Jerzy Plechanow

O roli jednostki w historii


Napisane: 1898 r.
Źródło: Jerzy Plechanow O roli jednostki w historii
Publisher: Spółdzielnia Wydawnicza ”Książka” Warszawa Oddział w Łodzi; 1 marzec 1947 r.
Opublikowano po raz pierwszy: czasopismo „Naucznoje obozrienie” nr 3 i 4 pod pseudonimem A. Kirsanow
Wersja elektroniczna: Polska Sekcja MIA - październik 2003
Adaptacja: Polska Sekcja MIA - październik 2003


Od wydawnictwa

Praca Plechanowa „O roli jednostki w historii” po raz pierwszy ogłoszona została w czasopiśmie „Naucznoje obozrienie” („Przegląd naukowy”) nr 3 i 4 pod pseudonimem A. Kirsanow. Później Plechanow włączył ją do zbioru „Za dwadcat' let”, który ukazał w 1905 r.

W języku polskim praca niniejsza ukazuje się po raz pierwszy. Tłumaczenia dokonano z ostatniego wydania rosyjskiego 1944 r. (Moskwa, Ogiz, Gospolitizdat).


I

W drugiej połowie lat siedemdziesiątych minionego stulecia nie żyjący już dziś Kablic napisał artykuł: „Rozum i uczucie jako czynniki postępu”1 w którym powołując się na Spencera dowodził, że główną rolę w., postępowym ruchu ludzkości odgrywa uczucie, rozum zaś podrzędną i nadto całkowicie podporządkowaną. Kablicowi oponował pewien „czcigodny socjolog”2 który dał wyraz ironicznemu zdziwieniu z powodu teorii stawiającej rozum na drugi plan. „Czcigodny socjolog” miał oczywiście rację broniąc rozumu. Twierdzenie jego byłoby jednak znacznie bardziej słuszne, gdyby nie wchodząc w istotę poruszonego przez Kablica zagadnienia wykazał, jak dalece niemożliwe i niedopuszczalne było samo jego postawienie. Rzeczywiście, teoria „czynników” jest już sama przez się bezpodstawna, gdyż wyodrębnia dowolnie różne strony życia społecznego, biorąc je za podstawę, przekształcając je w siły szczególnego rodzaju, które z różnych stron i z nierównym powodzeniem wiodą człowieka społecznego drogą postępu. Lecz jeszcze bardziej bezpodstawna jest ta teoria w postaci, jaką nadał jej Kablic przeobrażając w swoiste zasady socjologiczne już nie tę czy inną stronę działalności człowieka społecznego, lecz różne dziedziny indywidualnej świadomości. Są to zaprawdę Herkulesowe słupy abstrakcji; dalej kroczyć nie podobna, gdyż tu się rozpoczyna komiczne królestwo całkiem już oczywistego absurdu. Na to właśnie winien był „czcigodny socjolog” zwrócić uwagę Kablica i jego czytelników. Ujawniwszy, do jakich dżungli abstrakcji zawiodło Kablica pragnienie znalezienia dominującego „czynnika” w historii, „czcigodny socjolog”, być może, niechcący zrobiłby coś niecoś dla sprawy krytyki samej teorii czynników. Było by to w owym czasie z pożytkiem dla nas wszystkich. Nie stanął on jednak na wysokości zadania. On sam stanął na gruncie tej samej teorii różniąc się od Kablica wyłącznie skłonnością do eklektyzmu, dzięki! któremu wszystkie „czynniki” wydawały mu się jednakowo ważne. Eklektyczne właściwości jego umysłowości znalazły później szczególnie jaskrawy wyraz w wycieczkach przeciwko dialektycznemu materializmowi, w którym upatrywał naukę składającą w ofierze „czynnikowi” ekonomicznemu wszystkie inne, naukę sprowadzającą do zera rolę jednostki w historii. „Czcigodnemu socjologowi” nawet na myśl nie przyszło, że materializmowi dialektycznemu obcy jest punkt widzenia „czynników” i że tylko przy absolutnej niezdolności do logicznego myślenia można w nim widzieć usprawiedliwienie tzw. kwietyzmu2a. Należy zresztą zaznaczyć, że w tej pomyłce „czcigodnego socjologa” nie ma nic oryginalnego. Popełniało ją, popełnia i prawdopodobnie długo jeszcze popełniać ją będzie wielu innych...

Skłonność do kwietyzmu zaczęto zarzucać materialistom już wówczas, gdy nie mieli jeszcze wyrobionego poglądu dialektycznego na przyrodę i historię. Nie cofając się w „pomroki dziejów” przypominamy tylko spór znanego uczonego angielskiego Priestleya z Preissem. Preiss badając teorie naukowe Priestleya dowodził, że materializm nie da się pogodzić z pojęciem wolności i znosi wszelką twórczą inicjatywę jednostki. W odpowiedzi na to Priestley powołał się na doświadczenie życiowe. „Nie mówię o sobie, chociaż i mnie oczywiście nie można nazwać najbardziej nieruchomym spośród zwierząt, (I am not the most torpid and lifeless of all animals); lecz zapytuję was: gdzie znajdziecie więcej energii myśli, więcej aktywności, więcej siły i wytrwałości w dążeniu do najważniejszych celów, aniżeli wśród zwolenników nauki o konieczności?” Priestley miał na myśli demokratyczną sektę religijną tak zwanych wówczas christian necessarians2b. Nie wiemy, czy była ona rzeczywiście tak czynna, jak mniemał należący do niej Priestley. Ale to nie jest istotne. Nie ulega najmniejszej wątpliwości, że pogląd materialistyczny na wolę ludzką doskonale daje się pogodzić z najbardziej energiczną działalnością praktyczną. Lanson3 zaznacza, że „wszystkie doktryny, które stawiały woli ludzkiej największe wymagania, w założeniach swych głosiły niemoc tej woli: negowały wolność i oddawały świat pod władzę fatalizmu”. Lanson nie ma racji sądząc, że wszelkie negowanie tak zwanej wolności woli prowadzi do fatalizmu. Nie przeszkodziło mu to jednak dostrzec nad wyraz ciekawego historycznego faktu: istotnie, historia jest dowodem, że nawet fatalizm nie tylko że nie zawsze przeszkadza aktywnej działalności praktycznej, lecz, przeciwnie, w pewnych okresach był psychologicznie niezbędną podstawą takiej działalności. Na dowód słuszności tego twierdzenia powołamy się na purytanów, którzy swoją energią prześcignęli wszystkie inne partie Anglii XVII stulecia, oraz na wyznawców Mahometa, którzy w krótkim okresie czasu opanowali ogromny pas ziemi od Indii do Hiszpanii. Bardzo się mylą ci, których zdaniem wystarczy przekonać się o nieuchronności danego szeregu wydarzeń, by zniknęła w nas wszelka psychologiczna możliwość współdziałania z nim lub przeciwstawiania się mu3a.

Wszystko tu jest zależne od tego, czy moja osobista działalność stanowi niezbędne ogniwo w łańcuchu niezbędnych wydarzeń. Jeżeli tak jest, to tym mniej się waham i postępuję w sposób bardziej zdecydowany. I nie ma w tym nic dziwnego, gdy twierdzimy, że dana jednostka uważa swoją działalność za niezbędne ogniwo w łańcuchu niezbędnych wydarzeń, znaczy to między innymi, że brak wolności woli równoznaczny jest dla tej jednostki z absolutną niezdolnością do bezczynności i że ten właśnie brak wolności woli odzwierciedla się w jej świadomości jako niemożność postępowania inaczej, niż postępuje. Jest to właśnie ten nastrój psychologiczny, który może być wyrażony słynnym powiedzeniem Lutra: „Hier stehe ich, ich kann nicht anders”3b i dzięki któremu ludzie wykazują najbardziej nieujarzmioną energię, dokonują najbardziej zdumiewających, bohaterskich czynów. Nastrój ten był obcy Hamletowi i dlatego mógł się on zdobyć tylko na narzekania i próżne rozważania. I dlatego Hamlet nigdy nie pogodziłby się z taką filozofią, według której wolność jest tylko koniecznością, która przeniknęła do świadomości. Słusznie zauważył Fichte: „jaki człowiek, taka jest jego filozofia”.

II

Niektórzy przyjęli u nas z powagą twierdzenie Stammlera4 o nierozwiązalnej jakoby sprzeczności, właściwej rzekomo pewnej zachodnio-europejskiej teorii społeczno-politycznej. Mamy na myśli znany przykład z zaćmieniem księżyca. W istocie jest to przykład arcyniedorzeczny. Do warunków, których połączenie niezbędne jest, by nastąpiło zaćmienie księżyca, działalność ludzka w żaden sposób nie należy i należeć nie może. Już z tego tylko powodu partia współdziałania z zaćmieniem księżyca mogłaby powstać tylko w domu obłąkanych. Lecz gdyby nawet działalność ludzka stanowiła jeden ze wspomnianych warunków, to do partii zaćmienia księżyca nie wstąpiłby jednak nikt spośród tych, którzy pragnąc gorąco je zobaczyć byliby jednocześnie przekonani, że nastąpi ono koniecznie i bez ich współdziałania. W tym wypadku ich „kwietyzm” sprowadzałby się tylko do powstrzymania się od zbytecznego, czyli bezużytecznego działania i nie miałby nic wspólnego z prawdziwym kwietyzmem. Aby przykład zaćmienia księżyca przestał być niedorzecznością w omawianym przez nas wypadku wspomnianej partii, należało by go całkowicie zmienić. Należało by wyobrazić sobie, że księżyc jest obdarzony świadomością i że jego położenie w przestworzach niebieskich, powodujące zaćmienie, wydaje mu się wynikiem samookreślenia jego własnej woli i nie tylko sprawia mu wielką rozkosz, lecz jest również koniecznym warunkiem dla jego pokoju duchowego, na skutek czego stale namiętnie dąży do zajęcia tego położenia4a. Gdybyśmy wyobrazili sobie to wszystko, należało by zadać sobie pytanie, co odczułby księżyc, gdyby wreszcie odkrył, że jego ruch w przestworzach niebieskich określa w rzeczywistości nie jego wola, ani też „idee”, lecz, przeciwnie - wolę i „idee” jego określa jego ruch. Według Stammlera, takie odkrycie stanowczo uczyniłoby go niezdolnym do ruchu, gdyby nie wydostał się z tarapatów za pośrednictwem jakiejś logicznej sprzeczności. Przypuszczenie takie jest jednak stanowczo bezpodstawne. Odkrycie to mogłoby się stać jednym z formalnych powodów złego humoru księżyca, jego moralnego rozdźwięku wewnętrznego, sprzeczności między jego „ideałami” a mechaniczną rzeczywistością. Ponieważ jednak zakładamy, iż „stan psychiczny księżyca” całkowicie uwarunkowany jest ostatecznie jego ruchem, toteż w ruchu należało by szukać przyczyny jego wewnętrznego rozdźwięku. Przy uważnym podejściu do sprawy okazało by się, być może, że gdy księżyc znajduje się w apogeum, biada on nad tym, że nie ma wolności woli, w perygeum zaś ta sama okoliczność stanowi dlań nowe formalne źródło moralnej rozkoszy i otuchy. Mogło by też stać się odwrotnie: może okazało by się, że nie w perygeum, lecz w apogeum znajdzie on sposób na pogodzenie wolności z koniecznością. W każdym razie jednak nie ulega wątpliwości, że takie pogodzenie jest zupełnie możliwe, że świadomość konieczności doskonale daje się pogodzić z najenergiczniejszą działalnością praktyczną. Tak przynajmniej bywało dotychczas w historii. Ludzie negujący wolność woli prześcigali często pod względem siły własnej woli wszystkich współczesnych i stawiali jej największe wymagania. Takich przykładów jest mnóstwo. Są one powszechnie znane. Zapomnieć o tych przykładach tak, jak widocznie zapomina o nich Stammler, można tylko wskutek świadomej niechęci widzenia historycznej rzeczywistości taką, jaka ona jest. Podobna niechęć silnie zakorzeniona jest wśród naszych subiektywistów i niektórych niemieckich filistrów. Ale jak powiedziałby Bieliński, filistrzy i subiektywiści to nie ludzie, lecz po prostu widma.

Rozpatrzmy jednak dokładniej wypadek, gdy człowiek czyny swe - przeszłe, teraźniejsze lub przyszłe - widzi całkowicie obleczone w szatę konieczności. Wiemy już, że w takim wypadku człowiek uważający siebie za posłańca bożego - jak Mahomet, za wybrańca nieuniknionego losu - jak Napoleon, lub za wyraziciela niczym niezmożonej siły historycznego ruchu - jak niektórzy działacze społeczni XIX stulecia, że taki człowiek przejawia prawie żywiołową silę woli burząc jak domki z kart wszelkie zapory, wznoszone na jego drodze przez Hamletów i Hamlecików z różnych powiatów4b. Nas jednak wypadek ten interesuje teraz z innej strony, a mianowicie: kiedy świadomość zdeterminowania mojej woli występuje przede mną tylko w postaci całkowitej subiektywnej i obiektywnej niemożliwości postępowania inaczej, aniżeli postępuję, oraz gdy określone czyny moje są przeze mnie jednocześnie najbardziej pożądane ze wszystkich możliwych czynów - wówczas konieczność utożsamia się w mej świadomości z wolnością, a wolność - z koniecznością i wówczas nie jestem wolny tylko w tym znaczeniu, że nie mogę naruszyć tej tożsamości wolności i konieczności - nie mogę przeciwstawić ich sobie nawzajem, nie mogę czuć, że jestem skrępowany przez konieczność. Ale podobny brak wolności jest zarazem najzupełniejszym jej przejawem.

Simmel5 twierdzi, że wolność jest zawsze wolnością od czegoś i że tam, gdzie wolność nie jest pomyślana tylko jako przeciwieństwo nie-wolności, nie ma ona sensu. Jest to oczywiście słuszne. Ale na podstawie tej małej elementarnej prawdy nie można obalić twierdzenia stanowiącego jedno z najbardziej genialnych odkryć, dokonanych kiedykolwiek przez myśl filozoficzną, że wolność - jest to świadomość konieczności. Definicja Simmla jest zbyt wąska. Stosuje się ona tylko do wolności od więzów zewnętrznych. Dopóki mowa tylko o tego rodzaju więzach, utożsamienie wolności z koniecznością byłoby w najwyższym stopniu komiczne; złodziej nie jest wolny, gdy wyciąga nową chustkę z czyjejś kieszeni, jeżeli przeszkadza mu się w tym i dopóki w ten czy inny sposób nie pokonał czyjegoś oporu. Lecz prócz tego prymitywnego i powierzchownego pojęcia wolności jest inne, bez porównania głębsze. Pojęcie to nie istnieje zupełnie dla ludzi niezdolnych do filozoficznego myślenia, ludzie zaś zdolni do takiego myślenia dochodzą do tego pojęcia tylko wtedy, gdy zdołają zerwać z dualizmem i zrozumieć, że pomiędzy podmiotem z jednej strony a przedmiotem - z drugiej, wcale nie ma tej przepaści, jaką wyobrażają sobie dualiści.

Rosyjski subiektywista przeciwstawia naszej rzeczywistości kapitalistycznej swe utopijne ideały i poza takie przeciwstawienie nie wykracza.

Subiektywiści5a ugrzęźli w bagnie dualizmu. Ideały tak zwanych rosyjskich „uczniów”5b są bez porównania mniej podobne do rzeczywistości kapitalistycznej niż ideały subiektywistów. Jednakże pomimo to „uczniowie” potrafili znaleźć most łączący ideały z rzeczywistością. „Uczniowie” wznieśli się do monizmu. Kapitalizm, zdaniem „uczniów” w swoim rozwoju doprowadzi do swego zaprzeczenia i urzeczywistnienia ideałów „uczniów” rosyjskich i nie tylko rosyjskich. Jest to konieczność historyczna. „Uczeń” jest jednym z narzędzi tej konieczności i nie może nie być takim narzędziem zarówno z tytułu swego stanowiska społecznego jak i ze względu

na swą umysłowość i moralność będącą wytworem tego stanowiska. Jest to również jeden z aspektów konieczności. Skoro jednak jego stanowisko społeczne urobiło w nim taki właśnie a nie inny charakter, spełnia on nie tylko funkcję narzędzia konieczności i nie tylko nie może jej nie spełniać, lecz także gorąco pragnie i nie może nie pragnąć jej spełniania. Jest to jeden z aspektów wolności i nadto wolności, która wyrosła z konieczności, czyli, ściślej mówiąc, jest to wolność, która utożsamiła się z koniecznością, konieczność, która przeistoczyła się w wolność5c. Taka wolność jest również wolnością od pewnego skrępowania, jest ona także przeciwieństwem pewnego skrępowania. Głębokie definicje nie obalają powierzchownych, lecz dopełniając je zachowują je w sobie. O jakim więc skrępowaniu, o jakich więzach może być mowa w tym wypadku? Jest rzeczą jasną, że o skrępowaniu moralnym, hamującym

energię tych, którzy nie zerwali z dualizmem; o więzach powodujących cierpienia ludzi, którzy nie zdołali przerzucić mostu poprzez przepaść dzielącą ideały od rzeczywistości. Dopóki jednostka śmiałym wysiłkiem myśli filozoficznej nie zdobyła tej wolności, nie należy ona jeszcze całkowicie do siebie i własną męką moralny spłaca haniebną daninę występującej przeciwko niej zewnętrznej konieczności. Ta sama jednostka odrodzi się jednak do nowego, pełnego treści, dotychczas jej nieznanego życia, skoro tylko zrzuci! z siebie jarzmo tego męczącego, haniebnego skrępowania i jej swobodna działalność wystąpi jako świadomy i swobodny wyraz konieczności5d. Staje się ona wtedy wielką potęgą społeczną i wtedy nic jej nie może powstrzymać i nie powstrzyma, by

w krzywdę kłamstwa

uderzyć nawałnicą bożą...

III

Powtórzmy: świadomość bezwarunkowej konieczności jakiegoś zjawiska może tylko spotęgować energię człowieka - zwolennika owego zjawiska, który uważa siebie za jedną z sił wywołujących je. Gdyby taki człowiek uznawszy jego konieczność czekał z założonymi rękami, dałby tym samym dowód słabej znajomości arytmetyki. W istocie: przypuśćmy, że przy zaistnieniu określonej sumy warunków S zjawisko A musi nastąpić. Dowiedliście mi, że suma ta częściowo już istnieje, częściowo zaś zaistnieje w określonym czasie T. Przekonawszy się o tym ja, tzn. zwolennik zjawiska A, wołam: Jak to dobrze! I kładę się spać aż do radosnego dnia, w którym ma nastąpić przepowiedziane przez was wydarzenie. Cóż z tego wyniknie? Wynik będzie następujący: w waszym obliczeniu do sumy S, niezbędnej dla spowodowania zjawiska A, włączona była również moja działalność, która równa się, dajmy na to, a. Wskutek tego, że zapadłem w śpiączkę, w chwili T sumą warunków sprzyjających nastąpieniu danego zjawiska będzie już nie S, lecz S-a (S minus a), co zmienia stan rzeczy. Możliwe, że mnie zastąpi inny człowiek, również skłonny do bezczynności, na którego jednak zbawczo wpłynął przykład mojej apatii, która wydała mu się nader oburzająca. W tym wypadku siłę a zastąpi siła b i jeżeli a równa się b (a = b), suma warunków sprzyjających nastąpieniu A nadal pozostanie równa S i zjawisko A jednak nastąpi w tym samym czasie T.

Jeżeli jednak siła moja nie może być uznana za, równą zeru, jeżeli jestem zręcznym i zdolnym pracownikiem i jeżeli nikt mnie nie zastąpił, wówczas nie otrzymamy już całkowitej sumy S i zjawisko A nastąpi później, niż przewidywaliśmy, lub w mniej pełnej postaci, niż oczekiwaliśmy, albo nawet nie nastąpi wcale. Jest to jasne jak słońce i jeżeli tego nie rozumiem, jeżeli myślę, że S pozostanie S również po mojej zdradzie, to jedynie dlatego, że nie umiem liczyć. A czy tylko ja jeden nie umiem liczyć? Wy, którzy przepowiedzieliście mi, że suma S bezwzględnie pojawi się w czasie T, nie przewidzieliście tego, że natychmiast po rozmowie z wami położę się spać. Byliście przekonani, że do końca pozostanę dobrym pracownikiem; niepewną siłę oceniliście jako bardzo pewną. Więc również wasze obliczenie było mylne. Przypuśćmy jednak, że żadnej omyłki nie popełniliście, że wszystko było wzięte w rachubę. Wówczas wasze obliczenie będzie się przedstawiało w sposób następujący: powiadacie, że w czasie T otrzymamy sumę S. Do tej sumy warunków wejdzie jako wielkość ujemna moja zdrada; jako wielkość dodatnia wejdzie tu również ów pokrzepiający wpływ, jaki na ludzi o mocnym charakterze wywiera przekonanie, że ich dążenia i ideały są subiektywnym wyrazem obiektywnej konieczności. W tym wypadku suma S rzeczywiście zaistnieje w określonym przez was czasie i nastąpi zjawisko A. Wydaje się to jasne. Ale jeżeli to jest jasne, dlaczego właściwie zbiła mnie z tropu myśl o nieuchronności zjawiska A? Dlaczego wydało mi się, że to skazuje mnie na bezczynność? Dlaczego w rozważaniach o tym zapomniałem o najelementarniejszych zasadach arytmetyki? Prawdopodobnie dlatego, że z warunków mego wychowania powstało we mnie nieprzeparte dążenie do bezczynności, nasza rozmowa zaś była kroplą, która przepełniła kielich tejże chwalebnej skłonności. I na tym koniec. W tym sensie, jedynie w sensie pretekstu do ujawnienia mojej moralnej mięczakowatości i nieudolności występowała tu świadomość konieczności. Ale w żaden sposób nie można jej poczytywać za przyczynę tej mięczakowatości. Przyczyna tkwi nie w tym, lecz w warunkach mego wychowania. A więc... A więc - arytmetyka jest nad wyraz godną szacunku i pożyteczną nauką, której zasad nie powinni zapominać nawet panowie filozofowie, a - nawet zwłaszcza panowie filozofowie.

A jak wpłynie świadomość konieczności danego zjawiska na człowieka mocnego, któremu nie zależy na nim i który przeciwdziała jego nastąpieniu? Tu sprawa wygląda nieco inaczej. Bardzo możliwe, że osłabi siłę jego oporu. Lecz kiedy przeciwnicy danego zjawiska przekonują się o jego nieuchronności? Gdy sprzyjających okoliczności staje się dużo i gdy są one bardzo silne. Świadomość przeciwników danego zjawiska co do nieuchronności jego nastąpienia i osłabienia ich energii stanowi tylko przejaw siły sprzyjających mu warunków. Takie przejawy z kolei wchodzą w skład tych sprzyjających warunków.

Jednakże siła oporu osłabnie nie u wszystkich przeciwników. U niektórych właśnie wskutek uświadomienia sobie jego konieczności wzrośnie ona przekształciwszy się w siłę rozpaczy. Historia w ogóle, zaś historia Rosji w szczególności, daje wiele pouczających przykładów tego rodzaju siły. Mamy nadzieję, iż czytelnik przypomni je sobie bez naszej pomocy.

W tym miejscu przerywa nam p. Karejew6, który aczkolwiek, rzecz jasna, nie podziela naszych poglądów na wolność i konieczność, a nadto nie aprobuje naszej skłonności do „krańcowości” ludzi mocnych, jednakże z przyjemnością widzi na łamach naszego pisma myśl, że jednostka może stać się wielką siłą społeczną. Czcigodny profesor radośnie woła: „zawsze to twierdziłem!” I tak jest. Pan Karejew i wszyscy subiektywiści zawsze przeznaczali jednostce wybitną rolę w historii. Był też okres, gdy to budziło wielką sympatię do nich wśród postępowej młodzieży, która dążyła do szlachetnej pracy dla powszechnego dobra i dlatego oczywiście skłonna była do wysokiej oceny znaczenia inicjatywy jednostek. W istocie jednak subiektywiści nie tylko nigdy nie potrafili rozwiązać zagadnienia roli jednostki w historii, lecz nawet we właściwy sposób sformułować go. Przeciwstawiali oni działalność „krytycznie myślących jednostek” wpływowi praw ruchu społeczno-historycznego stwarzając w ten sposób coś w rodzaju nowej odmiany teorii czynników: krytycznie myślące jednostki stanowiły jeden czynnik wymienionego ruchu, drugim zaś czynnikiem były jego własne prawa. W rezultacie powstała szczególnego rodzaju niedorzeczność, którą można było zadowolić się tylko dopóty, dopóki uwaga czynnych „jednostek” skupiała się dokoła praktycznych, palących zagadnień i dopóki nie mieli czasu, by zająć się zagadnieniami filozoficznymi. Lecz gdy zacisze dziewiątego dziesięciolecia (XIX w. - Red.) przyniosło ludziom zdolnym do myślenia mimowolne wczasy do rozważań filozoficznych, nauka subiektywistów zaczęła pękać we wszystkich szwach i w ogóle rozłazić się podobnie do słynnego szynelu Akakija Akakijewicza6a. Nie pomagało żadne łatanie i ludzie myślący jeden po drugim zaczęli odżegnywać się od subiektywizmu jako nauki wyraźnie nie wytrzymującej krytyki. Lecz jak to zwykle bywa w takich wypadkach, reakcja przeciwko tej nauce doprowadziła niektórych jej przeciwników do biegunowo przeciwnej krańcowości. Jeżeli niektórzy subiektywiści dążąc do wyznaczenia „jednostce” jak największej roli w historii nie chcieli uznać historycznego ruchu ludzkości za prawidłowy proces, to inni spośród nowszych przeciwników subiektywizmu usiłując jak najdobitniej podkreślić prawidłowy charakter tego ruchu widocznie gotowi byli zapomnieć, że historię tworzą ludzie i że wskutek tego działalność jednostek nie może nie mieć w niej znaczenia. Uznali oni jednostkę za „ quantite negligeable”6b. Teoretycznie taka krańcowość jest również niedopuszczalna jak ta, do której doszli najzagorzalsi subiektywiści. Poświęcanie tezy antytezie jest równie nieuzasadnione jak zapominanie o antytezie gwoli tezie. Prawidłowy punkt widzenia odnajdziemy dopiero wówczas, gdy potrafimy zespolić w syntezie ziarna prawdy zawarte w obydwóch6c.

IV

Zadanie to interesuje nas od dawna i od dawna chcieliśmy zaprosić czytelnika, by się zabrał doń razem z nami. Powstrzymywały nas od tego pewne obawy; przypuszczaliśmy, że nasi czytelnicy, być może, rozwiązali je już dla siebie i że propozycja nasza będzie spóźniona. Obecnie takich obaw już nie żywimy. Uwolnili nas od nich historycy niemieccy. Mówimy zupełnie serio. Chodzi o to, że ostatnio między niemieckimi historykami toczył się dość gorący spór o roli wielkich ludzi w historii. Jedni skłonni byli upatrywać w politycznej działalności takich ludzi główną, bodaj że jedyną sprężynę rozwoju historycznego, inni zaś twierdzili, że pogląd taki jest jednostronny i że nauka historii winna mieć na względzie nie tylko działalność wielkich ludzi i nie tylko historię polityczną, lecz w ogóle całokształt życia historycznego (das Ganze des geschichtlichen Lebens). Jako przedstawiciel tego ostatniego kierunku wystąpił Karol Lamprecht7, autor „Historii narodu niemieckiego” przetłumaczonej na język rosyjski przez p. Nikołajewa. Przeciwnicy oskarżali Lamprechta o „kolektywizm” i materializm, postawiono go nawet - horribile dictu7a - w jednym rzędzie z „socjaldemokratycznymi ateistami”, jak się sam wyraził w końcu dyskusji. Po zaznajomieniu się z jego poglądami, spostrzegliśmy, że oskarżenia wytoczone biednemu uczonemu były całkowicie bezpodstawne. Jednocześnie przekonaliśmy się, że współcześni historycy niemieccy nie są w stanie rozstrzygnąć zagadnienia o roli jednostki w historii. Wówczas uznaliśmy, że mamy prawo sądzić, iż ten problem nie jest rozwiązany dotychczas również dla niektórych czytelników rosyjskich i że dziś jeszcze można coś niecoś powiedzieć, co niezupełnie pozbawione będzie teoretycznego i praktycznego znaczenia.

Lamprecht zebrał sporą kolekcję (eine artige Sammlung - jak on to nazywa) poglądów wybitnych działaczy państwowych, dotyczących związku ich własnej działalności ze środowiskiem historycznym, w którym ta działalność miała miejsce. W swej polemice jednak ograniczył się on na razie powołaniem się na niektóre przemówienia i sądy Bismarcka. Przytacza on następujące słowa, wypowiedziane przez żelaznego kanclerza na Reichstagu północno-niemieckim 16 kwietnia 1869 r. „Nie możemy, panowie, ani ignorować historii przeszłości, ani tworzyć przyszłości. Chciałbym ustrzec was od błędu, na skutek którego ludzie przesuwają naprzód wskazówki swego zegara sądząc, że w ten sposób przyspieszają bieg czasu. Zazwyczaj wyolbrzymia się bardzo mój wpływ na te wydarzenia, w oparciu o które działałem, ale przecież nikomu nie przyjdzie na myśl wymagać ode mnie, bym tworzył historię! Było by to niemożliwe dla mnie, nawet gdybym działał razem z wami, aczkolwiek połączywszy się moglibyśmy stawiać opór całemu światu. Ale my nie możemy tworzyć historii, musimy czekać, dopóki sama się nie stworzy. Nie przyśpieszymy dojrzewania owoców w ten sposób, że postawimy pod nie lampę; jeżeli zaś będziemy je zrywać niedojrzałe, przeszkodzimy tylko ich dojrzewaniu i zepsujemy je”. Powołując się na świadectwo Joli Lamprecht przytacza również poglądy, wypowiedziane nieraz przez Bismarcka w czasie wojny francusko-pruskiej. Ogólny ich sens jest znowu taki, że „nie możemy tworzyć wielkich wydarzeń historycznych, lecz musimy przystosować się do naturalnego biegu rzeczy i ograniczać się do zabezpieczenia sobie tego, co już dojrzało”. Lamprecht widzi w tym głęboką i wyczerpującą prawdę. Jego zdaniem, współczesny historyk nie może myśleć inaczej, jeśli tylko potrafi wniknąć w głąb wydarzeń i nie ograniczać swego pola widzenia do zbyt małego odcinka czasu. Czy Bismarck. potrafiłby cofnąć Niemcy do gospodarki naturalnej? Było by to dla niego niemożliwością nawet wtedy, gdy znajdował się u szczytu swej potęgi. Ogólne warunki historyczne są potężniejsze od największych jednostek. Ogólny charakter epoki stanowi dla wybitnej jednostki „empirycznie daną konieczność”.

Tak rozważa Eamprecht nazywając swój pogląd uniwersalnym. Łatwo zauważyć słabą stronę tego „uniwersalnego” poglądu. Przytoczone przezeń poglądy Bismarcka są bardzo ciekawe jako dokument psychologiczny. Można nie być zwolennikiem działalności byłego niemieckiego kanclerza, nie można jednak twierdzić, że była znikoma, że Bismarcka cechował - „kwietyzm”. To przecież o nim mówił Lassalle: „Sługi reakcji to nie gaduły, lecz daj, Boże, postępowi jak najwięcej takich sług”. Otóż ten właśnie człowiek, który niekiedy wykazywał prawdziwie żelazną energię, uważał siebie za całkowicie bezsilnego wobec naturalnego biegu rzeczy poczytując się widocznie za zwykłe narzędzie historycznego rozwoju. Oto jeszcze jeden dowód, że można ujmować zjawiska w świetle konieczności i być jednocześnie bardzo energicznym działaczem. I tylko pod tym względem ciekawe są poglądy Bismarcka, nie można jednak w żaden sposób uważać ich za wytłumaczenie roli jednostki w historii. Według Bismarcka wydarzenia tworzą się same przez się, my zaś możemy tylko zabezpieczyć sobie to, co zostaje przez nie przygotowane. Jednakże każdy akt „zabezpieczenia” jest również wydarzeniem historycznym. Czym więc różnią się takie wydarzenia od tych, które tworzą się same przez się? W rzeczywistości każde prawie wydarzenie historyczne jest jednocześnie zarówno „zabezpieczeniem” dla kogoś już dojrzałych owoców poprzedzającego rozwoju jak i jednym z ogniw tego łańcucha wydarzeń, które przygotowują owoce przyszłości. Jakże więc można przeciwstawiać akty „zabezpieczenia” naturalnemu biegowi rzeczy? Bismarck chciał widocznie powiedzieć, że jednostki i grupy działające w historii nigdy nie były i nigdy nie będą wszechmocne. Nie ulega to, rzecz jasna, najmniejszej wątpliwości. Chcielibyśmy jednak wiedzieć, od czego zależna jest ich oczywiście - bynajmniej nie wszechmogąca - siła, w jakich okolicznościach rośnie, w jakich zaś maleje. Na te pytania nie odpowiada ani Bismarck, ani też cytujący jego słowa uczony obrońca „uniwersalnego” poglądu ria historię.

Co prawda, spotyka się też u Lamprechta bardziej zrozumiałe cytaty7b. Przytacza on, na przykład, następujące słowa Monodia, jednego z najbardziej znanych przedstawicieli współczesnej nauki historii we Francji. „Historycy nazbyt przywykli do zwracania szczególnej uwagi na jaskrawe, głośne i efemeryczne przejawy ludzkiej działalności na wielkie wydarzenia i wielkich ludzi, zamiast tego, by odtwarzać wielkie i powolne przemiany warunków ekonomicznych i urządzeń socjalnych, stanowiących rzeczywiście ciekawą i nie przemijającą cząstkę rozwoju ludzkości, cząstkę, która w pewnej mierze może być ujęta w prawa i poddana do pewnego stopnia ścisłej analizie. Istotnie, wielkie wydarzenia i wybitne jednostki mają znaczenie właśnie jako znaki i symbole różnych etapów wspomnianego rozwoju. Większość zaś tak zwanych wydarzeń historycznych ma się tak do prawdziwej historii, jak mają się do głębokiego i stałego ruchu przypływu i odpływu powstające na powierzchni morza fale, które przez chwilę błyszczą olśniewającym światłem, a zaraz potem rozbijają się o piaszczysty brzeg nie pozostawiając po sobie śladu”. Lamprecht oświadcza, że gotów jest podpisać się pod każdym z tych słów Monoda. Wiadomo, że niemieccy uczeni niechętnie zgadzają się z francuskimi, francuscy zaś - z niemieckimi. Dlatego właśnie historyk belgijski Pirenne ze szczególnym zadowoleniem podkreślił w „Revue historique” tę zbieżność poglądów historycznych Monoda i Lamprechta. „Zgodność ta jest wielce znamienna - stwierdził on. - Dowodzi ona widocznie, że przyszłość należy do nowych poglądów historycznych”.

V

Nie podzielamy różowych nadziei Pirenne'a. Przyszłość nie może należeć do poglądów niejasnych i mglistych, a takie właśnie są poglądy Monoda, zwłaszcza zaś Lamprechta. Nie można oczywiście nie powitać kierunku, który głosi, że badanie urządzeń społecznych i warunków ekonomicznych jest najważniejszym zadaniem nauki historii. Nauka ta posunie się daleko naprzód, gdy kierunek ten utrwali się ostatecznie. Pirenne jednak, po pierwsze, myli się określając ten kierunek jako nowy. Powstał on w nauce historii już w trzecim dziesięcioleci XIX wieku; Guizot, Mignet, Augustin Thierry a następnie Tocqueville i inni byli znakomitymi i konsekwentnymi reprezentantami tego kierunku. Poglądy Monoda i Lamprechta są zaledwie słabą reprodukcją starego, lecz doskonałego oryginału. Po drugie, jakkolwiek głębokie dla swego czasu były poglądy Guizota, Migneta i innych francuskich historyków, pozostało w nich wiele niewytłumaczonego. Nie zawierają one dokładnego i wyczerpującego rozwiązania zagadnienia roli jednostki w historii. A nauka historii rzeczywiście musi ten problem rozwiązać, jeżeli jej przedstawiciele mają wyzbyć się jednostronnego poglądu na swój przedmiot. Przyszłość należy do tej szkoły, która da najtrafniejsze rozwiązanie między innymi również i tego zagadnienia.

Poglądy Guizota, Migneta i innych historyków tego kierunku były reakcją na historyczne poglądy osiemnastego wieku i stanowią ich antytezę. Ludzie, którzy w osiemnastym wieku zajmowali się historiozofią, sprowadzali wszystko do świadomej działalności jednostek. Co prawda, były również wówczas odstępstwa od tej reguły, a więc filozoficzno - historyczne horyzonty Vico, Monteskiusza czy Herdera8 były znacznie szersze. Nie mówimy jednak o wyjątkach. Przytłaczająca większość myślicieli osiemnastego wieku ujmowała historię właśnie tak, jak powiedzieliśmy. Pod tym względem bardzo ciekawą rzeczą jest w naszych czasach na nowo czytywać historyczne prace, na przykład Mably'ego9. Według Mably'ego Minos jest wyłącznym twórcą życia społeczno-politycznego i obyczajów Kreteńczyków, Likurg zaś wyświadczył podobną przysługę Sparcie. Jeżeli Spartańczycy „gardzili” bogactwem materialnym, zawdzięczali to właśnie Likurgowi, który „że tak powiemy, zeszedł w głąb serc swych współobywateli i stłumił tam zarodki umiłowania bogactw” (descendit pour ainsi' dire jusque dans le fond du coeur des citoyens etc.)9a. Jeśli zaś Spartańczycy zeszli później z drogi wskazanej przez mędrca Likurga, zawinił w tym Lisander, który ich przekonał, że „nowe czasy i nowe okoliczności wymagają od nich nowych praw i nowej polityki”9b. Badania prowadzone z tego punktu widzenia miały bardzo mało wspólnego z nauką i były pisane jak kazania, wyłącznie przez wzgląd na jakoby płynące z nich „nauki” moralne. Przeciw takim właśnie poglądom powstali francuscy historycy epoki Restauracji10. Po wstrząsających wydarzeniach końca XVIII wieku już stanowczo niemożliwością było myśleć, że historia jest dziełem mniej lub bardziej wybitnych i mniej lub bardziej szlachetnych i oświeconych jednostek wpajających według swego widzi mi się nieoświeconej, lecz posłusznej masie te czy inne uczucia i pojęcia. Ponadto historiozofia tego rodzaju wywoływała i oburzała plebejską dumę teoretyków burżuazji. Znalazły tu wyraz te same uczucia, które ujawniły się już w wieku XVIII przy powstaniu burżuazyjnego dramatu. Thierry w walce ze starymi poglądami historycznymi używał między innymi tych samych argumentów, które wysunęli Beaumarchais11 i inni przeciwko starej estetyce11a. Wreszcie wstrząsy niedawno przeżyte przez Francję z całkowitą jasnością wykazały, że bynajmniej nie same tylko świadome czyny ludzi określają bieg wydarzeń historycznych. Już ta jedna okoliczność winna była naprowadzić na myśl, że wydarzenia te dokonują się pod' wpływem jakiejś ukrytej konieczności działającej na podobieństwo żywiołowych sił przyrody, ślepo, lecz według pewnych i niewzruszonych praw. Faktem nad wyraz znamiennym, choć o ile nam wiadomo, dotąd przez nikogo nie wskazanym, jest to, że nowoczesne poglądy na historię jako na prawidłowy proces były najkonsekwentniej lansowane przez historyków francuskich epoki Restauracji, właśnie w pracach poświęconych rewolucji francuskiej. Taki charakter miały między innymi prace Migneta i Thiersa. Chateaubriand nazwał nową szkołę historyczną fatalistyczną. Formułując zadania, które stawiała ona przed badaczem, mówił: „System ten wymaga, by historyk opowiadał bez oburzenia o najokrutniejszych bestialstwach, mówił bez sentymentu o najszlachetniejszych cnotach i swym zimnym wzrokiem widział w życiu społecznym jedynie przejaw niezłomnych praw, mocą których każde zjawisko odbywa się właśnie tak, jak nieuchronnie musiało się odbyć”11b. Jest to oczywiście niesłuszne. Nowa szkoła wcale nie wymaga od historyka obojętności. Augustin Thierry oświadczył nawet wprost, że namiętności polityczne ćwicząc umysł badacza mogą stać się potężnym środkiem do odkrycia prawdy11c. I wystarczy pobieżnej znajomości historycznych prac Guizota, Thiersa czy Migneta, by dostrzec, że bardzo gorąco sympatyzowali oni z burżuazją, zarówno w jej walce z arystokracją świecką i duchowną, jak też w jej dążeniu do stłumienia żądań rodzącego się proletariatu. Jest jednak rzeczą bezsporną, że nowa szkoła historyczna powstała w trzecim dziesięcioleciu XIX wieku, tzn. w czasie, gdy arystokracja już została pokonana przez burżuazję, chociaż usiłowała jeszcze odzyskać coś niecoś ze swych starych przywilejów. Ze wszystkich rozważań historyków nowej szkody przebija dumna świadomość zwycięstwa ich klasy. Ponieważ zaś rycerską delikatnością uczuć burżuazja nie odznaczana się nigdy, odczuwa się niekiedy w rozważaniach jej uczonych przedstawiciel okrutny stosunek do zwyciężonych. „Le plus fort absorbe le plus faible - powiada Guizot w jednej ze swych broszur polemicznych - et il est de droit” (silny pożera słabego i ma do tego prawo). Nie mniej okrutny jest jego stosunek do klasy robotniczej. To właśnie okrucieństwo, występujące czasem w postaci spokojnej bezstronności, wprowadziło w błąd Chateaubrianda. Poza tym nie było wówczas jeszcze zupełnie jasne, jak należy pojmować prawidłowość ruchu historycznego. Wreszcie nowa szkoła mogła się wydać fatalistyczna właśnie dlatego, że usiłując mocno stanąć na gruncie prawidłowości mało zajmowana się wielkimi postaciami historycznymi11d. Trudno było z tym pogodzić się ludziom, wychowanym w duchu historycznych idei osiemnastego stulecia. Ze wszystkich stron posypały się na nowych historyków zarzuty i wówczas zapoczątkował się spór, który jak widzieliśmy, toczy się po dziś dzień.

W styczniu 1826 roku Sainte-Beuve12 pisał w „Globe” z okazji ukazania się piątego i szóstego tomu „Historii rewolucji francuskiej” Thiersa: „W każdej określonej chwili człowiek może nagłą decyzją swej woli wprowadzić do biegu wydarzeń nową, nieoczekiwaną i zmienną siłę, która może temu biegowi nadać inny kierunek, sama jednak jest nieobliczalna wskutek swej zmienności”.

Nie należy sądzić, że Sainte-Beuve mniemał, by „nagłe decyzje” ludzkiej woli powstawały bez jakiejkolwiek przyczyny. Nie, to było by zbyt naiwne. Twierdził on tylko, że umysłowe i moralne cechy człowieka odgrywającego mniej lub bardziej wybitną rolę w życiu społecznym, jego zdolnością wiedza, stanowczość lub niezdecydowanie, odwaga lub tchórzostwo itd. itd. nie mogą pozostać bez widocznego wpływu na przebieg i wynik wydarzeń - tymczasem zaś te cechy dają się wytłumaczyć nie tylko przez ogólne prawa rozwoju narodowego: te cechy powstają zawsze i w znacznym stopniu pod wpływem tego, co nazwać można przypadkowościami prywatnego życia. Przytoczymy kilka przykładów w celu objaśnienia tej i tak zresztą jasnej myśli.

W wojnie o sukcesję austriacką12a wojska francuskie odniosły kilka świetnych zwycięstw i Francja, zdawało się, mogła uzyskać od Austrii odstąpienie dość obszernego terytorium w dzisiejszej Belgii; jednak Ludwik XV nie żądał tego ustępstwa, gdyż według jego słów prowadził wojnę jako król, a nie jako kupiec, i pokój akwizgrański nic nie dał Francuzom12b. Gdyby jednak Ludwik XV miał inny charakter, wówczas, być może, powiększyłoby się terytorium Francji, wskutek czego bieg jej ekonomicznego i politycznego rozwoju byłby nieco inny.

Wojnę siedmioletnią12c, jak wiadomo, Francja prowadziła już w sojuszu z Austrią. Twierdzą, że ten sojusz zawarto przy czynnym udziale madame Pompadour13, której szczególnie pochlebiało to, że w liście do niej dumna Maria Teresa nazwała ją swą kuzynką czy też swą drogą przyjaciółką (bien bonne amie). Można zatem powiedzieć, że gdyby Ludwik XV był człowiekiem bardziej surowych obyczajów lub też, gdyby był mniej podatny na wpływy swych faworytek, madame Pompadour nie posiadłaby takiego wpływu na bieg wydarzeń, które potoczyłyby się w innym kierunku.

Dalej: wojna siedmioletnia była niepomyślna dla Francji; jej generałowie ponieśli kilka nader sromotnych klęsk. W ogóle zachowali się bardziej niż „dziwnie”. Richelieu trudnił się rabunkiem, zaś Soubise i Broglie stale zawadzali sobie wzajemnie. A więc, kiedy Broglie atakował nieprzyjaciela pod Fillinthausen, Soubise, mimo że słyszał huk armat, nie poszedł towarzyszowi na pomoc, jak to było umówione i jak niewątpliwie winien był uczynić, i Broglie był zmuszony do odwrotu13a. Nader nieudolny Soubise był protegowanym tejże madame Pompadour. Można więc znowu powiedzieć: gdyby Ludwik XV był mniej kochliwy lub gdyby jego faworytka nie wtrącała się do polityki, wydarzenia nie złożyłyby się tak niepomyślnie dla Francji.

Historycy francuscy twierdzą, że Francja wcale nie musiała wojować na kontynencie europejskim, lecz winna była skierować wszystkie swe wysiłki na morze, by obronić swe kolonie przed zakusami Anglii. Jeżeli zaś postąpiła inaczej, to znowu winę ponosi wciąż ta sama madame Pompadour, która chciała dogodzić „swej drogiej przyjaciółce” Marii Teresie. Wskutek wojny siedmioletniej Francja utraciła swe najlepsze kolonie, co niewątpliwie znacznie wpłynęło na rozwój jej stosunków ekonomicznych. Próżność kobieca występuje tu przed nami w roli wpływowego „czynnika” rozwoju ekonomicznego.

Czyż potrzeba jeszcze innych przykładów? Przytoczmy jeszcze jeden najbardziej, być może, zdumiewający. W czasie tej samej wojny siedmioletniej, w sierpniu 1761 r., wojska austriackie połączywszy się na Śląsku z rosyjskimi okrążyły Fryderyka koło Striegau. Sytuacja jego była rozpaczliwa, alianci jednak ociągali się z atakiem i generał Buturlin po 20 dniach stania w obliczu nieprzyjaciela nawet wycofał się całkowicie ze Śląska pozostawiwszy tam tylko część swego wojska w celu wzmocnienia austriackiego generała Laudona. Laudon zdobył Sehweidnitz, pod którym stał Fryderyk, jednakże sukces ten był nieznaczny. A gdyby Buturlin miał charakter bardziej zdecydowany? Gdyby sojusznicy zaatakowali Fryderyka nie dając mu czasu na okopanie się w swym obozie? Możliwe, że zadaliby mu druzgocącą klęskę i zmusili go do wykonania wszystkich żądań zwycięzców. I stało się to zaledwie kilka miesięcy przed tym, kiedy nowy przypadek, śmierć cesarzowej Elżbiety, od razu poważnie zmienił stan rzeczy w sensie pomyślnym dla Fryderyka. Powstaje pytanie: co by się stało, gdyby Buturlin był bardziej stanowczy albo gdyby na jego miejscu znalazł się człowiek na miarę Suworowa?

Analizując poglądy historyków-fatalistów Sainte-Beuve wypowiedział jeszcze jedną myśl, na którą należy również zwrócić uwagę. W cytowanym już przez nas artykule Migneta o „Historii rewolucji francuskiej” dowodził on, że przebieg i wynik rewolucji francuskiej były uwarunkowane nie tylko przez te przyczyny ogólne, które ją spowodowały, nie tylko przez te namiętności, których ona z kolei była źródłem, lecz także przez mnóstwo drobnych zjawisk, wymykających się spod oka badacza i nawet wcale nie wchodzących w zakres właściwie tak zwanych zjawisk społecznych. „W czasie gdy działały te (ogólne) przyczyny i (wywołane przez nie) namiętności - pisał Sainte-Beuve - fizyczne i fizjologiczne siły przyrody również nie próżnowały: kamień nadal podlegał sile ciążenia, krew nie przestawała krążyć w żyłach. Czyżby nie zmienił się bieg wydarzeń, gdyby, przypuśćmy, Mirabeau nie zmarł na febrę, gdyby przypadkowo zrzucona cegła lub atak apoplektyczny zabił Robespierre'a, gdyby kula trafiła Bonapartego? Czyżbyście zaryzykowali twierdzenie, że wynik byłby ten sam? Przy dostatecznej liczbie przypadków analogicznych do tych, które wymieniłem, wynik ten mógłby być wręcz przeciwny temu, który uważaliście za nieunikniony. A przecież mam prawo zakładać możliwość takich przypadków, gdyż nie wykluczają ich ani ogólne przyczyny rewolucji, ani namiętności przez nie zrodzone”! Przytacza on dalej słynną uwagę, że historia potoczyłaby się zupełnie inaczej, gdyby nos Kleopatry był nieco krótszy i w konkluzji uznając, że wiele da się powiedzieć w obronie poglądu Migneta, jeszcze raz wskazuje, na czym polega błąd tego autora: Mignet kładzie na karb jedynie tylko przyczyn ogólnych te wyniki, do których zjawienia się przyczyniło się mnóstwo innych przyczyn, drobnych, niewidocznych i nieuchwytnych; jego ścisły umysł nie chce jak gdyby uznać istnienia tego, w czym nie może dopatrzyć się reguł i prawidłowości.

VI

Czy te zarzuty Sainte-Beuve'a są uzasadnione? Wydaje się, że zawierają one cząstkę prawdy. Lecz jaką mianowicie? By ją określić, zanalizujemy wpierw pogląd, że człowiek może „nagłą decyzją swej woli” wprowadzić do biegu wydarzeń nową siłę, która potrafi bieg ten znacznie zmienić. Przytoczyliśmy kilka przykładów, które, naszym zdaniem, wyjaśniają ją w sposób dostateczny. Zastanówmy się nad tymi przykładami.

Jest rzeczą powszechnie wiadomą, że za panowania Ludwika XV sztuka wojenna we Francji chyliła się coraz bardziej ku upadkowi. W czasie wojny siedmioletniej wojsko francuskie, za którym stale ciągnęło mnóstwo markietanek, handlarzy i służby, w którym liczba koni taborowych trzykrotnie przewyższała liczbę wierzchowców, przypominało według słów Henri Martina, raczej hordy Dariusza i Kserksesa niż armie Turenne'a13b i Gustawa Adolfa13c. Archenholtz w swej historii tej wojny mówi, że oficerowie francuscy, wyznaczeni na wartę, często porzucali powierzony im posterunek, by pójść potańczyć gdzieś w sąsiedztwie i wykonywali rozkazy przełożonych tylko wtedy, gdy uważali to za konieczne i wygodne. Taki opłakany stan wojskowości był koniecznym skutkiem upadku szlachty, która jednakże zajmowała nadal wszystkie kierownicze stanowiska w armii, oraz ogólnego rozprzężenia całego „starego ładu”, szybko zmierzającego ku upadkowi. Już tylko tych przyczyn ogólnych wystarczało w pełni, by nadać wojnie siedmioletniej niekorzystny dla Francji obrót. Niewątpliwie jednak nieudolność takich generałów jak Soubise zwiększyła wielokrotnie uwarunkowane przez przyczyny ogólne szansę niepowodzeń armii francuskiej. Wobec tego zaś, że Soubise zawdzięczał swe stanowisko madame Pompadour, należy stwierdzić, że próżna markiza była jednym z „czynników”, które w znacznym stopniu spotęgowały niekorzystny dla Francji wpływ przyczyn ogólnych na stan rzeczy w czasie wojny siedmioletniej.

Markiza de Pompadour zawdzięczała swe znaczenie nie swej własnej sile, lecz władzy króla, który uległ jej woli. Czyż można twierdzić, że charakter Ludwika XV był właśnie taki, jakim koniecznie być musiał zgodnie z ogólnym biegiem rozwoju stosunków społecznych we Francji? Nie, przy tym samym biegu rozwoju mógł znaleźć się na jego miejscu król, który inaczej odnosiłby się do kobiet. Sainte-Beuve powiedziałby, że starczyło by tu oddziaływania niewidocznych i nieuchwytnych przyczyn fizjologicznych. I miałby rację. Lecz jeśli tak jest, wynikało by z tego, że te niewidoczne przyczyny fizjologiczne wpłynąwszy na przebieg i wynik wojny siedmioletniej wpłynęły tym samym także na dalszy rozwój Francji, który potoczyłby się inaczej, gdyby wojna siedmioletnia nie pozbawiła jej większej części kolonii. Powstaje pytanie, czy wniosek ten nie przeczy pojęciu prawidłowości rozwoju społecznego?

Nie, ani trochę. Jakkolwiek niewątpliwe jest w podanych wypadkach oddziaływanie cech osobistych, nie mniej niewątpliwe jest również to, że wypadki te mogły rozegrać się jedynie w danych warunkach społecznych. Po bitwie pod Rosbachem Francuzi straszliwie pomstowali na protektorkę Soubise'a. Co dzień otrzymywała ona mnóstwo listów anonimowych, pełnych pogróżek i wyzwisk. Madame Pompadour była tym bardzo przejęta13d; zaczęła cierpieć na bezsenność. Jednakże nadal popierała Soubfee'a. W r. 1762 wypominając mu w jednym ze swych listów, że nie spełnił pokładanych w nim nadziei, dodaje: „Nie obawiaj się Pan jednak niczego. Będę się troszczyć o Pańskie sprawy i postaram się pogodzie Pana z królem13e. Widzicie więc, że nie uległa ona opinii publicznej. Dlaczego nie uległa? Widocznie dlatego, że ówczesne społeczeństwo francuskie nie miało możliwości zmuszenia jej do ustępstw. A dlaczego ówczesne społeczeństwo francuskie nie potrafiło tego dokonać? Przeszkadzał mu w tym jego ustrój, który z kolei był zależny od układu ówczesnych sił społecznych we Francji. A więc w ostatecznym obrachunku układem tych sił tłumaczy się właśnie okoliczność, że charakter Ludwika XV i kaprysy jego faworytek mogły wywrzeć tak opłakany wpływ na losy Francji. Gdyby bowiem słabością do płci pięknej odznaczał się nie król, lecz jakiś królewski kucharz lub koniuszy, nie miało by to żadnego znaczenia historycznego. Jest więc rzeczą jasną, że chodzi tu nie o słabostki; lecz o stanowisko społeczne osoby, która ma tę słabostkę. Czytelnik rozumie, że rozważania te można zastosować również do wszystkich innych przytoczonych tu przykładów. Należy w nich tylko zmienić to, co może ulec zmianie, na przykład na miejscu Francji! umieścić Rosję, na miejscu Soubise'a Buturlina itd. Dlatego też nie będziemy tych rozważań powtarzać.

Wynika stąd, że jednostki dzięki określonym właściwościom swego charakteru mogą wpływać na losy społeczeństwa. Wpływ ten bywa niekiedy nawet bardzo znaczny, samą jednak możliwość tego rodzaju wpływu jak i jego zakres określa ustrój społeczeństwa, ustosunkowanie się jego sił. Charakter jednostki jest „czynnikiem” społecznego rozwoju tylko tam, tylko wówczas i tylko o tyle - gdzie, kiedy i o ile pozwalają na to stosunki społeczne.

Mogą nam zwrócić uwagę, że zakres osobistego wpływu zależy także od uzdolnienia jednostki. Zgodzimy się ż tym. Jednostka jednak może wykazać swe uzdolnienia tylko w tym wypadku, jeżeli zajmie odpowiednie stanowisko w społeczeństwie. Dlaczego losy Francji mogły znaleźć się w rękach człowieka pozbawionego wszelkich zdolności i chęci do służenia społeczeństwu? Dlatego, że taki był jej ustrój społeczny. Ten właśnie ustrój określa w każdej epoce te role, a więc i znaczenie społeczne, które może przypaść w udziale uzdolnionym lub nieudolnym jednostkom.

Jeżeli jednak role jednostek, określa ustrój społeczeństwa, to w jaki. sposób ich wpływ społeczny, uwarunkowany przez tę role, może przeczyć pojęciu prawidłowości rozwoju społecznego? Nie tylko że nie przeczy temu pojęciu, lecz jest jedną z najjaskrawszych jego ilustracji.

Tu jednak należy zaznaczyć jeszcze jedno; uwarunkowana przez ustrój społeczny możliwość oddziaływania jednostek na społeczeństwo otwiera furtkę wpływowi tak zwanych przypadkowości na historyczne losy narodów. Zmysłowość Ludwika XV była koniecznym następstwem stanu jego organizmu. Lecz w stosunku do ogólnego rozwoju Francji stan ten był rzeczą przypadku. A przecież, jak stwierdziliśmy, nie pozostał on bez wpływu na dalsze losy; Francji i stał się jedną z przyczyn, które uwarunkowały te losy. Śmierć Mirabeau była wynikiem całkowicie prawidłowych procesów patologicznych. Konieczność jednak tych procesów wcale, nie wypływała z ogólnego biegu, rozwoju Francji, lecz z pewnych osobistych właściwości organizmu znakomitego mówcy oraz tych warunków fizycznych, w których się nabawił choroby. W stosunku do ogólnego. przebiegu rozwoju Francji te właściwości i warunki są rzeczą przypadku. A tymczasem śmierć Mirabeau wpłynęła na dalszy bieg rewolucji i stała się; jedną z przyczyn, które go uwarunkowały.

Jeszcze bardziej zdumiewający jest wpływ przypadkowych przyczyn w przytoczonym wyżej przykładzie u Fryderyka II, który wyszedł z ciężkiej opresji jedynie na skutek braku stanowczości Buturlina. Nominacja Buturlina mogła być nawet w stosunku do ogólnego biegu rozwoju Rosji rzeczą przypadku w określonym przez nas znaczeniu tego słowa, z ogólnym zaś przebiegiem rozwoju Prus nominacja ta oczywiście nie miała nic wspólnego. A jednak przypuszczenie, że brak stanowczości Buturlina wyratował Fryderyka z rozpaczliwej sytuacji, nie jest pozbawione prawdopodobieństwa. Gdyby na miejscu Buturlina był Suworow, to możliwe, że historia Prus potoczyłaby się inaczej. Okazuje się, że los państw niekiedy zależy od przypadków, które można określić mianem przypadków drugiego stopnia. „In allem Endlichen ist ein Element des Zufalligen” mówił Hegel (w każdej skończoności tkwi element przypadkowości). W nauce mamy do czynienia jedynie ze „skończonością”. Dlatego można stwierdzić, że we wszystkich procesach przez nie badanych tkwi element przypadkowości. Czy nie wyklucza to możliwości naukowego poznania zjawisk? Nie. Przypadkowość jest czymś względnym. Występuje ona tylko w punktach przecięcia koniecznych procesów. Zjawienie się Europejczyków, w Ameryce było dla mieszkańców Meksyku i Peru przypadkiem w tym znaczeniu, że nie wynikało ono ze społecznego rozwoju tych krajów. Nie było jednak przypadkiem zamiłowanie do żeglugi morskiej, które u schyłku średniowiecza opanowało mieszkańców zachodniej Europy; nie była przypadkiem ta okoliczność, że siła Europejczyków z łatwością stłumiła opór tubylców. Nie były też przypadkiem skutki podboju Meksyku i Peru przez Europejczyków; te następstwa zostały określone ostatecznie przez siłę wypadkową dwóch czynników: stanu ekonomicznego krajów podbitych - z jednej, oraz stanu ekonomicznego zdobywców - z drugiej strony. Zarówno zaś te siły jak i ich wypadkowa mogą być przedmiotem ścisłego badania naukowego.

Przypadkowości wojny siedmioletniej wywarły znaczny wpływ na dalszy bieg historii Prus. Jednak wpływ ten byłby całkiem inny, gdyby wypadły one na innym szczeblu rozwoju tego kraju. Skutki przypadków również tu zostały określone przez siłę wypadkową dwóch czynników: społeczno-politycznego stanu Prus - z jednej strony, i społeczno-politycznego stanu oddziaływających na nie państw europejskich - z drugiej. A więc również w tym wypadku przypadkowość zupełnie nie przeszkadza naukowemu badaniu zjawisk.

Obecnie wiemy, że jednostki często wywierają wielki wpływ i na losy społeczeństwa, lecz określa ten wpływ wewnętrzny ustrój społeczny i jego stosunek do innych społeczeństw. Jednakże to jeszcze nie wyczerpuje zagadnienia roli jednostki w historii. Winniśmy podejść do tego zagadnienia i z innej strony.

Sainte-Beuve mniemał, że gdyby skupiła się dostateczna ilość drobnych i niewidocznych przyczyn w rodzaju tych, które przytaczał - wynik rewolucji francuskiej mógłby być wręcz przeciwny temu, który znamy. Jest to wielki błąd. Niezależnie od tego, w jaki dziwaczny sposób przeplatałyby się i łączyły drobne przyczyny psychologiczne i fizyczne, nie usunęłyby one w żadnym wypadku wielkich potrzeb społecznych, które wywołały rewolucję francuską, a dopóki potrzeby te pozostawałyby niezaspokojone, nie ustałby ruch rewolucyjny we Francji. Po to, aby wynik jego mógł być wręcz przeciwny temu, który faktycznie miał miejsce, należało by zastąpić te potrzeby innymi, wręcz przeciwnymi do tamtych. Do tego zaś, rzecz jasna, nie potrafiłby doprowadzić żaden splot drobnych przyczyn.

Przyczyny rewolucji francuskiej tkwiły we właściwościach stosunków społecznych, drobne zaś przyczyny, które przyjmował w założeniu Sainte-Beuve, mogły tkwić jedynie w cechach indywidualnych poszczególnych jednostek. Ostateczna przyczyna stosunków społecznych tkwi w stanie sił produkcyjnych. Stan zaś sił produkcyjnych zależy od indywidualnych właściwości chyba tylko w sensie mniejszego lub większego uzdolnienia takich jednostek do technicznych udoskonaleń, odkryć i wynalazków. Sainte-Beuve miał na myśli nie takie właściwości. Wszelkie zaś inne nie zapewniają poszczególnym jednostkom możliwości bezpośredniego oddziaływania na stan sił produkcyjnych, a więc również na te stosunki społeczne, które są przez nie uwarunkowane, tzn. na stosunki ekonomiczne. Jakiekolwiek by były właściwości danej jednostki, nie może ona usunąć danych stosunków ekonomicznych, jeżeli one odpowiadają danemu stanowi sił produkcyjnych. Natomiast indywidualne cechy jednostki czynią ją w mniejszym lub większym stopniu przydatną do zaspokojenia tych potrzeb społecznych, które wyrastają na gruncie danych stosunków ekonomicznych lub do przeciwdziałania takiemu zaspokojeniu. Najbardziej palącą potrzebą społeczną Francji u schyłku XVIII stulecia było zastąpienie przestarzałych instytucji politycznych przez nowe, bardziej odpowiadające jej nowemu ustrojowi ekonomicznemu. Najwybitniejszymi i najpożyteczniejszymi działaczami społecznymi owego czasu byli właśnie ci, którzy lepiej niż inni mogli się przyczynić do zaspokojenia tej palącej potrzeby. Przypuśćmy, że takimi ludźmi byli Mirabeau, Robespierre i Bonaparte. Co by się stało, gdyby przedwczesna śmierć nie usunęła Mirabeau z widowni. politycznej? Partia monarchii konstytucyjnej zachowałaby dłużej wielką siłę i jej opór wobec republikanów byłby więc mocniejszy. Ale na tym koniec. Żaden Mirabeau nie mógłby wówczas zapobiec zwycięstwu republikanów. Siła Mirabeau opierała się całkowicie na sympatii i zaufaniu ludu, lud zaś dążył do republiki, gdyż dwór królewski wzburzył go upartą obroną starego ładu. Skoro tylko lud przekonałby się, że Mirabeau nie podziela jego republikańskich dążeń, sam przestałby sympatyzować z Mirabeau i wówczas wielki mówca straciłby prawie wszelki wpływ i następnie padłby prawdopodobnie ofiarą tego właśnie ruchu, który nadaremnie usiłowałby powstrzymać. Mniej więcej to samo można powiedzieć również o Robespierze. Przypuśćmy, że w swojej partii stanowił on siłę całkowicie niezastąpioną, w każdym razie nie był jej siłą jedyną. Gdyby, powiedzmy, w styczniu 1793 roku13f przypadkowy upadek cegły zabił go, jego miejsce, rzecz jasna, zostałoby zajęte przez kogoś innego i chociażby ów inny nie dorównywał mu pod żadnym względem, wypadki mimo wszystko potoczyłyby się w tym samym kierunku, w jakim potoczyły się za Robespierre'a. Żyrondyści na przykład również w tym wypadku z pewnością nie uniknęliby porażki. Możliwe jednak, że partia Robespierre'a nieco wcześniej utraciłaby władzę, mówilibyśmy więc nie o termidoriańskiej13g, lecz o florialskiej, prairialskiej czy też messidoriańskiej reakcji13h. Ktoś, być może, powie, że Robespierre swym nieubłaganym terrorem nie odwlekł, lecz przyśpieszył upadek swej partii. Nie będziemy roztrząsać tutaj tego przypuszczenia przyjmując je, jak gdyby było ono całkowicie uzasadnione. W tym wypadku należy przyjąć, że upadek partii Robespierre'a nastąpiłby nie w termidorze, lecz w ciągu fructidora lub vendemiaire'a lub brumaire'a. Krótko mówiąc, możliwe, że upadek nastąpiłby wcześniej, a możliwe, że później, ale w każdym razie był on nieunikniony, ponieważ warstwą narodu, na której opierała się ta partia, wcale nie była przygotowana do długo; trwałego panowania. W żadnym - zaś wypadku o wynikach „wręcz przeciwnych” do tych, jakie powstały przy energicznym współdziałaniu Robespierre'a, mowy być nie może.

Podobnie nie było by innych wyników i w tym wypadku, gdyby kula trafiła Bonapartego, powiedzmy, w bitwie pod Arcole. To, czego dokonał on w wyprawie włoskiej i innych, dokonaliby inni generałowie. Nie wykazaliby oni prawdopodobnie takich zdolności i nie osiągnęliby tak wspaniałych zwycięstw. Republika francuska jednak wyszłaby zwycięsko ze swych ówczesnych wojen, żołnierze jej bowiem byli bez porównania dzielniejsi aniżeli żołnierze wszystkich innych krajów europejskich. Co się tyczy 18 brumaire'a13i i jego wpływu na życie wewnętrzne Francji, to i tu ogólny przebieg i wynik wydarzeń w istocie swej pozostałby prawdopodobnie ten sam, co przy Napoleonie. Republika, której 9 termidora zadano śmiertelny cios, konała powolną śmiercią. Dyrektoriat nie potrafił przywrócić porządku, którego obecnie najbardziej pożądała burżuazja, wyzwolona spod panowania arystokracji. Do przywrócenia porządku potrzebna była „dobra szpada”, jak to określił Sieyes. Z początku sądzono, że rolę takiej szpady odegra generał Joubert, a gdy ten zginął pod Nuovi, poczęto mówić o Moreali, o Macdonaldzie, o Bernadocie13j. O Bonapartem zaczęto mówić dopiero później, a gdyby został zabity podobnie jak Joubert, nie wspominano by o nim w ogóle wysuwając na czoło jakąś inną „szpadę”. Rozumie się samo przez się, że człowiek wyniesiony falą wydarzeń na stanowisko dyktatora musiał sam niezmordowanie przedzierać się do władzy, energicznie rozpychając i bezlitośnie dławiąc wszystkich, którzy stanęli na jego drodze. Bonapartego cechowała żelazna energia i nie liczył się z niczym w dążeniu do swych celów. Oprócz niego jednak nie brak było też wówczas energicznych, utalentowanych i ambitnych egoistów. Miejsce, które jemu udało się zająć, z pewnością nie pozostałoby próżne. Przypuśćmy, że inny generał zdobywszy to stanowisko byłby usposobiony bardziej pokojowo aniżeli Napoleon, że nie nastroiłby przeciwko sobie całej Europy i dlatego umarłby nie na wyspie św. Heleny, lecz w Tuileriach. Wówczas Burbonowie wcale nie wróciliby do Francji; taki wynik byłby dla nich niewątpliwie „wręcz przeciwny” do tego, jaki nastąpił w rzeczywistości. Jednak w stosunku do całokształtu wewnętrznego życia Francji wynik ten mało różniłby się od wyniku rzeczywistego. ,,Dobra szpada” przywróciwszy porządek i zapewniwszy panowanie burżuazji rychło obrzydłaby jej przez swe koszarowe zwyczaje i despotyzm. Zrodziłby się ruch liberalny, podobny do tego, jaki miał miejsce za czasów Restauracji; stopniowo rozpalałaby się walka, a ponieważ „dobre szpady” nie odznaczają się ustępliwością, to, być może, że cnotliwy Louis Philippe osiadłby na tronie swych umiłowanych krewnych nie w 1830, lecz w 1820 lub 1825 roku. Wszelkie tego rodzaju zmiany w biegu wydarzeń mogłyby częściowo wpłynąć na dalszy rozwój życia politycznego a tym samym pośrednio również na życie ekonomiczne Europy. Ostateczny jednak wynik ruchu rewolucyjnego w żadnym wypadku nie byłby „odwrotny” do tego, który w rzeczywistości miał miejsce. Wpływowe jednostki dzięki właściwościom swego umysłu i charakteru mogą zmieniać indywidualne oblicze wydarzeń i pewne poszczególne skutki, lecz nie są w stanie zmienić ich ogólnego kierunku, który zostaje określony przez inne czynniki.

VII

Poza tym należy jeszcze wskazać na jedno: zastanawiając się nad rolą wielkich jednostek w historii ulegamy pewnemu złudzeniu optycznemu, na które pożytecznie będzie zwrócić uwagę czytelników.

Napoleon wystąpiwszy w roli „dobrej szpady” ratującej porządek społeczny, tym samym odsunął od tej roli wszystkich innych generałów,spośród których niejeden, być może, odegrałby ją tak samo lub prawie tak samo jak on. Skoro potrzeba społeczna znalezienia energicznego dyktatora wojskowego została zaspokojona, ustrój społeczny zagrodził drogę do tego stanowiska wszystkim innym talentom wojskowym. Siła tego ustroju stała się czynnikiem nie sprzyjającym ujawnieniu się innych jednostek o tego rodzaju zdolnościach. Wskutek tego właśnie powstaje złudzenie optyczne, o którym mówimy.. Siła osobista Napoleona występuje przed nami w postaci nader wyolbrzymionej, gdyż jej przypisujemy tę całą siłę społeczną, która wyniosła ją na powierzchnię i była jej podporą. Wydaje się nam ona czymś zupełnie wyjątkowym, gdyż inne podobne do niej siły nie przeszły ze stanu możliwości do stanu rzeczywistości. Dlatego też, gdy nam mówią: a co by było, gdyby nie było Napoleona, nasza wyobraźnia zawodzi i wydaje się nam, że bez niego wcale nie mógłby nastąpić ruch społeczny, który był podłożem jego siły i wpływu.

W historii rozwoju umysłowego ludzkości powodzenie jednej osoby znacznie rzadziej staje na przeszkodzie powodzeniu innej. Lecz również tam nie jesteśmy wolni od wspomnianego złudzenia optycznego. Gdy dany stan społeczeństwa stawia jego wyrazicielom duchowym określone zadania, przyciągają one do siebie uwagę wybitnych umysłów dopóty, dopóki nie zdołają, tych zadań rozwiązać. Skoro to zostaje dokonane, uwaga ich zostaje skierowana na inny przedmiot. Rozwiązawszy zadanie X dany talent A skierowuje tym samym uwagę talentu B od tego zadania, już rozwiązanego, na nowe zadanie Y. I gdy nas się pytają, co by było, gdyby A zmarł nie zdążywszy rozwiązać zadania X, wydaje nam się, że bieg umysłowego rozwoju ludzkości zostałby przerwany. Zapominamy, że w wypadku śmierci A do rozwiązania zadania mógłby przystąpić B lub C i D i że w ten sposób ciągłość rozwoju umysłowego byłaby zachowana pomimo przedwczesnej śmierci A.

Po to, by człowiek o określonym talencie uzyskał dzięki temu znaczny wpływ na bieg wydarzeń, konieczne są dwa warunki: po pierwsze, jego talent winien go uczynić bardziej odpowiednim od innych do zaspokojenia społecznych potrzeb danej epoki; gdyby Napoleon miast geniuszu wojennego posiadał talent, muzyczny Beethovena, nie zostałby naturalnie cesarzem Po drugie, istniejący ustrój społeczny nie powinien zagradzać drogi jednostce, obdarzonej daną właściwością, potrzebnej i pożytecznej właśnie w tym czasie. Ten sam Napoleon umarłby jako mało znany generał lub pułkownik Buonaparte, gdyby stary ustrój utrzymał się we Francji jeszcze lat siedemdziesiąt pięć13k. W 1789 r. Davout, Desaix, Marmont i Macdonald byli podporucznikami; Bernadotte - sierżatem-majorem; Hoch, Marceau, Lefebvre, Pichegru, Ney, Massena, Murat, Soult - podoficerami; Augereau - nauczycielem fechtunku; Lannes - farbiarzem; Gouvion-Saint-Cyr - aktorem; Jourdan - domokrążcą; Bessieres - fryzjerem; Brune - zecetem; Joubert i Junot - studentami prawa; Kleber - architektem; Mortier nie służył w wojsku do rewolucji13l.

Gdyby stary ustrój przetrwał do naszych czasów, nikomu z nas nie przyszło by na myśl, że we Francji u schyłku minionenego (XVIII) stulecia niektórzy aktorzy, zecerzy, fryzjerzy, farbiarze, prawnicy, domokrążcy i nauczyciele fechtunku byli potencjalnie talentami wojennymi13m.

Stendhal stwierdza, że człowiek, który urodził się równocześnie z Tycjanem, tzn. w 1477 r., mógłby przeżyć 40 lat z Rafaelem i Leonardem da Vinci, z których pierwszy umarł w 1520 a drugi w 1519 roku, że mógłby spędzić szereg lat z Correggio, zmarłym w 1534 r. i z Michałem Anionem, który żył do 1563 r.; że nie miałby więcej niż 34 lata, gdy umarł Giorgione, że mógł być znajomym Tintoretto, Bassano, Veronese, Juliusza Romano, Andrea del Sarto, słowem, że żyłby współcześnie ze wszystkimi wielkimi malarzami z wyjątkiem należących do bolońskiej szkoły, która się zjawiła o całe stulecie później13n. Również można twierdzić, że człowiek urodzony w tym samym roku, co Wouwerman, mógłby osobiście znać prawie wszystkich wielkich malarzy Holandii13o, zaś rówieśnik Szekspira żył równocześnie z szeregiem znakomitych dramaturgów13p.

Od dawna już zauważono, że talenty zjawiają się wszędzie i zawsze tam, gdzie i kiedy istnieją społeczne warunki sprzyjające ich rozwojowi. To znaczy, że każdy talent, który przejawił się w rzeczywistości czyli każdy talent, który stał się siłą społeczną, jest wytworem stosunków społecznych. Jeżeli zaś jest tak, to staje się zrozumiałe, dlaczego ludzie utalentowani mogą, jak mówiliśmy, zmienić jedynie indywidualne oblicze, lecz nie ogólny kierunek wydarzeń. Oni sami istnieją tylko dzięki temu kierunkowi; gdyby nie ten kierunek, nie przekroczyliby nigdy progu dzielącego możliwość od rzeczywistości.

Jest rzeczą samo przez się zrozumiałą, że talent talentowi nie równy. „Gdy nowy krok w rozwoju cywilizacji powołuje do życia nowy rodzaj sztuki - powiada słusznie Taine - wokół jednego lub dwóch geniuszy, nadających, myśli społecznej wyraz pełny, zjawiają się dziesiątki talentów, które wyrażają ją tylko połowicznie13r. Gdyby jakieś przyczyny mechaniczne lub fizjologiczne, nie mające związku z ogólnym biegiem społeczno-politycznego i duchowego rozwoju Włoch, uśmierciły Rafaela, Michała Anioła i Leonarda da Vinci jeszcze w tatach dziecięcych, sztuka włoska byłaby mniej doskonała, lecz ogólny kierunek jej rozwoju w epoce Odrodzenia pozostałby ten sam. Rafael,, Leonardo da Vinci i Michał Anioł nie stworzyli tego kierunku, byli oni tylko najdoskonalszymi jego wyrazicielami. Co prawda, dookoła geniusza powstaje zazwyczaj cała szkoła i uczniowie starają się przyswoić sobie najdrobniejsze nawet chwyty jego; dlatego luka, która by powstała we włoskiej sztuce epoki Odrodzenia w rezultacie wczesnej śmierci Rafaela, Michała Anioła i Leonarda da Vinci, wywarłaby silny wpływ na wiele cech drugorzędnych włoskiej sztuki epoki Odrodzenia i jej dalszego rozwoju. Lecz w swej istocie rozwój ten również nie uległby zmianie, jeśliby tylko z jakichkolwiek przyczyn ogólnych nie nastąpiły jakieś istotne zmiany w ogólnym biegu duchowego rozwoju Włoch.

Wiadomo jednak, że zmiany ilościowe przechodzą wreszcie w zmiany jakościowe. Jest to słuszne wszędzie, a więc również w historii. Dany prąd w sztuce może wcale nie znaleźć jakiegoś wybitnego odzwierciedlenia, jeżeli nie sprzyjający zbieg okoliczności usunie po kolei kilku utalentowanych ludzi, którzy mogliby stać się jego wyrazicielami. Jednak przedwczesna śmierć takich ludzi tylko w tym wypadku przeszkodzi wyrażeniu się tego prądu w sztuce, jeżeli nie będzie on dość głęboki, by wyłonić nowe talenty. A ponieważ głębia każdego prądu w literaturze i sztuce określona jest przez jego znaczenie dla tej klasy lub warstwy, której upodobania wyraża, oraz przez społeczną rolę tej klasy lub warstwy, więc i tu wszystko w ostatecznym wyniku zależy od przebiegu społecznego rozwoju i wzajemnego ustosunkowania się sił społecznych.

VIII

Tak więc cechy osobiste postaci kierowniczych stanowią o indywidualnym obliczu wydarzeń historycznych i element przypadkowości we wskazanym przez nas sensie zawsze odgrywa pewną rolę w przebiegu wydarzeń, którego kierunek określają ostatecznie tak zwane przyczyny ogólne, tzn. w gruncie rzeczy rozwój sił produkcyjnych i określony przezeń stosunek wzajemny ludzi w społeczno-ekonomicznym procesie produkcji. Zjawiska przypadkowe i cechy osobiste wybitnych ludzi są bez porównania bardziej dostrzegalne niż głęboko tkwiące przyczyny ogólne. Wiek osiemnasty nie bardzo zastanawiał się nad tymi przyczynami ogólnymi tłumacząc historię świadomymi czynami i „namiętnościami” działaczy historycznych. Filozofowie tego stulecia dowodzili, że historia mogłaby potoczyć się zupełnie innymi drogami pod wpływem całkiem nieznacznych przyczyn, na przykład wskutek tego, - że w głowie jakiegoś władcy zaczął wyprawiać harce jakiś „atom” (pogląd często wypowiadany w „Systeme de la Naiure”13s.

Rzecznicy nowego kierunku w nauce historii poczęli dowodzić, że historia niezależnie od jakichkolwiek „atomów” nie mogła pójść inną drogą niż tą, którą szła w rzeczywistości. Usiłując jak najdobitniej podkreślić działanie przyczyn ogólnych pomijali całkowicie znaczenie cech osobistych działaczy historycznych. Według nich wydarzenia historyczne nie zmieniłyby się ani o włos, gdyby jedne osoby zastąpiono przez inne, mniej lub bardziej uzdolnione13t. Lecz skoro zgadzamy się na takie założenie, musimy w konsekwencji uznać, że pierwiastek indywidualny nie ma w historii absolutnie żadnego znaczenia i że wszystko w historii sprowadza się do działania przyczyn ogólnych, praw ogólnych historycznego ruchu. Była to krańcowość, która w ogóle nie pozostawiała miejsca dla cząstki prawdy, zawartej w poglądach przeciwnych. Właśnie z tego powodu pogląd przeciwny nadal zachowywał do pewnego stopnia prawo bytu. Ścieranie się tych dwóch poglądów wystąpiło w postaci antynomii, której członem pierwszym były ogólne prawa, drugim zaś - działalność jednostek. Z punktu widzenia drugiego członu antynomii historia wydawała się zwykłym splotem przypadków; z punktu widzenia pierwszego członu wynikało, że działanie przyczyn ogólnych określało nawet cechy indywidualne wydarzeń historycznych. Jeżeli jednak cechy indywidualne wydarzeń uwarunkowane są przez działanie przyczyn ogólnych i nie są zależne od cech osobistych działaczy historycznych to wynika stąd, że te cechy osobiste są określane przez przyczyny ogólne i nie mogą ulec zmianie, jakkolwiekby zmieniali się ci działacze. Teoria przybiera w ten sposób charakter fatalistyczny.

Nie uszło to uwadze jej przeciwników. Sainte-Beuve porównywał poglądy historyczne Migneta z poglądami historycznymi Bossueta14. Bossuet mniemał, że siła, pod której działaniem dochodzą, do skutku wydarzenia historyczne, pochodzi z góry, że są one wyrazem woli boskiej. Mignet doszukiwał się tej siły w namiętnościach ludzkich, które występują w wydarzeniach historycznych z nieugiętością i nieuchronnością sił przyrody. Obydwaj jednak zapatrywali się na historię jak na łańcuch wydarzeń, które w żadnym razie nie mogłyby być inne; obaj są fatalistami. Pod tym względem filozof upodobnił się do księdza (le phiosophe se rapproche du pretre).

Zarzut tego rodzaju był uzasadniony tak długo, dopóki nauka o prawidłowości przebiegu zjawisk społecznych sprowadzała do zera wpływ cech indywidualnych wybitnych działaczy historycznych na wydarzenia. I zarzut ten musiał wywołać tym silniejsze wrażenie, że historycy nowej szkoły, na wzór historyków i filozofów osiemnastego stulecia, uważali naturę ludzką za instancję wyższą, skąd wywodzą się i której podporządkowane są wszystkie przyczyny ogólne historycznego ruchu. Ponieważ rewolucja francuska dowiodła, że wydarzenia historyczne są uwarunkowane nie tylko przez świadome czyny ludzi, Mignet i Guizot oraz inni uczeni tego kierunku wysuwali na plan pierwszy działanie namiętności wymykających się często spod wszelkiej kontroli świadomości. Jeżeli jednak namiętności są ostateczną i najogólniejszą przyczyną wydarzeń historycznych, to czemu nie ma racji Sainte-Beuve twierdząc, że rewolucja francuska mogłaby doprowadzić do rezultatu odwrotnego niż ten, który znamy, gdyby tylko zjawili się działacze, którzy potrafiliby narzucić narodowi francuskiemu namiętności sprzeczne z tymi, które go nurtowały? Mignet powiedziałby: ponieważ li tylko z powodu właściwości natury ludzkiej inne namiętności nie mogły wówczas poruszyć Francuzów. Było by to w pewnym sensie zgodne z prawdą. Prawda ta jednak miałaby silny posmak fatalizmu gdyż byłaby równoznaczna z twierdzeniem, że historia ludzkości we wszystkich swych szczegółach jest z góry określona przez ogólne właściwości natury ludzkiej. Fatalizm wystąpiłby tu jako rezultat zaniku tego, co indywidualne, w tym, co ogólne. Zresztą jest on zawsze rezultatem takiego zaniku. Powiadają: „Jeżeli wszystkie zjawiska społeczne są koniecznością, to działalność nasza nie może mieć żadnego znaczenia”. Jest to niesłuszne sformułowanie słusznej myśli. Należy powiedzieć: jeżeli wszystko się dzieje za pośrednictwem tego, co ogólne, to wówczas to, co indywidualne, a więc również i moje wysiłki nie mają żadnego znaczenia. Taki wniosek: jest słuszny, lecz posługują się nim w sposób niewłaściwy. Nie ma on żadnego sensu w zastosowaniu do współczesnego materialistycznego poglądu na historię, który zostawia miejsce również dla tego, co indywidualne. Miał on jednak uzasadnienie w zastosowaniu do poglądów francuskich historyków z okresu Restauracji.

W naszych czasach, nie można, już uważać natury ludzkiej za ostateczną i naojgólniejszą przyczynę historycznego ruchu; jeżeli natura judzka nie zmienia się, to nie może ona tłumaczyć nader zmiennego biegu historii, jeżeli zaś zmienia się, to najwidoczniej, że zmiany te są same uwarunkowane przez ruch historyczny. W naszych czasach za ostateczną najogólniejszą przyczynę: historycznego ruchu należy uznać rozwój sił wytwórczych, które warunkują kolejne zmiany w stosunkach społecznych ludzi. Obok tej przyczyny ogólnej działają przyczyny specyficzne, tzn. ta sytuacja historyczna, w której odbywa się; rozwój sił produkcyjnych danego narodu i która sama w ostatecznym wyniku jest wytworem rozwoju tych samych sił u innych narodów, czyli tej samej przyczyny ogólniej.

Wreszcie wpływ przyczyn specyficznych zostaje uzupełniony przez wpływ przyczyn indywidualnych, tzn. cech osobistych działaczy społecznych i innych ”przypadkowości”, dzięki którym wydarzenia otrzymują wreszcie swoje indywidualne oblicze. Przyczyny indywidualne nie mogą spowodować zasadniczych zmian w działaniu ogólnych i specyficznych przyczyn, które nadto określają kierunek i zakres wpływów przyczyn indywidualnych. Lecz mimo wszystko nie ulega wątpliwości, że oblicze historii byłoby inne, gdyby przyczyny ”indywidualne, które wywarły na nią wpływ, były zastąpione przez inne przyczyny tego samego rodzaju.

Monod i Lamprecht stoją dotychczas na gruncie natury ludzkiej. Lamprecht niejednokrotnie i kategorycznie głosił, że jego zdaniem, psychika społeczna stanowi główne podłoże zjawisk historycznych. Jest to wielki błąd i w wyniku tego błędu sam przez się godny pochwały zamiar uwzględnienia całokształtu życia społecznego może doprowadzić tylko do jałowego acz rozdmuchanego eklektyzmu - lub u najbardziej konsekwentnych - do rozumowań a la Kablic o zestawieniu znaczenia rozumu i uczucia.

Wróćmy jednak do naszego tematu. Wielki człowiek jest wielki nie dlatego, że jego cechy osobiste nadają indywidualne oblicze wielkim wydarzeniom historycznym, lecz dlatego, że obdarzony jest właściwościami, które czynią go najbardziej zdolnym do służby na rzecz wielkich potrzeb społecznych swego czasu, które zrodziły się. pod wpływem przyczyn ogólnych i specyficznych. Carlyle15 w swej słynnej pracy o bohaterach nazywa wielkich ludzi inicjatorami (beginners). Jest to bardzo trafne określenie. Wielki człowiek jest właśnie inicjatorem, gdyż widzi dalej i pragnie mocniej niż inni. Rozwiązuje on zadania naukowe wyłonione przez dotychczasowy bieg rozwoju umysłowego społeczeństwa; wskazuje nowe potrzeby społeczne, które są wytworem dotychczasowego rozwoju stosunków społecznych; podejmuje inicjatywę zaspokojenia tych potrzeb. Jest bohaterem. Bohaterem nie w tym sensie, jakoby mógł powstrzymać lub zmienić naturalny bieg rzeczy, lecz w tym, że jego działalność jest świadomym i wolnym wyrazem tego koniecznego i nieświadomego biegu. W tym całe jego znaczenie, w tym - cała jego siła, ale znaczenie to jest olbrzymie, siła - straszliwa.

Bismarck twierdził, że nie możemy tworzyć historii, lecz winniśmy czekać, aż zostanie stworzona. Któż jednak jest twórcą historii? Tworzy ją człowiek społeczny, który jest jej jedynym „czynnikiem”. Człowiek społeczny sam tworzy swoje, tzn. społeczne, stosunki. Jeżeli jednak w danym czasie tworzy właśnie takie a nie inne stosunki, to odbywa się to oczywiście nie bez powodu, jest to uwarunkowane przez stan sił produkcyjnych. Żaden wielki człowiek nie może narzucać społeczeństwu tego rodzaju stosunków, które j u ż nie odpowiadają stanowi tych sił lub jeszcze mu nie odpowiadają. W tym sensie nie może on rzeczywiście tworzyć historii i w tym wypadku nadaremnie przesuwałby wskazówki zegara: nie przyśpieszyłby biegu czasu i nie cofnąłby go wstecz. W tym wypadku Lamprecht ma zupełną rację. Bismarck będąc nawet u szczytu swej potęgi nie potrafiłby cofnąć Niemiec do naturalnej gospodarki.

Stosunki społeczne mają swoją logikę: dopóki ludzie pozostają w określonych stosunkach wzajemnych, dopóty nieuchronnie będą czuć, myśleć i postępować właśnie tak, a nie inaczej. Walka działacza społecznego przeciwko tej logice byłaby również daremna; naturalny bieg rzeczy (tzn. ta sama logika stosunków społecznych) obróciłby wniwecz wszystkie jego wysiłki: Skoro jednak wiem, w jakim kierunku zmieniają się stosunki społeczne w wyniku danych zmian w społeczno-ekonomicznym procesie produkcji, wiadome mi jest również, w jakim kierunku zmieni się także psychika społeczna. Mogę więc na nią wywierać wpływ. Wywierać wpływ na psychikę społeczną - to znaczy wywierać wpływ na wydarzenia historyczne. A więc w pewnym sensie mogę jednak tworzyć historię i nie ma potrzeby oczekiwać, dopóki ona sama „się zrobi”.

Monod sądzi, że naprawdę wybitne wydarzenia i jednostki w historii są ważne jedynie jako oznaki i symbole rozwoju instytucji i warunków ekonomicznych. Jest to myśl słuszna, aczkolwiek wyrażona bardzo nieściśle, lecz właśnie dlatego, że jest to myśl słuszna - nieuzasadnione będzie przeciwstawienie działalności wielkich ludzi „powolnemu ruchowi” wymienionych warunków i instytucji. Mniej lub bardziej powolna zmiana „warunków ekonomicznych” zmusza społeczeństwo co pewien czas do mniej lub bardziej Szybkiego przekształcenia swych instytucji. Takie przekształcenie nigdy nie dokonuje się „samo przez się”-wymaga ono zawsze ingerencji ludzi, przed którymi powstają w ten sposób wielkie zadania społeczne. Wielkimi działaczami nazywają się ci właśnie, którzy bardziej niż inni przyczyniają się do rozwiązania tych zadań. Rozwiązać zaś zadanie - to nie tylko być „symbolem” i „oznaką” tego, że zostało ono rozwiązane.

Wydaje nam się, że Monod użył tego przeciwstawienia głównie dlatego, że pociągnęło go przyjemne słówko „powolne”. Słówko to jest lubiane przez wielu współczesnych ewolucjonistów. Takie upodobanie jest psychologicznie zrozumiałe, rodzi siłę ono nieuchronnie w lojalnym środowisku umiarkowania i stateczności. Logicznie jednak nie wytrzymuje ono krytyki, jak dowiódł tego już Hegel.

I nie tylko dla samych „inicjatorów”, nie tylko dla „wielkich” ludzi otwarte jest szerokie pole działania. Jest ono otwarte dla wszystkich mających oczy - by widzieć, uszy - by słyszeć, i serce - by kochać swych bliźnich. Pojęcie wielki jest pojęciem względnym. W moralnym sensie wielki jest każdy, kto według słów ewangelii „oddaje duszę za przyjacioły swe”.


Przypisy

1 Kablic I. I. (1848-1893) - literat-narodnik. W 70-ch latach - bakuninista; w 80 i 90-ch - jeden z reprezentantów reakcyjnego narodnictwa. Artykuł Kablica „Rozum i uczucie jako czynniki postępu” był ogłoszony najpierw w nr 6 i 7 literacko-politycznego pisma „Niediela” z r. 1878. W tym właśnie piśmie na końcu -lat 70-clh Kablic wykładał swe teorie.

2 Mowa o N. K. Michajłowskim - ideologu rosyjskiego liberalnego narodnictwa, który natychmiast po ukazaniu się wspomnianego artykułu Kablica zareagował nań w swych „Literaturnych zamietkach” 1878 r.

2a Kwietyzm - (łac. quies - spokój) mistyczny prąd na schyłku XVII stulecia. Według kwietystów wyższa doskonałość chrześcijańska polega na zupełnym spokoju i biernym podporządkowaniu się boskiej woli, kontemplacji i wewnętrznym skupieniu. W praktyce oznaczało to zupełną bezczynność zarówno w zwalczaniu zła jak też dążeniu do dobra. - Red.

2b Francuza XVIII stulecia bardzo by zdziwiło takie połączenie materializmu z dogmatyką religijną. W Anglii nikogo to nie dziwiło. Priestley sam był człowiekiem bardzo wierzącym. Co kraj to obyczaj.

Necessarianie - angielska sekta religijna, która negowała wolność woli i uważała, że człowiek działa nie z własnej woli, lecz zgodnie z przeznaczeniem. - Red.

3 Lanson Gustaw (1857-1934) - francuski znawca literatury historyczno-kulturalnej szkoły, reprezentant empiryzmu.

3a Wiadomo, iż według nauki Kalwina wszystkie czyny ludzi są z góry predestynowane przez boga. Praedestinationem vocamus aeternum Dei decretum, quo apud se constitutum habuit, quod de uno quoque homine fieri valet (przeznaczeniem nazywamy decyzję boga, zgodnie z którą ustala on to, co niechybnie musi mieć silę w stosunku do poszczególnego człowieka). (Institutio, lib. III, cap. 5). Według tejże nauki bóg wybiera niektórych spośród sług swoich dla wyzwolenia niesprawiedliwie uciskanych narodów. Takim był Mojżesz, oswobodziciel Izraela. Wszystko świadczy o tym, że również Cromwell poczytywał siebie za takie same narzędzie boga, stale i prawdopodobnie wskutek całkiem szczerego przekonania nazywał swe czyny owocem boskiej woli. Wszystkie te czyny były dlań z góry obleczone w szatę konieczności. Okoliczność ta nie tylko nie przeszkadzała mu w dążeniu do coraz to nowych zwycięstw, lecz nadawała temu dążeniu nieposkromioną siłę.

3b Przy tym obstaję i inaczej nie mogę. - Red.

4 Stammler Rudolf (ur. 1856) - niemiecki filozof, prawnik, neokantysta; negował istnienie prawidłowości w przebiegu historycznego procesu; zażarty wróg marksizmu.

4a „C'est comme si l'aiguille aimantee prenait plaisir de se tourner vers le nord, car elle croirait tourner independamment de quelque autre cause, ne s'apercevant pas des mouvemeititś insensibles de la matiere magnetique”. Leibnitz, Theodicee, Lausanne, MDCCLX, p. 598 („tak samo jakby strzałka magnesowa nie widząc działania magnetyzmu i wmawiając sobie, że obraca się niezależnie od jakiejkolwiek przyczyny, znajdowała przyjemność w tym, że sama obraca się ku północy”).

4b Przytoczymy jeszcze jeden przykład jaskrawo ilustrujący siłę uczuć ludzi tej kategorii. Renee, księżniczka z Ferrary (córka Ludwika XV) pisze w liście do swego nauczyciela, Kalwina: „Nie, nie zapomniałam tego, co mi Pan pisał: że Dawid żywił śmiertelną nienawiść do wrogów bożych; i ja sama nigdy nie będę postępowała inaczej; bo gdybym wiedziała, że król, mój ojciec, i królowa, moja matka, i zmarły pan mój mąż (feu monsieur mon mari), oraz wszystkie moje dzieci odtrącone są przez Boga, znienawidziłabym ich śmiertelną nienawiścią i chciałabym, by trafili do piekła” itd. Jakąż straszliwą wszechburzącą energię mogli wykazać ludzie żywiący podobne uczucia! A przecież ludzie ci negowali wolność woli

5 Simmel Georg (1858-1918) - niemiecki filozof i socjolog,, idealista, zwolennik Kanta.

5a Subiektywiści rosyjscy - narodnicy - P. Ławrow, N. Michajłowski, N. Karejew i in. - Red.

5b „Rosyjscy uczniowie” - socjaldemokraci-marksiści. Określenia tego używano w legalnych wydawnictwach marksistowskich w Rosji celem zmylenia cenzury. - Red.

5c „Die Notwendigkeit wird nicht dadurch zur Freiheit, dass sie verschwindet, Sondern dass nur ihre noch innere [dentitat manifestiert wird” - Hegel, Wissenschaft der Logik, Nurnberg, 1816, Zweites Buch, S. 281 („Konieczność staje się wolnością nie wskutek tego, że znika, lecz tvlko wskutek tego, że ujawnia sie jej wewnętrzna na razie tożsamość”).

5d Tenże stary Hegel doskonale mówi w innym miejscu: „Die Freiheit ist dies, Nichts zu wollen als sich”. Werke, B. 12, S. 98 (Philosophie der Religion) - (Wolność jest potwierdzeniem własnego Ja).

6 Karejew Mikołaj (1850-1931) - rosyjski publicysta, historyk-idealista, zwolennik „subiektywnej szkoły” w socjologii.

6a Akakij Akakijewicz - postać z opowiadania Gogola: „Szynel”,- Red.

6b Quantite negligeable - coś, co nie zasługuje na uwagę. - Red.

6c W dążeniu do syntezy wyprzedził nas tenże p. Karejew. Niestety nie wyszedł on poza uświadomienie sobie tej prawdy, że człowiek składa się z duszy i ciała.

7 Lamprecht Karol (1856-1915) - niemiecki historyk, autor wielotomowej historii Niemiec.

7a Horribile dictu. - O zgrozo! - Red.

7b Nie poruszając innych filozoficzno-historycznych artykułów Lamprechta mieliśmy tu i będziemy mieli na względzie jego artykuł: „Der Ausgang des Geschichtswissenschaftlichen Kampfes”. „Die Zukunft”, 1897, nr 44.

8 Vico Giovanni (1668-1744) - włoski filozof i historyk pierwszej połowy XVIII wieku. Monteskiusz - francuski filozof i historyk drugiej połowy XVIII wieku. Herder - niemiecki filozof i historyk drugiej połowy XVIII wieku. W swych pracach usiłowali oni przedstawić bieg historycznych wydarzeń jako niezależny od woli i zamierzeń królów, działaczy państwowych i panujących. Vico twierdził, że historię narodów cechuje pewna prawidłowość, przechodzą one jednak ten sam krąg rozwoju, określony jakoby boskim przeznaczeniem. Monteskiusz i Herder usiłowali uzasadnić prawidłowość ruchu historycznego wpływem przyrody na społeczeństwo ludzkie głównie klimatu, środowiska geograficznego.

9 Mably Gabriel Bonnet (1709-1785) - francuski utopista-komunista. Główną przyczynę historycznych zmian upatrywał w działalności królów i wybitnych ludzi.

9a Patrz: Oeuvres completes de 1'abbe de Mably; Londres 1789, tome quatrieme p. 3, 14-22, 34 et 192.

9b Ibidem, p. 109.

10 Guizot, Mignet, Thierry - francuscy historycy epoki Restauracji (1814-1830). Broniąc ustroju burżuazyjnego przed feudalną reakcją oraz rewolucyjnym ruchem proletariatu rozwijali oni poglądy o niewzruszoności burżuazyjnych stosunków własnościowych, upatrywali w walce klasowej burżuazji najważniejszy postępowy czynnik społecznego rozwoju owych czasów. Według nich, przebieg historycznych wydarzeń jest nieuchronny, niezależny od woli i zamierzeń panujących i dlatego rola jednostki w historii nie może być istotna. Thiers - reakcyjny francuski działacz państwowy, publicysta i historyk, organizator okrutnego zdławienia Paryskiej Komuny.

11 Beaumarchais (1732-1799) - ideolog rodzącego się, rosnącego w silę trzeciego stanu w okresie poprzedzającym Wielką Rewolucję Francuską, wystąpił jako gorący przeciwnik przedstawiania w postaciach bohaterów królów i dworskiej arystokracji. Walczył o literaturę realistyczną odtwarzającą zwyczajnych, niezmyślonych ludzi zgodnie z upodobaniami burżuazji.

11a Por. pierwszy z listów o „Historii Francji” z „Essai sur le genre dramatiąue serieux” w pierwszym tomie Oeuvres completes Beaurnarchais.

11b Oeuvres completes de chateaubriand, Paris 1860 t. VII p. 58 Polecamy uwadze czytelników również następną stronę. Można pomyśleć, że napisał ją p. M. Michajłowski.

11c Patrz: „Considerations sur 1'histore de France” załączone do „Recits des temps Merovingiens”, Paris 1840, p. 72.

11d W artykule, poświęconym 3-mu wydaniu „Historii rewolucji francuskiej” Migneta, Sainte-Beuve w następujący sposób scharakteryzował stosunek tego historyka do jednostki „A la vue des vastes et profondes emotions populaires qu'il avait a decrire, au spectacle de 1'impuissance et du neant ou tombent les plus sublimes genies, les vertus les plus saintes, alors que les masses se soulevent, ii s'est pris de pitie pour les individus, n'a vu en eux pris isolement que faiblesse et ne leur a reconnu d'action efficace, que dans leur union avec la multitude”.

(Na widok szerokich i głębokich ruchów ludowych, które miał opisać obserwując niezdolność i bezsilność najwznioślejszych geniuszy, najświetniejszych cnót, gdy powstają masy, ogarniało go politowanie nad jednostką, nie widział w jednostce wziętej z osobna nic prócz słabości i nie przyznawał jej zdolności do realnych czynów w oderwaniu od masy).

12 Sainte-Beuve Charles Augustin (1804 - 1869) - francuski poeta i krytyk literacki. W literaturoznawstwie zastosował historyczno-biograficzną metodę badania. Działalność jednostki rozpatrywał idealistycznie w oderwaniu od warunków społecznych.

Streszczając tu poglądy Sainte-Beuve'a Plechanow opiera się na dwóch jego artykułach wydrukowanych w piśmie „Globe”. Jeden z nich jest poświęcony piątemu i szóstemu tomowi „Historii francuskiej rewolucji” Thiersa i datowany; jest 19 stycznia 1826 roku; drugi datowany 28 marca 1826 r. -3-mu wydaniu „Historii francuskiej rewolucji” Migneta.

12a Wojna o sukcesję austriacką toczyła się od 1740 do 1748 roku pomiędzy Austrią, popieraną przez Anglię i Holandię, a pod koniec wojny również przez Rosję, z jednej strony, i skoalizowanymi Prusami, Hiszpanią, Francją i kilku niemieckimi i włoskimi państwami - z drugiej. Przeciwnicy Austrii pretendowali na część jej ziemi po śmierci cesarza Karola VI, którego tron wobec braku męskiego potomstwa dziedziczyła jego córka, Maria Teresa. W wyniku wojny Austria straciła większą część uprzemysłowionego Śląska, który zagarnęły Prusy, oraz niektóre posiadłości we Włoszech. - Red.

12b Wojna Ludwika XV o sukcesję austriacką rozpoczęta w sprzyjających warunkach, toczyła się ze zmiennym powodzeniem. Na podstawie pokoju akwizgrańskiego, którym zakończyła się ona w 1748 r., Francja musiała oddać przeciwnikowi wszystkie swe zdobycze w Niderlandach. - Red.

12c Wojna siedmioletnia (1756-1763 r.) - wojna pomiędzy Prusami i Anglią z jednej strony a Francją, Austrią, Rosją Saksonią i Szwecją z drugiej.- - Red.

13 Pompadour Jeanne Antoinette (1721-1764) - faworytka francuskiego króla Ludwika XV, odgrywała wybitną rolę w wewnętrznej i zewnętrznej polityce Francji..

13a Inni zresztą twierdzą, że winien był nie Soubise, lecz Broglie, który nie czekał na swego towarzysza nie chcąc dzielić z nim laurów zwycięstwa. Dla nas nie ma to żadnego znaczenia, gdyż w najmniejszym stopniu nie zmienia istoty sprawy.

13b Francuski marszałek Turenne i król szwedzki Gustaw II Adolf - bohaterowie wojny trzydziestoletniej (1618-1649), - Red.

13c „Histoire de France”, 4-me edition, t. XV, p. 520-21.

13d Patrz; „Memoires de madame du Hausset”, Paris 1824, p. 181.

13e Lettres de la marquise de Pompadour”, Londres 1772, t. I.

13f 21 stycznia 1793 roku został stracony na gilotynie francuski król Ludwik XVI. - Red,

13g Termidoriańska reakcja - 9 termidora (27 lipca 1794) kontrrewolucyjny przewrót zniósł dyktaturę drobnej burżuazji we Francji. Po przewrocie zapanowała reakcja polityczna i społeczna. - Red.

13h Termidor, floreal, prairial, messidor, brumaire itd., nazwy miesięcy rewolucyjnego kalendarza wprowadzonego przez Konwent jesienią 1793 r. dla podkreślenia zerwania rewolucji ze starym kościołem. - Red.

13i Osiemnastego brumaire'a VIII roku republiki (9 listopada 1799 r.) generał Napoleon Bonaparte dokonał przewrotu państwowego, który doprowadził do zniesienia władzy Dyrektoriatu, utworzenia Konsulatu, a następnie cesarstwa. - Red.

13j „La Vie en France sous le premier Empire par le vicomte de Broc”, Paris 1895, pp. 35-36 i następne.

13k Możliwe, że wówczas Napoleon wyjechałby do Rosji, dokąd zamierzał jechać zaledwie kilka lat przed rewolucją. Tu wyróżniłby się prawdopodobnie w bitwach z Turkami lub góralami kaukaskimi, lecz nikomu by na myśl nie przyszło, że ten biedny, lecz zdolny oficer w sprzyjających okolicznościach mógłby stać się władcą świata.

13l Patrz: „Histolre de France”, par V. Duruy, Paris 1893, t. II, pp. 524-525.

13m Za Ludwika XV tylko jeden z przedstawicieli trzeciego stanu, Chevert, zdobył rangę generała dywizji. Za Ludwika XVI kariera wojenna ludzi tego stanu była jeszcze trudniejsza. Patrz: Rambeaud, „Histoire de la civilisation francaise”, sixieme edition, t. II, p. 226.

13n „Histoire de la Peinture en Italie”, Paris 1892, pp. 24-25.

13o W r. 1608 urodzili się Terborch, Brouwer i Rembrandt, w r. 1610 - Adrian van Ostade i Ferdynand Bol; w r. 1613 - Van der Helst i Gerard Dou; w r. 1615.- Metsua; w 1620 - Wouwerman; w 1621 - Werniks, Ewerdingen i Pynącker; w 1624 - Berghem; w 1629 - Paul Pot-ter; w 1626 - Jan Steen; w 1630 - Ruisdael; w 1637 - Van der Heyden; w 1638 - Hobbema; w 1639 - Adrian Van der Velde.

13p „Szekspir, Beaumont, Fletcher, Johnson, Webster; Massinger; Ford; Middleton i Heywood zjawili się równocześnie lub jeden za drugim i stanowią nowe pokolenie, które dzięki sprzyjającej sytuacji bujnie rozkwitło na gruncie przygotowanym wysiłkiem poprzedniego pokolenia”. Taine, „Histoire de la litterature anglaise”, Paris 1863, t. I, p. 468.

13r Taine, „Historie de la litterature anglaise”, Paris 1863, t. II, p. 5.

13s „Systeme de la Nature” - główne dzieło francuskiego materialisty XVIII stulecia, Holbacha. - Red.

13t Czyli do takiego wniosku dochodzili, gdy rozpoczynali rozważania nad prawidłowością biegu wydarzeń historycznych. Natomiast kiedy niektórzy z nich po prostu opisywali te wydarzenia, przypisywali oni pierwiastkom indywidualnym nawet przesadne znaczenie. Nas jednak interesują teraz nie ich opowiadania, lecz rozważania.

14 Bossuet (1627-1704) - francuski, filozof i pisarz, biskup i kaznodzieja. Rozpatrywał historię społeczeństwa ludzkiego biorąc za punkt wyjścia biblię.

15 Carlyle Tomasz (1795-1881) - angielski historyk i pisarz, ulegał wpływowi niemieckiej idealistycznej filozofii. Upatrywał w bohaterach głównych twórców historii.


[Powrót na stronę główną] [Powrót do spisu prac Plechanowa]