WŁOŚCIAŃSTWO

Kwestja rolna stanowiła podglebie rewolucji. Najbardziej barbarzyńskie objawy życia rosyjskiego, których koroną była monarchja rasputinowska, tkwiły korzeniami w archaicznych stosunkach, wywodzących się bezpośrednio z prawa pańszczyźnianego, w tradycyjnej władzy obszarników, w ścisłej łączności obszarników z administracją miejscową i ziemstwem stanowem. Chłop, stanowiący ostoję azjatyckiego barbarzyństwa, padł zarazem pierwszy jego ofiarą.

W ciągu pierwszych tygodni po przewrocie lutowym wieś zachowywała się prawie zupełnie biernie. Młode, najczynniejsze roczniki były na froncie. Starsze pokolenia, które pozostały w domu, pamiętały nazbyt dobrze, że finałem rewolucji są ekspedycje karne. Wieś milczała, dlatego też i miasto nie mówiło o wsi. Ale widmo wojny chłopskiej już od marca unosiło się nad dworami obszarników. Z gubernij najbardziej szlacheckich, t. zn. zacofanych i reakcyjnych, głos, wzywający pomocy, rozległ się wcześniej jeszcze, nim zarysowało się istotne niebezpieczeństwo. Liberałowie odzwierciadlali wiernie obawy obszarników. Ugodowcy zaś odzwierciadlali nastroje liberałów. ,,Forsowanie kwestji rolnej w ciągu najbliższych tygodni, — rezonował po przewrocie „lewicowy” Suchanow, — to rzecz szkodliwa i nawet zbędna”. Podobnie, — jak to już nam wiadomo, — Suchanow uważał, że nie należy forsować sprawy pokoju i 8-godzinnego dnia pracy. Najłatwiejszą rzeczą jest ucieczka przed trudnościami. Nadomiar wszystkiego, obszarnicy straszyli, że podważenie ustalonych stosunków rolnych odbije się fatalnie na zasiewach i aprowizacji miast. Komitet Wykonawczy wysyłał do wielu miejscowości depesze, w których zalecał, aby „nadmierny zapał do spraw rolnych niezaszkodził aprowizacji miast”.

W wielu miejscowościach obszarnicy, nastraszeni rewolucją, nie zaczynali zasiewów wiosennych. W tak ciężkiej sytuacji aprowizacyjnej nagie pola zdawały się same prosić o nowych gospodarzy. Wśród włościan rozpoczął się niewyraźny ruch. Nie ufając nowemu rządowi, obszarnicy zabrali się do gorączkowej likwidacji swych majątków. Bogaci chłopi — „kułacy” zaczęli skupywać grunty obszarników, w przeświadczeniu, że wywłaszczenie ominie ich, jako chłopów. Wiele tranzakcyj miało charakter wyraźnie fikcyjny. Sądzono bowiem, że własność prywatna niżej pewnej normy pozostanie nietknięta; licząc na to, wielu obszarników parcelowało sztucznie swe grunta na drobne działki, przepisując je na nazwiska fikcyjnych właścicieli. Niejednokrotnie przepisywano grunta na cudzoziemców, będących obywatelami krajów sprzymierzonych lub też neutralnych. Zachodziła obawa, że spekulacja „kułaków” i oszustwa obszarników wyczerpią zupełnie rezerwy gruntowe jeszcze przed zwołaniem Konstytuanty.

Wieś widziała te machinacje i zażądała wydania dekretu, któryby zabraniał wszelkich tranzakcyj gruntowych. Wysłannicy chłopów rozpoczęli wędrówkę do miast, do nowej władzy, po sprawiedliwość i ziemię. Zdarzało się niejednokrotnie, że ministrowie tuż po jakiejś dyskusji na górne tematy, czy też, po uroczystem przyjęciu, spotykali przy wyjściu szare figury delegatów chłopskich. Suchanow opowiada, jak jeden z takich wysłańców błagał ze łzami w oczach obywateli ministrów, aby wydali prawo, broniące rezerwy gruntowe przed całkowitem wyprzedaniem. „Przerwał mu niecierpliwie podniecony i blady Kiereńskij: powiedziałem, że się to zrobi, więc inaczej nie będzie... Niema co patrzeć na mnie podejrzliwem okiem”. Suchanow, obecny podczas tej sceny, dodaje: „Powtarzam to dosłownie, — Kiereńskij miał rację: kmiotkowie rzeczywiście spoglądali podejrzliwie na słynnego ministra ludowego i wodza”. W tym krótkim dialogu chłopa, który jeszcze prosi, ale już nie ufa, z radykalnym ministrem, który opędza się przed nieufnością chłopa, tkwi zalążek nieuniknionej zagłady rządów lutowych.

Przepisy o komitetach ziemskich, jako organach przygotowujących reformę rolną, wydane zostały przez pierwszego ministra rolnictwa, kadeta Szingariowa. Główny komitet ziemski, na którego czele stał liberalno-biurokratyczny profesor Postnikow, składał się w większości z ludowców. Członkowie komitetu najbardziej obawiali się tego, że mogą uchodzić za mniej umiarkowanych od swego przewodniczącego. Miejscowe komitety ziemskie funkcjonowały w gubernjach, powiatach i gminach. Gdy sowiety, nie dające się tak łatwo zaszczepić na wsi, uważane były za organy prywatne, komitety ziemskie miały charakter instytucyj rządowych. Im mniej określone były ich funkcje, tem trudniej przeciwstawiały się presji, wywieranej na nie przez chłopów. Im niższe miejsce w hierarchji ogólnej zajmował komitet, im bliższy był ziemi, tem łatwiej stawał się narzędziem ruchu chłopskiego.

W końcu marca zaczynają napływać do stolicy pierwsze niepokojące wiadomości o ukazaniu się chłopów na widowni. Nowgorodzki komisarz donosi telegraficznie o rozruchach, wszczętych przez pewnego chorążego, nazwiskiem Panasiuk, o „bezpodstawnych aresztowaniach obszarników” i t. p. W gubernji Tambowskiej tłum chłopów, z kilkoma urlopowanymi żołnierzami na czele, zrabował dwór. Pierwsze komunikaty są bezwątpienia przesadzone, obszarnicy w swych zażaleniach najwyraźniej wyolbrzymiają i uprzedzają wypadki. Ale jedno nie ulega wątpliwości, to mianowicie, że kierowniczy udział w ruchu chłopskim biorą żołnierze, którzy z frontu i garnizonów miejskich przynoszą ducha inicjatywy.

Jeden z komitetów powiatowych w gubernji Charkowskiej uchwalił dnia 5 kwietnia przeprowadzić u ziemian rewizję w celu odebrania broni. Chłopi wyraźnie przeczuwają już zbliżającą się wojnę domową. Komisarz uważa, że zamieszki, które wybuchły w Skopińskim powiecie gubernji Riazańskiej, są skutkiem uchwały komitetu wykonawczego w sąsiednim powiecie, wprowadzającej przymusowe wydzierżawienie chłopom gruntów obszarniczych. „Agitacja studentów, nawołująca do spokojnego wyczekiwania aż Konstytuanta rozwiąże kwestję, nie ma powodzenia”. W ten sposób dowiadujemy się, że ci sami „studenci”, którzy w okresie pierwszej rewolucji nawoływali chłopów do teroru agrarnego, — taką bowiem taktykę stosowali wówczas eserowcy, — w roku 17-ym propagują przestrzeganie praworządności i zachowanie spokoju, z wątpliwym, coprawda, skutkiem.

Komisarz gubernji Symbirskiej daje obraz bardziej już rozwiniętego ruchu chłopskiego: komitety gminne i gromadzkie — o których będzie jeszcze mowa — aresztują obszarników, wysyłają ich poza granice gubernji, wypędzają robotników z dworskich gruntów, zagarniają ziemię, wyznaczają samowolnie wysokość czynszu dzierżawnego. „Delegaci, wysłani przez Komitet Wykonawczy, stają po stronie chłopów”. Jednocześnie zaczyna się ruch gminiaków przeciwko osadnikom, czyli zamożnym chłopom, którzy wyodrębnili swe grunta na zasadzie stołypinowskiego prawa z dnia 9 listopada 1906 roku. „Sytuacja w gubernji grozi zasiewom niebezpieczeństwem”. Symbirski komisarz gubernjalny już w kwietniu nie widzi innego wyjścia z sytuacji, jak ogłoszenie ziemi własnością narodu, z tem zastrzeżeniem, że sposoby użytkowania gruntów określi w przyszłości Konstytuanta.

Z powiatu Kaszyrskiego, leżącego wpobliżu Moskwy, płyną skargi na to, że Komitet Wykonawczy pcha ludność do odbierania gruntów klasztorom, kościołowi i obszarnikom bez wszelkiego odszkodowania. W gubernji Kurskiej chłopi nie pozwalają jeńcom wojennym pracować w majątkach i wtrącają ich nawet do miejscowego więzienia. Po zjazdach chłopskich, chłopi w gubernji Penzeńskiej, skorzy do literalnego pojmowania uchwał eserowskich o ziemi i wolności, zaczęli gwałcić zawarte niedawno z obszarnikami umowy. Jednocześnie rozpoczęli ofensywę przeciwko nowym organom władzy. „W marcu w skład tworzących się gminnych i powiatowych komitetów wykonawczych weszła przeważnie inteligencja; ale niebawem zaczęto na nią narzekać, to też w połowie kwietnia wszystkie komitety składały się już wyłącznie z chłopów, których stosunek do ziemi jest wyraźnie niepraworządny”.

Grupa ziemian w sąsiedniej gubernji Kazańskiej skarżyła się Rządowi Tymczasowemu, że nie może nadal gospodarować, gdyż chłopi rozpędzają im robotników, odbierają nasiona, w wielu miejscowościach zabierają z majątków inwentarz, nie pozwalają właścicielom na wyrąb lasów, grożą wreszcie represjami i śmiercią. „Niema sądów, wszyscy robią, co im się żywnie podoba, część rozsądniejszych chłopów steroryzowana jest przez większość”. Ziemianie kazańscy wiedzą już, kto ponosi winę za tę anarchję: „rozporządzenia Rządu Tymczasowego nie są po wsiach znane, natomiast bolszewickie ulotki rozchodzą się masowo”.

W rzeczywistości zaś w owym czasie nie można było narzekać na brak rozporządzeń Rządu Tymczasowego. W depeszy z dnia 20 marca książę Lwow zalecał komisarzom, aby organizowali komitety ziemskie, jako organy władzy miejscowej i radził wciągać do pracy tych komitetów miejscowych ziemian oraz przedstawicieli wiejskiego żywiołu inteligenckiego. Zamierzano snać budować cały ustrój państwowy według systemu izb rozjemczych. Komisarze musieli jednak uskarżać się niebawem na kompletne wyparcie owego „żywiołu inteligenckiego”, chłop bowiem wyraźnie nie ufał rozmaitym Kiereńskim w powiecie i gminie.

3 kwietnia zastępca księcia Lwowa, książę Urusow, — ministerstwo spraw wewnętrznych, jak widzimy, było wysoko utytułowane, — polecił, aby nie tolerowano żadnych objawów samowoli i otoczono specjalną opieką „nieskrępowane prawo każdego ziemianina do rozporządzania się swą ziemią”, czyli aby zagwarantowano im korzystanie z jednej z najrozkoszniejszych rodzajów wolności.   Po upływie   dziesięciu dni sam książę Lwow uznaje za konieczne wdać się w tę sprawę, polecając komisarzom, aby korzystali ze wszystkich przysługujących im praw przy tłumieniu   wszelkich   gwałtów i rabunków. Gdy upłynęły jeszcze dwa dni, książę  Urusow polecił gubernjalnemu   komisarzowi  „przedsięwzięcie wszelkich środków, zabezpieczających stadniny przed samowolą, wyjaśniając chłopom”... i t. d. Dnia 18 kwietnia książę Urusow niepokoi się z racji tego, że pracujący u obszarników jeńcy wojenni zaczynają stawiać nadmierne żądania i zaleca komisarzom nakładanie kar na tych zuchwalców, na zasadzie praw, które przysługiwały dawniej gubernatorom carskim. Cyrkularze, zalecenia,  rozporządzenia nadawane telegraficznie sypią się nieustannie z góry na dół. 12 maja książę Lwow wylicza w nowej depeszy akty bezprawia, które „powtarzają się wciąż w całym kraju”: bezzasadne aresztowania, rewizje, usuwanie ludzi z zajmowanych stanowisk, od zarządzania majątkami i kierownictwa fabrykami; plądrowanie majątków, rabunki, dzikie wybryki; gwałty stosowane wobec osób urzędowych, obarczanie ludności podatkami,  podburzanie jednej części ludności przeciwko drugiej i t. p. i t. p. „Wszelkie akty działalności tego rodzaju winny być traktowane, jako objawy wyraźnego pogwałcenia prawa, w pewnych zaś wypadkach, nawet jako objawy anarchji...” Określenie to nie grzeszy przejrzystością, natomiast wniosek jest zupełnie wyraźny: „należy stosować najbardziej stanowcze środki”. Komisarze gubernjalni rozesłali ten okólnik do powiatów, komisarze powiatowi wywierali odpowiednią presję na komitety gminne, wszyscy zaś razem zdradzali kompletną swą bezradność wobec chłopów. Prawie wszędzie w sprawy te wdają się najbliższe oddziały wojskowe. One to właśnie rozpoczynają najczęściej akcję. Ruch chłopski przybiera najrozmaitsze postacie, w zależności od warunków miejscowych oraz od stopnia obostrzenia się walki. Na Syberji, gdzie niema obszarników, chłopi zagarniają grunta kościelne i klasztorne. Zresztą i w innych częściach kraju duchowieństwu nie wiedzie się lepiej. W pobożnej gubernji Smoleńskiej chłopi aresztują popów i mnichów pod wpływem przybywających z frontu żołnierzy. Miejscowe organy władzy muszą niejednokrotnie posuwać się dalej, niżby tego pragnęły, aby tylko zapobiec stosowaniu przez chłopów środków daleko radykalniejszych. Powiatowy komitet wykonawczy w gubernji Samarskiej ustalił na początku maja publiczny dozór nad majątkiem hrabiego Orłowa-Dawydowa, chroniąc go w ten sposób przed zakusami chłopów. Ponieważ zapowiedziany przez Kiereńskiego dekret o zakazie zawierania tranzakcyj gruntowych nie ukazał się dotychczas, chłopi zaczęli na własną rękę przeciwdziałać wyprzedawaniu majątków, nie pozwalając na dokonywanie pomiarów gruntów obszarniczych. Akcja odbierania obszarnikom broni, nawet myśliwskiej, rozpowszechnia się coraz bardziej. „Chłopi z gubernji Mińskiej, — skarży się komisarz, — traktują uchwały zjazdu chłopskiego, jak przepisy prawa”. A czyż można traktować je inaczej? Przecież zjazdy te stanowią jedyną realną władzę miejscową. Ujawnia się tu wielkie nieporozumienie, zachodzące pomiędzy inteligencją eserowską, zachłystującą się nadmiarem słów, a chłopstwem, domagającem się realnych czynów.

W końcu maja drgnął daleki step azjatycki. Kirgizi, którym carowie odbierali najlepsze grunta dla swych sług, burzą się teraz przeciwko obszarnikom, doradzając im, aby jak najszybciej zlikwidowali swe zrabowane posiadłości. „Pogląd tego rodzaju umacnia się coraz bardziej”, donosi komisarz akmoliński.

Na przeciwległym krańcu państwa, w gubernji Liflandzkiej, powiatowy Komitet wykonawczy wysłał komisję dla zbadania sprawy zdewastowania posiadłości barona Stahl-von-Holstein. Komisja orzekła, że rozruchy nie przybierają niepokojących rozmiarów, ale że dalszy pobyt barona w granicach powiatu uniemożliwi przywrócenie spokoju i uchwaliła: oddać barona wraz z baronową do dyspozycji Rządu Tymczasowego. W ten sposób powstał jeden z licznych konfliktów pomiędzy władzą lokalną a centralną, pomiędzy eserowcami, kierującymi dołem, a eserowcami reprezentującymi górę.

Sprawozdanie z dnia 27 maja, przysłane z Pawłogradzkiego powiatu, gubernji Jekaterynosławskiej, maluje sielankowe nieomal stosunki: członkowie Komitetu ziemskiego tłumaczą ludności wszystkie nieporozumienia i w ten sposób „zapobiegają wszelkim wybrykom”. Niestety, sielanka ta potrwa zaledwie kilka tygodni.

Przeor jednego z klasztorów kostromskich skarży się gorzko w końcu maja na chłopów, którzy zarekwirowali trzecią część bydła, stanowiącego własność klasztoru. Czcigodny mnich powinien był mieć mniejsze wymagania: wkrótce będzie się musiał pożegnać z resztą bydła.

W gubernji Kurskiej zaczęły się prześladowania osadników, którzy nie chcieli powracać do gminy. Przed dokonaniem wielkiego przewrotu rolnego, przed podziałem gruntów, chłopi pragną uchodzić za jednolitą całość. Wszelkie przegrody wewnętrzne mogą stać się zawadą w ich poczynaniach. Gromada winna występować jak jeden mąż. Dlatego też walce o grunta obszarników towarzyszą akty przemocy, dokonywane na folwarkach osadniczych, czyli na indywidualnych jednostkach rolnych.

W gubernji Permskiej dnia 31 maja zaaresztowano żołnierza Samojłowa, który nawoływał do niepłacenia podatków. Żołnierz Samojłow zacznie sam niebawem odbierać wolność innym. Podczas procesji, odbywającej się w pewnej wsi w gubernji Charkowskiej, chłop nazwiskiem Grycenko porąbał siekierą obraz św. Mikołaja w oczach całej ludności. Tak to rodzą się protesty najrozmaitszych odcieni i przekształcają się w czyny.

W anonimowych „Pamiętnikach białogwardzisty” pewien oficer marynarki — ziemianin daje ciekawy obraz ewolucji, jakiej doświadczyła wieś w ciągu kilku pierwszych miesięcy po przewrocie. Na wszystkie stanowiska „wybierano prawie wszędzie ludzi ze sfer burżuazyjnych. Wszyscy, dążyli tylko do tego, aby zachować porządek”. Chłopi domagali się co-prawda ziemi, ale w ciągu pierwszych dwóch czy trzech miesięcy nie uciekali się do gwałtów. Przeciwnie, powtarzali niejednokrotnie: „nie chcemy rabować, chcemy otrzymać ziemię po dobremu” i t. d. W tych uspakajających zapewnieniach ucho oficera wyczuło jednak „utajone pogróżki”. I rzeczywiście, jeśli w pierwszym okresie chłopi nie stosowali jeszcze przemocy, to jednak wobec tak zwanych „żywiołów inteligenckich” zaczęli oni zdradzać odrazu brak szacunku. Niezdecydowany nastrój wyczekiwania trwał, według białogwardzisty, do maja lub czerwca, „poczem można było dostrzec gwałtowną zmianę, zrodziła się dążność do kwestionowania zarządzeń gubernjalnych, do rozstrzygania spraw według swego uznania”... Innemi słowy, chłopi dali rewolucji lutowej prawie trzymiesięczną prolongatę weksli eserowskich, po upływie zaś tego terminu zaczęli uciekać się do samodzielnego ściągania należności.

Czynienow, żołnierz, który przyłączył się do bolszewików, po przewrocie pojechał dwukrotnie z Moskwy do swej wsi rodzinnej w gubernji Orłowskiej. W maju gminą rządzili eserowcy. Chłopi w wielu miejscowościach płacili jeszcze obszarnikom czynsz dzierżawny. Czynienow zorganizował bolszewicką „jaczejkę” z żołnierzy, parobków i chłopów małorolnych. „Jaczejka” głosiła hasło nieuiszczania czynszu dzierżawnego i nadawania ziemi chłopom małorolnym. Natychmiast sporządzono ewidencję łąk dworskich, podzielono je między wsie i skoszono. „Eserowcy, zasiadający w komitecie gminnym, krzyczeli, że postępujemy wbrew prawu, ale swego udziału przy podziale siana bynajmniej się nie zrzekli”. Ponieważ przedstawiciele chłopów z obawy przed odpowiedzialnością zrzekali się swych obowiązków, chłopi wybierali na ich miejsce nowych, bardziej stanowczych. Bynajmniej nie zawsze byli to bolszewicy. Pod bezpośrednim naciskiem chłopów, partja eserowców zaczęła się różniczkować, dzieląc się na żywioły, usposobione rewolucyjnie, oraz na urzędników i karierowiczów. Po skoszeniu pańskiego siana chłopi zabrali się do ugorów i zaczęli dzielić je pod oziminy. Bolszewicka „jaczejka” postanowiła zrewidować dworskie spichrze i wysłać zasoby zboża do ośrodków, dotkniętych głodem. Uchwały „jaczejki” wykonywano zazwyczaj, były bowiem zgodne z nastrojami, panującemi wśród chłopów. Czynienow przywoził do swej wsi literaturę bolszewicką, o której nikt nie miał tam dotychczas pojęcia. ,,Miejscowa inteligencja i eserowcy rozpowszechniali plotkę, że przywożę ze sobą bardzo dużą ilość niemieckiego złota i przekupuję w ten sposób chłopów”. Jednakie procesy mogą dokonywać się w rozmaitych skalach. Gmina posiadała swoich Milukowów, swoich Kiereńskich i swoich Leninów.

W gubernji Smoleńskiej wpływy eserowców zaczęły wzrastać po gubernjalnym zjeździe delegatów chłopskich, który się opowiedział, jak przystało, za oddaniem ziemi w ręce ludu. Chłopi przyjęli tę uchwałę bez zastrzeżeń, ale w odróżnieniu od swych kierowników — potraktowali ją zupełnie poważnie. Od tej chwili ilość eserowców wzrasta po wsiach bezustannie. ,,Kto był na jakimkolwiek zjeździe frakcji eserowców, — — opowiada jeden z miejscowych pracowników, — ten uważał się za eserowca lub coś w tym rodzaju”... W powiatowem mieście stacjonowały dwa pułki, które znajdowały się również pod wpływami eserowców. Gminne komitety ziemskie zaczynały zaorywać grunta dworskie, kosić pańskie łąki. Komisarz gubernjalny, eserowiec Jefimow, sypał groźnemi rozkazami. Wieś zaś dziwiła się niepomiernie: przecież ten sam komisarz mówił na zjeździe gubernjalnym, że chłopi są teraz władzą, i że użytkować ziemię może tylko ten, kto ją uprawia. Ale trzeba było liczyć się z faktami. Z rozkazu komisarza eserowskiego Jefimowa w samym tylko powiecie Jelnińskim oddano pod sąd za zagarnięcie gruntów dworskich szesnaście komitetów ziemskich z ogólnej liczby siedemnastu. W tak oryginalny sposób zbliżał się ku końcowi romans ludowej inteligencji z ludem, W całym powiecie było zaledwie trzech czy czterech bolszewików. Wpływy ich jednak rosły szybko, wypierając albo rozbijając eserowców.

Na początku maja zwołano do Piotrogrodu zjazd wszechrosyjski. Delegaci należeli przeważnie do warstw szczytowych, cała reprezentacja zaś miała naogół przypadkowy charakter. Jeśli zjazdy robotnicze i żołnierskie nie mogły nadążyć za biegiem wypadków i polityczną ewolucją mas, to nie trzeba chyba dodawać, że przedstawicielstwo rozproszonego włościanstwa jeszcze bardziej pozostawało wtyle za rzeczywistemi nastrojami wsi rosyjskiej. W roli delegatów występowali, z jednej strony inteligenci ludowcowi, należący do najskrąjniejszego odłamu prawicowego, ludzie, których łączył z chłopami udział w spółdzielczości handlowej, albo też wspomnienia młodości. Prawdziwy „lud” reprezentowała najzamożniejsza górna warstwa wsi: „kułacy”, sklepikarze, chłopi-spółdzielcy. Eserowcy panowali na tym zjeździe niepodzielnie i to, w dodatku w postaci swego skrajnie prawicowego odłamu. Chwilami jednak i ich nawet ogarniał lęk, gdy ten i ów z delegatów dawał upust rozpierającej go chciwości posiadania ziemi, połączonej z politycznem czarnoseciństwem.

Wobec obszarniczej własności rolnej zjazd zajął wspólne, krańcowo-radykalne stanowisko: „należy oddać bez odszkodowania całą ziemię społeczeństwu na własność dla równego użytkowania jej przez pracujących na roli”. Oczywiście, że ,,kułacy” rozumieli tę równość w sensie swej równości z obszarnikami, ale bynajmniej nie z parobkami. Maleńkie to nieporozumienie, zachodzące pomiędzy pozornym socjalizmem ludowcowym a chłopskim demokratyzmem rolnym, miało się jednak uwydatnić dopiero w przyszłości.

Minister rolnictwa, Czernow, który za wszelką cenę chciał obdarzyć zjazd chłopów jajeczkiem wielkanocnem, nadaremnie paradował z projektem dekretu o zakazie tranzakcyj gruntowych. Minister sprawiedliwości, Pierewierzew, uważany również za coś w rodzaju socjalisty-rewolucjonisty, akurat w czasie, gdy odbywał się zjazd, wydał rozporządzenie, aby nigdzie nie przeszkadzano zawieraniu tranzakcyj gruntowych. Delegaci chłopscy narobili z tego powodu trochę hałasu. Ale sprawa nie posunęła się ani o krok dalej. Rząd Tymczasowy księcia Lwowa nie chciał ruszać gruntów obszarniczych. Socjaliści nie chcieli ruszać Rządu Tymczasowego. Skład zjazdu zaś najmniej był zdolny do znalezienia wyjścia ze sprzeczności, zachodzącej pomiędzy chłopskiemi apetytami na ziemię a własnem swem wstecznictwem.

Dnia 20 maja Lenin przemawiał na chłopskim zjeździe. ,,Mogłoby się zdawać, — mówi Suchanow, — że Lenin znalazł się w krokodylem gnieździe. Kmiotkowie słuchali go jednak uważnie i prawdopodobnie nie bez sympatji, tylko nie odważali się tego uzewnętrznić.” To samo powtórzyło się również w sekcji żołnierskiej, która była bardzo wrogo usposobiona względem bolszewików. Idąc w ślady eserowców i mieńszewików, Suchanow usiłuje nadać taktyce Lenina w kwestji rolnej anarchistyczne zabarwienie. Jak przypomina to stanowisko księcia Lwowa, który również skłonny był do uznawania wszelkich zamachów na prawa obszarników za akcję anarchistyczną! Jeżeli kierować się taką logiką, należy zgodzić się, że rewolucja w całej swej rozciągłości jest równoznaczna z anarchją. Ujęcie zagadnienia przez Lenina było w istocie daleko głębsze, aniżeli zdawało się to jego krytykom. Sowiety delegatów chłopskich z podlegającemi im komitetami ziemskiemi miały stać się organami rewolucji rolnej, czyli przedewszystkiem organami likwidacji własności rolnej obszarników. W pojęciu Lenina sowiety były organami władzy państwowej dnia jutrzejszego, władzy jaknajbardziej skoncentrowanej, a więc właśnie dyktatury rewolucyjnej. Jest to, w każdym bądź razie, bardzo dalekie od anarchizmu, t. j. od teorji i praktyki, wyłączającej jakąkolwiek władzę. „Jesteśmy, — mówi Lenin 28 kwietnia, — za natychmiastowem przejściem ziemi do rąk chłopów w sposób jaknajbardziej zorganizowany. Nie godzimy się absolutnie na anarchiczne zagarnianie ziemi”. Dlaczego nie chcemy czekać na Konstytuantę? ,,Najważniejszą rzeczą dla nas jest inicjatywa rewolucyjna, ustawa zaś powinna być tylko jej skutkiem. Jeśli będziecie czekali do czasu, gdy ustawa zostanie napisana, sami zaś nie zdobędziecie się na energję rewolucyjną, to nie będziecie mieli ani ustawy, ani ziemi”. Czyż proste te wyrazy nie są głosem wszystkich rewolucyj?

Po miesiącu posiedzeń zjazd chłopski wybrał stałą instytucję w postaci Komitetu Wykonawczego, składającego się z dwustu krzepkich drobnomieszczan wioskowych oraz ludowców typu kramarzy bądź też profesorów. Towarzystwo to przysłonięto dekoracyjnemi figurami Breszkowskiej, Czajkowskiej, Wiery Figner i Kiereńskiego. Na przewodniczącego wybrano eserowca Awksentjewa, stworzonego raczej do uczestniczenia w bankietach gubernjalnych, niż w chłopskiej wojnie.

Odtąd najważniejsze kwestje roztrząsano na połączonych posiedzeniach dwóch komitetów wykonawczych: robotniczo-żołnierskiego i chłopskiego. Połączenie to równało się ogromnemu wzmocnieniu się prawego skrzydła, stykającego się bezpośrednio z kadetami. We wszystkich wypadkach, gdy chodziło o wywarcie nacisku na robotników, o natarcie na bolszewików, o grożenie represjami „niezależnej republice kronsztadzkiej” — dwieście rąk, albo raczej dwieście pięści chłopskiego Komitetu Wykonawczego podnosiło się do góry, niczem zwarty mur. Ludzie ci całkowicie zgadzali się z Milukowem, że z bolszewikami trzeba się „załatwić raz na zawsze”. Ale na ziemię obszarników zapatrywali się oni nie jak liberałowie, jeno jak chłopi, co przeciwstawiało ich burżuazji i Rządowi Tymczasowemu.

Zanim jeszcze delegaci na zjazd włościański zdążyli się rozjechać, z prowincji zaczęły napływać niezliczone skargi na to, że uchwały zjazdu traktuje się po wsiach zupełnie poważnie, co powoduje odbieranie obszarnikom ziemi i inwentarza. Uparte te łby chłopskie nie chciały w żaden sposób zrozumieć różnicy, jaka zachodzi pomiędzy słowem a czynem.

Wystraszeni eserowcy zatrąbili do odwrotu. W pierwszych dniach czerwca na zjeździe swym w Moskwie potępili oni uroczyście wszelkie samowolne zagarnianie ziemi: należy czekać na Konstytuantę. Ale uchwała ta nietylko że nie powstrzymała ruchu chłopskiego, lecz nie zdołała go nawet osłabić. Sprawę komplikowała jeszcze ta okoliczność, że w łonie samej partji eserowców było sporo żywiołów, zdecydowanych rzeczywiście do prowadzenia pospołu z chłopami walki z obszarnikami aż do samego końca; nadomiar tego ci lewicowi eserowcy, nie odważający się jeszcze zerwać otwarcie z partją, dopomagali chłopom w omijaniu ustaw, albo też w komentowaniu ich w sposób swoisty.

W gubernji Kazańskiej, w której ruch chłopski miał szczególnie burzliwy charakter, lewicowi eserowcy zdeklarowali się wcześniej, niż gdzie indziej. Na ich czele stał Kalegajew, przyszły komisarz ludowy rolnictwa w rządzie sowieckim za czasów bloku bolszewików z lewymi eserowcami. Od połowy maja zaczyna się w gubernji Kazańskiej systematyczne przekazywanie gruntów do dyspozycji komitetów gminnych. Najodważniej biorą się do tej akcji w powiecie Spasskim, w którym na czele organizacyj chłopskich stał bolszewik. Władze gubernjalne skarżą się przed władzą centralną na bolszewików, którzy przybyli z Kronsztadtu; prowadzili oni agitację rolną i zaaresztowali pobożną mniszkę Tamarę rzekomo „za opozycję”.

Z gubernji Woroneskiej komisarz donosi dnia 2 czerwca: ,,Wypadki gwałcenia ustaw oraz aktów bezprawia zdarzają się w obrębie gubernji coraz częściej, a zwłaszcza w zakresie stosunków rolnych.” Odbieranie gruntów odbywa się w gubernji Penzeńskiej w sposób coraz bardziej bezwzględny. Jeden z gminnych komitetów ziemskich w gubernji Kałuskiej odebrał klasztorowi połowę skoszonego siana; gdy przeor klasztoru zwrócił się z zażaleniem do powiatowego komitetu ziemskiego, komitet uchwalił odebrać całe siano. Rzadko się zdarzało, aby wyższa instancja była radykalniejsza od niższej. Ksieni Marja z gubernji Penzeńskiej skarży się na zagarnięcie przez chłopów posiadłości klasztornych. „Miejscowa władza jest bezsilna”. W gubernji Wiatskiej chłopi zasekwestrowali majątek Skoropadskich, należący do rodziny przyszłego hetmana Ukrainy, i uchwalili, aby do czasu „rozstrzygnięcia kwestji własności rolnej” nie ruszać lasu, dochód zaś z gospodarstwa przekazywać do kasy skarbowej. W szeregu innych miejscowości komitety ziemskie nie dość, że obniżyły czynsz dzierżawny pięcio czy sześciokrotnie, ale uchwaliły ponadto, aby do chwili rozstrzygnięcia sprawy przez Konstytuantę, nie wpłacać czynszu obszarnikom, tylko oddawać go do dyspozycji komitetów. Sprawę nieprzesądzania reformy rolnej przed zwołaniem Konstytuanty ujęto tu nie po adwokacku, lecz po chłopsku, a więc w sposób poważny. W gubernji Saratowskiej chłopi, którzy jeszcze wczoraj nie pozwalali obszarnikom na wyrąb lasu, dzisiaj sami przystąpili do wyrębu. Coraz częściej chłopi zagarniają grunta kościelne i klasztorne, zwłaszcza tam, gdzie niewiele jest posiadłości obszarniczych. W Liflandji parobcy — Łotysze wraz z żołnierzami z batalionu łotewskiego zaczęli zagarniać planowo majątki baronów.

W gubernji Witebskiej przemysłowcy leśni pomstują na to, że środki, stosowane przez komitety ziemskie, niszczą przemysł drzewny i uniemożliwiają zaspakajanie potrzeb frontu. Równie bezinteresowni patrjoci, — obszarnicy z gubernji Połtawskiej, smucą się, że rozruchy rolne pozbawiają ich możności aprowidowania wojska. Wreszcie zjazd hodowców koni, który odbył się w Moskwie, ostrzega, że wywłaszczenia, dokonywane przez chłopów, grożą klęską ojczystej kawalerji.

W tym również czasie nadprokurator Synodu, ten sam, który członków tej świętej instytucji określał jako „idjotów i łajdaków”, skarży się rządowi na to, że w gubernji Kazańskiej chłopi odbierają mnichom nietylko ziemię i bydło, ale również i mąkę, niezbędną do wyrobu opłatków. W gubernji Piotrogrodzkiej, tuż obok stolicy, chłopi wypędzili z majątku dzierżawcę i zaczęli sami gospodarować. Czuwający pilnie książę Urusow dnia 2 maja depeszuje na wszystkie strony: „Wbrew niejednokrotnym moim żądaniom... i t. p. Proszę ponownie przedsięwziąć najradykalniejsze środki”. Książę zapomniał tylko nadmienić, o jakie, właściwie, środki mu chodzi.

Podczas gdy w całym kraju dokonywano olbrzymiej pracy karczowania najgłębszych korzeni średniowieczyzny i ustroju pańszczyźnianego, minister rolnictwa Czernow gromadził w swych kancelarjach materjały dla prac Konstytuanty. Zamierzał on przeprowadzić reformę rolną na podstawie najdokładniejszych danych statystyki rolnej i wszelkich innych cyfr; dlatego też przekonywał chłopów słodziutkim; głosem, aby zechcieli zaczekać, aż skończy swe wypracowania matematyczne. Nie stanęło to zresztą obszarnikom na przeszkodzie do usunięcia chłopskiego ministra z jego stanowiska zanim zdążył on zakończyć sporządzanie swych sakramentalnych tablic.

***

Korzystając z archiwów Rządu Tymczasowego, młodzi badacze obliczyli, że w marcu słabszy lub silniejszy ruch rolny ogarniał tylko 34 powiaty, w kwietniu już 174, w maju — 236, w czerwcu — 280, w lipcu — 325. Liczby te nie dają jednak całkowitego pojęcia o istotnem wzmaganiu się ruchu, w każdym bowiem powiecie walka staje się z miesiąca na miesiąc coraz bardziej masowa i zacięta.

W pierwszym tym okresie — od marca do lipca — chłopi, w przeważającej swej większości, nie stosują jeszcze bezpośrednich metod gwałtu do obszarników i powstrzymują się od otwartego wywłaszczania gruntów. Jakowlew, który kierował wspomnianemi wyżej badaniami, obecnie komisarz ludowy rolnictwa Związku Republik Sowieckich, tłumaczy pokojową stosunkowo taktykę chłopów ich zaufaniem do burżuazji. Należy uznać, że tłumaczenie to nie wytrzymuje krytyki. Rząd księcia Lwowa nie mógł w żaden sposób wzbudzać w chłopach zaufania, nie mówiąc już o ustawicznej podejrzliwości, żywionej przez chłopa w stosunku do miasta, władzy i wykształconych warstw ludności. Jeśli chłopi w pierwszym okresie nie uciekają się jeszcze prawie wcale do jawnych gwałtów, poprzestając jedynie na wywieraniu presji w postaci legalnej czy też napołylegalnej, to tłumaczy się to właśnie ich brakiem zaufania do rządu przy jednoczesnym braku dostatecznej wiary we własne siły. Chłopi nabierają dopiero rozpędu, badają grunt, mierzą siłę oporu przeciwnika i, naciskając na obszarnika ze wszystkich stron, powtarzają: „nie chcemy rabować, chcemy załatwić wszystko po dobremu”. Nie przywłaszczają sobie łąk. ale zbierają z nich siano. Stwarzają przymus dzierżawienia gruntów, ustalając jednostronnie wysokość czynszu, albo też w podobny sposób zmuszają właściciela do „sprzedaży” gruntu po cenach, które sami wyznaczają. Wszystkie te pozory legalności, nie przemawiające do przekonania ani obszarnikom, ani liberalnym prawnikom, podyktowane zostały w istocie rzeczy przez ukrytą, ale głęboką nieufność do rządu: po dobremu nie dadzą, — mówi sobie chłop, — brać przemocą — niebezpiecznie, trzeba więc spróbować wybiegu. Chłop wolałby wywłaszczyć obszarnika za jego własną zgodą.

„W ciągu tych miesięcy,— upiera się przy swojem Jakowlew, — przeważają zupełnie specyficzne, nieznane w historji sposoby „pokojowej” walki z obszarnikami, mające swe źródło w zaufaniu chłopów do burżuazji i do rządu burżuazji”. Sposoby te, uważane tutaj za niespotykane w historji, są w rzeczywistości typowe, konieczne, niejako obowiązujące w sensie historycznym dla pierwszego stadjum każdej wojny chłopskiej w każdym punkcie globu ziemskiego. Dążność chłopów do osłaniania pierwszych swych buntowniczych kroków pozorami praworządności kościelnej, bądź też świeckiej stanowiła zdawiendawna nieodłączną cechę walki wszelkiej klasy rewolucyjnej w okresie, gdy klasa ta nie posiadała jeszcze dość sił i pewności siebie, aby przeciąć pępowinę, łączącą ją z dawnem społeczeństwem. Dotyczy to w o wiele większym stopniu włościaństwa, aniżeli każdej innej klasy społecznej, gdyż chłopi nawet w najlepszych swych okresach posuwają się naprzód prawie że poomacku i spoglądają zpodełba na swych miejskich przyjaciół. Mają oni do tego powody. Przyjaciółmi ruchu rolnego, gdy ruch ten stawia pierwsze kroki, są agenci burżuazji liberalnej i radykalnej. Patronując do pewnego stopnia żądaniom chłopów, przyjaciele ci drżą jednak o los własności burżuazyjnej i starają się wszelkiemi siłami skierować powstanie chłopskie w łożysko legalizmu burżuazyjnego.

Podobnie działają, na długo przed wybuchem rewolucji, i inne czynniki. W łonie samej szlachetczyzny zjawiają się propagatorzy idei zgody. Lew Tołstoj zajrzał do duszy chłopa głębiej, niż ktokolwiek inny. Jego filozofja niesprzeciwiania się złu przemocą była uogólnieniem pierwszych etapów rewolucji chłopskiej. Tołstoj marzył o tem, aby wszystko dokonało się „bez rabunków, za wzajemną zgodą”. Do taktyki tej dobudowywał fundament religijny pod postacią oczyszczonego chrystjanizmu. Mahatma Ghandi spełnia obecnie w Indjach tę samą misję, lecz w praktyczniejszej formie. Jeśli cofniemy się daleko wstecz, to, poczynając od czasów biblijnych i nawet jeszcze wsześniejszych, znajdziemy bez trudu te same, rzekomo „nieznane w historji”, zjawiska, przybrane w najrozmaitsze szaty religijne, narodowe, filozoficzne i polityczne.

Osobliwość chłopskiego powstania w r. 1917 polegała może na tem tylko, że w roli agentów burżuazyjnej praworządności występowali ludzie noszący miano socjalistów, a nawet rewolucjonistów. Ale nie oni to stanowili o charakterze i rytmie ruchu chłopskiego. Chłopi szli za eserowcami o tyle, o ile otrzymywali od nich gotowe formułki do porachunków z obszarnikami. Jednocześnie eserowcy stanowili dla nich osłonę prawną. Wszak była to partja Kiereńskiego, ministra sprawiedliwości, następnie ministra spraw wojskowych, i Czernowa, ministra rolnictwa. Powiatowi i gminni eserowcy tłumaczyli, że zwłoka w wydaniu niezbędnych dekretów powstaje wskutek oporu ze strony obszarników i liberałów i zapewniali chłopów, iż „nasi” w rządzie starają się, jak mogą. Rzecz oczywista, chłop nic na to nie mógł odpowiedzieć. Aliści, nie będąc zbyt łatwowiernym, uważał, że trzeba dopomóc „naszym” od dołu i czynił to tak dokumentnie, że „naszym” na górze zaczęły niebawem trzeszczeć wszystkie stawy.

Słabość bolszewików, gdy chodzi o ich stosunek do włościaństwa, była przemijająca; przyczynę jej stanowiła okoliczność, że bolszewicy nie podzielali złudzeń chłopów. Wieś mogła dojść do bolszewizmu jedynie poprzez doświadczenie i rozczarowania. Siła bolszewików polegała na tem, że zarówno w kwestji rolnej, jak i w innych, nie obciążała ich rozbieżność pomiędzy słowem a czynem.

Ogólne względy socjologiczne nie pozwalały na stwierdzenie apriorystyczne, czy włościaństwo, jako całość, zdolne jest jeszcze do powstania przeciwko obszarnikom. Wzmożenie się tendencyj kapitalistycznych w gospodarstwie rolnem w okresie, dzielącym dwie rewolucje; wyodrębnienie się z pierwotnej wspólnoty gminnej mocnej warstwy fermerów; nadzwyczajny wzrost spółdzielczości rolnej, której kierownictwo spoczywało w ręku zamożnych i bogatych chłopów, — oto czynniki, które nie pozwalały określić zawczasu, jaka dążność osiągnie przewagę w rewolucji: czy sprzeczność interesów stanowo-rolnych pomiędzy włościaństwem a szlachtą, czy też sprzeczność interesów klasowych, nurtująca w łonie samego włościaństwa.

Po swym przyjeździe, Lenin zajął w tej sprawie bardzo ostrożne stanowisko. „Ruch rolny, — powiedział on w dniu 14 kwietnia, — jest dopiero przewidywaniem, nie będąc jeszcze faktem... Trzeba się przygotować do tego, że chłopi mogą połączyć się z burżuazją”. Nie była to myśl, rzucona przypadkowo. Przeciwnie, Lenin powtarza ją uporczywie przy rozmaitych okazjach. Dnia 24 kwietnia, występując na konferencji partyjnej przeciwko „starym bolszewikom”, którzy zarzucali mu, że nie docenia roli chłopów, Lenin mówi: „Nie wolno partji proletariackiej liczyć teraz na wspólne interesy z włościaństwem. Walczymy o to, aby chłopi przeszli na naszą stronę, ale oni stoją, do pewnego stopnia świadomie, po stronie kapitalistów”. Świadczy to, mówiąc nawiasem, że Lenin daleki był od przypisywanej mu później przez epigonów teorji stałej harmonji interesów proletarjatu i włościaństwa. Przypuszczając, że włościaństwo, jako stan, może jeszcze wystąpić w roli czynnika rewolucyjnego, Lenin przygotowywał się jednak w kwietniu do gorszej ewentualności, licząc na to, że obszarnicy, burżuazja i szerokie warstwy włościaństwa mogą utworzyć trwały blok. „Pozyskać teraz chłopa, — powiadał, — znaczy to oddać się na łaskę i niełaskę Milukowa”. I wyciągnął z tego wniosek: „należy przenieść punkt ciężkości na sowiety delegatów parobków”.

Ale nastąpiła lepsza ewentualność. Ruch rolny przestał już być przewidywaniem i stawał się faktem, uwydatniając na krótką chwilę, lecz z niezwykłą mocą, przewagę więzi stanowo-rolnej nad kapitalistyczną sprzecznością interesów. Sowiety delegatów robotników rolnych doszły do pewnego znaczenia w kilku zaledwie miejscowościach, głównie zaś w prowincjach nadbałtyckich. Natomiast komitety ziemskie zaczynały spełniać rolę organów całego włościaństwa, gdyż pod wpływem silnej presji chłopów przekształcały się stopniowo z izb rozjemczych w narzędzie rewolucji rolnej.

Fakt, że włościaństwo, jako całość, uzyskało po raz ostatni w swych dziejach możność odegrania roli czynniku rewolucyjnego, świadczy jednocześnie zarówno o nikłości stosunków kapitalistycznych na wsi, jak i o ich mocy. Ekonomika burżuazyjna nie zdążyła jeszcze wchłonąć i zniszczyć średniowiecznych niewolniczych stosunków rolnych. Jednocześnie zaś rozwój kapitalistyczny posunął się tak daleko naprzód, że dawne formy własności rolnej stały się dla wszystkich warstw ludności wiejskiej jednako trudne do zniesienia. Szachownica posiadłości obszarniczych i chłopskich, ułożona częstokroć rozmyślnie w ten sposób, aby uczynić z praw obszarników pułapkę dla całej gminy; straszliwe rozdrobnienie gruntów chłopskich, wreszcie najnowsze przeciwieństwo interesów pomiędzy wspólnotą gminną a osadnikami  — indywidualnymi posiadaczami gruntów — wszystko to łącznie wytwarzało nieznośną gmatwaninę w stosunkach rolnych, z której nie można było wybrnąć zapomocą połowicznych aktów ustawodawczych. Chłopi odczuwali to lepiej, aniżeli rozmaici teoretycy kwestji rolnej. Doświadczenie życiowe, przekształcające się poprzez szereg pokoleń, doprowadziło ich do jednego wniosku: trzeba zniweczyć odziedziczone i nabyte prawa do ziemi, trzeba usunąć wszystkie kopce graniczne i ziemię, wyzwoloną z historycznych nawarstwień, oddać tym, którzy ją uprawiają. Aforyzmy chłopskie zawierały taki mniej więcej sens: ziemia jest niczyja, ziemia jest w ręku Boskiem; — w taki właśnie sposób chłopi komentowali eserowski program uspołecznienia ziemi. Wbrew teorji ludowców, w ujęciu tem nie było ani szczypty socjalizmu. Najśmielsza rewolucja rolna nie przekraczała jeszcze, jako taka, granic ustroju burżuazyjnego. Uspołecznienie ziemi, które miało rzekomo zagwarantować każdemu, kto pracuje, „prawo do ziemi”, było oczywistą utopją w warunkach zachowania nieskrępowanych niczem stosunków rynkowych.

Mieńszewizm krytykował tę utopję z punktu widzenia liberalno-burżuazyjnego. Bolszewizm zaś, przeciwnie, — odsłaniał ową tendencję postępowo-demokratyczną, która w teorji eserowców znajdowała swój utopijny wyraz. Uwydatnienie istotnego znaczenia dziejowego kwestji rolnej w Rosji stanowi jedną z największych zasług Lenina.

Milukow pisał, że jego zdaniem, jako „socjologa i badacza rosyjskiej ewolucji historycznej”, a więc męża, ogarniającego szerokie widnokręgi, „Lenin i Trocki przewodzą ruchowi daleko bardziej zbliżonemu do ruchów z 17 i 18 stulecia, t. j. do buntów Pugaczowa, Razina i Bołotnikowa, aniżeli do współczesnych haseł anarcho-syndykalizmu europejskiego”. Maleńka cząsteczka prawdy, którą zawiera to twierdzenie liberalnego socjologa, — jeśli nie brać pod uwagę wplątanego tutaj nie wiedzieć poco .,anarcho-syndykalizmu”, — godzi bynajmniej nie w bolszewików, ale raczej w burżuazję rosyjską, jej wstecznictwo i niemoc polityczną. Toć nie bolszewicy są winni, że olbrzymie ruchy chłopskie ubiegłych stuleci nie doprowadziły do zdemokratyzowania stosunków społecznych w Rosji, — nie można było tego urzeczywistnić bez kierowniczego udziału miast! — jak również nie bolszewicy ponoszą winę za to, iż tak zwane wyzwolenie chłopów w r. 1861 dokonane zostało w drodze okradania gruntów gminnych, oddania chłopów w niewolę państwu i całkowitego zachowania ustroju stanowego. Jedno tylko jest słuszne: bolszewicy musieli w ciągu pierwszych 25 lat XX stulecia dorabiać to, co nie zostało skończone, albo też nie było nawet zaczęte w wieku XVII, XVIII i XIX. Zanim bolszewicy mogli wziąć się do spełniania własnych zadań, musieli przedtem uprzątnąć z terenu gnój dziejowy, pozostawiony przez dawne klasy panujące i ubiegłe stulecia; należy przyznać, że uboczne to zadanie wykonali w każdymbądź razie nader sumiennie. Chyba i Milukow nie ośmieli się teraz temu zaprzeczyć.

PRZESUNIĘCIA W ŁONIE MAS 

Powrót do spisu treści