Lew Siemionowicz Wygocki

Problem rozwoju i rozpadu wyższych funkcji psychicznych


Napisane: Referat wygłoszony 28 kwietnia 1934 r. na konferencji w Krajowym Instytucie Medycyny Eksperymentalnej.
Po raz pierwszy opublikowane: Lew Wygocki, „Развитие высших психических функций”, str. 364-383, Wyd. Akademii Nauk Pedagogicznych ZSRR, 1960
Źródło: Lew Wygocki, „Wybrane prace psychologiczne” str. 489-507
Wydawca: PWN, Warszawa 1971
Tłumaczenie: Edda Flesznerowa i Józef Fleszner
Transkrypcja/adaptacja/korekta: Wojciech Figiel, grudzień 2004


Problem wyższych funkcji psychicznych stanowi główny problem psychologii człowieka. Psychologia współczesna nie zdołała dotąd wyodrębnić w sposób zadowalający głównych chociażby zasad teoretycznych, na których powinna opierać się psychologia jako system. Problem wyższych funkcji psychicznych winien odegrać czołową rolę w wykonaniu tego zadania.

Za granicą punktem wyjścia współczesnej psychologii człowieka są dwie zasady.

Pierwsza — naturalistyczna — każe rozpatrywać psychikę człowieka i jego wyższe czynności psychiczne w oparciu o te same podstawowe założenia, które są punktem wyjścia przy konstruowaniu nauki o zachowaniu zwierząt. Przykładem tego może być zasada strukturalna wynikająca z tezy, że w psychice człowieka nie ma niczego zasadniczo nowego, co by ją zdecydowanie różniło od psychiki zwierząt. Cały patos teorii strukturalnej tkwi w jej uniwersalności i powszechnej stosowalności. Jak wiadomo, strukturaliści sami twierdzą, że struktura jest pierwotną formą wszelkiego życia. Volkelt pragnął dowieść w swoich pracach eksperymentalnych, że spostrzeżeniem pająka rządzą te same prawa strukturalne co spostrzeżeniem ludzkim. Te same prawa strukturalne znajdowano badając strukturę zachowania małp człekokształtnych. Wszystkie zjawiska, od reakcji pająka począwszy i na spostrzeżeniu człowieka kończąc, okazały się objęte taką wspólną zasadą.

Ta powszechność teorii strukturalnej jest zgodna z tendencją całej współczesnej psychologii naturalistycznej, o której Thorndike słusznie, aczkolwiek nieco ironicznie, powiedział, że ideałem psychologii naukowej jest stworzenie jednej linii rozwoju, od dżdżownicy do amerykańskiego studenta. Tej to tendencji czyni zadość zasada struktury. Tak więc zgodnie z tą powszechną prawidłowością dżdżownica i student amerykański ujawniają w pełnej mierze prawidłowości strukturalne. Co prawda eksperymenty i badania kliniczne każą rozróżniać w obrębie tych prawidłowości struktury „dobre” (jak je nazywają przedstawiciele tej teorii) i „złe”, struktury „silne” i „słabe”, zróżnicowane i niezróżnicowane. Są to jednak różnice tylko ilościowe, które nie przeszkadzają w stosowaniu zasad strukturalnych zarówno wobec ludzi, jak i wobec zwierząt.

Słabość tej zasady odsłoniły psychologia genetyczna i psychologia kliniczna w związku z problematyką rozwoju i rozpadu funkcji psychicznych. Twórcy psychologii postaci, Köhler i Wertheimer, pokładali w zasadzie strukturalnej duże nadzieje. Badania prowadzone w oparciu o nią, jak już wspomnieliśmy — na kurach i małpach, nie otworzyły przed psychologią porównawczą żadnych perspektyw, gdyż wyniki uzyskane przez Köhlera na jednych i drugich zwierzętach były jednakowe. Nie udało mu się ustalić między nimi żadnych różnic w sensie ogólnych zasad strukturalnych. Zapytany w Paryżu o spostrzeżenie ludzkie Köhler przytoczył w odpowiedzi dane uzyskane w badaniach nad zwierzętami. Zreferował więc główne prawidłowości ujawnione w badaniach nad kurami i małpami i stwierdził, że spostrzeganiem ludzkim rządzą te same prawa. Jest to, oczywiście, słabe miejsce jego interpretacji. Co więcej, Köhler pozostawał wciąż pod wrażeniem, że zwierzęta w silniejszym stopniu podlegają prawom struktury pola sensorycznego niż człowiek, którego procesy sensoryczne są w słabszej mierze zdeterminowane tymi prawami. Zwierzę jest bardziej zależne od obiektywnych danych, takich jak oświetlenie, położenie itd., a także od względnej siły bodźca będącego jednym ze składników danej sytuacji, ujawniając silniejsze podporządkowanie prawom struktury niż człowiek.

Analogiczne fakty wystąpiły przy próbie zastosowania zasady struktury do zjawisk rozwojowych u dzieci. Im niżej schodził badacz, tym więcej uzyskiwał danych świadczących o tym, iż struktura procesów psychicznych u dziecka i dorosłego człowieka jest ta sama. Koffka, który podjął próbę zastosowania zasady strukturalnej w celu wyjaśnienia rozwoju, podkreślił, że rozwój struktur bywa „silny” i „słaby”, „dobry” i „zły”, zróżnicowany i niezróżnicowany, ale alfą i omegą wszelkiego rozwoju jest strukturalność jako taka. Takie ujęcie problemu rozwoju w dziedzinie psychologii porównawczej i psychologii dziecka z punktu widzenia zasady strukturalnej okazało się bardzo mało owocne. Wszystkie wyższe formy percepcji u człowieka straciły przy nim swą specyfikę.

Przejdę z kolei do trudności, na jakie natknęła się psychologia strukturalna w zakresie nauk klinicznych. Powołam się na prace Petzla o agnozji, w których autor ten ustalił subtelną różnicę między niższą sferą wzrokową a wyższą sferą wzrokową, która to, jeśli ucierpi, prowadzi do agnozji. Ten sam autor, gdy od opisu przechodzi do analizy, sprowadza wszystko do struktury i pozostawia tylko dwie funkcje wyższe — pobudzającą i hamującą. One to — jeśli użyć wyrażenia Szczedrina — mogą wyłącznie „ciągnąć lub zatrzymywać” niższe ośrodki, lecz nie są w stanie tworzyć nic nowego ani wprowadzać do czynności wyższych ośrodków nowych elementów.

Celowo poświęcam tej sprawie tyle uwagi, by pokazać, że dominująca obecnie w psychologii teoria struktury jest nieadekwatna wobec głównego problemu badawczego tej nauki, problemu wyższych procesów psychicznych. Odpowiedź, jaką daje psychologia strukturalna, nie zadowala, sprowadza bowiem wyższe funkcje psychiczne do niższych, przyznając im tylko większą złożoność i bogactwo, co bynajmniej problemu nie rozwiązuje.

Drugi kierunek w psychologii reprezentuje tak zwana psychologia opisowa, czyli psychologia jako nauka o duchu. W przeciwieństwie do koncepcji naturalistycznych, które wyższe, specyficznie ludzkie ukształtowania sprowadzają do prawidłowości właściwych ukształtowaniom niższym, wyższe funkcje psychiczne są dla tego kierunku ukształtowaniami czysto duchowymi, które nie podlegają wyjaśnieniu przyczynowemu i nie wymagają analizy genetycznej. Można je zrozumieć, ale nie można ich wyjaśnić. Można je odczuć, ale nie sposób uzależniać przyczynowo od procesów mózgowych, od procesów ewolucyjnych itd. Bez dalszych wyjaśnień widać wyraźnie ten ślepy zaułek, do którego prowadzi ta idealistyczna koncepcja.

Mimo schematyzmu w charakterystyce przedstawionych tu poglądów sądzę, że nakreśliłem wierny w zasadzie obraz stanu współczesnej psychologii zagranicznej. Wrażenie, jakie on sprawia, można przedstawić tak: aczkolwiek badania nad człowiekiem dostarczyły bogatego materiału, psychologia nie tylko nie ukształtowała się teoretycznie, chociażby jako zalążek prawdziwej nauki, lecz wydaje się to nawet całkowicie niemożliwe, dopóki będzie szła w dwu wyżej omówionych kierunkach — spirytualistycznym lub naturalistycznym.

Chciałbym teraz przejść do podstawowych twierdzeń i faktów charakteryzujących rozwój i rozpad wyższych funkcji psychicznych. Najważniejsze dla samego ustawienia tego problemu jest — jak sądzę — właściwe zrozumienie natury tych wyższych funkcji. Mogłoby się wydawać, że rozważania nad tym problemem należy zacząć od klarownej definicji wyższych funkcji psychicznych i wskazania kryteriów ich odrębności od funkcji elementarnych. Sądzę jednak, że na wstępnym etapie poznania trudno chyba wymagać ścisłej definicji i można się ograniczyć do definicji empirycznej i heurystycznej.

Wyższe funkcje psychiczne rozwinęły się jako wyższe formy czynności różne pod wieloma względami od elementarnych form odpowiedniej czynności. Można więc mówić o uwadze dowolnej w odróżnieniu od mimowolnej, o pamięci logicznej w odróżnieniu od mechanicznej, o wyobrażeniach ogólnych w odróżnieniu od jednostkowych, o wyobraźni twórczej w odróżnieniu od odtwórczej, o działaniu wolicjonalnym w odróżnieniu od mimowolnego lub o złożonych procesach emocjonalnych w odróżnieniu od prostych afektów.

Przy wyjaśnianiu natury wyższych funkcji psychicznych oraz ich rozwoju i rozpadu główna rola przypada twierdzeniu, które staje się zrozumiałe, jeśli zestawimy psychologię porównawczą z ogólną. Od dawna już istnieje w psychologii porównawczej — przede wszystkim dzięki pracom W. Wagnera — pojęcie ewolucji w liniach czystych i w liniach mieszanych. Badacze rozwoju różnych funkcji psychicznych w świecie zwierzęcym rozróżniać zaczęli dwa przypadki pojawienia się nowej funkcji. Raz nowa funkcja wytwarza się w wyniku rozwoju w linii czystej — jako nowy instynkt lub jego odmiana, które pojawiają się na ogół bez zmiany uprzednio ukształtowanego systemu funkcji. Kiedy indziej zaś, gdy mówimy o rozwoju w liniach mieszanych, nie mamy na myśli pojawiania się czegoś nowego, lecz raczej zmianę struktury całego już ukształtowanego systemu psychicznego jednostki. Badania z zakresu psychologii porównawczej dowodzą, że głównym prawem ewolucji w świecie zwierzęcym jest zasada rozwoju psychicznego w liniach czystych. Rozwój w liniach mieszanych stanowi raczej wyjątek niż regułę i jest zjawiskiem rzadkim w świecie zwierzęcym.

Zoopsychologowie, którzy o tym prawie zapomnieli, popełnili wiele błędów. Myli się np. Köhler, gdy przyznaje małpom antropoidalny intelekt wraz z umiejętnością posługiwania się narzędziami. Badacz ten nie wziął pod uwagę, że choć pojedyncze operacje w wykonaniu człowieka i małpy mogą być uderzająco podobne, to porównanie całej struktury zachowania się zwierzęcia i jej miejsca w świadomości zwierzęcia ukazuje wyraźne różnice w sposobie posługiwania się narzędziami przez człowieka i przez małpę. Podkreślili to Koffka, Helb, Meyerson i inni autorzy, którzy poddali krytyce podstawowe tezy Köhlera. Narzędzie istnieje dla zwierzęcia tylko w chwili wykonywania danej operacji; w oderwaniu od określonej sytuacji przestaje ono dla niego istnieć. Najbardziej skomplikowane formy jego zachowania się są rezultatem rozwoju funkcji „w liniach czystych”.

Jak wynika z badań nad człowiekiem i jego wyższymi funkcjami psychicznymi, sprawa świadomości ludzkiej i jej rozwoju przedstawia się wprost przeciwnie. Na pierwszym planie stoi w rozwoju jego wyższych funkcji nie tyle rozwój każdej z nich z osobna („rozwój w linii czystej”), ile zmiana w związkach międzyfunkcjonalnych, zmiana wzajemnych zależności dominujących w czynności psychicznej dziecka w poszczególnych okresach rozwojowych.

Należy pamiętać, że świadomość nie jest sumą rozwoju poszczególnych funkcji, lecz przeciwnie, każda funkcja rozwija się w zależności od rozwoju całokształtu świadomości. Ten ostatni zaś proces polega na zmianie relacji między poszczególnymi częściami i rodzajami czynności, na zmianie relacji między całością i jej częściami. Zmiana związków i relacji międzyfunkcjonalnych występuje na plan pierwszy i pozwala zbliżyć się ku odpowiedzi na zasadnicze pytanie.

Przytoczę jeden tylko przykład. Sięgając do danych z badań nad funkcjami psychicznymi małego dziecka między pierwszym i trzecim rokiem życia widzimy, że psychologia napotyka tu wiele trudności. Trudno np. porównać pamięć dziecka w tym wieku, jego myślenie i uwagę z pamięcią, myśleniem i uwagą dziecka starszego. Trudność tę powoduje fakt, że mamy do czynienia ze specyficznym systemem relacji funkcjonalnych, ze specyficznym systemem świadomości, w którym funkcją dominującą jest spostrzeganie, gdy tymczasem pozostałe funkcje działają tylko jako rezultat spostrzegania i poprzez nie. Któż nie wie, że pamięć dziecka w tym wieku manifestuje się przede wszystkim w rozpoznawaniu przedmiotów, gdyż dziecko przypomina sobie tylko w związku z czymś, co aktualnie spostrzega. Myślenie odbywa się u dziecka w tym wieku wyłącznie w akcie spostrzegania. Jego obiektem może być wyłącznie coś, co znajduje się w sferze objętej spostrzeganiem. Oderwanie się dziecka od spostrzeżenia wymaga wysiłku i jest niezwykle trudne.

Jakie są więc istotne cechy myślenia dziecka w wieku od roku do lat trzech? Istotny jest tu nie tylko rozwój pamięci i myślenia, ale również fakt, że funkcje te są absolutnie niesamodzielne, niezróżnicowane, że zależą całkowicie od spostrzegania, funkcjonując wyłącznie w jego systemie. Badania dowodzą, że budowa wyższych funkcji psychicznych, to proces tworzenia systemów psychicznych. Inaczej mówiąc, w miarę rozwoju dziecka zmienia się wewnętrzna struktura całej jego świadomości, zmieniają się relacje między poszczególnymi funkcjami i relacje między poszczególnymi rodzajami czynności. Na tym gruncie powstają nowe systemy dynamiczne, które integrują całe grupy rodzajów czynności psychicznej dziecka oraz ich elementów.

Jeśli prawdą jest, że w toku rozwoju dziecka zmieniają się stosunki między funkcjami, to w sam raz w procesie ich zmiany następuje ta właśnie integracja poszczególnych funkcji elementarnych, która z kolei prowadzi do powstania w ich miejsce wyższych funkcji psychicznych. Stykamy się tu z różnymi rodzajami czynności. Badania dowiodły, że wszystkie wyższe funkcje psychiczne — pamięć logiczna, uwaga dowolna, myślenie — mają wspólne podłoże psychiczne, tak że z takim samym prawem możemy mówić „dowolna” o pamięci i o uwadze. Moglibyśmy również z tym samym prawem tę ostatnią nazywać nie dowolną, lecz logiczną. Jak wynika z badań, istnieje wysoka korelacja między pamięcią dowolną i uwagą dowolną. Trzeba też zaznaczyć, że stopień korelacji między wyższymi funkcjami psychicznymi jest wyższy niż stopień ich korelacji z odpowiednimi funkcjami niższymi. Wszystko to mówi o wspólnej naturze wyższych funkcji psychicznych o pewnej wspólnej drodze ich rozwoju. Praca poświęcona specjalnie rozwojowi pamięci dowolnej, wykonana kilka lat temu przez naszych pracowników A. N. Leontiewa i L. W. Zankowa, jak również badania dotyczące innych wyższych funkcji pokazały, że droga tworzenia określonych systemów psychicznych prowadzi właśnie przez integrację. Wszędzie występują szczególne systemy funkcjonalne, które nie są bezpośrednią kontynuacją ani rozwojem funkcji elementarnych, lecz stanowią pewną całość, w której te ostatnie są częścią składową.

Czołową rolę w kształtowaniu wyższych funkcji psychicznych odgrywa — co widać z badań — mowa i myślenie werbalne, czyli te niewątpliwie specyficzne dla człowieka funkcje, które, jak można sądzić, należą bezspornie do produktów historycznego rozwoju człowieka.

Co wnosi ze sobą do świadomości dziecka pierwsze zrozumiane przez nie słowo? Waga tego pytania dla zrozumienia istoty rozwoju wyższych funkcji psychicznych jest, moim zdaniem, bardzo duża. Psychologia asocjacyjna wyobrażała sobie, że słowo jest związane ze znaczeniem w ten sam sposób, w jaki związane są ze sobą dwie rzeczy. Klasycy asocjacjonizmu mawiali, że słowo podobnie przypomina znaczenie, jak palto znajomego człowieka przypomina jego właściciela. Psychologia strukturalna również rozumiała związki między słowami na podobieństwo związków między rzeczami, lecz jako związki strukturalne, nie skojarzeniowe. Słowo traktowano więc jako jedną z wielu struktur, która sama przez się nie wnosi do świadomości nowego modus operandi. Tymczasem historia rozwoju mowy, analiza jej funkcjonowania przy dobrze rozwiniętej świadomości i wreszcie dane kliniczne z patologii mowy świadczą o czymś innym, a mianowicie, że wraz ze słowem świadomość zyskuje nowy modus operandi, nowy sposób działania.

Na czym polega ten nowy sposób?

W swoim czasie na podstawie skromnych prac eksperymentalnych sformułowaliśmy wniosek, że najbardziej istotną cechą słowa od strony psychologicznej jest to, że słowo uogólnia, że nie oznacza jednostkowego przedmiotu, lecz ich grupę. Badania nad postacią wczesnych uogólnień dziecięcych lub słów dziecka pozwoliły sformułować wniosek, o którym można powiedzieć, że zaczyna być częścią współczesnej teorii mowy i myślenia. Chodzi o stwierdzenie, że u dziecka znaczenia słów rozwijają się. Zaczynając opanowywać mowę, dziecko uogólnia rzeczy w słowie inaczej niż dorosły. Wykryte przez nas szczeble rozwojowe znaczenia słowa u dziecka dowodzą istnienia różnych typów i sposobów uogólniania. Wraz z uogólnieniem pojawia się w świadomości nowa zasada jej funkcjonowania. Myślę, że psychologowie są tu całkowicie zgodni co do tego, że drugim skokiem dialektycznym— jeśli za pierwszy uznać przejście od materii martwej do ożywionej — jest przejście od wrażenia do myślenia. Jeśli tak, to istnieją odrębne prawa myślenia, odmienne od tych, które rządzą wrażeniami. Jeśli tak, to świadomość, aczkolwiek jest zawsze odbiciem rzeczywistości, nie odbija jej zawsze tak samo, ”lecz na różne sposoby. Ten uogólniony sposób odbicia rzeczywistości jest właśnie — jak sądzę — specyficznie ludzkim sposobem myślenia. Sąd ten opieram na trzech grupach faktów. Oto pierwsza: Wiadomo powszechnie, że główną cechą świadomości ludzkiej jest jej charakter społeczny. Życie psychiczne nie jest zamkniętą monadą, bez wejścia i bez wyjścia. Wiadomo powszechnie, że dusze nie mogą się porozumiewać bezpośrednio, że do tego służy mowa, służą odpowiednie znaki. Ważne jest jednak, że porozumiewać się można za pomocą nie tylko zwykłych znaków, lecz również znaków uogólnionych. Dopóki znak nie jest uogólniony, dopóty ma znaczenie tylko dla mnie, ma znaczenie faktu jednostkowego. Potwierdzają to dane opisane przez badacza amerykańskiego Eduarda Sapira. Chcę np. komuś zakomunikować, że jest mi zimno. Jak to zrobić? Mogę zacząć drżeć i ludzie zobaczą, że jest mi zimno. Mogę się postarać, aby innym też było zimno i w ten sposób dać do zrozumienia, że jest mi zimno. Charakterystyczną właściwością porozumiewania się ludzi jest jednak uogólnienie i przekaz wiadomości słowem. Gdy powiadam „zimno”, dokonuję związanego z określonym doznaniem uogólnienia. Zagadnienie bezpośredniego związku porozumiewania się z uogólnieniem zasługuje, jak widać, na zupełnie wyjątkową uwagę.

Po wielu badaniach psychologowie wysunęli problem (uczynił to w swoim czasie Piaget), jak dziecko rozumie inne dziecko, jak rozumie dorosłego i wreszcie, jak dzieci w różnym wieku wzajemnie się rozumieją. Problem ten pozostał jednak teoretycznie nie wyjaśniony. Zdołaliśmy ustalić, że głębia zrozumienia, jego adekwatność, sfera, w jakiej ono jest możliwe — słowem, procesy uogólnienia — wykazują ścisłą i prawidłową zgodność z poziomem rozwoju u dziecka umiejętności komunikowania się. Rozwój tych umiejętności oraz rozwój uogólnienia przebiega równocześnie. Jest to pierwsza grupa faktów, które pozwalają sądzić, że uogólniony sposób odbicia rzeczywistości do czynności mózgu wnosi słowo, który to sąd stanowi odwrotną stronę tezy, że świadomość człowieka jest świadomością społeczną, kształtującą się w toku wzajemnej komunikacji.

Druga grupa faktów zaczerpnięta jest z obserwacji w klinice.

Podsumowanie danych o rozpadzie uogólnień, o zaburzeniach sensu mowy, pozwala stwierdzić, że ubytki w tym zakresie pociągają za sobą mniejsze lub większe ubytki we wszystkich specyficznych stronach funkcji ludzkich. Wszystkie te funkcje doznają uszczerbku przy patologicznych zmianach w zakresie uogólnienia, w zakresie znaczenia słów; w dalszych rozważaniach na temat afazji postaram się pokazać konkretne przykłady tego rodzaju.

W jednym z ostatnich artykułów Monakow zwrócił uwagę na zaburzenia w uwadze dowolnej u chorego z afazją i wskazał następujący problem, nie rozwiązując go: dlaczego tego rodzaju wyższa funkcja psychiczna jak uwaga dowolna, nie związana na pozór z mową jako taką, we wszystkich przypadkach afazji ulega głębokiemu zaburzeniu. Dowód to związku między rozpadem uogólnienia i całokształtem funkcji psychicznych.

Przechodzę do sprawy rozpadu wyższych funkcji psychicznych, którą chcę tu przedstawić w aspekcie problemu lokalizacji tych funkcji.

Problem lokalizacji wyższych funkcji sprowadza się w swej istocie do problemu jednostek strukturalnych w czynności mózgu.

Nie może być dla jego rozwiązania rzeczą obojętną, jaka ogólna koncepcja stanowi odskocznię dla udzielenia odpowiedzi na węzłowe pytania. Psychologia asocjacyjna głosiła koncepcję lokalizacji poszczególnych wyobrażeń w poszczególnych ośrodkach. Psychologia strukturalna odrzuciła ten pogląd. Wiadomo, że kierunek ten widział inaczej rozwiązanie problemu stosunków między funkcjami psychicznymi i mózgiem. Wszystko to przemawia za tym, że każda koncepcja psychologiczna wymaga postępu badań w dziedzinie problemu lokalizacji i z tego punktu widzenia dane eksperymentalne powinno się zestawiać z danymi szeroko rozumianej kliniki.

Współczesnej teorii lokalizacji udało się rozwiązać tylko jedno ze stojących przed nią zadań. Dzięki usiłowaniom wyzbycia się dawnych fałszywych sądów i sięgnięciu w tym celu po zasadę strukturalną uzyskano tę tylko korzyść, że zdołano przezwyciężyć błędne poglądy na lokalizację. Poza tym typowe współczesne koncepcje lokalizacyjne nie wyszły poza tezę o istnieniu dwu momentów funkcjonalnych w pracy ośrodków mózgowych — tak zwanych funkcji specyficznych i niespecyficznych. Najbardziej klarownie wypadło to w koncepcji Lashleya.

Zdaniem Lashleya, każda okolica kory pełni funkcję specyficzną. Swoją tezę oparł on na analizie zróżnicowanych struktur optycznych w korze mózgowej. Ale te same okolice pełnią również funkcje niespecyficzne i przy ich udziale kształtują się nie tylko nawyki wzrokowe, lecz również inne, które nie mają ze wzrokowymi nic wspólnego. Lashley formułuje na tej podstawie wniosek, że każdemu ośrodkowi przyporządkowane są dwie funkcje: specyficzna i niespecyficzna, związana z całą masą mózgową. W odniesieniu do funkcji specyficznej autor ten twierdzi, że ośrodki są w tym zakresie niezastąpione. Przy poważnym uszkodzeniu jakiegoś ośrodka lub jego urazie następuje zanik jego funkcji specyficznej. Natomiast w zakresie funkcji niespecyficznych każdy obszar ma inne ekwiwalentne w tym względzie obszary.

Koncepcja Goldsteina o lokalizacji mózgowej ma analogiczne cechy i jest nawet treściowo bardziej precyzyjna. Zdaniem Goldsteina, określony ośrodek, którego zniszczenie prowadzi do klinicznych objawów wypadnięcia lub zaburzenia określonych funkcji, związany jest nie tylko z określoną funkcją, lecz również z tworzeniem dla niej określonego tła. Z chwilą gdy ośrodek ten ulega uszkodzeniu, reperkusje dla mózgu są duże nie tylko dlatego, że dany „ośrodek” związany jest z określoną „figurą” dynamiczną, lecz również dlatego, że zaburzeniu ulega tło — nieodzowny warunek utworzenia odpowiedniej „figury” — na skutek bowiem szkody poniesionej przez ośrodek szkodę ponosi również funkcja tła.

Sposób widzenia, jaki prezentuje Goldstein — według którego każdy ośrodek pełni specyficzną funkcję „figury” i ogólną funkcję „tła” — stanowi bardziej subtelny pogląd, będący logiczną kontynuacją poglądu Lashleya o istnieniu specyficznej i niespecyficznej funkcji każdego ośrodka.

Analiza teoretyczna tych koncepcji wykazuje, jak mi się wydaje, że teoria dwoistej funkcji każdego ośrodka mózgowego stanowi połączenie dwu dawniej już przyjmowanych punktów widzenia. Z jednej strony, wracamy do koncepcji o wyspecjalizowanych ośrodkach — przyznajemy bowiem, że określonego rodzaju struktury są zlokalizowane w określonych ośrodkach. Z drugiej zaś strony, funkcje ośrodków rozumiane są jako dyfuzyjne, równoważne w tym sensie, że „tło” dynamiczne, w którego tworzeniu dany ośrodek uczestniczy, jest zlokalizowane w mózgu jako całości. Tak więc mamy tu połączenie dawnej koncepcji lokalizacyjnej z przeciwstawną jej — antylokalizacyjną. Ich połączenie nie oznacza jednak rozstrzygnięcia problemu. Taka koncepcja, jeśli spojrzeć w jej świetle na zagadnienie lokalizacji, prowadzi do twierdzeń analogicznych do tych, które głosi psychologia genetyczna posługująca się wyłącznie zasadą strukturalną. Łatwo tego dowieść na przykładzie badań samego Goldsteina i innych klinicystów stosujących tę samą zasadę. Badając afazję amnezyjną, Goldstein stwierdza, że głównym w niej niedostatkiem jest niedostatek myślenia kategorialnego. Gdy jednak próbuje ustalić mechanizm powodujący zaburzenie tego rodzaju myślenia, dochodzi ponownie do „figury” i „tła”. Okazuje się, że myślenie kategorialne ucierpiało akurat tyle, ile ucierpiała podstawowa funkcja mózgu — tworzenie „figury” i „tła”. Tworzenie „figury” i „tła” jest jednak wspólne wszystkim funkcjom. Goldsteinowi nie pozostaje już nic innego, jak podnieść tę zasadę do rangi prawa ogólnego. Jego stanowisko jest podobne do słusznie skrytykowanego stanowiska Wernickego. Wernicke lansował pogląd, że struktura funkcji psychicznych, jeśli chodzi o ich związek z mózgiem, jest taka sama jak funkcji niepsychicznych, i wniosek ten należy, zdaniem Goldsteina, utrzymać. W swej koncepcji lokalizacyjnej Goldstein opiera się na przesłance, że zasada „figury” i „tła” obowiązuje jednakowo w każdej czynności ośrodkowego układu nerwowego, że przy zaburzeniu odruchu kolanowego ujawnia się tak samo jak przy zaburzeniu myślenia kategorialnego. Inaczej mówiąc, zasadą tą należy objąć zarówno elementarne, jak i wyższe formy czynności. Powstaje w ten sposób jeden system, który pozwala interpretować i wyjaśniać dowolnie każde uszkodzenie ośrodkowego układu nerwowego, takie np. jak: rozstrój wrażliwości, rozstrój ośrodków ruchowych, ogólne obniżenie świadomości, zaburzenia myślenia kategorialnego itp. Stosunek między „figurą” a „tłem” staje się ogólną zasadą objaśniającą, którą z równym powodzeniem można stosować do problemu przebiegu procesów psychicznych co i do problemu ich lokalizacji. Wyższe funkcje psychiczne stają się podobne do elementarnych nie tylko — jak się okazuje — pod względem budowy, lecz również pod względem lokalizacji w korze mózgowej, przy tym z punktu widzenia tego ostatniego kryterium wyższe funkcje psychiczne nie różnią się nawet od funkcji niepsychicznych.

Sądzę, że wszystkie te trudności płyną z braku należytej analizy psychologicznej wyższych funkcji psychicznych. Próby takiej analizy podjęte przez psychologię strukturalną przyniosły w rezultacie ogólną zasadę struktury, która w równej mierze dotyczy niższych i wyższych funkcji psychicznych i znajduje jednakowe do nich zastosowanie. Dowodzi to, że różnego rodzaju zaburzenia też są w istocie rzeczy jednakowe. Sądzę, że słabość tej analizy psychologicznej wpędziła w ślepą uliczkę nawet wybitnych badaczy. Jedni z nich staczają się do czystego spirytualizmu, inni — do wulgarnego naturalizmu. Przykłady tego można znaleźć w pracach Van Woerkoma, Heada i innych. Wielu z tych badaczy wskutek takiego właśnie fałszywego stanowiska zaczyna powtarzać twierdzenia Bergsona, przyjmując, że mózg jest narzędziem, za pomocą którego ujawnia się duch, i popadają w ostry konflikt z naukowym materialistycznym ujęciem problemu.

Sądzę, że dla problemu rozwoju psychicznego niewystarczająca jest zarówno ogólna zasada struktury, poza którą należy wyjść, jak i twierdzenie o „całościowym” charakterze życia psychicznego, twierdzenie, które stosowane w jednakowej mierze do pająka i do człowieka, znalazło również zastosowanie do teorii lokalizacji.

Sądzę, że ogromne materiały, jakimi rozporządza się dzięki badaniom klinicznym, pozwalają klinicystom i psychologom sformułować dwie tezy, które odbiegają w sposób zasadniczy od współczesnej koncepcji lokalizacji.

Po pierwsze, jestem głęboko przekonany o specyficznym charakterze szeregu struktur mózgowych i istnieniu specyficznego stosunku między wyższymi funkcjami psychicznymi i szeregiem systemów kory mózgowej — a teza ta skierowana jest przeciwko koncepcji Lashleya i Goldsteina. Po drugie, nie mogę się zgodzić z poglądem, że niespecyficzna funkcja każdego ośrodka jest ekwiwalentna dla wszystkich odcinków kory mózgowej. Zreferowana wyżej koncepcja budowy wyższych funkcji psychicznych wyklucza pogląd, że organizacja czynności naszej kory jest homogenna i równoważna, że wyłącznie wielkość masy stanowi o charakterze i stopniu naruszenia wyższego procesu psychicznego. Nie mogąc tu naświetlić choćby tylko pobieżnie całego tego problemu, poświęcę nieco uwagi przynajmniej jednej jego stronie, szczególnie, moim zdaniem, doniosłej.

Mam na myśli sytuację, jaka ukształtowała się w ciągu wieloletnich badań nad dziećmi z uszkodzeniami mózgu oraz badań nad odpowiednimi zaburzeniami u dorosłych.

W badaniach nad dzieckiem i dorosłym z określonymi uszkodzeniami mózgu rzuca się w oczy, że szkoda wyrządzana przez te uszkodzenia w wieku dziecięcym wygląda inaczej, daje inne skutki niż uszkodzenia tej samej okolicy dojrzałego rozwiniętego mózgu.

Sięgnę do nader prostego przykładu z dziedziny agnozji, z którą miałem ostatnio do czynienia. Jak wiadomo, agnozja optyczna u dorosłych — jak to miało miejsce w przypadkach opisanych przez Petzla i Goldsteina — polega na tym, że u pacjentów poszkodowana jest w określony sposób jedna funkcja: funkcja rozpoznawania przedmiotów. Pacjent widzi dobrze, ale nie wie, jaki przedmiot ma przed oczyma, i skazany jest na zgadywanie. Nie wie np., czy ma przed oczyma monetę czy zegarek, czasem mówi, że to moneta, kiedy indziej, że to jest zegarek; 40% jego sądów bywa słusznych, a 60% fałszywych. U dziecka z wrodzoną agnozją również dotknięta zaburzeniem jest przede wszystkim funkcja rozpoznawania przedmiotów i takie dziecko nie poznaje tego samego przedmiotu, gdy ogląda go w różnych sytuacjach.

Skutki jednak, jeśli się nimi zainteresujemy, są w obu przypadkach biegunowo przeciwne.

Co się dzieje u chorego z agnozją? Obecni tu klinicyści potwierdzą na pewno, że u takich pacjentów zaatakowana została bezpośrednio i w ostrej formie funkcja spostrzegania przedmiotowego, a tym samym funkcja sfery wzrokowej. Mówiąc mało precyzyjnie — przy uszkodzeniu sfery wzrokowej poszkodowana jest sfera wzrokowa, cierpią funkcje spostrzegania wzrokowego. Na to kładł nacisk Goldstein, o tym mówił Petzl. Każdy, kto miał kontakt z agnostykami, mógł się przekonać o słuszności tego stwierdzenia. A czy ucierpiały również wyższe pojęcia? Czy taki pacjent może rozmawiać o przedmiotach, których nie rozpoznaje? Odpowiedź brzmi: tak, pacjent zachowuje taką umiejętność. Klinicyści mogą potwierdzić, że pojęcia o przedmiotach nie ulegają w takich wypadkach zaburzeniu. Badając te pojęcia u agnostyków mogłem stwierdzić, że pozostały w znacznej mierze w dawnym stanie. Pojęcia zachowane są w znacznie większym stopniu niż spostrzeżenia, i jeśli nie wystąpi demencja, pojęcia o przedmiotach mogą posłużyć choremu za podstawowy środek kompensacji defektu. Agnostyk, który nie poznaje, że ma przed sobą zegarek, ucieka się do bardziej złożonych mechanizmów. Zachowuje się jak detektyw, na podstawie pewnych oznak zaczyna snuć domysły i wykonawszy skomplikowaną pracę dochodzi w końcu do wniosku, że jest to zegarek. Wystarczy powołać się na Goldsteina, który donosi, że taki chory może panować nad spostrzeganiem o tyle, że np. przesuwając wzrok po czterech bokach figury rozpoznaje w niej kwadrat. Jeden z chorych poruszał się po Berlinie i pracował w ciągu 15 lat, zachowując wszystkie niezbędne w codziennym życiu sprawności praktyczne, takie jak poruszanie się po ulicy, korzystanie z tramwaju, określanie, którędy powinno się iść pod określony adres, itd. Było to możliwe wyłącznie dzięki temu, że zachował umiejętność interpretacji cech, co pozwalało mu określić numer tramwaju, najkrótszą drogę itp. U dorosłych agnostyków występuje z reguły zaburzenie funkcji ośrodków wzrokowych stojących w hierarchii niżej niż ośrodek uszkodzony, przy zachowaniu ośrodków hierarchicznie od tego ostatniego wyższych, które właśnie w przypadkach agnozji przejmują funkcję kompensacji.

U pacjentów młodocianych natomiast rzecz ma się z gruntu inaczej. Spotyka się dzieci z wrodzoną afazją sensoryczną lub motoryczną, ale nie notowano dotychczas przypadków wrodzonej agnozji u dzieci. Dopiero, kiedy nauczyliśmy się rozpoznawać agnozję, wyjaśniło się, że takie przypadki nie należą wcale do rzadkości. Dlaczego u dzieci nie rozpoznawano tej choroby? Dlatego, że dziecko z agnozją wrodzoną pozostaje prawie zawsze idiotą. Ono nie tylko ma niedostatki widzenia, lecz prawie zawsze występuje u niego niedorozwój mowy, mimo że z reguły dziecko takie dysponuje normalnymi warunkami sensomotorycznymi do jej rozwoju. Jeśli zwrócić na to uwagę, łatwo można dostrzec następującą prawidłowość. U dorosłego człowieka przy uszkodzeniu jakiegoś odcinka lub jakiegoś ośrodka mowy hierarchicznie niższy ośrodek cierpi poważniej niż wyższy. Przy agnozji u dorosłego proste widzenie ulega większemu zaburzeniu niż myślowe pojęcia o przedmiotach. Natomiast przy uszkodzeniu analogicznego ośrodka u dziecka cierpi bardziej ośrodek wyższy aniżeli niższy. Wzajemna zależność między ośrodkami jest więc w obu tych wypadkach biegunowo przeciwna.

Wszystko to można wyjaśnić również z teoretycznego punktu widzenia. Trudno oczekiwać innych relacji niż te, które obserwujemy. Wiadomo, że istnieje prawo przechodzenia funkcji w górę. Wiadomo, że u dziecka w pierwszych miesiącach życia obserwujemy samodzielne funkcjonowanie takich ośrodków, które u człowieka dorosłego funkcjonują samodzielnie tylko w stanie patologicznym. Przechodzenie funkcji w górę oznacza, że istnieje określona zależność ośrodka niższego od wyższego. U dziecka mowa nie może się rozwinąć bez rozwoju spostrzegania, gdyż normalne funkcjonowanie spostrzegania stanowi przesłankę normalnego rozwoju wyższych systemów.

Powołam się na zagadnienie, którym się zawsze interesowałem, a mianowicie: czy istnieje wrodzona ślepota korowa? Istnieje głuchota korowa. Istnieją aleksja i agnozja. Czy na podstawie teorii prawdopodobieństwa można przypuścić, że nie było przypadków płodowego niedorozwoju ośrodków wzrokowych? W znanej mi literaturze na ten temat znalazłem tylko jedną uwagę, że ślepcy z wrodzoną ślepotą korową są zazwyczaj idiotami. Uszkodzenie u człowieka dorosłego płatów potylicznych, uszkodzenie ośrodków wzrokowych, prowadzi tylko do „ślepoty duchowej”. Goldstein, który poświęcił specjalne prace badawcze wyjaśnieniu skutków uszkodzenia płatów potylicznych u dorosłych, stwierdził, że uszkodzenie ich i uszkodzenie płatów ciemieniowych w małym stopniu zaburza wyższe funkcje psychiczne — myślenie i mowę. Kto nie widział ślepoty korowej, takiej, jaką opisują np. Petzl i inni, to jest elementarnego uszkodzenia, przy którym zachowane są funkcje wyższe? Cierpi w takich przypadkach wyłącznie ośrodek niższy. Uszkodzenie korowej strefy wzrokowej u dorosłego jest lekkim uszkodzeniem. To samo jednak uszkodzenie czyni z małego dziecka na całe życie idiotę. Dziwna rzecz: dziecko z korową ślepotą pozostaje na zawsze idiotą, a dorosły z taką samą ślepotą zachowuje niemal zawsze swoje wyższe funkcje. Sądzę, że fakt ten tłumaczy się wymienionymi wyżej stosunkami zależności. Jak to opisał Goldstein, specyficzne uszkodzenie spostrzegania wzrokowego znajduje u dorosłego swe odbicie w innych funkcjach, ale tylko pod jednym określonym względem, a mianowicie w tworzeniu struktur symultannych. Wszystko inne pozostaje bez zmian. Dlatego to pacjent Goldsteina percypuje kwadrat tak samo, jak ludzie bez tego upośledzenia percypują skomplikowany układ liczb.

Wyobraźmy sobie teraz dziecko, u którego nie może powstać żadna symultanna struktura. Będzie to człowiek, który nie potrafi ustalić stosunków przestrzennych. Dziecko takie niechybnie zostanie idiotą.

Mógłbym przytoczyć wiele danych z dziedziny innych defektów, sądzę jednak, że pozostały czas powinienem poświęcić na wnioski z powyższych rozważań.

Czy wszystko, co referowałem, ma jakiś związek z teorią o dwu funkcjach ośrodków? Sądzę, że tak i że jest to związek bezpośredni. Okazuje się, że uszkodzenie stref centralnych powoduje zaburzenie nie tylko funkcji specyficznych, lecz także funkcji niespecyficznych, związanych pośrednio z danymi strefami. Powstaje pytanie, czy funkcje specyficzne i niespecyficzne ponoszą jednakowy uszczerbek przy uszkodzeniu jakiegoś ośrodka? Otóż u dziecka z wrodzoną ślepotą korową i u dorosłego z nabytą ślepotą korową funkcje specyficzne ulegają zaburzeniu w takim samym stopniu, ale w zupełnie różnym stopniu zostają zakłócone funkcje niespecyficzne. W każdym razie w procesie rozwoju i rozpadu mogą występować odmienne zjawiska w stosunkach między ośrodkami oraz odmienne dalsze skutki uszkodzeń. Fakty te każą, rzecz jasna, wykluczyć pogląd, że każdy ośrodek łączy z innymi wyłącznie związek niespecyficzny i że uszkodzenie określonego ośrodka nie znajduje odpowiedniego odbicia w stosunkach z innymi ośrodkami. Widzimy, że stosunek takiego uszkodzenia do innych ośrodków jest specyficzny, że ten stosunek kształtuje się w toku rozwoju i że właśnie dlatego zaburzenia wywołane uszkodzeniem odpowiedniego ośrodka mogą być różnego charakteru. Z faktów tych wynika również w sposób oczywisty, że koncepcja o stałych funkcjach specyficznych każdego ośrodka nie może się ostać. Gdyby każdy ośrodek samodzielnie pełnił określone funkcje i gdyby każda wyższa funkcja psychiczna nie wymagała skomplikowanego, zróżnicowanego i zespołowego działania całego systemu ośrodków, to przy uszkodzeniu jednego z nich nie mogłyby ucierpieć w określony specyficzny sposób wszystkie pozostałe i zawsze byłoby tak, że przy dotknięciu chorobą określonych ośrodków wszystkie ucierpiałyby jednakowo.

Resztę czasu pragnę poświęcić na krótkie zakończenie. Sądzę, że problem lokalizacji wciąga jak gdyby w swoje szerokie łożysko wszystko, co dotyczy zarówno rozwoju, jak i rozpadu wyższych funkcji psychicznych. W związku z tym powstaje możliwość sformułowania problemu o dużej doniosłości — problemu lokalizacji chronogennej. Problemu tego, poruszonego w swoim czasie przez Monakowa, nie można rozwiązać w taki sposób, jak on to zrobił, z tej choćby przyczyny, że w ostatnich swoich pracach badacz ten przeszedł całkowicie na błędne pozycje, uznając instynkty za podstawę wszystkich czynności psychicznych, w tym także wyższych funkcji psychicznych. Dla niego agnozja jest chorobą instynktu. Już z tego widać, że ta interpretacja problemu wyższych funkcji nie czyni zadość ani wymaganiu stworzenia systemu adekwatnej analizy uszkodzonej funkcji, ani postulatowi rozwiązania problemu lokalizacji wyższych funkcji psychicznych w nowych okolicach mózgu. Słuszna jest jednak myśl Monakowa, że lokalizację wyższych funkcji psychicznych należy traktować wyłącznie jako chronogenną, jako rezultat rozwoju historycznego, że stosunki charakterystyczne dla poszczególnych części mózgu kształtują się w toku rozwoju, a gdy nabiorą określonego kształtu, funkcjonują w czasie i to wyklucza możliwość wiązania złożonego procesu z jednym tylko odcinkiem. Myśl tę należy, jak sądzę, uzupełnić. Wiele przemawia za przypuszczeniem, że mózgiem ludzkim rządzą nowe zasady lokalizacyjne, nowe w porównaniu z mózgiem zwierzęcym. Fałszywe jest twierdzenie Lashleya, że organizacja czynności psychicznej jest u szczura w zasadzie taka sama jak organizacja wyższych funkcji psychicznych u człowieka. Nie wolno przypuszczać, że powstanie funkcji specyficznie ludzkich jest po prostu powiększeniem liczby tych, które istniały w mózgu, jeszcze nim stał się mózgiem ludzkim. Nie wolno myśleć, że pod względem lokalizacji i złożoności powiązań z różnymi odcinkami mózgu nowe funkcje mają taką samą budowę oraz organizację całości i części jak np. funkcja odruchu kolanowego.

Dlatego wydaje się uzasadnioną nadzieja, że owocnym obszarem badań jest właśnie dziedzina tych specyficznych, bardzo złożonych stosunków dynamicznych, które pozwalają stworzyć chociażby bardzo nieprecyzyjny obraz rzeczywistej złożoności i swoistości wyższych funkcji psychicznych. Fakt, że nie stać nas jeszcze na ostateczne rozstrzygnięcie, nie powinien nas napełniać wstydem, ponieważ jest to problem niezwykle skomplikowany. Niemniej jednak zebrany już bogaty materiał, liczne stwierdzone zależności i cytowane tu przykłady, których liczbę można by znacznie powiększyć, ukazują kierunek, w jakim powinny iść wysiłki badawcze. W każdym razie owocne wydaje mi się przypuszczenie, że w mózgu ludzkim istnieją nowe zasady lokalizacyjne, których brak w mózgu zwierzęcym.

Te nowe zasady sprawiły, że mózg człowieka mógł się stać narządem świadomości ludzkiej.