9. SAP (Socjalistyczna Partia Robotnicza)

Nazywać SAP "socjalfaszystowską" bądź "kontrrewolucyjną" partią mogą tylko rozwścieczeni funkcjonariusze, którzy uważają, że wszystko im wolno, albo głupie papugi, które powtarzają przekleństwa nie rozumiejąc ich znaczenia. Lecz udzielanie awansem swego zaufania organizacji, która po zerwaniu z socjaldemokracją znajduje się póki co na drodze między reformizmem a komunizmem pod kierownictwem bardziej zbliżonym do reformizmu, niż do komunizmu - byłoby niewybaczalną lekkomyślnością i tanim optymizmem. Lewa Opozycja i w tej kwestii nie ponosi najmniejszej odpowiedzialności za politykę Urbahnsa .

SAP nie posiada programu. Nie chodzi o formalny dokument - program ma siłę jedynie w tym przypadku, gdy jego tekst wiąże się z rewolucyjnym doświadczeniem partii, z lekcjami walk, które weszły w ciało i krew jej kadr. Niczego takiego SAP nie posiada. Rewolucja rosyjska, jej poszczególne etapy, walki jej frakcji; niemiecki kryzys 1925 roku; wojna domowa w Bułgarii; wydarzenia rewolucji chińskiej; walki angielskiego proletariatu (1926r.); hiszpański kryzys rewolucyjny -wszystkie te wydarzenia, które w świadomości rewolucjonisty winny być żywe, jak kamienie milowe politycznej drogi, dla kadr SAP - to jedynie mgliste gazetowe wspomnienia a nie przetrawione rewolucyjne doświadczenie.

Że partia robotnicza musi prowadzić politykę jednolitofrontową - jest rzeczą bezsporną. Lecz polityka jednolitofrontowa ma swe niebezpieczeństwa. Prowadzić z powodzeniem taką politykę może jedynie zahartowana partia rewolucyjna. W każdym razie polityka jednolitofrontowa nie może być programem rewolucyjnej partii. A tymczasem na tym opiera się dziś cała działalność SAP. W rezultacie - polityka jednolitofrontowa przenosi się do wnętrza partii, tj. służy do zacierania sprzeczności między różnymi tendencjami, A to właśnie jest podstawową funkcją centryzmu.

Gazeta codzienna SAP jest przepojona duchem połowiczności. Mimo odejścia Strobela, gazeta pozostaje na poły pacyfistyczną a nie marksistowską. Poszczególne rewolucyjne artykuły nie zmieniają jej fizjonomii, przeciwnie, jeszcze bardziej ją uwypuklają. Gazeta wpada w zachwyt nad niesmacznym, duchowo do głębi drobnomieszczańskim listem Küstera do Brüninga na temat militaryzmu. Oklaskuje duńskiego "socjalistę", byłego ministra swego króla, za odmowę wzięcia udziału w rządowej delegacji na zbyt poniżających warunkach. Centryzm zadowala się małym. A rewolucja żąda rzeczy wielkich. Rewolucja żąda wszystkiego, całkowicie.

SAP potępia politykę związkową KPD - rozłam w związkach zawodowych i powołanie RGO (Czerwonej Opozycji Związkowej). Niewątpliwie, polityka KPD także i w sferze związków zawodowych jest głęboko błędna - kierownictwo Łozowskiego niemało kosztuje międzynarodową proletariacką awangardę. Lecz krytyka SAP jest nie mniej błędna. Wcale nie o to chodzi, że KP "wprowadza rozłam" w szeregi proletariatu i "osłabia" socjaldemokratyczne związki zawodowe. Nie jest to kryterium rewolucyjne, bowiem przy obecnym kierownictwie związki zawodowe nie służą robotnikom lecz kapitalistom. Przestępstwo KP nie na tym polega, że "osłabia" ona organizację Leiparta, a na tym, że osłabia ona siebie. Przynależność komunistów do reakcyjnych związków zawodowych nie jest dyktowana abstrakcyjną zasadą jedności a koniecznością walki o oczyszczenie organizacji od agentów kapitału. W SAP ten aktywny, rewolucyjny, ofensywny element polityki ustępuje w obliczu gołej zasady jedności związków zawodowych, kierowanych przez agentów kapitału.

SAP oskarża partię komunistyczną o skłonność do puczyzmu. Oskarżenie takie także ma oparcie w pewnych faktach i metodach - ale zanim uzyska się prawo do rzucania takich oskarżeń, SAP powinna dokładnie sformułować i pokazać w praktyce, jak sama odnosi się do podstawowych problemów proletariackiej rewolucji. Mieńszewicy zawsze oskarżali bolszewików o blankizm i awanturnictwo, tj. o puczyzm. Tymczasem leninowska strategia daleka była od puczyzmu, jak niebo od ziemi. Ale Lenin rozumiał i innych uczył rozumieć znaczenie "sztuki powstania" w proletariackiej walce.

Krytyka SAP w tej części przybiera tym bardziej podejrzany charakter, im bardziej opiera się ona na Paulu Levi, który przestraszył się dziecięcych chorób partii komunistycznej i wolał od nich starczy marazm socjaldemokracji. Na naradach w wąskim kręgu na temat wydarzeń marcowych 1921 roku w Niemczech Lenin mówił o Levim:

"Człowiek całkiem stracił głowę". Co prawda, Lenin natychmiast filuternie dodawał: "Ten w każdym razie miał co tracić a o innych i tego nie można powiedzieć". Jako "inni" figurowali: Bela Kun, Thalheimer i in. Że Paul Levi miał głowę na karku - nie można zaprzeczyć. Ale wątpliwe jest, by człowiek, który stracił głowę i w takim stanie dokonał skoku z szeregów komunizmu do szeregów reformizmu, nadawał się na nauczyciela partii proletariackiej. Tragiczny koniec Levi'ego - skok z okna w nieprzytomnym stanie - jakby symbolizuje jego polityczną orbitę.

O ile centryzm jest dla mas jedynie przejściem od jednego etapu do drugiego, to dla poszczególnych polityków centryzm może się stać drugą naturą. Na czele SAP stoi grupa zrozpaczonych socjaldemokratycznych funkcjonariuszy, adwokatów, dziennikarzy - ludzi w takim wieku, gdy polityczne wychowanie trzeba uważać za zakończone. Zrozpaczony socjaldemokrata nie oznacza jeszcze rewolucjonisty.

Przedstawicielem tego typu - najlepszym przedstawicielem - jest Georg Ledebour. Dopiero niedawno miałem okazję przeczytać protokoły z jego procesu sądowego w roku 1919. I nie raz w czasie lektury w myślach oklaskiwałem starego bojownika, jego szczerość, temperament, szlachetność jego natury. Ale granic centryzmu Ledebour nie przekroczył. Gdzie chodzi o akcje masowe, o wyższe formy walki klasowej, o ich przygotowanie, o wzięcie na partię otwarcie odpowiedzialności za kierownictwo masowych walk - tam Ledebour pozostaje tylko najlepszym przedstawicielem centryzmu. To dzieliło go od Libknechta i Róży Luxemburg. To dzieli go dziś od nas.

Oburzając się, że Stalin oskarża radykalne skrzydło starej niemieckiej socjaldemokracji o bierny stosunek do walki narodów uciskanych, Ledebour powołuje się na to, że właśnie w kwestii narodowej przejawiał on zawsze dużą inicjatywę. Jest to całkiem bezsporne. Osobiście Ledebour zawsze z dużą pasją reagował na nuty szowinizmu w starej niemieckiej socjaldemokracji, bynajmniej nie ukrywając przy tym silnie w nim rozwiniętych niemieckich uczuć narodowych. Ledebour zawsze był najlepszym przyjacielem rosyjskich, polskich i innych rewolucyjnych emigrantów i wielu z nich zachowało ciepłe wspomnienia o starym rewolucjoniście, którego w szeregach socjaldemokratycznej biurokracji z pobłażliwą ironią nazywano "Ledeburow", bądź "Ledeburski".

I tym nie mniej Stalin, który nie zna ani faktów, ani literatury tego czasu, ma w tej sprawie rację, w każdym razie, gdy powtarza ogólną ocenę Lenina. Próbując protestować, Ledebour tylko potwierdza tę ocenę. Powołuje się on na to, że w swych artykułach wyrażał niejednokrotnie oburzenie na partie II Międzynarodówki, które z całkowitym spokojem spoglądały na przykład na działalność swego współczłonka Ramsay'a Mac Donalda, który rozwiązuje problem narodowy Indii za pomocą bombardowań lotniczych. W tym oburzeniu i proteście Ledebour w sposób bezsporny i zaszczytny odróżniał się od jakiegoś tam Otto Bauera, nie mówiąc już o Hilferdingu, czy Welsie - tym panom do demokratycznych nalotów bombowych brakuje tylko Indii.

Tym nie mniej stanowisko Ledeboura także w tej sprawie nie wykracza poza granice centryzmu. Ledebour żąda walki z kolonialnym uciskiem; będzie on w parlamencie głosował przeciwko kredytom kolonialnym; weźmie na siebie śmiałą obronę ofiar stłumionego kolonialnego powstania. Ale Ledebour nie weźmie udziału w przygotowaniu kolonialnego powstania. Taką robotę uzna on za puczyzm, awanturnictwo, bolszewizm. A w tym - cała sprawa.

Cóż charakteryzuje bolszewizm w kwestii narodowej - to, że traktuje on uciskane narody, choćby i najbardziej zacofane, nie tylko jako przedmiot, lecz także jako podmiot polityki. Bolszewizm nie ogranicza się do przyznawania im "prawa" do samookreślenia i do parlamentarnych protestów przeciwko deptaniu tego prawa. Bolszewizm przenika do uciskanych narodów, stawia je do walki przeciwko ciemięzcom, wiąże ich walkę z walką proletariatu krajów kapitalistycznych, uczy uciskanych Chińczyków, Hindusów czy Arabów sztuki powstania i bierze na siebie pełną odpowiedzialność za tę robotę przed obliczem cywilizowanych katów. I tu dopiero zaczyna się bolszewizm, tj. rewolucyjny marksizm w działaniu. Wszystko, co nie dochodzi do tej granicy, pozostaje centryzmem.

Politykę partii proletariackiej niekiedy nie sposób ocenić poprawnie w oparciu jedynie o narodowe kryteria. Dla marksisty jest to aksjomat. Jakież są więc międzynarodowe powiązania i sympatie: SAP? Norwescy, szwedzcy, holenderscy centryści, organizacje, grupy, bądź poszczególne osoby, którym ich bierny peryferyjny charakter pozwala trzymać się między reformizmem a komunizmem - tacy oto są najbliżsi jej przyjaciele. Angelika Bałabanowa jest postacią symboliczną dla międzynarodowych powiązań SAP - jeszcze i teraz próbuje skleić nową partię z odłamków Międzynarodówki 21/2 .

Leon Blum, obrońca reparacji, socjalistyczny kum bankiera Oustrica, zowie się na stronicach gazety Seidewitza "towarzyszem". Cóż to - uprzejmość? Nie - niepryncypialność, brak charakteru, brak kręgosłupa. "Czepianie się drobiazgów!" - powie jakiś gabinetowy mędrzec. Nie, w takich drobiazgach polityczne kulisy ujawniają się znacznie dokładniej i bardziej prawdziwie, niż w abstrakcyjnym uznaniu Rad, nie popartym rewolucyjnym doświadczeniem. Nie ma sensu ośmieszać się, nazywając Bluma "faszystą". Lecz kto nie czuje pogardy i nienawiści do tego politycznego gatunku, ten nie jest rewolucjonistą.

SAP odcina się od "towarzysza" Otto Bauera w tych granicach, w jakich odcina się od niego Maks Adler. Dla Rosenfelda i Seidewitza Bauer jest tylko przeciwnikiem ideowym, być może tylko chwilowym, gdy dla nas - nieprzejednanym wrogiem, który zaprowadził proletariat Austrii w przerażające bagno.

Maks Adler - to dość wrażliwy centrystyczny barometr. Nie wolno negować pożytku takiego miernika, ale wiedzieć trzeba, że rejestrując zmiany pogody, nie jest on zdolny na nią wpływać. Pod naciskiem kapitalistycznej ślepozaułkowości, Maks Adler teraz znów, nie bez filozoficznych żalów, gotów jest uznać nieuchronność rewolucji. Lecz cóż to za uznanie! Ileż zastrzeżeń i westchnień! Byłoby najlepiej, gdyby II i III Międzynarodówka zjednoczyły się. Najlepiej by było wprowadzić socjalizm drogą demokratyczną. Ale, niestety, sposób ten jest najwidoczniej nierealny. Najwidoczniej także i w krajach cywilizowanych, nie tylko w barbarzyńskich, robotnicy będą musieli - niestety, niestety - dokonać rewolucji. Ale i to melancholijne uznanie rewolucji - jest jedynie faktem literackim. Takich warunków, w których Maks Adler mógłby powiedzieć - "Godzina wybiła!" - w historii nie było i nigdy nie będzie. Ludzie typu Adlera zdolni są do usprawiedliwienia rewolucji w przeszłości, do uznania jej nieuchronności w czasie przyszłym, lecz nigdy nie mogą uznać jej w dniu dzisiejszym. Całą tę grupę starych lewicowych socjaldemokratów, których nie zmieniła ani wojna imperialistyczna, ani rewolucja rosyjska - trzeba uznać za beznadziejną. Jako barometry - proszę bardzo. Jako rewolucyjni przywódcy - nie!

* * *

W końcu grudnia SAP zwróciła się do wszystkich robotniczych organizacji z wezwaniem do zwołania w całym kraju zebrań, na których mówcy wszystkich kierunków dysponowaliby jednakowym czasem. Jasne - tą drogą niczego nie sposób osiągnąć. Jakiż to w gruncie rzeczy ma sens, by komunistyczna, czy socjaldemokratyczna partia dzieliła na równych prawach trybunę z Brandlerem, Urbahnsem i innymi przedstawicielami organizacji i ugrupowań zbyt mało znaczących, by pretendowały do odrębnego miejsca w ruchu? Jedność frontu - jest jednością komunistycznych i socjaldemokratycznych mas robotniczych a nie spółką politycznych ugrupowań pozbawionych mas.

Powiedzą nam - blok Rosenfelda-Brandlera-Urbahnsa jest jedynie blokiem propagandy na rzecz jednolitego frontu. Lecz właśnie w dziedzinie propagandy blok jest niedopuszczalny. Propaganda musi opierać się na jasnych zasadach, na określonym programie. Oddzielnie maszerować - razem bić. Blok - tylko dla praktycznych masowych działań. Odgórne spółki bez pryncypialnych podstaw niczego prócz zamętu, nie przyniosą.

Pomysł wysunięcia kandydatury na prezydenta w imieniu jednolitego frontu robotniczego jest ideą z gruntu błędną. Kandydata można zgłaszać w oparciu o określony program. Partia nie ma prawa rezygnować w czasie wyborów z mobilizacji swych zwolenników i podliczania swych sił. Kandydatura partyjna, przeciwstawna wszystkim innym kandydaturom, w żadnym wypadku nie może przeszkadzać porozumieniu z innymi organizacjami, mającym na celu bezpośrednie bojowe zadania. Komuniści, czy należą oni do oficjalnej partii, czy też nie, ze wszystkich sił popierają kandydaturę Thälmanna. Chodzi nie o Thälmanna a o sztandar komunizmu. Jego to będziemy bronić przeciwko wszystkim innym partiom. Burząc uprzedzenia zaszczepione przez stalinowską biurokrację szeregowym komunistom. Lewa Opozycja utoruje sobie drogę do ich świadomości [7].

* * *

Jakaż to była polityka bolszewików w stosunku do organizacji robotniczych i "partii" ewoluujących na lewo od reformizmu, czy też od centryzmu - do komunizmu?

W Piotrogrodzie w 1917 roku istniała organizacja "międzydzielnicowców" obejmująca około 4.000 robotników. Organizacja bolszewicka liczyła w Piotrogrodzie dziesiątki tysięcy robotników. Tym nie mniej, komitet piotrogrodzki bolszewików we wszystkich sprawach zawierał porozumienie z "międzydzielnicowcami", uprzedzał ich o wszystkich swych planach i tym ułatwiał pełne zespolenie.

Można zaoponować, że "międzydzielnicowcy" byli politycznie bliscy bolszewikom. Lecz sprawa nie ogranicza się do "międzydzielnicowców". Gdy mieńszewicy-internacjonaliści (grupa Martowa) przeciwstawili się socjalpatriotom, bolszewicy robili dosłownie wszystko, by doprowadzić do współdziałania z martowcami i jeśli w większości przypadków nie udawało się tego osiągnąć, to bynajmniej nie z winy bolszewików. Dodać trzeba, że mieńszewicy-internacjonaliści formalnie pozostawali w obrębie wspólnej partii z Ceretelim i Danem.

Ta sama taktyka, lecz w bez porównania szerszej skali została powtórzona w stosunku do lewicowych socjal-rewolucjolistów. Bolszewicy wciągnęli część lewicowych eserowców nawet do Komitetu Wojskowo-Rewolucyjnego, tj. organu przewrotu, chociaż w tym czasie lewicowi eserowcy wciąż jeszcze należeli do wspólnej partii z Kiereńskim, przeciwko któremu przewrót był bezpośrednio skierowany. Oczywiście, nie było to zbyt logiczne ze strony lewicowych eserowców i dowodziło, że w głowach mieli nie wszystko po kolei. Lecz gdyby czekać na moment, gdy we wszystkich głowach wszystko będzie po kolei, na świecie nigdy nie doszłoby do zwycięskich rewolucji. Bolszewicy utworzyli potem z partią lewicowych eserowców (lewicowych "korniłowców", bądź lewicowych "faszystów" - zgodnie z obecną terminologią) blok rządowy, który utrzymał się kilka miesięcy i skończył się dopiero po powstaniu lewicowych eserowców.

Oto jak Lenin reasumował doświadczenie bolszewików względem ewoluujących na lewo centrystów: "Prawidłowa taktyka komunistów powinna polegać na wykorzystaniu tych wahań, bynajmniej nie na ich ignorowaniu; wykorzystanie wymaga ustępstw w stosunku do tych elementów, wtedy i o tyle, gdy, kiedy i o ile zwracają się one do proletariatu - wraz z walką przeciwko tym, którzy zawracają w kierunku burżuazji... Pochopną decyzją - "żadnych kompromisów, żadnego lawirowania" - można tylko zaszkodzić sprawie umocnienia rewolucyjnego proletariatu"... Taktyka bolszewików i w tym przypadku nie miała nic wspólnego z biurokratycznym ultymatyzmem!

Thälmann i Remmele nie tak przecież dawno sami byli w Niezależnej Partii Socjaldemokratycznej. Jeśli wytężą pamięć, to być może uda im się odtworzyć swe polityczne samopoczucie w tych latach, gdy po zerwaniu z socjaldemokracją wstępowali do niezależnej partii i pchali ją na lewo. A gdyby ktoś im wówczas powiedział, że stanowią jedynie "lewicowe skrzydło monarchistycznej kontrrewolucji"? Zapewne stwierdziliby, że ich oskarżyciel jest pijany albo szalony, tymczasem sami teraz tak właśnie określają SAP!

Przypomnijmy jakie wnioski wyciągnął Lenin z powstania Niezależnej Partii: "Dlaczego w Niemczech taka sama, w pełni jednorodna (jak w Rosji w 1917 r.) ciągota robotników z prawa na lewo doprowadziła do wzmocnienia nie od razu komunistów, a najpierw przejściową partię "niezależnych"... Najwidoczniej jedną z przyczyn była błędna taktyka niemieckich komunistów, którzy winni byli bez obaw i uczciwie błąd ten uznać i nauczyć się naprawić... Błąd polegał na licznych przejawach tej "lewicowej" choroby dziecięcej, która teraz uzewnętrzniła się i tym lepiej, tym szybciej, z tym większą korzyścią dla organizmu będzie wyleczona". Ależ jest to napisane wprost dla dnia dzisiejszego!

Obecna niemiecka partia komunistyczna jest znacznie silniejsza, niż ówczesny Związek Spartakusa. Lecz jeśli teraz dochodzi do powtórnego wydania niezależnej partii, częściowo pod tymże kierownictwem, tym cięższa wina spada na partię komunistyczną.

Powstanie SAP jest faktem zawierającym w sobie sprzeczności. Byłoby, rzecz jasna, lepiej, gdyby robotnicy weszli bezpośrednio do partii komunistycznej. Ale w tym celu partia komunistyczna powinna była prowadzić inną politykę i mieć inne kierownictwo. Przy ocenie SAP punktem wyjścia nie jest idealna partia komunistyczna, a ta, która istnieje w rzeczywistości. O ile partia komunistyczna, pozostając na pozycjach biurokratycznego ultymatyzmu, przeciwdziałała siłom odśrodkowym wewnątrz socjaldemokracji, o tyle powstanie SAP stało się faktem nieuchronnym i postępowym.

Postępowość tego faktu niezwykle jednak osłabia centrystowskie kierownictwo. Gdy się umocni - zgubi to SAP. Godzenie się z centryzmem SAP ze względu na jej ogólnie postępową rolę oznaczałoby likwidowanie tym samym owej postępowej roli.

Stojące na czele partii elementy ugodowe, ulegające pokusie manewrowania, będą wszelkimi sposobami zacierać sprzeczności i oddalać kryzys. Ale środków tych starczy jedynie do pierwszego poważnego naporu wydarzeń. Kryzys partii może się rozwinąć akurat w pełni rewolucyjnego kryzysu i sparaliżować jej proletariackie elementy.

Zadanie komunistów - na czas pomóc robotnikom SAP w oczyszczeniu jej szeregów od centryzmu i uwolnieniu się od kierownictwa centrystowskich przywódców. W tym celu niczego nie trzeba przemilczać, nie przyjmować dobrych chęci za czyny i nazywać wszystkie rzeczy swymi imionami. Lecz właśnie swymi imionami a nie wymyślonymi. Krytykować a nie szkalować. Szukać zbliżenia a nie odpychać.

Na temat lewego skrzydła Niezależnej Partii Lenin pisał:

"Bać się "kompromisu" z tym skrzydłem partii - to po prostu śmieszne. Przeciwnie, komuniści koniecznie muszą szukać i znaleźć odpowiednią formę kompromisu z nimi, takiego kompromisu, który by z jednej strony ułatwiał i przyspieszał pełne niezbędne zespolenie się z tym skrzydłem, a z drugiej strony, w niczym nie krępowałby komunistów w ich ideowo-politycznej walce przeciwko oportunistycznemu prawemu skrzydłu "niezależnych"".

Do tej taktycznej dyrektywy i dziś prawie niczego nie sposób dodać.

Lewicowym elementom SAP mówimy: "Rewolucjoniści hartują się nie tylko w strajkach i walkach ulicznych lecz przede wszystkim - w walce o prawidłową politykę własnej partii. Weźcie "21 warunków" ustanowionych w swoim czasie dla przyjmowania nowych partii do Kominternu. Weźcie publikacje Lewej Opozycji, gdzie "21 warunków" znalazło zastosowanie w rozwoju politycznym ostatnich ośmiu lat. W świetle tych "warunków" rozpocznijcie planową ofensywę na centryzm we własnych szeregach i doprowadźcie sprawę do końca. W przeciwnym razie nie pozostanie wam nic innego, prócz mało zaszczytnej roli lewicowego parawanu centryzmu".

A dalej? A dalej - twarzą w stronę KPD. Rewolucjoniści wcale nie stoją pośrodku między socjaldemokracją a partią komunistyczną, jak chcieliby tego Rosenfeld i Seidewitz. Nie, socjaldemokratyczni przywódcy stanowią agenturę klasowego wroga wśród proletariatu. Przywódcy komunistyczni - to mętni, źli, niezręczni, zdezorientowani rewolucjoniści czy na poły rewolucjoniści. To nie to samo. Socjaldemokrację trzeba zburzyć. Partię komunistyczną trzeba naprawić. Mówicie, że to niemożliwe? A czyż próbowaliście poważnie wziąć się za to?

Właśnie dziś, właśnie teraz, gdy na partię komunistyczną napierają wydarzenia, trzeba wydarzeniom pomóc naporem naszej krytyki. Komunistyczni robotnicy tym uważniej będą się nam przysłuchiwać, im szybciej przekonają się w praktyce, że nie szukamy "trzeciej partii", a szczerze pragniemy pomóc im zmienić istniejącą partię komunistyczną w prawdziwego przywódcę klasy robotniczej.

- A jeśli się nie uda?

- Jeśli się nie uda, to prawie na pewno oznaczałoby to w tej sytuacji historycznej zwycięstwo faszyzmu. Lecz przed wielkimi walkami rewolucjonista nie pyta o to, co będzie, jeśli się nie uda, a o to, jak robić, żeby się udało. Jest to możliwe, jest to realne, a więc - musi być zrob


[7]  Niestety, w „Permanente Rewolution” ukazał się artykuł, co prawda nie redakcyjny, w obronie idei wspólnego robotniczego kandydata. Bez wątpienia niemieccy bolszewicy-leniniści odrzucą takie stanowisko.

10. Centryzm "w ogóle" a centryzm stalinowskiej biurokracji

Powrót do strony głównej