Rozdział IX

„LEWICOWY” KOMUNIZM W ANGLII

 

W Anglii nie ma jeszcze partii komunistycznej, ale jest świeży, szeroki, potężny, szybko rosnący, dający prawo do żywienia najpiękniejszych nadziei ruch komunistyczny wśród robotników, jest kilka partii i organizacji politycznych („Brytyjska Partia Socjalistyczna”, „Socjalistyczna Partia Robotnicza”, „Towarzystwo Socjalistyczne Południowej Walii”, „Robotnicza Federacja Socjalistyczna”), które pragną stworzenia partii komunistycznej i prowadzą już o to między sobą rokowania. W czasopiśmie „Workers Dreadnought” (tom VI, Nr 48, z 21.11.1920), tygodniowym organie ostatniej z wymienionych organizacji, redagowanym przez tow. Sylwię Pankhurst, jest zamieszczony jej artykuł: „Ku partii komunistycznej”. Artykuł ten przedstawia przebieg rokowań między czterema wymienionymi organizacjami w sprawie utworzenia jednolitej partii komunistycznej, na platformie przystąpienia do III Międzynarodówki, uznania zamiast parlamentaryzmu systemu radzieckiego oraz dyktatury proletariatu. Okazuje się, że jedną z głównych przeszkód do niezwłocznego utworzenia jednolitej partii komunistycznej są różnice zdań w sprawie udziału w parlamencie i przyłączenia nowej partii komunistycznej do dawnej zawodowej, utworzonej głównie z tradeunionów, oportunistycznej i socjalszowinistycznej „Partii Pracy”. „Robotnicza Federacja Socjalistyczna” - podobnie jak i „Socjalistyczna Partia Robotnicza” - wypowiadają się przeciwko udziałowi w wyborach parlamentarnych i w parlamencie, przeciwko przyłączeniu do „Partii Pracy”, różniąc się pod tym względem od wszystkich albo od większości członków Brytyjskiej Partii Socjalistycznej, która w ich oczach stanowi prawe skrzydło partii komunistycznych” w Anglii (str. 5 wymienionego artykułu Sylwii Pankhurst).

Tak więc mamy tu do czynienia z takim samym zasadniczym podziałem jak w Niemczech - pomimo ogromnych różnic w formie ujawnienia się rozbieżności (w Niemczech forma ta jest o wiele bliższa „rosyjskiej” niż w Anglii) oraz pod względem całego szeregu innych okoliczności. Przysłuchajmy się argumentom wysuwanym przez „lewicowców”.

W kwestii udziału w parlamencie tow. Sylwia Pankhurst powołuje się na zamieszczony w tymże numerze artykuł tow. W. Gallachera, który pisze w imieniu „Szkockiej Rady Robotniczej” w Glasgow:

„Rada ta - pisze on - jest zdecydowanie antyparlamentarna i stoi za nią lewe skrzydło różnych organizacji politycznych. Reprezentujemy ruch rewolucyjny w Szkocji, dążący do stworzenia organizacji rewolucyjnej w przemyśle (w różnych gałęziach przemysłu) oraz partii komunistycznej, opartej na komitetach socjalnych, w całym kraju. Długo spieraliśmy się z urzędowymi parlamentarzystami. Nie uważaliśmy za konieczne wypowiedzenie im otwartej wojny, oni zaś obawiają się rozpocząć atak przeciwko nam.

„Taka sytuacja nie może jednak trwać długo. Zwyciężamy na całej linii.

„Masy członków Niezależnej Partii Pracy w Szkocji coraz wyraźniej odczuwają wstręt na myśl o parlamencie, i prawie wszystkie grupy lokalne są za Sowietami (użyty jest wyraz rosyjski w transkrypcji angielskiej), czyli za Radami Robotniczymi. Rozumie się, że ma to bardzo poważne znaczenie dla tych panów, którzy patrzą na politykę, jako na środek zarobkowania (jako na zawód) i puszczają w ruch wszelkie możliwe środki, aby przekonać swych członków o konieczności powrotu na łono parlamentaryzmu. Rewolucyjni towarzysze nie powinni (wszędzie kursywa autora) popierać tej bandy. Walka nasza będzie tu bardzo trudna. Jednym z jej najgorszych rysów będzie zdrada ze strony tych, dla których interesy osobiste są pobudką silniejszą, niż ich zainteresowanie w rewolucji. Wszelkie poparcie parlamentaryzmu oznacza po prostu przyczynienie się do tego, by władza dostała się do rąk naszych brytyjskich Scheidemannów i Noske. Henderson, Clynes i Ska - to ludzie beznadziejnie reakcyjni. Oficjalna Niezależna Partia Pracy coraz bardziej poddaje się władzy burżuazyjnych liberałów, którzy znaleźli sobie moralny przytułek w obozie panów MacDonalda, Snowdena i Ski. Oficjalna Niezależna Partia Pracy jest usposobiona stanowczo wrogo w stosunku do III Międzynarodówki, masy zaś są za tą Międzynarodówką. Popieranie w jakikolwiek sposób parlamentarzystów-oportunistów jest po prostu wodą na młyn wyżej wymienionych panów. Brytyjska Partia Socjalistyczna nie ma tu żadnego znaczenia… Potrzebna tu jest zdrowa rewolucyjna przemysłowa (industrialna) organizacja i partia komunistyczna, działająca na wyraźnych, ściśle określonych podstawach naukowych. Jeżeli towarzysze nasi mogą nam pomóc w stworzeniu jednej i drugiej, chętnie przyjmiemy ich pomoc; jeżeli nie mogą, to niechaj, na boga, nie wtrącają się zupełnie, jeżeli nie chcą zdradzić rewolucji przez udzielanie pomocy reakcjonistom, którzy tak gorliwie domagają się (zaszczytnego” (?-znak zapytania autora) tytułu parlamentarnego i którzy pałają pragnieniem, by wykazać, że mogą rządzić z takim samym powodzeniem, jak sami „gospodarze”, „politycy klasowi”.

Ten list do redakcji, moim zdaniem, wspaniale wyraża nastroje i punkt widzenia młodych komunistów albo masowców-robotników, którzy dopiero co zaczęli skłaniać się do komunizmu. Nastroje te są w najwyższym stopniu pocieszające i cenne; trzeba umieć je cenić i podtrzymywać, gdyż bez nich zwycięstwo rewolucji proletariackiej w Anglii - zresztą w każdym innym kraju również - byłoby beznadziejne. O ludzi, którzy umieją wyrażać takie nastroje mas, umieją wywoływać w masach podobne (bardzo często drzemiące, nieświadome, nierozbudzone) nastroje, o takich ludzi trzeba dbać i troskliwie nieść im wszelką pomoc. Lecz jednocześnie trzeba im mówić wprost i otwarcie, że same tylko nastroje nie wystarczają do tego, by kierować masami w wielkiej walce rewolucyjnej i że takie lub inne błędy, które gotowi są popełnić albo popełniają ludzie najbardziej oddani sprawie rewolucji, są błędami, mogącymi przynieść szkodę sprawie rewolucji. List tow. Gallachera do redakcji niewątpliwie wykazuje zaczątki tych wszystkich błędów, które popełniają niemieccy „lewicowi” komuniści i które popełniali rosyjscy „lewicowi” bolszewicy w latach 1908 i 1918.

Autor listu jest pełen najszlachetniejszej proletariackiej (zrozumiałej i bliskiej jednak nie tylko proletariuszom, lecz również całemu ludowi pracującemu, wszystkim „maluczkim ludziom”, że użyję wyrażenia niemieckiego) nienawiści do burżuazyjnych „polityków klasowych”. Ta nienawiść przedstawiciela mas uciskanych i wyzyskiwanych jest zaiste „początkiem wszelkiej mądrości”, podstawą wszelkiego ruchu socjalistycznego i komunistycznego oraz jego sukcesów. Ale autor, jak widać, nie bierze pod uwagę tego, że polityka jest nauką i sztuką, która nie spada z nieba, której nie można opanować bez trudu, i że proletariat, jeżeli, chce pokonać burżuazję, powinien wychować sobie własnych, proletariackich, ('klasowych polityków”, i to takich, którzy nie byliby gorsi niż politycy burżuazyjni.

Autor listu zrozumiał doskonale, że nie parlament, lecz' wyłącznie Rady robotnicze mogą być narzędziem dla osiągnięcia celów proletariatu, i naturalnie ci, którzy tego dotychczas nie zrozumieli, są najgorszymi reakcjonistami - choćby to był człowiek najbardziej uczony, najbardziej doświadczony polityk, najszczerszy socjalista, najbardziej oczytany marksista, najuczciwszy obywatel i człowiek najbardziej miłujący swą rodzinę. Ale autor listu nawet nie zadaje pytania, nie myśli o konieczności zadania sobie pytania, czy można doprowadzić Rady do zwycięstwa nad parlamentem, nie wprowadzając polityków „radzieckich” wewnątrz parlamentu? nie rozkładając parlamentaryzmu od wewnątrz? nie przygotowując od wewnątrz parlamentu powodzenia Rad przy wypełnianiu oczekującego je zadania rozpędzenia parlamentu? Tymczasem jednak autor listu wypowiada zupełnie słuszną myśl, że partia komunistyczna w Anglii powinna działać na podstawach naukowych. Nauka wymaga, po pierwsze, uwzględnienia doświadczenia innych krajów, zwłaszcza jeżeli inne kraje, również kapitalistyczne, przeżywają albo niedawno przeżywały bardzo podobne doświadczenie; po drugie, uwzględnienia wszystkich sił, grup, partii, klas, mas, działających wewnątrz danego kraju, bynajmniej zaś nie określania polityki na podstawie samych jedynie pragnień i poglądów, stopnia uświadomienia i gotowości do walki jednej tylko grupy albo partii.

Że Hendersonowie, Clynesowie, MacDonaldowie, Snowdenowie są beznadziejnymi reakcjonistami, to prawda. Prawdą jest również to, że chcą oni wziąć władzę w swe ręce (przekładając zresztą koalicję z burżuazją), że chcą „rządzić” według tych samych starodawnych reguł burżuazyjnych, że gdy będą u władzy, to nieuchronnie będą postępowali tak samo jak Scheidemannowie i Noske. Wszystko to prawda. Lecz stąd wynika bynajmniej nie to, że poparcie ich oznacza zdradę rewolucji, lecz to, że rewolucjoniści spośród klasy robotniczej w interesie rewolucji powinni udzielić tym panom określonego poparcia parlamentarnego. W celu wyjaśnienia tej myśli przytoczę dwa współczesne angielskie dokumenty polityczne: 1) przemówienie premiera Lloyd George'a z 18.III.1920 (zgodnie z tekstem wydrukowanym w „The Manchester Guardian” z 19.III.1920) i 2) rozważania „lewicowej” komunistki, tow. Sylwii Pankhurst, w wyżej wymienionym jej artykule.

Lloyd George w swoim przemówieniu polemizował z Asquithem (który był specjalnie zaproszony na zebranie, lecz odmówił przybycia) i tymi liberałami, którzy chcą nie koalicji z konserwatystami, lecz zbliżenia z partią robotniczą. (W liście tow. Gallachera do redakcji widzieliśmy również wzmiankę o fakcie przechodzenia liberałów do Niezależnej Partii Pracy). Lloyd George dowodził, że konieczna jest koalicja liberałów z konserwatystami i to koalicja ścisła, bo inaczej może zwyciężyć Partia Pracy, którą Lloyd George woli nazywać „socjalistyczną” i która dąży do „kolektywnej własności” środków produkcji. „We Francji nazywało się to komunizmem” - popularnie wyjaśniał wódz burżuazji angielskiej swoim słuchaczom, członkom parlamentarnej partii liberalnej, którzy prawdopodobnie dotychczas o tym nie wiedzieli - „w Niemczech nazywało się to socjalizmem; w Rosji nazywa się to bolszewizmem”. Dla liberałów jest to ze względów zasadniczych nie do przyjęcia, wyjaśniał Lloyd George, gdyż liberałowie są ze względów zasadniczych za własnością prywatną. 'Cywilizacja jest w niebezpieczeństwie”, oświadczył mówca, i dlatego liberałowie i konserwatyści powinni się zjednoczyć…

„…Jeżeli pójdziecie do okręgów rolniczych - mówił Lloyd George - zgadzam się, że spotkacie tam dawny podział partyjny, który się zachował w dawnej postaci. Tam niebezpieczeństwo jest dalekie. Tam niebezpieczeństwa nie ma. Ale kiedy sprawa dojdzie do okręgów wiejskich, to niebezpieczeństwo będzie tam tak samo wielkie, jak wielkie jest ono teraz w niektórych okręgach przemysłowych. Cztery piąte naszego kraju zatrudnione są w przemyśle i handlu; zaledwie jedna piąta w rolnictwie. Jest to jedna z okoliczności, jaką stale mam na uwadze, gdy rozmyślam nad niebezpieczeństwami, które niesie nam przyszłość. We Francji ludność jest rolnicza i macie tam solidną podstawę określonych poglądów, która niezbyt szybko się porusza i której ruch rewolucyjny nie może zbyt łatwo rozkołysać. W naszym kraju rzecz ma się inaczej. Nasz kraj łatwiej jest wywrócić niż jakikolwiek inny kraj na świecie i jeżeli zacznie się chwiać, to katastrofa będzie tu ze wspomnianych przyczyn silniejsza niż w innych krajach”.

Czytelnik widzi stąd, że p. Lloyd George jest nie tylko człowiekiem bardzo mądrym, lecz że również wiele nauczył się od marksistów. Nie będzie i dla nas grzechem nauczyć się czegoś od Lloyd George'a.

Jest rzeczą ciekawą zaznaczyć jeszcze pewien epizod z dyskusji, która się odbyła po przemówieniu Lloyd George'a.

Pan Wallace: Chciałbym zapytać, jak prezes ministrów zapatruje się na wyniki swej polityki w okręgach przemysłowych w stosunku do robotników przemysłowych, z których bardzo wielu jest obecnie liberałami i którzy udzielają nam tak wiele poparcia. Czy nie będzie możliwe, że polityka ta w swoim wyniku spowoduje ogromny wzrost siły Partii Pracy dzięki robotnikom, którzy obecnie są naszymi szczerymi pomocnikami?

Prezes ministrów: Jestem zupełnie innego zdania. Fakt, że liberałowie prowadzą między sobą walkę, niewątpliwie popycha bardzo znaczną liczbę liberałów, z rozpaczy, ku Partii Pracy, w której znajdziecie już znaczny zastęp liberałów, ludzi bardzo zdolnych, zajmujących się obecnie dyskredytowaniem rządu. Wynik jest niewątpliwie ten, że znacznie się wzmacniają nastroje społeczne na korzyść Partii Pracy. Opinia publiczna zwraca się nie ku liberałom, stojącym poza Partią Pracy, lecz ku Partii Pracy, dowodzą tego częściowe ponowne wybory”.

Nawiasem mówiąc, rozumowanie to wykazuje zwłaszcza, jak najmądrzejsi ludzie spośród burżuazji uwikłali się i nie mogą nie popełniać głupstw nie dających się naprawić. To właśnie zgubi burżuazję. Natomiast nasi ludzie mogą nawet popełniać głupstwa (co prawda pod warunkiem, aby to były głupstwa niezbyt wielkie i aby były w porę naprawione) i mimo to w końcu okażą się zwycięzcami.

Innym dokumentem politycznym są następujące rozumowania „lewicowej” komunistki tow. Sylwii Pankhurst:

„…Tow. Inkpin (sekretarz Brytyjskiej Partii Socjalistycznej) nazywa Partię Pracy „główną organizacją ruchu klasy robotniczej”. Inny towarzysz z Brytyjskiej Partii Socjalistycznej na konferencji III Międzynarodówki wyraził jeszcze dobitniej pogląd tej partii. Powiedział on: 'Traktujemy Partię Pracy jako zorganizowaną klasę robotniczą”.

„Nie podzielamy tego poglądu na Partię Pracy. Partia Pracy jest liczebnie bardzo wielka, choć członkowie jej są w bardzo znacznej części bezczynni i apatyczni, są to robotnicy i robotnice, którzy wstąpili do tradeunionu dlatego, że ich towarzysze w warsztacie są tradeunionistami, i dlatego, że chcą otrzymywać zasiłki.

„Przyznajemy jednak, że wielka liczebność Partii Pracy jest wywołana także faktem, iż partia ta jest tworem tej szkoły myślowej, poza której granice większość brytyjskiej klasy robotniczej jeszcze się nie posunęła, chociaż gotują się wielkie przeobrażenia w świadomości ludu, który wkrótce dokona zmiany tego stanu rzeczy…”

„…Brytyjska Partia Pracy, podobnie jak socjalpatriotyczne organizacje innych krajów, nieuchronnie w toku naturalnego rozwoju społeczeństwa, dojdzie do władzy. Sprawą komunistów jest tworzenie sił, które obalą socjalpatriotów, i w kraju naszym nie powinniśmy ani przewlekać tej działalności, ani się wahać.

„Nie powinniśmy rozpraszać naszej energii, powiększając silę Partii Pracy; jej rozwój, wiodący ku objęciu władzy, jest nieunikniony. Powinniśmy skoncentrować nasze siły na zorganizowaniu ruchu komunistycznego, który ją pokona. Partia Pracy wkrótce utworzy rząd; opozycja rewolucyjna powinna być gotowa do zaatakowania tego rządu. …”

Tak więc burżuazja liberalna wyrzeka się uświęconego historycznie w wiekowym doświadczeniu - niezwykle dogodnego dla wyzyskiwaczy - systemu „dwóch partii” (wyzyskiwaczy), uważając za niezbędne zjednoczenie sił tych partii do walki z Partią Pracy. Część liberałów, jak szczury z tonącego okrętu, przerzuca . się do Partii Pracy. Lewicowi komuniści uważają przejście władzy do rąk Partii Pracy za nieuniknione i przyznają, że obecnie ma ona za sobą większość robotników. Wyciągają stąd dziwny wniosek, który tow. Sylwia Pankhurst formułuje tak:

„Partia komunistyczna nie powinna zawierać kompromisów… Powinna zachować swą doktrynę w czystości, swą niezależność od reformizmu bez skazy; powołanie jej - iść naprzód, nie zatrzymując się i nie zbaczając z drogi, iść prostą drogą ku Rewolucji Komunistycznej”,

Przeciwnie, stąd, że większość robotników w Anglii idzie jeszcze za angielskimi Kiereńskimi albo Scheidemannami, że nie przeżyła jeszcze doświadczenia z rządem, złożonym z ludzi tego rodzaju, które to doświadczenie zarówno w Rosji, jak w Niemczech było potrzebne, by robotnicy masowo przechodzili na stronę komunizmu, wynika stąd niewątpliwie, że komuniści angielscy powinni uczestniczyć w parlamentaryzmie: powinni od wewnątrz parlamentu pomóc masie robotniczej w tym, by zobaczyła w praktyce wyniki rządów Hendersonów i Snowdenów, powinni pomóc Hendersonom i Snowdenom zwyciężyć zjednoczonych Lloyd George'a i Churchilla. Postąpić inaczej, to znaczy utrudnić sprawę rewolucji, gdyż bez zmiany poglądów większości klasy robotniczej rewolucja jest niemożliwa, zmianę tę zaś wytwarza polityczne doświadczenie mas, nigdy zaś sama tylko propaganda. „Bez kompromisów - naprzód, nie zbaczając z drogi”- jeżeli to mówi jawnie bezsilna mniejszość robotników, która wie (albo w każdym razie powinna wiedzieć), że większość w ciągu krótkiego okresu czasu, w wypadku zwycięstwa Hendersona i Snowdena nad Lloyd George'em i Churchillem, rozczaruje się do swych przywódców i zacznie popierać komunizm (lub w każdym razie stanie się neutralna i w większości wypadków przyjaźnie neutralna w stosunku do komunistów) - takie hasło jest jawnie błędne. Jest to to samo, jak gdyby 10.000 żołnierzy rzuciło się do bitwy przeciwko 50.000 nieprzyjaciół wtedy, gdy trzeba „zatrzymać się”, „zboczyć z drogi”, nawet zawrzeć „kompromis”, byleby się doczekać mających nadejść posiłków w liczbie 100.000, które od razu nie są w stanie wystąpić. Jest to inteligencka dziecinada, nie zaś poważna taktyka klasy rewolucyjnej.

Podstawowe prawo rewolucji, potwierdzone przez wszystkie rewolucje, zwłaszcza zaś przez wszystkie trzy rewolucje rosyjskie w XX wieku, polega oto na tym: dla rewolucji nie wystarcza, aby masy wyzyskiwane i uciskane uświadomiły sobie, że nie podobna żyć po staremu i zażądały zmiany; dla rewolucji konieczne jest, aby wyzyskiwacze nie mogli żyć i rządzić po staremu. Wtedy dopiero, kiedy „doły” nie chcą starego i kiedy „góry” nie mogą po staremu - wtedy dopiero rewolucja może zwyciężyć. Innymi słowy prawda ta brzmi: rewolucja jest niemożliwa bez ogólnonarodowego (dotyczącego i wyzyskiwanych i wyzyskiwaczy) kryzysu. A zatem dla rewolucji trzeba, po pierwsze, dopiąć tego, aby większość robotników (lub przynajmniej większość świadomych, myślących, politycznie aktywnych robotników) zrozumiała w zupełności konieczność przewrotu i aby w imię jego gotowa była pójść na śmierć, po drugie, aby klasy rządzące przeżywały kryzys rządowy, który wciąga do polityki nawet najbardziej zacofane masy (oznaką wszelkiej prawdziwej rewolucji jest szybkie udziesięciokrotnienie albo nawet ustokrotnienie liczby zdolnych do walki politycznej przedstawicieli mas pracujących i uciskanych, dotychczas pogrążonych w apatii), obezwładnia rząd, a rewolucjonistom umożliwia szybkie obalenie go.

W Anglii, jak widać między innymi właśnie z mowy Lloyd George'a, wyraźnie narastają oba te warunki pomyślnej rewolucji proletariackiej. Toteż błędy lewicowych komunistów są teraz właśnie dlatego szczególnie niebezpieczne, że u niektórych rewolucjonistów daje się zauważyć nie dość przemyślany, nie dość uważny, nie dość świadomy, nie dość rozważny stosunek do każdego z tych warunków. Jeżeli nie jesteśmy grupą rewolucyjną, lecz partią klasy rewolucyjnej, jeżeli chcemy pociągnąć za sobą masy (inaczej grozi nam, że pozostaniemy po prostu gadułami), powinniśmy, po pierwsze, pomóc Hendersonowi albo Snowdenowi pokonać Lloyd George'a i Churchilla (a raczej nawet: zmusić pierwszych do pokonania drugich, gdyż pierwsi obawiają się swego zwycięstwa!); po drugie, pomóc większości klasy robotniczej, by przekonała się na podstawie własnego doświadczenia, że mamy rację, tj. przekonała się o tym, że Hendersonowie, Snowdenowie na nic się nie zdają, że istota ich jest drobnomieszczańska i zdradziecka, że bankructwo ich jest nieuchronne; po trzecie, zbliżyć chwilę, kiedy na gruncie rozczarowania większości robotników do Hendersonów będzie można z poważnymi szansami powodzenia od razu obalić rząd Hendersonów, który będzie się miotał w jeszcze większym zamieszaniu, jeżeli nawet nader mądry i solidny, nie drobnomieszczański, lecz wielkoburżuazyjny Lloyd George ujawnia kompletne zakłopotanie i coraz to bardziej pozbawia sił siebie (oraz całą burżuazję), wczoraj wskutek swych „tarć” z Churchillem, dziś wskutek swych „tarć” z Asquithem.

Będę mówił bardziej konkretnie. Komuniści angielscy powinni, moim zdaniem, zjednoczyć wszystkie cztery swoje partie i grupy (wszystkie bardzo słabe, niektóre niezwykle słabe) w jedną Partię Komunistyczną na gruncie zasad III Międzynarodówki i bezwarunkowego udziału w parlamencie. Partia Komunistyczna proponuje Hendersonom i Snowdenom „kompromis”, porozumienie wyborcze: pójdziemy razem przeciwko sojuszowi Lloyd George'a i konserwatystów, podzielimy miejsca parlamentarne według ilości głosów, oddanych przez robotników na Partię Pracy lub na komunistów (nie podczas wyborów, lecz w specjalnym głosowaniu) , zachowujemy najzupełniejszą wolność agitacji, propagandy, działalności politycznej. Bez tego ostatniego warunku, rzecz zrozumiała, nie można się godzić na blok, bo to będzie zdrada: najzupełniejszej swobody demaskowania Hendersonów i Snowdenów komuniści angielscy powinni bezwzględnie bronić i obronić ją, tak samo jak jej bronili (w ciągu piętnastu lat, 1903-1917) i jak ją obronili rosyjscy bolszewicy przed rosyjskimi Hendersonami i Snowdenami, tj. przed mieńszewikami.

Jeżeli Hendersonowie i Snowdenowie przyjmą blok na tych warunkach, wygraliśmy, ponieważ dla nas zupełnie nie jest ważna liczba miejsc w parlamencie, nie ubiegamy się o to, będziemy na tym punkcie ustępliwi (Hendersonowie zaś i szczególnie ich nowi przyjaciele - albo ich nowi panowie - liberałowie, którzy przeszli do Niezależnej Partii Pracy, najbardziej się o to ubiegają). Wygraliśmy, bo rozwiniemy w masach swoją agitację w takiej chwili, kiedy je „rozjątrzył” sam Lloyd George, i pomożemy nie tylko Partii Pracy szybciej utworzyć swój rząd, lecz i masom szybciej zrozumieć całą naszą propagandę komunistyczną, którą będziemy prowadzili przeciwko Hendersonom bez żadnych ograniczeń, bez żadnych przemilczeń.

Jeżeli Hendersonowie i Snowdenowie odrzucą blok z nami na tych warunkach, wygraliśmy jeszcze więcej. Albowiem od razu pokazaliśmy masom (zauważcie, że nawet wewnątrz czysto mieńszewickiej, zupełnie oportunistycznej Niezależnej Partii Pracy masy są za Radami), że Hendersonowie przekładają swoje zbliżenie z kapitalistami ponad zjednoczenie wszystkich robotników. Zyskaliśmy od razu wobec mas, które zwłaszcza po świetnych, nader trafnych, nader pożytecznych (dla komunizmu) wyjaśnieniach Lloyd George'a będą sympatyzowały ze sprawą zjednoczenia wszystkich robotników przeciwko sojuszowi Lloyd George'a z konserwatystami. Zyskaliśmy od razu, bo zademonstrowaliśmy wobec mas, że Hendersonowie i Snowdenowie boją się zwycięstwa nad Lloyd George'em, boją się wziąć władzę sami, dążą potajemnie do uzyskania poparcia Lloyd George'a, który otwarcie wyciąga rękę do konserwatystów przeciwko Partii Pracy. Należy zauważyć, że u nas w Rosji po rewolucji 27.11.1917 (st. st.) propaganda bolszewików przeciwko mieńszewikom i eserowcom (tj. rosyjskim Hendersonom i Snowdenom) zyskiwała właśnie wskutek takich samych okoliczności. Mówiliśmy mieńszewikom i eserowcom: bierzcie całą władzę bez burżuazji, bo macie większość w Radach (na I Ogólnorosyjskim Zjeździe Rad bolszewicy mieli w czerwcu 1917 roku zaledwie 13% głosów). Ale rosyjscy Hendersonowie i Snowdenowie bali się wziąć władzę bez burżuazji, i kiedy burżuazja odwlekała wybory do Zgromadzenia Ustawodawczego, wiedząc doskonale, że większość w niej będą mieli eserowcy i mieńszewicy7 (jedni i drudzy szli w najściślejszym bloku politycznym, stanowili w istocie jedną demokrację drobnomieszczańską), to eserowcy i mieńszewicy nie byli w stanie energicznie i do końca walczyć przeciwko temu odwlekaniu.

W razie odrzucenia bloku z komunistami przez Hendersonów i Snowdenów, komuniści zyskaliby od razu, zdobywając sympatie mas i dyskredytując Hendersonów i Snowdenów, gdybyśmy zaś wskutek tego stracili kilka miejsc w parlamencie, to nie jest to dla nas zgoła ważne. Wysunęlibyśmy swoich kandydatów tylko w nieznacznej ilości bezwzględnie pewnych okręgów, tj. tam, gdzie wysunięcie naszych kandydatów nie przyczyniłoby się do przeprowadzenia liberała przeciwko laburzyście (członkowi Partii Pracy). Prowadzilibyśmy agitację wyborczą, rozpowszechniając ulotki na rzecz komunizmu i polecając głosowanie we wszystkich okręgach, gdzie nie ma naszego kandydata, na laburzystę przeciwko kandydatowi burżuazji. Mylą się tt. Sylwia Pankhurst i Gallacher, jeżeli widzą w tym zdradę komunizmu albo wyrzeczenie się walki z socjalzdrajcami. Przeciwnie, sprawa rewolucji komunistycznej niewątpliwie by na tym zyskała.

Komunistom angielskim bardzo często trudno bywa nawet zbliżyć się teraz do masy, nawet zmusić ją do tego, by ich wysłuchała. Jeżeli występuję, jako komunista, i oświadczam, że wzywam do głosowania na Hendersona przeciwko Lloyd George’owi, to na pewno mnie wysłuchają. Ja zaś będę mógł popularnie wyjaśnić nie tylko to, dlaczego Rady są lepsze niż parlament, a dyktatura proletariatu lepsza niż dyktatura Churchilla (maskowana szyldem „demokracji” burżuazyjnej), lecz również to, że chciałbym podtrzymać Hendersona moim głosowaniem w taki sposób, jak sznur podtrzymuje powieszonego - że zbliżenie Hendersonów do ich własnych rządów tak samo wykaże, iż mam rację, tak samo przyciągnie masy na moją stronę, tak samo przyspieszy śmierć polityczną Hendersonów i Snowdenów, jak to się stało z rzecznikami tych samych idei w Rosji i w Niemczech.

Jeżeli mi odpowiedzą: to jest taktyka zbyt „mądra” czy skomplikowana, masy jej nie zrozumieją, rozdrobni, rozproszy ona nasze siły, przeszkodzi w dziele ich skupienia dla sprawy rewolucji radzieckiej itp., to odpowiem „lewicowym” oponentom: - nie zwalajcie swego doktrynerstwa na masy! W Rosji masy są na pewno nie bardziej, lecz mniej kulturalne niż w Anglii. A jednak masy zrozumiały bolszewików; bolszewikom zaś nie przeszkodziła, lecz pomogła ta okoliczność, że w przeddzień rewolucji radzieckiej, we wrześniu 1917 roku, układali oni listy swoich kandydatów do parlamentu burżuazyjnego (Zgromadzenia Ustawodawczego), a nazajutrz po rewolucji radzieckiej, w listopadzie 1917 roku, brali udział w wyborach do tegoż Zgromadzenia Ustawodawczego, które 5.I.1918 r. zostało przez nich rozpędzone.

Nie mogę tu się zatrzymać nad drugą różnicą zdań między komunistami angielskimi, dotyczącą tego, czy się przyłączyć do Partii Pracy, czy nie. Mam zbyt mało materiałów w tej kwestii, która jest szczególnie zawikłana wobec niezwykle oryginalnego charakteru brytyjskiej „Partii Pracy”, zbyt niepodobnej pod względem samej swej struktury do zwykłych partii politycznych na kontynencie Europy. Niewątpliwe jest tylko, po pierwsze, że również w tej sprawie nieuchronnie popełni błąd ten, kto wpadnie na pomysł opierania taktyki proletariatu rewolucyjnego na zasadzie w rodzaju: „partia komunistyczna powinna zachowywać swoją doktrynę w czystości i swoją niezależność od reformizmu bez skazy; jej powołanie-iść naprzód, nie zatrzymując się i nie zbaczając z drogi, iść prostą drogą ku rewolucji komunistycznej”. Podobne bowiem zasady jedynie oznaczają powtórzenie błędu francuskich komunardów-blankistów, którzy w roku 1874 głosili „odrzucanie” wszelkich kompromisów i wszelkich etapów pośrednich. Po drugie, nie ulega wątpliwości, że zadanie i tu, jak zawsze, polega na tym, aby umieć zastosować ogólne i podstawowe zasady komunizmu do tej swoistości stosunków, zachodzących między klasami a partiami, do tej swoistości obiektywnego rozwoju w kierunku komunizmu, która jest właściwa każdemu poszczególnemu krajowi i którą trzeba umieć zbadać, odnaleźć, odgadnąć.

Ale o tym należy mówić nie tylko w związku z samym angielskim komunizmem, lecz z ogólnymi wnioskami, dotyczącymi rozwoju komunizmu we wszystkich krajach kapitalistycznych. Do tego właśnie tematu przechodzimy.

Rozdział X: Niektóre wnioski

Powrót do spisu treści