socjalizmu.

Jeśli pominiemy tę warstwę inteligencji, która bezpośrednio obsługuje masy robotnicze w charakterze ich lekarzy, adwokatów i innych (przy czym co do zasady są to najmniej utalentowani przedstawiciele tych zawodów), to okaże się, że najbardziej znacząca i wpływowa część inteligencji żyje z zysków przemysłu, z renty gruntowej lub z podatków i znajduje się w sytuacji bezpośredniej lub pośredniej zależności od klas kapitalistycznych czy państwa kapitalistycznego. Można by tu się wykręcać, że ta zależność materialna wyklucza tylko bojową działalność polityczną we wrogich szeregach, nie wykluczając przez to jeszcze duchowej swobody względem klasy-pracodawcy. Ale w rzeczywistości tak nie jest. Właśnie "duchowy" charakter pracy inteligencji ustanawia nieuchronnie duchową przecież więź między nią a klasami posiadającymi. Dyrektorzy zakładów i fabryk, inżynierowie, wykonujący obowiązki administracyjne, muszą się znajdować w stałym antagonizmie z robotnikami, przeciw którym są zmuszeni bronić interesów kapitału. Że te funkcje w końcu dostosowują do siebie ich pojęcia i poglądy, jest jasne samo przez się. Lekarz i adwokat, pomimo bardziej niezależnego charakteru swej pracy, potrzebują niezmiennie psychologicznego kontaktu ze swoją klientelą. Jeśli monter może co dzień zakładać przewody elektryczne w mieszkaniach ministrów, bankierów i ich kochanek, pozostając przy tym sobą, to inna sprawa jest z lekarzem, który musi i w swej duszy, i w swym głosie znajdować nuty współbrzmiące z sympatiami i nawykami tych ministrów, bankierów i kochanek. I kontakt ten nieuchronnie nawiązuje się nie tylko na szczytach społeczeństwa burżuazyjnego. Londyńskie feministki mają adwokata-feministę. Wątpliwe, czy lekarz, który leczy żony oficerów w Berlinie albo chadeckie sklepikarki w Wiedniu, adwokat, który prowadzi sprawy ich ojców, braci i mężów, mogą sobie pozwolić na luksus pasjonowania się kulturowymi perspektywami kolektywizmu. Wszystko to rozciąga się i na pisarzy, malarzy, rzeźbiarzy, aktorów - nie tak wprost i bezpośrednio, ale nie mniej nieodparcie. Oni poddają pod osąd publiki swoje dzieła czy swoją osobowość, są zależni od jej akceptacji i jej portfela, i jawnie lub skrycie podporządkowują swą twórczość "wielkiemu potworowi", którym tak gardzą: mieszczańskiemu motłochowi. Najlepiej udowadnia to los Młodych Niemców, którzy nawiasem mówiąc zupełnie już zdążyli wyłysieć. Przykład Gorkiego, który można wyjaśnić warunkami epoki, która go wychowała, jest tylko takim wyjątkiem potwierdzającym regułę: odmowa Gorkiego przystosowania się do kontr-rewolucyjnego wyradzania się inteligencji w krótkim czasie pozbawiła go "popularności".

Tu znów odkrywamy głębokie społeczne różnice między warunkami pracy umysłowej a fizycznej. Praca w fabryce zniewala mięśnie, wyniszcza ciało, jednak nie jest w stanie podporządkować sobie myśli robotnika. Wszystkie środki kontroli nad nią - tak w Szwajcarii, jak i w Rosji - okazywały się jednakowo bezskuteczne. Pracownik umysłowy jest fizycznie nieporównanie swobodniejszy. Pisarz nie musi wstawać na dźwięk syreny, za plecami lekarza nie stoi nadzorca, kieszeni adwokata nikt nie rewiduje przy wyjściu z sądu. Ale za to są oni zmuszeni sprzedawać nie nagą siłę roboczą, nie napięcie swych myśli, lecz całą swą ludzką osobowość i sumienie. I w rezultacie nie chcą i nie mogą zobaczyć tego, że ich fraki nie są niczym innym, jak więziennymi drelichami ładniejszego kroju.

Ostatecznie Adler chyba sam jest niezadowolony ze swego abstrakcyjnego i w istocie idealistycznego sformułowania wzajemnych stosunków między inteligencją a socjalizmem, skoro ze swą propagandą zwraca się w istocie nie do klasy pracowników umysłowych, wykonujących określone funkcje w społeczeństwie kapitalistycznym, lecz do jej młodego pokolenia, dopiero przygotowującego się do swej przyszłej roli - do studentów. O tym świadczy nie tylko umieszczona na książeczce dedykacja "Wolnemu Związkowi Studentów Socjalistycznych w Wiedniu", ale i sam charakter tej broszury zrobionej z przemówienia, jej patetyczny agitacyjno-kaznodziejski ton. Nie sposób nawet wyobrazić sobie wygłoszenia takiego przemówienia przed audytorium profesorów, pisarzy, adwokatów, lekarzy. Po pierwszych słowach uwięzłoby mówcy w gardle. W ten sposób w bezpośredniej zależności od materiału ludzkiego, z jakim przychodzi mu pracować, Adler sam ogranicza swoje zadanie - polityk wnosi poprawki do formuły teoretyka: chodzi w końcu o walkę o wpływy na studentów.

Uniwersytet jest ostatnim etapem zorganizowanego przez państwo wychowania synów klas posiadających i panujących, tak samo jak koszary są ostatnią instytucją wychowawczą dla młodego pokolenia robotników i chłopów. Koszary wdrukowują psychologiczne nawyki podporządkowania się i dyscypliny, potrzebne do wykonywania w przyszłości podporządkowanych funkcji społecznych. Uniwersytet w zasadzie wychowuje dla celu zarządzania, kierowania i panowania. Z tego punktu widzenia nawet niemieckie korporacje studenckie są celową instytucją klasową: tworzą tradycje, jednoczące ojców z synami, umacniają samopoczucie narodowe, zaszczepiają nawyki niezbędne w środowisku burżuazyjnym i wreszcie zostawiają szramy na nosie czy pod uchem jako stempel przynależności do rasy panów. Ten materiał ludzki, co przechodzi przez koszary, dla partii Adlera jest, rozumie się, nieskończenie ważniejszy niż ten, co przechodzi przez uniwersytet. Ale w określonych warunkach historycznych - mianowicie w warunkach szybkiego rozwoju przemysłowego, proletaryzującego skład społeczny armii, jak to się dzieje w Niemczech - partia jeszcze może sobie powiedzieć: "Do koszar nie wchodzę; wystarczy mi to, że odprowadzam młodego robotnika do bramy koszar, a przecież kiedy je opuści, to się znów z nim spotkam. On ode mnie nie ucieknie, on będzie mój"(5). A w stosunku do uniwersytetu partia, jeśli w ogóle chce prowadzić samodzielną walkę o wpływy na inteligencję, zmuszona jest powiedzieć sobie właśnie na odwrót: "Tylko tu, tylko teraz, kiedy młodzież w określonym stopniu wyemancypowała się spod wpływów rodziny, a kiedy jeszcze nie stała się niewolnikami swej sytuacji społecznej, mogę liczyć na przyciągnięcie jej do swych szeregów. Teraz albo nigdy". Wśród robotników różnica między ojcami a dziećmi jest czysto wiekowa. Wśród inteligencji - nie tylko wiekowa, ale i społeczna. Student, w odróżnieniu i od młodego robotnika, i od swego ojca, nie wykonuje żadnej funkcji społecznej, nie czuje nad sobą bezpośredniej zależności od kapitału czy państwa, nie jest związany żadnymi obowiązkami i - przynajmniej obiektywnie, a może i subiektywnie - ma wolną wolę w poznaniu dobra i zła. W tym okresie wszystko w nim jeszcze fermentuje, jego przesądy klasowe są tak samo nie ukształtowane, jak i jego zainteresowania ideowe, problemy sumienia stają przed nim ze szczególną siłą, jego myśl po raz pierwszy otwiera się na wielkie naukowe uogólnienia, to co nadzwyczajne jest dla niego prawie potrzebą fizjologiczną - jeśli kolektywizm w ogóle jest w stanie zapanować nad jego świadomością, to akurat teraz, i właśnie dzięki szlachetnie naukowemu charakterowi swego uzasadnienia i ogólnokulturowej treści swych celów, a nie jako prozaiczna sprawa noża i widelca. Co do tego Adler ma zupełną rację.

Ale tu znów jesteśmy zmuszeni zatrzymać się w obliczu nagiego faktu. Nie tylko europejska inteligencja jako całość, ale i jej odprysk - studenci - nie wykazuje stanowczo żadnego pociągu ku socjalizmowi. Między partią robotniczą a masą studentów jest mur. Wyjaśniać ten fakt samą tylko niedoskonałością agitacji, która nie umie podejść do inteligencji z odpowiedniej strony - a do tego wyjaśnienia ogranicza się Adler - to znaczy ignorować cała historię wzajemnych stosunków między studentami a ludem, to znaczy widzieć w studentach kategorię intelektualną czy moralną, a nie wytwór społeczno-historyczny. Co prawda materialna zależność od społeczeństwa burżuazyjnego odbija się na studentach jedyne pośrednio, przez rodzinę, to znaczy w sposób osłabiony. Ale za to z całą swoją siłą, nawet spotęgowaną, odzwierciedlają się w nastrojach i poglądach studentów ogólne społeczne interesy i potrzeby tych klas, z których studenci się rekrutują. W ciągu całej swojej historii - w jej najlepszych, bohaterskich okresach, jak i w okresach całkowitego upadku moralnego - europejscy studenci byli tylko czułym barometrem klas burżuazyjnych.

Stawali się ultrarewolucyjni, szczerze i uczciwie bratali się z ludem jedynie wtedy, gdy społeczeństwo burżuazyjne nie miało innego wyjścia oprócz rewolucji. Faktycznie zastępowali demokrację burżuazyjną, kiedy nicość polityczna tej ostatniej nie pozwalała jej stanąć na czele rewolucji, jak to było w Wiedniu w 1848 r. Ale to przecież oni także strzelali do robotników w czerwcu tego samego czterdziestego ósmego roku w Paryżu, kiedy proletariat znalazł się po przeciwnej stronie barykady niż burżuazja.

Po wojnach bismarckowskich, zjednoczeniu Niemiec i pacyfikacji klas burżuazyjnych niemiecki student pospiesznie przekształcił się w pijaną piwem i samozadowoleniem postać, która obok pruskiego lejtnanta wciąż jest bohaterem rysunków satyrycznych. W Austrii studenci zostali nosicielami ideologii narodu wybranego i szowinizmu wojennego w tym samym stopniu, w jakim zaostrzyła się walka różnych narodów tego kraju o wpływy na władzę państwową. I niewątpliwe jest, że we wszystkich tych swoich historycznych przeobrażeniach, nawet najbardziej odrażających, studenci przejawiali i wyczucie polityczne, i ofiarność, i waleczny idealizm - cechy, na które tak mocno liczy Adler. Weźmy choćby to, że normalny 30-letni czy 40-letni filister nie da się pochlastać w imię problematycznego pojęcia "honoru" - ale jego syn zrobi to żarliwie. Ruscy i polscy studenci niedawno znów udowodnili na Uniwersytecie Lwowskim, że umieją nie tylko doprowadzać każdą narodową, jak i polityczną tendencję do końca, ale i nadstawiać pierś pod lufy karabinów. W zeszłym roku niemieccy studenci w Pradze gotowi byli cierpieć od przemocy motłochu, demonstrując na ulicach w obronie swego prawa do tworzenia korporacji. Tu bojowy "idealizm", na razie czysto koguci, charakteryzuje nie klasę, nie ideę, lecz wiek; za to treść polityczna tego idealizmu jest zupełnie określona przez historyczny duch tych klas, z których studenci się wywodzą i do których wracają. I to jest istotne, to jest nieuchronne. W końcu przecież wszystkie klasy posiadające przeprowadzają swych synów przez bramę uniwersytetu - i gdyby studenci tu zostawali nie zapisaną tablicą, na której socjalizm mógłby wypisywać swe przykazania - co by się stało wtedy z klasową dziedzicznością i z nieszczęsnym determinizmem historycznym?

Na zakończenie pozostaje naświetlić jeszcze jedną stronę problemu, która przemawia i przeciw Adlerowi, i za Adlerem.

Przeciągnąć inteligencję na stronę socjalizmu można jego zdaniem jedynie wysunąwszy na pierwszy plan końcowy cel ruchu w jego pełnej objętości. Lecz Adler przyznaje, rozumie się, że końcowy cel rysuje się coraz jaśniej i pełniej w miarę koncentracji przemysłu, proletaryzacji warstw średnich, zaostrzania się sprzeczności klasowych. Niezależnie od woli przywódców politycznych i różnic taktyki narodowej, w Niemczech "końcowy cel" rysuje się nieporównanie bardziej jasno i bezpośrednio niż w Austrii czy Włoszech. Ale ten sam proces społeczny - zaostrzenie się walki między pracą a kapitałem - utrudnia inteligencji przejście na stronę partii pracowników. Mosty między klasami są zerwane - trzeba skakać przez przepaść, która pogłębia się z każdym dniem. W ten sposób równolegle z warunkami, obiektywnie ułatwiającymi teoretyczne wnikanie istotę kolektywizmu rosną społeczne przeszkody dla politycznego przyłączenia się inteligencji do armii socjalistycznej. Przejście do socjalizmu w którymkolwiek przodującym kraju, z bogatym życiem społecznym, nie jest aktem rozumowym, lecz politycznym, i wola społeczna tu niepodzielnie panuje nad teoretyzującym rozumem. Lecz przecież to w ostatecznym rachunku znaczy, że dziś zdobyć inteligencję jest trudniej, niż było wczoraj; jutro będzie trudniej, niż jest dziś.

Jednak i ten proces ma swoją "nieciągłość". Stosunek inteligencji do socjalizmu, scharakteryzowany przez nas jako wyobcowanie rosnące wraz ze wzrostem samego socjalizmu, może i musi zdecydowanie zmienić się w rezultacie obiektywnego przełomu politycznego, który radykalnie odwróci stosunek sił społecznych. W twierdzeniach Adlera słuszne jest w każdym razie to, że inteligencja zainteresowana jest zainteresowana w utrzymaniu kapitalistycznego wyzysku nie wprost i nie bezwarunkowo, lecz pośrednio, przez klasy burżuazyjne, bo od tych ostatnich jest materialnie zależna. Mogłaby przejść na stronę kolektywizmu, gdyby miała możliwość liczyć się z bezpośrednim prawdopodobieństwem jego zwycięstwa, gdyby stała w jego obliczu nie jako ideału innej, dalekiej i obcej jej klasy, lecz jako rzeczywistość, bliska że tylko ręką sięgnąć; wreszcie - ostatnie, lecz nie najmniej znaczące - gdyby polityczne zerwanie z burżuazją nie groziło każdemu z osobna pracownikowi umysłowemu ciężkimi konsekwencjami materialnymi i moralnymi. Takie warunki może stworzyć dla europejskiej inteligencji tylko panowanie polityczne nowej klasy społecznej; po części już epoka bezpośredniej walki o takie panowanie. Jakkolwiek wielkie byłoby wyobcowanie europejskiej inteligencji od mas robotniczych - a wyobcowanie to będzie jeszcze rosnąć, szczególnie w krajach młodego kapitalizmu, jak Austria, Włochy, Bałkany... - lecz w epoce wielkiej przebudowy społecznej prawdopodobne jest, że inteligencja wcześniej od innych klas pośrednich przejdzie w szeregi zwolenników nowego ustroju. Pod tym względem wielce przysłużą się te jej cechy społeczne, które ją odróżniają od handlowo-przemysłowej drobnej burżuazji i chłopstwa: jej więź zawodowa z kulturalnymi dziedzinami pracy społecznej, jej zdolność do uogólnień teoretycznych, elastyczność i ruchliwość jej myśli, słowem - inteligencja inteligencji. Postawiona przed faktem dokonanym przejścia całego aparatu społecznego w nowe ręce inteligencja europejska potrafi się przekonać, że stworzone przez to warunki nie tylko nie strącają jej w przepaść, lecz na odwrót, otwierają nieograniczone możliwości wzrostu sił technicznych, organizatorskich i naukowych; potrafi je wyłonić ze swych szeregów - już w pierwszym, najbardziej krytycznym okresie, kiedy nowemu reżimowi przyjdzie pokonywać ogromne trudności techniczne, społeczne i polityczne.

Ale gdyby samo opanowanie aparatu społecznego zależało od uprzedniego przyłączenia się inteligencji do partii europejskiego proletariatu, wtedy sprawy kolektywizmu stałyby całkiem źle - bo jak staraliśmy się udowodnić powyżej, przejście inteligencji na stronę socjaldemokracji w ramach reżimu burżuazyjnego staje się - na przekór wszystkim oczekiwaniom Maxa Adlera - coraz mniej możliwe.


Przypisy:

(1) Max Adler - filozof, socjaldemokrata, wydawał wspólnie z Hilferdingiem "Studia marksowskie", był przez pewien czas redaktorem "Wiedeńskiej Gazety Robotniczej", organu austriackiej partii socjaldemokratycznej. Jego prace filozoficzne, usiłujące pogodzić Marksa z Kantem, są typowym przykładem rewizjonizmu w dziedzinie filozofii (przyp. red.)

(2) "Lipska Gazeta Ludowa" - organ niemieckiej socjaldemokracji, którego redaktorem była m. in. Róża Luksemburg; po rozłamie organ Niezależnej Socjaldemokratycznej Partii Niemiec (przyp. red.)

(3) Anton Menger (1841 - 1906) - prawnik austriacki. W swej książce "Prawo cywilne a klasy nieposiadające" przedstawił krytyczną analizę projektu niemieckiego kodeksu cywilnego. Menger należał do nielicznych prawników, przekonanych o konieczności i możliwości praktycznego urzeczywistnienia ideału socjalistycznego drogą pokojowej ewolucji społecznej, przy pomocy nauki, celowej polityki ustawodawczej i rozwoju wśród ludu należytych pojęć moralnych, a nie drogą przewrotu przy użyciu przemocy. Do innych bardziej znanych jego książek należą: "Prawo do pełnego produktu pracy", "Nowa nauka o państwie", "Polityka ludowa", "Nowa nauka o moralności" (przyp. red.)

(4) Atlantikus - pseudonim niemieckiego uczonego Karla Balloda, autora znanej książki "Państwo przyszłości" (1900). W książce tej Ballod udowadniał, że przy współczesnym stopniu rozwoju sił wytwórczych gospodarka socjalistyczna jest możliwa (przyp. red.)

(5) Takie było stanowisko niemieckiej socjaldemokracji, rozumie się zupełnie niewystarczające z rewolucyjnego punktu widzenia (przyp. aut.)


Powrót do spisu prac Trockiego

Powrót do strony głównej Polskiej Sekcji MIA