Karol Marks

Walki klasowe we Francji, 1848-1850


Napisane przez: Karol Marks (ze wstępem Fryderyka Engelsa)
Źródło: 
"Karol Marks - dzieła wybrane w dwóch tomach" (tom II str. 52-1760
Wydawca:
Książka, Warszawa 1947
Po raz pierwszy opublikowane:
Październik 1850, Neue Rheinische Zeitung Revue.
Adaptacja:
Jarosław Grota , Wojciech Figiel - Polska Sekcja MIA


SPIS TREŚCI:

Wstęp F. Engelsa.

Rozdział I: Porażka z czerwca 1848 r.

Rozdział II: 13 czerwca 1849 r.

Rozdział III: Następstwa 13 czerwca 1849 r.

Rozdział IV: Zniesienie powszechnego prawa głosowania w 1850 r.

 

WSTĘP F. ENGELSA [1]

Praca niniejsza, wydawana obecnie na nowo, była pierwszą próbą Marksa wyjaśnienia - z punktu widzenia jego materialistycznego pojmowania dziejów - pewnego okresu historii na podstawie stanu ekonomicznego tegoż okresu. W „Manifeście Komunistycznym” teoria ta zastosowana została w ogólnych zarysach do całokształtu historii nowożytnej. Marks i ja posługiwaliśmy się nią stale przy wyjaśnianiu bieżących wypadków politycznych w artykułach naszych w "Nowej Gazecie Reńskiej". Tutaj natomiast szło o to, by na przestrzeni kilkuletniego okresu rozwoju historycznego, który był krytyczny i zarazem typowy dla całej Europy, wykazać wewnętrzny związek przyczynowy, a więc zgodnie z koncepcją autora sprowadzić zdarzenia polityczne do działania przyczyn, w ostatniej instancji ekonomicznych. Przy rozpatrywaniu wydarzeń i kompleksów wydarzeń dziejów bieżących nie podobna dotrzeć do ich ostatnich ekonomicznych przyczyn. I dziś jeszcze, kiedy odnośna literatura specjalna dostarcza tyle bogatego materiału, nawet w Anglii pozostaje niemożliwością śledzenie z dnia na dzień całego rozwoju przemysłu i handlu na rynku światowym oraz wszystkich zmian, jakim ulegają .metody produkcji, tak aby w każdej chwili można było wyciągnąć ogólny wniosek z tych niezwykle skomplikowanych i wciąż zmieniających się czynników. W dodatku najważniejsze z nich działają najczęściej długo w ukryciu, zanim nagle z wielką siłą. wyłonią się na powierzchnię. Jest rzeczą niemożliwą od razu zdobyć sobie jasny pogląd na historię ekonomiczną jakiegokolwiek bieżącego okresu: udaje się to dopiero później po zebraniu i przejrzeniu odpowiedniego materiału. Niezbędnym środkiem pomocniczym jest przy tym statystyka, a ta zawsze się opóźnia. Dlatego przy rozpatrywaniu dziejów bieżących aż nazbyt często zmuszeni jesteśmy uważać ten najbardziej decydujący czynnik za wielkość stałą i traktować położenie gospodarcze, które zastaliśmy na początku omawianego okresu, jako dane i niezmienne dla całego Okresu; albo też musimy uwzględniać tylko te zmiany ekonomiczne, które same wynikają z zachodzących przed nami oczywistych wydarzeń, a więc są również całkiem oczywiste. Wobec tego metoda materialistyczna musi w takich wypadkach aż nazbyt często ograniczać się do sprowadzania konfliktów politycznych, do starć interesów istniejących klas społecznych lub odłamów tych klas, będących wytworem rozwoju ekonomicznego i wykazania, że poszczególne partie polityczne są mniej lub bardziej adekwatnym wyrazem politycznym tych samych klas i ich odłamów. Rozumie się, że takie nieuniknione pomijanie zachodzących jednocześnie zmian w położeniu gospodarczym, tej rzeczywistej podstawie wszystkich badanych wypadków, musi być źródłem błędów. Ale warunki, w jakich wypada nam przedstawiać dzieje bieżące w ich syntezie, wszystkie one nieuchronnie zawierają w sobie źródła błędów; to jednak nie wstrzymuje nikogo od pisania historii dnia bieżącego. Gdy Marks podjął niniejszą pracę, wspomniane źródło błędów było jeszcze o wiele bardziej nieuniknione. W okresie rewolucyjnym r. 1848-1849 nie podobna wprost było śledzić dokonujących się jednocześnie zmian ekonomicznych a tym bardziej ogarnąć ich całkowicie wzrokiem. Tak samo było w ciągu pierwszych miesięcy wygnania londyńskiego, w jesieni i zimą 1849-1850 r. A w tym właśnie czasie Marks rozpoczął swą pracę. I pomimo tak niepomyślnych warunków, dzięki dokładnej znajomości zarówno stanu ekonomicznego Francji w przededniu rewolucji lutowej, jak i historii politycznej tego kraju od czasu tej rewolucji, Marks potrafił dać taki obraz wypadków, który w nieprześcigniony dotąd sposób ujawnił wewnętrzny ich związek i który w następstwie świetnie wytrzymał dwukrotną próbę, dokonaną przez samego Marksa. Pierwsza próba dokonana została w r. 1850 dzięki temu, że od wiosny Marks znowu zyskał wolny czas na studia ekonomiczne i zajął się przede wszystkim historią ekonomiczną ostatniego dziesięciolecia. W rezultacie zbadane fakty wykazały Marksowi zupełnie jasno to samo, co już przedtem na wpół apriorycznie wywnioskował on z niekompletnego materiału: że wszechświatowy kryzys handlowy r. 1847 był właściwym ojcem rewolucji lutowej i marcowej[2] oraz ze pomyślna koniunktura przemysłowa, która stopniowo zaczęła znowu występować od połowy 1848 r., a w r. 1849-1850 doszła do pełnego rozkwitu, była właśnie życiodajną siłą dla ponownie wzmożonej reakcji europejskiej; Był to fakt rozstrzygający. Podczas gdy w pierwszych trzech artykułach (zamieszczonych w styczniowym, lutowym i marcowym zeszycie "Nowej Gazety Reńskiej, Przeglądu Polityczno - Ekonomicznego", Hamburg 1850 r.) przebija jeszcze oczekiwanie nowego rychłego wzrostu energii rewolucyjnej, to napisany przeze mnie i przez Marksa przegląd wypadków historycznych w ostatnim podwójnym zeszycie, wydanym jesienią 1850 r. (maj-październik) zrywa raz na zawsze z tymi złudzeniami: . Była to wszakże jedyna istotna zmiana, której należało dokonać. W wyjaśnieniu zdarzeń danym w poprzednich artykułach, w przedstawionych tam związkach przyczynowych nic absolutnie nie trzeba było zmieniać, jak tego dowodzi zamieszczony w tymże przeglądzie dalszy opis wypadków od 10 marca aż do jesieni 1850 r. Dlatego też zamieściłem ten opis w niniejszym nowym wydaniu jako artykuł czwarty.

Próba druga była jeszcze w większym stopniu próbą ogniową. Wkrótce po zamachu stanu Ludwika Bonaparte z dnia 2 grudnia 1851 r. Marks opracował na nowo historię Francji od lutego 1848 r. aż do tego wydarzenia włącznie, które chwilowo zamykało okres rewolucyjny („18 brumaire'a Ludwika Bonaparte”, trzecie wydanie, Hamburg, Meissner, 1885 r.). Broszura ta ponownie, chociaż już krócej, omawia okres przedstawiony w niniejszej pracy. Dość porównać nasz opis z tym drugim, danym w rok później już w świetle rozstrzygającego wypadku, aby się przekonać, że autor miał tylko bardzo niewiele zmian do poczynienia. Szczególne znaczenie nadaje tej pracy okoliczność, że po raz pierwszy wypowiada ona formułę, w której zgodna opinia partii robotniczych wszystkich krajów świata zwięźle ujmuje swe żądanie przebudowy ekonomicznej: przejście środków produkcji na własność społeczeństwa. W drugim rozdziale, w związku z „prawem do pracy”, które jest tam określone jako „pierwsza niezgrabna formuła, ujmująca rewolucyjne żądania proletariatu” , Marks powiada: „ale poza prawem do pracy kryje się władza nad kapitałem, poza władzą nad kapitałem - przejęcie na własność środków produkcji, podporządkowanie ich zrzeszonej klasie robotniczej, a więc zniesienie pracy najemnej i kapitału oraz ich wzajemnego stosunku”. Tu zatem po raz pierwszy sformułowana jest zasada, która dobitnie wyróżnia nowoczesny socjalizm robotniczy zarówno od wszelkich najrozmaitszych odcieni socjalizmu feudalnego, burżuazyjnego, drobnomieszczańskiego itd., jak też od mętnego żądania wspólności dóbr, wysuwanego przez komunizm utopijny i samorodny komunizm robotniczy. Jeżeli później Marks rozciągnął tę formułę także na środki wymiany, to rozciągnięcie to, które zresztą samo przez się wynika z "Manifestu Komunistycznego, stanowi tylko uzupełnienie głównej zasady. W Anglii znaleźli się niedawno pewni mędrcy, którzy dodali do tego jeszcze uspołecznienie <środków podziału >. Panom tym byłoby na pewno trudno wskazać, jakie są te ekonomiczne środki podziału, odrębne od środków produkcji i wymiany; chyba że mają oni na myśli polityczne środki podziału: podatki, wsparcia dla ubogich, aż do Sachsenwaldu[3] i innych darowizn włącznie. Ale po pierwsze, te środki podziału, znajdując się w posiadaniu państwa lub gminy, już dziś stanowią majątek społeczny, a po drugie, te właśnie środki podziału chcemy przecież znieść. Gdy wybuchła rewolucja lutowa, wszystkie nasze wyobrażenia o warunkach i przebiegu ruchów rewolucyjnych znajdowały się pod silnym wpływem dotychczasowych doświadczeń historycznych, a w szczególności doświadczeń Francji. Przecież właśnie Francja grała główną rolę w całej historii Europy od roku 1789, a i teraz znowu hasło do ogólnego przewrotu wyszło z Francji. Było więc rzeczą zrozumiałą i nieuniknioną,, że nasze wyobrażenia o charakterze i przebiegu proklamowanej w lutym 1848 r. w Paryżu rewolucji \"socjalnej\", rewolucji proletariatu, były mocno zabarwione wspomnieniami jej pierwowzorów z roku 1789-1830. A kiedy na domiar wszystkiego powstanie paryskie znalazło swój odgłos w zwycięskich powstaniach w Wiedniu, Mediolanie, Berlinie, gdy cała Europa aż do granic rosyjskich wciągnięta została do tego ruchu; gdy potem w czerwcu rozegrała się w Paryżu pierwsza wielka bitwa o panowanie pomiędzy proletariatem a burżuazją; gdy nawet zwycięstwo klasy burżuazyjnej tak wstrząsnęło burżuazją wszystkich krajów, że znowu rzuciła się ona w objęcia dopiero co obalonej reakcji monarchistyczno-feudalnej - wtedy, w ówczesnych warunkach, nie mogło dla nas ulegać wątpliwości, że rozpoczęła się wielka rozstrzygająca walka, że będzie ona musiała być doprowadzona do końca w przeciągu jednego, długiego i pełnego zmian okresu rewolucyjnego, lecz że skończyć się ona może tylko ostatecznym zwycięstwem proletariatu. Po klęskach 1849 r. nie podzielaliśmy wcale, złudzeń wulgarnej demokracji, grupującej się dookoła przyszłych rządów tymczasowych in partibus. Demokracja ta liczyła na szybkie, raz na zawsze rozstrzygające zwycięstwo \"ludu\" nad jego "gnębicielami", my zaś - na długą walkę po usunięciu "gnębicieli" pomiędzy przeciwstawnymi sobie żywiołami kryjącymi się właśnie w tym "ludzie". Wulgarna demokracja spodziewała się nowego wybuchu z dnia na dzień; my zaś oświadczyliśmy już w jesieni1950 r., że przynajmniej pierwsza część okresu rewolucyjnego jest zakończona i że przed wybuchem nowego wszechświatowego kryzysu ekonomicznego nie należy niczego oczekiwać. Za to też wyklęto nas uroczyście jako zdrajców rewolucji, a zrobili to ci sami ludzie, którzy potem prawie wszyscy bez wyjątku pogodzili się z Bismarckiem, o ile Bismarck uznał, że w ogóle warto się nimi zajmować. Historia wykazała jednak, że i my nie mieliśmy racji i że nasze ówczesne poglądy były złudzeniem. Poszła ona jeszcze dalej: nie tylko rozwiała nasze ówczesne iluzje, lecz również zmieniła do gruntu warunki, w których ma walczyć proletariat. Metody walki z roku 1848 są już dzisiaj pod każdym względem przestarzałe. Jest to punkt, który zasługuje przy tej sposobności na bliższe zbadanie. Wszystkie dotychczasowe rewolucje sprowadzały się do wyparcia pewnego określonego panowania klasowego przez inne; lecz wszystkie dotychczasowe klasy panujące były zawsze nieznaczną mniejszością w porównaniu z masą ludową, nad którą panowały. Tak więc obalano jedną mniejszość panującą, inna mniejszość chwytała zamiast niej ster państwa i przekształcała urządzenia państwowe odpowiednio do swoich interesów. Za każdym razem była to ta grupa mniejszości, która na danym poziomie rozwoju ekonomicznego była zdolna i powołana do władzy, i właśnie dlatego - i tylko dlatego - ujarzmiona większość albo brała udział w przewrocie na korzyść tej mniejszości, albo przynajmniej spokojnie przyjmowała przewrót. Jeżeli jednak pominiemy każdorazową konkretną treść, wszystkich tych rewolucji, to wspólna ich forma polegała na tym, że były one rewolucjami mniejszości. Nawet gdy uczestniczyła w nich większość, czyniła to tylko - świadomie lub nieświadomie -- w interesie jakiejś mniejszości, która otrzymywała wskutek tego lub choćby nawet przez sam fakt biernego stanowiska i braku oporu ze strony większości, pozory przedstawicielki całego narodu. Po pierwszym wielkim sukcesie wśród zwycięskiej mniejszości z reguły następował rozłam. Jedna część zadowalała się osiągniętymi zdobyczami, druga chciała iść jeszcze dalej i stawiała nowe żądania, które przynajmniej w części odpowiadały rzeczywistym lub pozornym interesom szerokich mas ludowych. Te bardziej radykalne żądania dawały się niekiedy urzeczywistnić, lecz często tylko na chwilę; bardziej umiarkowana partia brała znowu górę i likwidowała - zupełnie lub częściowo - ostatnie zdobycze; zwyciężeni krzyczeli wtedy o zdradzie lub składali winę klęski na przypadek. W rzeczywistości sprawa przedstawiała się przeważnie tak: dopiero drugie zwycięstwo partii bardziej radykalnej zabezpieczało w pełni zdobycze pierwszego zwycięstwa; skoro to tylko zostało osiągnięte, a to właśnie było koniecznością chwili - radykałowie ze swymi powodzeniami znikali z widowni. Wszystkie nowożytne rewolucje poczynając od wielkiej rewolucji angielskiej XVlI wieku wykazują te same cechy, które wydawały się nieodłączne od wszelkiej walki rewolucyjnej. Zdawało się, że można je zastosować także do walk proletariatu o jego wyzwolenie, tym bardziej że właśnie w 1848 r. można było na palcach wyliczyć ludzi, którzy choć trochę uświadamiali sobie, w jakim kierunku należy szukać tego wyzwolenia. Same masy proletariackie nawet w Paryżu, i to już po zwycięstwie, nie miały bynajmniej jasnego pojęcia o drodze, którą należało wybrać. A jednak ruch istniał - instynktowny, spontaniczny, nie dający się stłumić. Czyż nie była to właśnie sytuacja, w której musiała się udać rewolucja, kierowana wprawdzie przez mniejszość, ale dokonywana tym razem nie w interesie mniejszości, lecz w najprawdziwszym interesie większości? Jeżeli we wszystkich dłuższych okresach rewolucyjnych szerokie masy ludowe tak łatwo dawały się porywać jedynie złudnym obiecankom prących naprzód mniejszości, to czyżby miały być mniej przystępne dla idei, które były najwierniejszym odbiciem ich położenia ekonomicznego, były jasnym racjonalnym wyrazem ich własnych potrzeb, jeszcze przez nie same nie zrozumianych, lecz już niejasno odczuwanych? Co prawda, ten rewolucyjny nastrój mas prawie zawsze - i to przeważnie bardzo szybko - ustępował miejsca wyczerpaniu lub nawet wprost przeciwnemu nastrojowi, gdy tylko znikały złudzenia i następowało rozczarowanie. Ale tu szło już przecież nie o obiecanki, lecz o urzeczywistnienie najistotniejszych interesów ogromnej większości; większość ta nie uświadamiała sobie wówczas wyraźnie swych interesów, musiały one jednak w krótkim czasie stać się dla niej jasne w przebiegu ich praktycznego urzeczywistnienia dzięki przekonującym oczywistym faktom. Następnie, jak to Marks wykazał w trzecim swym artykule, na wiosnę 1850 r. rozwój burżuazyjnej republiki, zrodzonej przez "socjalną" rewolucję 1848 r., doprowadził do skoncentrowania rzeczywistej władzy w rękach wielkiej burżuazji, usposobionej w dodatku monarchistycznie, wszystkie zaś inne klasy społeczne, zarówno chłopi jak drobnomieszczaństwo, skupiły się wokół proletariatu tak, że w chwili wspólnego zwycięstwa i po zwycięstwie nie one, lecz nauczony doświadczeniem proletariat stałby się czynnikiem rozstrzygającym. Czyż nie było więc wszystkich widoków na przekształcenie rewolucji mniejszości w rewolucję większości ? Historia wykazała, iż zarówno my jak i ci wszyscy, którzy myśleli w ten sposób, nie mieli racji. Wykazała ona, że rozwój ekonomiczny na kontynencie europejskim nie dojrzał jeszcze bynajmniej do tego, by można było usunąć produkcję kapitalistyczną , wykazała to za pomocą rewolucji ekonomicznej, która od r. 1848 Ogarnęła cały kontynent europejski i dopiero po raz pierwszy istotnie ugruntowała wielki przemysł we Francji, Austrii, na Węgrzech, w Polsce, a ostatnio i w Rosji, z Niemiec zaś uczyniła wprost kraj przemysłowy pierwszego rzędu - wszystko to odbywało się na gruncie kapitalizmu posiadającego zatem w r. 1848 jeszcze wielką zdolność do rozszerzania się. Ta właśnie rewolucja przemysłowa wniosła dopiero wszędzie jasność do stosunków klasowych, usunęła mnóstwo pośrednich form, które były przeżytkami epoki manufaktury, a we wschodniej Europie nawet rzemiosła cechowego, stworzyła prawdziwą burżuazję, i prawdziwy wielkoprzemysłowy proletariat i wysunęła je na pierwszy plan rozwoju społecznego. W ten sposób walka, którą w roku 1848 te dwie wielkie klasy toczyły ze sobą - poza Anglią - tylko w Paryżu i co najwyżej w kilku wielkich ośrodkach przemysłowych, ogarnęła teraz całą Europę i doszła do napięcia, jakie w r. 1848 było nie do pomyślenia. Wówczas - wiele niejasnych ewangelii sekciarskich z ich uniwersalnymi lekami; dziś -tylko jedna ogólnie uznana, przejrzyście jasna, ściśle formułująca ostateczne cele walki teoria Marksa. Wówczas - masy ludowe, podzielone i zróżniczkowane według cech lokalnych i narodowościowych, związane tylko poczuciem wspólnej niedoli, nierozwinięte, bezradnie przerzucające się od zapału do zwątpienia i odwrotnie; dziś - jedna wielka międzynarodowa armia socjalistów, niepowstrzymanie idąca naprzód, co dzień rosnąca w liczbę, organizację, dyscyplinę, świadomość i pewność zwycięstwa. Jeżeli nawet ta potężna armia proletariatu dotąd jeszcze nie osiągnęła celu, jeżeli, daleka od tego, by jednym silnym uderzeniem wywalczyć zwycięstwo, musi w twardej, uporczywej walce przebijać się naprzód z pozycji na pozycję, to dowodzi to tylko raz na zawsze, jak niemożliwą rzeczą było w r. 1848 dokonanie przeobrażenia społecznego przez proste zaskoczenie. Burżuazja, podzielona na dwie frakcje dynastyczno-monarchistyczne[4], lecz przede wszystkim żądająca spokoju i bezpieczeństwa a dla swych interesów pieniężnych; naprzeciw niej zwyciężony wprawdzie, ale wciąż jeszcze groźny proletariat, dookoła którego coraz bardziej skupiało się drobnomieszczaństwo i chłopstwo; stała groźba gwałtownego wybuchu, który przy tym nie dawał żadnych widoków ostatecznego rozwiązania - taka oto była sytuacja, jakby stworzona dla zamachu stanu Ludwika Bonaparte, trzeciego pseudo - demokratycznego pretendenta. 2 grudnia 1851 r. Ludwik Bonaparte przy pomocy armii położył kres naprężonej sytuacji i zapewnił Europie pokój wewnętrzny, aby ją za to uszczęśliwić nową erą wojen[5]. Okres rewolucji z dołu został na razie zakończony; nastąpił okres rewolucji z góry. Nawrót do cesarstwa w 1851 r. jeszcze raz udowodnił niedojrzałość dążeń proletariackich w owym czasie. Ale samo cesarstwo miało stworzyć warunki, w których dążenia te musiały dojrzewać. Pokój wewnętrzny zapewnił całkowity rozwój nowej koniunktury przemysłowej; konieczność zatrudnienia armii i skierowania prądów rewolucyjnych na zewnątrz - zrodziła wojny, w których Bonaparte pod pozorem walki o urzeczywistnienie "zasady narodowościowej" starał się wszelakimi sztuczkami uzyskać dla Francji nowe zabory. Jego naśladowca Bismarck zastosował tę samą politykę w Prusach, dokonał on w roku 1866 swego zamachu stanu, swej rewolucji z góry wobec Związku Niemieckiego i Austrii a zarazem wobec Izby pruskiej, która znalazła się w konflikcie z rządem. Lecz Europa była za mała dla dwóch Bonapartych i ironia historii chciała, aby Bismarck obalił Bonapartego i aby król Wilhelm pruski przywrócił nie tylko małoniemieckie cesarstwo[6], lecz także republikę francuską. Ogólny rezultat był taki, że usamodzielnienie i zjednoczenie wewnętrzne wielkich narodów, z jedynym wyjątkiem Polski, stało się w Europie faktem dokonanym. Wprawdzie odbyło się to w stosunkowo skromnym zakresie - lecz bądź co bądź o tyle, że proces rozwojowy klasy robotniczej nie znajdował już poważnego hamulca w zawikłaniach narodowych. Grabarze rewolucji 1848 r. stali się wykonawcami jej testamentu. A obok nich wyrastał już groźny spadkobierca 1848 r., proletariat zorganizowany w Międzynarodówkę. Po wojnie 1870-1871 r. Bonaparte znika z widowni, a misja Bismarcka jest już spełniona, tak że może on znowu spaść do poziomu pospolitego junkra. Ale okres ten zamyka Komuna Paryska. Podstępna próba Thiersa wykradzenia dział paryskiej Gwardii Narodowej wywołała zwycięskie powstanie. Okazało się raz jeszcze, że w Paryżu nie jest już możliwa żadna inna rewolucja prócz proletariackiej. Władza po zwycięstwie, sama, bez żadnego sprzeciwu, dostała się do rąk klasy robotniczej. I znowu okazało się, jak niemożliwe było panowanie klasy robotniczej nawet wtedy, w 20 lat po - epoce przedstawionej w naszej broszurze. Z jednej strony, Francja rzuciła Paryż na pastwę losu i obojętnie przyglądała się, gdy broczył krwią pod kulami Mac Mahona; z drugiej strony. Komunę trawiła bezowocna walka dwóch rozdzierających ją partii: blankistów (większości) i proudhonistów (mniejszości), z których żadna nie wiedziała, co należało czynić. Łatwe zwycięstwo w 1871 r. okazało się równie bezowocne jak niespodziewany atak w 1848 r. Wraz z Komuną Paryską wydawało się, że ostatecznie pogrzebany został i walczący proletariat. Tymczasem było wprost przeciwnie. Od czasów Komuny i wojny prusko-francuskiej datuje się potężny wzrost ruchu robotniczego. Wcielenie całej zdolnej do noszenia broni ludności do armii, która liczyła się już na miliony, wprowadzenie broni palnej, pocisków i materiałów wybuchowych o nieznanej dotąd sile działania - wszystko to wywołało całkowity przewrót w wojskowości, który od razu położył kres bonapartystowskiej epoce wojen i zapewnił pokojowy rozwój przemysłu, bo odtąd niemożliwa pozostała się jakakolwiek wojna z wyjątkiem wojny światowej o niesłychanych okropnościach i absolutnie nieobliczalnym wyniku. Z drugiej strony, przewrót ten powodując wzrost wydatków zbrojeniowych, doprowadził podatki do niebywałej wysokości i pchnął przez to uboższe masy ludowe w objęcia socjalizmu. Zabór Alzacji i Lotaryngii, ta bezpośrednia przyczyna szalonego wyścigu zbrojeń, mógł rozpalić wzajemne namiętności szowinistyczne francuskiej i niemieckiej burżuazji, ale dla robotników obu krajów był on tylko nowym ogniwem łączącym ich. Rocznica Komuny Paryskiej stała się pierwszym ogólnym świętem całego proletariatu. Wojna 1870-1871 r. i porażka Komuny przeniosły na razie, jak to przepowiedział Marks, punkt ciężkości ruchu robotniczego z Francji do Niemiec. We Francji trzeba było oczywiście całych lat, aby proletariat przyszedł do siebie po upuście krwi, dokonanym w maju 1871 r. W Niemczech natomiast, gdzie przemysł dzięki deszczowi miliardów francuskich znalazł się we wręcz cieplarnianych warunkach i rozwijał się coraz szybciej - jeszcze szybciej i bardziej niezawodnie rozwijała się socjaldemokracja. Dzięki umiejętności, z jaką robotnicy niemieccy korzystali z zaprowadzonego w r. 1866 powszechnego prawa głosowania, zdumiewający wzrost partii ujawnia się całemu światu w niezaprzeczalnych cyfrach. W roku 1871-102.000, w r. 1874-352.000, w 1877-493.000 głosów socjaldemokratycznych. Potem nastąpiło uznanie tych postępów przez wysokie sfery rządowe w postaci ustawy przeciw socjalistom , partia na razie została rozgromiona, liczba głosów spadła w r. 1881 do 312.000. Ale przeszkody zostały wkrótce przezwyciężone i oto pod uciskiem ustaw wyjątkowych, bez prasy, bez jawnej organizacji, bez prawa związków i zgromadzeń, rozpoczął się dopiero prawdziwie szybki wzrost. W r. 1884 - 550.000 głosów, w 1887- 763.000, w 1890 - 1.427.000. Tutaj ręka państwa opadła bezsilnie. Ustawa przeciw socjalistom znikła. Liczba głosów socjalistycznych podniosła się do 1.787.000, co stanowiło więcej niż jedną czwartą wszystkich oddanych głosów. Rząd i klasy panujące wyczerpały wszystkie swe środki bezużytecznie, bezcelowo, bezowocnie. Władze, od stróża nocnego aż do kanclerza Rzeszy, otrzymały namacalne dowody swej bezsilności - i to od lekceważonych robotników! A dowody te liczyły się na miliony. Państwo wyczerpało już wszystkie swe środki, robotnicy dopiero zaczynali stosować swoje. Obok pierwszej wielkiej przysługi, oddanej sprawie robotniczej, już przez sam fakt istnienia najpotężniejszej, najkarniejszej, najszybciej rosnącej partii socjalistycznej, oddali jej robotnicy niemieccy jeszcze drugą przysługę. Dostarczyli swym towarzyszom we wszystkich krajach nowej broni, i to jednej z najostrzejszych, pokazując im, jak się korzysta z powszechnego prawa wyborczego. Powszechne prawo wyborcze istniało już dawno we Francji, lecz zostało tam skompromitowane przez nadużycia, których dokonywał za pomocą tego prawa rząd bonapartystowski. Po Komunie nie było partii robotniczej, która by mogła korzystać z tego prawa. Powszechne prawo wyborcze istniało też w Hiszpanii od czasu republiki, lecz w Hiszpanii już od dawna wszystkie poważne partie opozycyjne wstrzymywały się z zasady od udziału w wyborach. Również w Szwajcarii doświadczenia, poczynione z powszechnym prawem wyborczym, bynajmniej nie były zachęcające dla partii robotniczej. Rewolucyjni robotnicy krajów romańskich przywykli widzieć w powszechnym prawie wyborczym pułapkę, narzędzie rządowego oszustwa. Inaczej było w Niemczech. Już ogłosił za jedno z pierwszych i najważniejszych zadań walczącego proletariatu zdobycie powszechnego prawa wyborczego i demokracji. Lassalle ponownie podjął ten postulat. Gdy zaś Bismarck zmuszony był wprowadzić powszechne prawo wyborcze[7], jako jedyny środek zainteresowania mas ludowych swymi planami, robotnicy nasi od razu odnieśli się do tego poważnie i wysłali Augusta Bebla do pierwszego parlamentu ustawodawczego. Odtąd już zawsze korzystali z prawa wyborczego w sposób, który przyniósł im olbrzymie korzyści i który stał się wzorem dla robotników wszystkich krajów. Prawo wyborcze w myśl programu marksistów francuskich[8] robotnicy nasi (ont transform de moyen de duperie qu'il a ętę jusquici, en instrument d'emancipation) - przekształcili ze środka tumanienia, jakim było dotychczas, w narzędzie wyzwolenia. Gdyby nawet powszechne prawo wyborcze nie dawało nam żadnej innej korzyści prócz tej, że pozwala nam co trzy lata obliczać nasze siły; że stale konstatując niespodziewanie szybki wzrost liczby głosów, zwiększa w równej mierze pewność zwycięstwa wśród robotników jak trwogę wśród naszych wrogów i staje się w ten sposób najlepszym naszym środkiem propagandy; że informuje nas o naszej własnej sile i o sile wszystkich wrogich partii i daje nam tym samym niezrównany miernik dla należytego obliczania naszych akcji, strzegący nas zarówno l niewczesnej lękliwości jak i od niewczesnego zuchwalstwa - Byłoby to wszystko było jedyną korzyścią, jaką przynosi nam prawo głosowania, to i wtedy byłoby to aż nadto. Ale dało ono jeszcze znacznie więcej. W agitacji wyborczej dostarczyło nam niezrównanego środka, pozwalającego nam stykać się z masami ludowymi tam, gdzie stoją one jeszcze z dala od nas, i zmuszać wszystkie partie do obrony wobec całego ludu swych poglądów i uczynków przed naszymi zarzutami. W dodatku dało ono naszym przedstawicielom w parlamencie trybunę, z której mogą przemawiać do swych przeciwników w Izbie oraz do mas ludowych poza Izbą ze znacznie większym autorytetem i swobodą niż w prasie i na zgromadzeniach. Cóż pomogła rządowi i burżuazji ustawa przeciw socjalistom, skoro agitacja wyborcza i mowy socjalistyczne w parlamencie stale czyniły w niej wyłomy? To skuteczne wykorzystanie powszechnego prawa wyborczego stanowi dla proletariatu zupełnie nowy, wciąż doskonalący się sposób walki. Okazało się, że instytucje państwowe, w których burżuazja organizuje swe panowanie, dają proletariatowi jeszcze nowe środki, za których pomocą może on te instytucje zwalczać. Robotnicy zaczęli brać udział w wyborach do poszczególnych sejmów krajowych, rad miejskich, sądów przemysłowych, podejmowali walkę z burżuazja o każde stanowisko, do którego obsadzenia uprawniona była w głosowaniu dostateczna liczba robotników. Tak więc doszło do tego, że burżuazja i rząd o wiele bardziej boją się legalnej niż nielegalnej akcji partii robotniczej, o wiele bardziej się boją sukcesów wyborczych niż sukcesów rebelii. I tu bowiem warunki walki gruntownie się zmieniły. Rebelia w dawnym stylu, walka uliczna z barykadami, która aż do r. 1848 była wszędzie środkiem ostatecznie rozstrzygającym, jest już w znacznym stopniu przestarzała. Nie dajmy się unosić złudzeniom: rzeczywiste zwycięstwo powstania nad wojskiem w walce ulicznej, takie zwycięstwo, jakie bywa w bitwie pomiędzy dwiema armiami, należy do największych rzadkości. Lecz i sami insurgenci również rzadko liczyli na takie zwycięstwo. Zwykle szło im tylko o to, aby złamać szeregi wojskowe przez oddziaływanie moralne, które w walce pomiędzy armiami dwóch wojujących państw wcale nie wchodzi w grę lub przynajmniej wchodzi w grę w o wiele mniejszym stopniu. Jeżeli to oddziaływanie odnosi skutek, wojsko odmawia posłuszeństwa lub dowódcy tracą głowę i powstanie zwycięża. O ile zaś to nie udaje się, to nawet wówczas, gdy wojsko jest w mniejszości - lepsze uzbrojenie i wyćwiczenie, jednolite kierownictwo, planowe użycie sił bojowych i dyscyplina zapewniają mu przewagę. W dziedzinie akcji ściśle taktycznej największą rzeczą, jakiej może dokonać powstanie, jest umiejętne budowanie i obrona poszczególnej barykady. Wzajemne poparcie, rozlokowanie i uruchomienie oddziałów rezerwowych, jednym słowem - współdziałanie i zazębianie się poszczególnych oddziałów, niezbędne do obrony choćby jednej dzielnicy miejskiej, a tym bardziej całego wielkiego miasta - będzie bardzo utrudnione, najczęściej w ogóle nie da się osiągnąć; koncentracja sił , bojowych na pewnym rozstrzygającym punkcie odpada tu więc sama przez się. Dlatego przeważającą formą walki jest obrona bierna akcja zaczepna zdobędzie się tu i ówdzie, lecz tylko w wyjątkowych wypadkach, na pojedyncze natarcia i ataki flankowe z reguły jednak; ograniczy się do obsadzania placówek, porzucanych przez cofające się wojsko. Ponadto wojsko rozporządza jeszcze działami oraz dobrze wyekwipowanymi i wyćwiczonymi oddziałami saperskimi, a tych środków walki insurgenci prawie nigdy nie mają. Nic więc dziwnego, że nawet najbardziej bohaterskie walki barykadowe - w czerwcu 1848 r. w Paryżu, w październiku 1848 r. w Wiedniu, w maju 1849 w Dreźnie - kończyły się porażką powstańców, o ile atakujący dowódcy, nie krępowani względami politycznymi, działali , według zasad czysto wojskowych i mogli polegać na swych żołnierzach. Liczne sukcesy insurgentów do r. 1848 wynikają z rozmaitych przyczyn. W lipcu 1830 r. i lutym 1848 r. w Paryżu, podobnie jak w większości hiszpańskich walk ulicznych, pomiędzy powstańcami a wojskiem stała gwardia obywatelska, która albo wprost przechodziła na stronę powstania, albo przez swe obojętne, niezdecydowane zachowanie wprowadzała niepewność również i w szeregi wojskowe, a nadto dostarczała powstaniu broni. Tam, gdzie ta gwardia obywatelska od samego początku występowała przeciw powstaniu, jak w czerwcu 1848 r. w Paryżu, powstanie ponosiło klęskę. W Berlinie 1848 r. lud zwyciężył po części dzięki znacznemu napływowi nowych sił bojowych w ciągu nocy i rankiem 19 marca, po części wskutek wyczerpania i złego zaprowiantowania wojsk, po części wreszcie wskutek sparaliżowania dowództwa. We wszystkich jednak wypadkach zwycięstwo zawdzięczano temu, że wojsko nie chciało walczyć, że dowódcy tracili zdolność decyzji lub mieli związane ręce, tak więc, nawet w klasycznej epoce walk ulicznych, barykada działała raczej moralnie niż materialnie; była środkiem rozprzężenia wojsk. Jeżeli utrzymała się aż do chwili, póki cel ten został osiągnięty, następowało zwycięstwo; jeżeli nie - przychodziła klęska. Jest to główny punkt, na który należy zwrócić uwagę także i przy rozpatrywaniu szans ewentualnych przyszłych walk ulicznych. Już zresztą w 1849 r. szansę te przedstawiały się dosyć niepomyślnie. Burżuazja przeszła wszędzie na stronę rządów, przedstawiciele (wykształcenia i własności) witali i częstowali, żołnierzy ciągnących przeciwko powstańcom.. Barykada straciła swój urok , żołnierz nie widział już za nią "ludu", lecz buntowników, wichrzycieli, grabieżców, tych, co chcą wszystko dzielić, wyrzutków społeczeństwa. Oficerowie opanowali z czasem formy taktyczne walki ulicznej, nie maszerowali już wprost i bez osłony przeciw zaimprowizowanemu wałowi ochronnemu, lecz obchodzili go przez ogrody, podwórza i domy. Przy pewnej zręczności udawało się to teraz w dziewięciu wypadkach na dziesięć. Od tego czasu jednak znowu zmieniło się bardzo wiele i wszystko na korzyść wojska. O ile wielkie miasta zwiększyły się znacznie, to jeszcze bardzie] zwiększyły się armie. Od r. 1848 Paryż i Berlin nie wzrosły czterokrotnie, ale ich garnizony powiększyły się przeszło cztery razy. Za pomocą kolei żelaznych można w ciągu 24 godzin zwiększyć garnizony przeszło dwukrotnie, a w 48 godzin zamienić je w olbrzymie armie. Uzbrojenie tej ogromnie wzmocnionej armii stało się niezrównanie bardziej efektywne. W r. 1848 gładkie karabiny perkusyjne nabijane od przodu - dzisiaj małokalibrowe odtylcówki magazynowe, które biją cztery razy dalej, dziesięć razy celniej i, dziesięć razy szybciej niż dawne karabiny. Wówczas używano stosunkowo mało skutecznych kuł armatnich i kartaczy, dzisiaj używa się granatów wybuchowych, z których każdy wystarcza do zburzenia najlepszej barykady. Wówczas oskardy saperów -dziś ładunki dynamitowe do burzenia brandmurów. Natomiast po stronie insurgentów wszystkie warunki uległy zmianie na gorsze. Przede wszystkim nie powtórzy się już chyba powstanie, z którym by sympatyzowały wszystkie warstwy ludu , w walce klasowej nigdy chyba wszystkie warstwy pośrednie nie skupią się tak powszechnie wokół proletariatu, aby grupująca się dokoła burżuazji partia reakcyjna zanikła prawie zupełnie. "Lud" będzie więc zawsze podzielony; wskutek tego zabraknie potężnej dźwigni, która tak silnie działała w r. 1848. Wprawdzie po stronie powstańców będzie więcej wysłużonych żołnierzy, ale tym trudniej będzie ich uzbroić. Strzelby myśliwskie i amatorskie ze składów broni - jeśli nawet policja nie uczyni ich bezużytecznymi przez odjęcie jakiejś części zamka - nie mogą nawet w walce z bliska choćby w przybliżeniu dorównać magazynowym karabinom żołnierzy. Przed rokiem 1848 można było samemu zrobić sobie potrzebną amunicję z prochu i ołowiu - dzisiaj do każdej broni trzeba innych nabojów, które w tym tylko są do siebie podobne, że wszystkie są skomplikowanymi produktami wielkiego przemysłu, a więc nie dadzą się zrobić na poczekaniu; tak więc większość broni jest bezużyteczna, dopóki brak specjalnych, odpowiednich do niej naboi. Wreszcie długie, proste i szerokie ulice, jakie mamy w zbudowanych po 1848 r. dzielnicach wielkich miast, są jakby stworzone dla nowych armat i karabinów. Rewolucjonista musiałby być chyba niespełna rozumu, aby samemu wybrać do walki barykadowej dzielnice robotnicze w północnej i wschodniej części Berlina. Czy znaczy to, że w przyszłości walka uliczna nie będzie już odgrywała żadnej roli? Bynajmniej. Znaczy to tylko, że od r. 1848 warunki stały się o wiele mniej korzystne dla walczącej ludności cywilnej, o wiele bardziej korzystne dla wojska. W przyszłej więc walce ulicznej będzie można zwyciężyć tylko wtedy, jeśli inne okoliczności zrównoważą te czynniki ujemne. Dlatego też walka uliczna będzie miała miejsce rzadziej na początku jakiejś wielkiej rewolucji w dalszym jej przebiegu i będzie się ją musiało podejmować większymi siłami. Siły te zastosują wtedy raczej taktykę otwartego niż pasywną taktykę barykad, podobnie jak taktykę natarcia stosowano przez cały czas wielkiej rewolucji francuskiej oraz dnia 4 września i 31 października 1870 r. w Paryżu[9]. Czy czytelnik rozumie teraz, dlaczego panujące czynniki chcą nas koniecznie wystawie na kule karabinowe i ciosy szabel ? Dlaczego zarzuca się nam tchórzostwo, gdy nie chcemy po prostu wyjść na ulicę, gdzie czeka nas pewna klęska? Dlaczego tak usilnie proszą nas, abyśmy wreszcie odegrali rolę mięsa armatniego? Całkiem na próżno trwonią ci panowie swe prośby i wyzwania, Nie jesteśmy tacy głupi. Z takim samym powodzeniem mogliby żądać od swych nieprzyjaciół w najbliższej wojnie, aby ustawili się w linię, jak za czasów starego Fritza[10], lub w kolumny z całych dywizji, jak pod Wagram i Waterloo[11], i to ze skałkówkami w rękach. Jeżeli zmieniły się dziś warunki wojny między narodami, to w niemniejszym stopniu zmieniły się warunki walki pomiędzy klasami. Minęły już czasy niespodziewanych ataków, czasy, w których rewolucji dokonywały drobne, świadome mniejszości ha czele nieświadomych mas. Tam, gdzie idzie o całkowite przeobrażenie ustroju społecznego-tam masy muszą brać w nim świadomy udział, muszą same rozumieć, o co toczy się walka i za co oddają swą krew i życie. Tego nauczyła nas historia ostatnich pięćdziesięciu lat. Aby jednak masy zrozumiały, co mają czynić, trzeba długiej, niezmordowanej pracy - i właśnie pracę tę prowadzimy teraz i to z takim powodzeniem, które do rozpaczy doprowadza naszych przeciwników. Już i w krajach romańskich robotnicy zaczynają coraz lepiej rozumieć, że starą taktykę trzeba zrewidować. Wszędzie naśladuje się przykład niemiecki wskazujący na to, jak należy korzystać z prawa wyborczego i zdobywać wszystkie dostępne dla nas placówki. Wszędzie ustępuje w cień taktyka nieprzygotowanych wybuchów. We Francji, gdzie następujące po sobie od przeszło stu lat rewolucje podminowały przecież grunt, gdzie nie ma ani jednej partii, która by nie dorzuciła swojej cegiełki do spisków, powstań i innych działań rewolucyjnych; we Francji, w której rząd nigdy więc nie może być pewny wojska i gdzie w ogóle okoliczności o wiele bardziej sprzyjają zamachom powstańczym niż w Niemczech - nawet we Francji socjaliści coraz bardziej dochodzą do przekonania, że nigdy nie osiągną trwałego zwycięstwa, o ile uprzednio nie pozyskają szerokich mas ludowych, tj. w danym wypadku chłopów. I tu także za najbliższe zadanie partii uznano uporczywą pracę propagandystyczną i działalność parlamentarną. Pomyślne skutki nie dały na. siebie czekać. Nie dość, że zdobyto cały szereg rad gminnych; w izbie zasiada 50 socjalistów, którzy obalili już trzy ministerstwa i jednego prezydenta republiki. W Belgii robotnicy zdobyli sobie w zeszłym roku prawo wyborcze i zwyciężyli w czwartej części okręgów. W Szwajcarii, Włoszech, Danii, nawet w Bułgarii i Rumunii , socjaliści są reprezentowani w parlamentach. W Austrii wszystkie partie są zgodne co do tego, że nie można nam już dłużej odmawiać".dostępu do Rady Państwa. Nie ulega już wątpliwości, że do, niej wejdziemy, spór toczy się tylko o to - którymi drzwiami. Nawet w Rosji, jeżeli zbierze się słynny < Sobór Ziemski >[12] - owo zgromadzenie narodowe, którego zwołaniu młody Mikołaj tak daremnie się opiera - możemy być pewni, że tam będziemy reprezentowani. Rozumiecie, że nasi zagraniczni towarzysze bynajmniej nie zrzekają się wskutek tego swego prawa do rewolucji. Prawo do rewolucji jest przecież w ogóle jedynym rzeczywiście "historycznym prawem", jedynym, na którym opierają się wszystkie nowoczesne państwa włączając w to i Meklemburgię, gdzie rewolucja szlachecka skończyła się w r. 1755 "umową dziedziczną" ("Erbvergleich"), będącą dzisiaj jeszcze prawomocnym przesławnym dokumentem gwarancyjnym feudalizmu. Prawo do rewolucji tak głęboko zakorzeniło się świadomości ogółu, że nawet generał von Bogusławski jedynie z tego prawa ludowego wywodzi dla swego cesarza prawo do zamachu stanu. Lecz bez względu na to, co się dzieje w innych krajach, niemiecka socjaldemokracja zajmuje szczególne miejsce i przez to ma - przynajmniej na najbliższy okres - szczególne zadania. Dwa miliony wyborców, których wysyła ona do urn wyborczych, łącznie z młodymi mężczyznami i kobietami nie posiadającymi praw wyborczych, ale solidaryzującymi się z tymi dwoma milionami - stanowią najliczniejszą, najbardziej zwartą masę, decydujący  oddział szturmowy  międzynarodowej armii proletariackiej. Masa ta już dziś daje socjaldemokracji ponad jedną czwartą ogólnej liczby głosów a wybory uzupełniające do parlamentu, do poszczególnych sejmów krajowych, do rad gminnych i sądów przemysłowych dowodzą, że liczba głosów socjaldemokratycznych wciąż się zwiększa. Wzrost jej odbywa się tak żywiołowo, tak systematycznie, tak niepowstrzymanie i zarazem tak spokojnie, jak procesy w przyrodzie. Wszystkie wysiłki rządu okazały się wobec tego bezsilne. Już dziś możemy liczyć na 2 1/5 miliona wyborców. Jeżeli tak dalej pójdzie, to do końca stulecia zdobędziemy większą część średnich warstw społeczeństwa, drobnomieszczan oraz drobnych chłopów, i staniemy się decydującą siłą w kraju, przed którą wszystkie inne, chcąc nie chcąc, będą musiały, się ugiąć. Utrzymać ten wzrost nieprzerwanie, dopóki nie wyrośnie on ponad głowę obecnego systemu rządowego, nie dopuścić do wyniszczenia w walkach awangardowych tego z każdym dniem krzepnącego oddziału szturmowego, a zachować go nienaruszonym do dnia decydującego starcia - takie jest nasze główne zadanie. Istnieje tylko jeden środek, który mógłby chwilowo wstrzymać stałe narastanie bojowych sił socjalistycznych w Niemczech, a nawet odrzucić je na pewien czas wstecz. Środkiem takim jest wielkie starcie z wojskiem, upust krwi, taki jak w Paryżu w 1871 r. Na dłuższą metę przezwyciężylibyśmy i to. Nie można zetrzeć z powierzchni ziemi partii liczącej miliony zwolenników, na to nie wystarczą wszystkie karabiny Europy i Ameryki. Ale zahamowałoby to normalny rozwój, zabrakłoby nam może w krytycznej chwili oddziału szturmowego, decydujące starcie opóźniłoby się, przeciągnęło, byłoby związane z cięższymi ofiarami. Ironia historii przewraca wszystko do góry nogami. My, „rewolucjoniści”, „wywrotowcy”, rozwijamy się lepiej za pomocą środków legalnych niż za pomocą środków nielegalnych i przewrotu. Partie porządku, jak same siebie nazywają, giną dzięki stworzonemu przez nie porządkowi legalnemu. Wołają więc w rozpaczy za Odilonem Barrot: la legalite nous tue, legalność nas zabija - my zaś w ramach tej legalności dostajemy krzepkich mięśni i rumianych policzków i wyglądamy jak wieczne życie. I jeżeli nie będziemy tak szaleni, aby dla ich przyjemności dać się popchnąć do walki ulicznej, nie pozostanie im w końcu nic innego, jak tylko samym złamać fatalną dla nich legalność. Na razie opracowują oni nowe prawa przeciw przewrotowi. Znowu wszystko jest przewrócone do góry nogami. Czyż dzisiejsi fanatyczni przeciwnicy przewrotu nie byli wczoraj sami wywrotowcami? Czy to My wywołaliśmy wojnę domową 1866 r. ? - Czy to My wypędziliśmy króla Hanoweru, elektora heskiego, księcia nassuskiego z ich rodowych, prawowitych, dziedzicznych ziem i zagarnęliśmy te ziemie ? I oto ci, którzy dokonali przewrotu w Związku Bemieckim, obalili trzy korony z bożej łaski, żalą się dziś na przewrót? Qui tulerit Gracchos de seditione querentes ? (Któż ścierpi, by Grakchowie żalili się na rozruchy?) Kto pozwoli wielbicielom Bismarcka wymyślać na przewrót ? Niechże tymczasem przeprowadzają swoje projekty ustaw przeciw przewrotowi, niechaj je nawet obostrzają, niech cały kodeks karny zmienią na kauczuk - zyskają przez to tylko nowy dowód swej bezsilności. Aby poważnie dać się we znaki socjaldemokracji, będą jeszcze musieli chwycić całkiem innych środków. Przewrotowi socjaldemokratycznemu, który chwilowo dobrze wychodzi właśnie na przestrzeganiu praw, mogą oni przeciwstawić się tylko za pomocą przewrotu dokonanego przez partię porządku, przewrotu, który w żaden sposób obejść się nie może bez łamania praw. Pan Roessler - pruski biurokrata i pan von Bogusławski -pruski generał okazali im jedyną drogę, na której może uda się jeszcze poradzić sobie z robotnikami, którzy nie dają się w żaden sposób wciągnąć do walki ulicznej. Złamanie konstytucji, dyktatura , powrót do absolutyzmu, regis yoluntas suprema lex! (Wola króla to najwyższe prawo!) A więc tylko odwagi, panowie, tu niedość się zamierzyć, trzeba i uderzyć . Lecz nie zapominajcie, że Rzesza Niemiecka, podobnie jak wszystkie drobne państewka i w ogóle wszystkie nowoczesne państwa jest produktem umowy : po pierwsze, produktem umowy pomiędzy panującymi, po drugie, produktem umowy pomiędzy każdym panującym a jego narodem. Jeżeli jedna strona łamie umowę to cała umowa upada i druga strona jest również wolna od wszelkich zobowiązań. Tak pięknie to nam pokazał Bismarck w 1866 r. Jeżeli więc panowie, złamiecie konstytucję Rzeszy, to i socjaldemokracja jest wolna, może działać i postępować wobec was, jak chce. Jak postąpi ona w takim wypadku - o tym nie będziemy na pewno dzisiaj wam opowiadać.

Minęło teraz około 1600 lat od czasu, gdy w państwie rzymskim działała również niebezpieczna partia przewrotowa. Podkopywała ona religię i wszelkie podstawy państwa; zaprzeczała wręcz temu, że wola cesarska jest najwyższym prawem, nie uznawała ojczyzny, była międzynarodowa, rozszerzała się we wszystkich prowincjach cesarstwa od Galii po Azję i dalej poza granice państwa. Długo żyła ona w podziemiach, w ukryciu; lecz już od dłuższego czasu poczuła się dość silna, aby wyjść otwarcie na światło dzienne. Owa partia przewrotowa, znana pod nazwą chrześcijan, miała wielu zwolenników także i w wojsku; całe legiony były chrześcijańskie. Gdy wysyłano je jako asystę honorową na uroczyste obchody pogańskiego kościoła panującego, żołnierze-wywrotowcy posuwali swe zuchwalstwo do tego stopnia, że na znak protestu zatykali, na swych szyszakach szczególne odznaki - krzyże. Nawet zwykłe szykany koszarowe ze strony dowódców okazały się, bezskuteczne, i Cesarz Dioklecjan nie mógł dłużej patrzeć spokojnie na podkopywanie w jego wojsku porządku, posłuszeństwa i rygoru. Postanowił działać energicznie dopóki czas i wydał ustawę przeciw socjalistom - chciałem powiedzieć: przeciw chrześcijanom. Zakazano zgromadzeń wywrotowców, zamknięto lub zgoła zniszczono lokale ich zebrań zabroniono noszenia odznak chrześcijańskich - krzyżów itd. jak dziś w Saksonii - czerwonych chustek do nosa. Chrześcijan pozbawiono prawa piastowania urzędów państwowych -nie mogli już być nawet kapralami. Ponieważ wtedy nie było jeszcze tak dobrze wytresowanych w "stronniczości" sędziów, jak ich przewiduje p. von Köller w swym projekcie ustawy przeciw przewrotowi[13] - zakazano więc po prostu chrześcijanom dochodzenia swych praw w drodze sądowej. Ale i ta ustawa wyjątkowa pozostała bez skutku. Chrześcijanie na pośmiewisko zdzierali ją ze ścian i podobno nawet podpalili w Nikomedii pałac, w którym przebywał właśnie wtedy cesarz. Cesarz zemścił się stosując wobec chrześcijan masowe prześladowania w 303 r. naszej ery. Były to ostatnie prześladowania tego rodzaju. A były one tak skuteczne, że w siedemnaście lat później wojsko składało się przeważnie z chrześcijan, a następny samowładca całego cesarstwa rzymskiego Konstantyn, nazwany przez klechów Wielkim, ogłosił chrześcijaństwo religią państwową.

Londyn, 6 marca 1895.

Rozdział I: Porażka z czerwca 1848r.


[1] "Vorwarts" ("Naprzód", centralny organ socjaldemokracji niemieckiej, redagowany przez W. Liebknechta) publikując w r. 1895 "Wstęp" Engelsa dokonał takich skrótów w tekście, że myśli Engelsa uległy zupełnemu wypaczeniu. Engels pisał o tym do Lafargue'a dnia 3 kwietnia 1895 r.: "(Engels ma na myśli W. Liebknechta. - Red.) urządził mi ładny kawał. Powyjmował z mego wstępu do artykułów Marksa o Francji r. 1848 - 1850 wszystko, co mogło mu posłużyć do obrony taktyki pokojowej za wszelką cenę i odrzucającej stosowanie przemocy; głoszenie tego rodzaju taktyki upodobał sobie od pewnego czasu, zwłaszcza w chwili obecnej, gdy w Berlinie przygotowuje się ustawy wyjątkowe. Oburzony bezceremonialną robotą "redaktorską", której ofiarą padł jego "Wstęp", Engels pisał także do Kautsky'ego l kwietnia 1895 r.: "Ze zdumieniem zauważyłem dziś w "Vorwarts" wyciąg z mego "Wstępu" przedrukowany bez mej wiedzy i specjalnie tak okrojony, że wyglądam jak pokojowy wielbiciel legalności "q u a n d m l m e" (za wszelką cenę). Tym bardziej chciałbym, by "Wstęp" ukazał się teraz w całości w "Neue Zeit" (teoretyczne czasopismo socjaldemokracji niemieckiej. - R e d.), aby zatrzeć to haniebne wrażenie. Powiem Liebknechtowi bardzo dobitnie, co o tym myślę, jak również tym - ktokolwiek by to był - którzy dali mu sposobność wypaczenia mej myśli". Jednak i "Neue Zeit", mimo wszystko, nie zamieściła "Wstepu" w całości.
Całkowity tekst "Wstępu" Engelsa został po raz pierwszy opublikowany dopiero w ZSRR przez Instytut Marksa - Engelsa - Lenina w Moskwie. - Red.

[2] Rewolucja 1848 r. rozpoczęła się we Francji 24 lutego, w Niemczech - w marcu (w Wiedniu 13 marca, w Berlinie 18 marca) - Red.

[3] Sachsenwald - rozległy majątek ziemski, podarowany niemieckiemu kanclerzowi Bismarckowi. - Red.

[4] Engels ma na myśli legitymistów, zwolenników "legitymistycznej" ("prawowitej") monarchii Bourbonów, którzy panowali we Francji do r. 1792 i w okresie restauracji (1815-1830), oraz orleanistów, zwolenników dynastii Orleańskiej, która objęła władze w czasie rewolucji lipcowej 1830 r., a obalona została przez rewolucję 1848 r. - Red.

[5] Za Napoleona III Francja brata udział w kampanii krymskiej (1854-1855), toczyła z Austrią wojnę o panowanie nad Włochami (1859), zorganizowała ekspedycję do Syrii (1860), wraz z Anglią brała udział w wojnie przeciw Chinom, podbiła Kambodżę (Indochiny), w r. 1863 brała udział w ekspedycji do Meksyku i wreszcie w roku 1870 prowadziła wojnę przeciw Prusom. - Red.

[6] W rezultacie zwycięstwa odniesionego nad Francją o w czasie wojny francusko-pruskiej (1870-1871) powstała Rzesza Niemiecka, poza ramami której pozostała jednak Austria (stąd nazwa "małoniemieckie cesarstwo"). Klęska Napoleona III stała się bodźcem do rewolucji we Francji. Rewolucja obaliła Ludwika Bonaparte i doprowadziła do proklamowania republiki w dniu 4 września 1870 r. - Red.

[7] Bismarck wprowadził powszechne prawo wyborcze do Reichstagu Północno-Niemieckiego w r. 1866 i do Reichstagu zjednoczonego Cesarstwa Niemieckiego w r. 1871. - Red.

[8] Mowa tu o programie francuskiej partii robotniczej, opracowanym przez J. Guesde'a i P. Lafargue'a pod bezpośrednim kierownictwem Marksa (patrz w tomie niniejszym list Engelsa do Bernsteina z 25 października 1881 r.) - Red.

[9] Chodzi o 4 września 1870 r., kiedy obalony został rząd Ludwika Bonaparte i proklamowana republika, oraz o dzień 31 października tegoż roku - dzień nieudanej próby blankistów podjęcia powstania przeciw rządowi obrony narodowej (szczegółowo o tym patrz "Wojna domowa we Francji" w tomie niniejszym). - Red.

[10] Fryderyk II (1712-1786) - król pruski (1740-1786). - Red

[11] W bitwie pod Wagram w 1809 r. Napoleon I odniósł zwycięstwo nad armią austriacką; pod Waterloo 18 lipca 1815 r. armie sojusznicze (austriacka, pruska itd.) zadały mu decydującą klęskę. - Red.

[12] Słowa "sobór ziemski" napisane są przez Engelsa po rosyjsku. - Red.

[13] Dnia 5 grudnia 1894 r., wniesiony został do parlamentu Rzeszy projekt nowej ustawy przeciw socjalistom; projekt ten został przekazany komisji, która rozpatrywała go do 25 kwietnia 1895 r. - Red.

[Powrót na stronę główną] [Powrót do spisu dzieł Marksa i Engelsa]